[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę Herilimów nie tracił czasu.Poszedł do oberży Gąska na Ruszcie isforsował drzwi jednym silnym pchnięciem.Cicho wszedł do sypialnioberżystów, którzy zbudzili się przerażeni.-Kim.kim jesteś? wymamrotał Kerry, kładąc dłoń na ramieniu żony, jakbymógł tym gestem ją chronić.Sultjhor nie odpowiedział, tylko powolnym ruchem wyjął miecz z pochwy ipołożył na gardle Tary, a potem zwrócił się do Kerry ego.-Jeśli krzykniesz, jeśli się poruszysz lub jeśli nie odpowiesz na moje pytanie,poderżnę jej gardło, a potem cię zabiję.Zrozumiałeś?Oberżysta sparaliżowany strachem nie był w stanie wydobyć słowa.-Gdzie jest dziewczyna?-Ja.jaka dziewczyna? spróbował skłamać oberżysta w daremnym przypływiebrawury.Książę Herilimów westchnął i jednym gwałtownym ruchem odciął rękę Tary.Biedna kobieta nie miała nawet chwili by spróbować się bronić.Wrzasnęła, a wjej krzyku ból zmieszał się z przerażeniem, gdy ujrzała swą dłoń spadającą złóżka w potoku krwi.Rycerz podszedł i położył poduszkę na twarzy Tary, bystłumić jej krzyki.Dociskał ją głowicą miecza i ponownie zwrócił się dooberżysty.-Pytam po raz ostatni: gdzie jest dziewczyna?Oberżysta zaczął szlochać, czuł, że nadchodzi jego koniec, ale zdołał wyjąkać:-Na południe.uciekła na południe.-Gdzie na południe?-Nie wiem nic mi nie powiedziała.Bez wątpienia w stronę Providence.Sulthor nie musiał nawet podnosić głosu.Oberżysta był tak przerażony, żeodpowiadała natychmiast niczym automat.-Znalazła coś na wrzosowisku?-Pierścień.na palcu zakopanego człowieka.-A Felim wyruszył jej śladem? zapytał nieruchomy oprawca.Oberżysta potwierdził skinieniem głowy i to był jego ostatni gest.Rycerzskończył z Tarą i jej mężem dwoma precyzyjnymi ruchami miecza.Ich głowypotoczyły się po podłodze.Wytarł zakrwawiony miecz o poduszkę i wyszedł z izby pewnym krokiem.*W Pierwszej Erze kraj ten zamieszkiwał lud Tuathannów.Nie byli to ani ludzieani bogowie.Byli legendą, początkiem, a krew w ich żyłach była sokiem ziemi.http://chomikuj.pl/Manija.B62To oni nazwali wyspę Gaelią i przez szacunek dla Mojry uczynili z niejkwitnącą i żyzną krainę.W Drugiej Erze zza Południowego Morza nadciągnęły zastępy obcych wojsk iopanowały wschodnią Gaelię.W ciągu zaledwie kilku lat unicestwionoTauthannów, dokonano podziału Gaelii na pięć hrabstw Sarre, Harcourt,Bizanię, Ziemię Brunatną i Galację oraz wybrano Najjaśniejszego Pana, którymiał rządzić przy wsparciu druidów.W Trzeciej Erze, w której na świat przyszła Alea, drogą morską przybył biskupThomas Aeditus z misją chrystianizacji wyspy.Taka jest starożytna historia Gaelii oraz Tuathannów, tajemniczego luduwygnanego ze swej rodzinnej ziemi, zapomnianego przez historię w tokukolejnych podbojów.Niezbyt często przytaczano to wydarzenie.Niektórzy bardowie prezentowali jenawet jako starą baśń.A jednak Tuathannowie istnieli naprawdę.I chociażlegenda głosiła, że wszyscy zostali zgładzeni na początku Drugiej Ery, prawdabyła zgoła odmienna.Niektórzy Tuathannowie przeżyli i znalezli schronienie w tajemniczym państwieSid, oczekując wiele lat we wnętrzu Ziemi na możliwość zemsty.Czekalicierpliwie na dobry moment, który nastąpił, gdy Alea znalazła pierścień nawrzosowisku.Tego samego dnia w sercu wyspy pojawili się bowiempotomkowie owych zapomnianych istot.Było to pod koniec zimy.Pod łańcuchem gór Gor-Darka mimo nieuchronniezbliżających się gorących dni zima nie odpuszczała.Owszem, roztopiony sniegdawno już spłynął ku podnóżom gór, ale wiatr wiejący od strony morza ciąglejeszcze wdzierał się w głąb lądu lodowatym podmuchem.Ludzie nosili grubewełniane płaszcze, ciepłe rękawice i z utęsknieniem czekali, aż powróci słońce,a wraz z nim dobry nastrój.Na równinie nie było nikogo.%7ładnego dziecka, żadnego wędrownego kupca,zaledwie kilka ptaków suszących pióra na wietrze.Nie było nikogo, gdyolbrzymie skały się rozstąpiły, ukazując wejście do zapomnianych jaskiństanowiących wrota Sidu tajemniczego świata, w którym przez ponad trzystalat Tuathannowie czekali na dzień zemsty.Tuathanneńscy wojownicy niczym armia mówek wychodzili z podziemi jedenpo drugim, z nagimi torsami, w spodniach z płowego futra.Przygotowywali siędo ataku.%7łycie pod ziemią sprawiło, ze ich oczy były zmróżone izaczerwienione, a spojrzenia lodowate niczym wietrzne noce na bezkresnychrówninach Galacji.Jasną skórę pokrywały malunki charakterystyczne dlaposzczególnych klanów, a cisza zakłócana jedynie furkotem futer na wietrze byłprzerażająca.Z najobszerniejszej jaskini wychodzili śmiali wojownicy z klanu Mahat angor,który od początku dominował nad ludem tuathanneńskim w Sidzie.Pokrywającaich torsy niebieska farba podkreślała rzezbę mięśni.%7ładen inny klan nie śmiałnaśladować ich wyjątkowego uczesania: niebieskiego grzebienia z włosów,który sięgał na plecy, umocowanego za pomocą rzemyków ze skóry i kauczukuz podziemnych drzew.Uzbrojeni w młoty i inną broń byliNajniebezpieczniejszymi spośród wszystkich Tuathannów.Od najmłodszych lathttp://chomikuj.pl/Manija.B63spędzali czas pod ziemią w doskonaleniu sztuki wojennej.Ich jedynymzadaniem było chronienie klanu Sarkana, którego autorytet był uznawany przezcały lud tuathannenski.Inne klany zajmowały się zapewnieniem pożywieniaoraz budowaniem domostw.Mahat angorczycy stanowili elitę wojskowąTuathannów, straż przednią.Uniesieni morderczym szałem, prowadzili za sobąpozostale klany,Wylali się z wnętrza gory niczym potok lawy, rozmieszczając swe oddziaływzdłuż całej doliny.Prawie trzy tysiące tych majestatycznych istot wyszło naświatło dzienne, wznosząc nad głowy broń z drewna i stali.Z ich oczu biłanienawiść i żądza krwi, na której zaspokojenie czekali wiele wieków i której nicprócz śmierci nie mogło ugasić.Przeszli przez równinę i ruszyli w kierunku majaczącej w oddali osady.Była toAtarmaja, jedna z wiosek leżących u stóp gór.Armia Tuathannów była już naskraju wioski, gdy pierwsza z mieszkanek ujrzał tę nadciągającą watahę dzikichbestii, zdolnych zdeptać ludzi i domy.Upuściła torbę, którą niosła na ramieniu izaczęła wrzeszczeć ze strachu, przyciągając uwagę mieszkańców.Zbyt pózno.Tuathannowie wdarli się do Atarmai z klanem Mahat angorczykow na czele,wznosząc okrzyki w języku zupełnie niezrozumiałym dla mieszkańców i zanimci zdołali złapać za broń czy znalezć schronienie, rozpoczęła się masakra.Trzytysiące podziemnych wojowników nie oszczędzało nikogo, nawet kobiet idzieci.Tuathannowie atakowali gwałtownie i brutalnie, ich broń cięła dzgała,miażdżyła, zgniatała.Podkładali ogień pod zagrody, wywołując panikę wśródzwierząt i rozpaczliwe krzyki dzieci.Była to fala gniewu i wściekłości, którejnikt z nie mógł powstrzymać a bezlitośni wojownicy dorzynali pozostałych przyżyciu tak długo, aż cała wioskę obrócili w perzynę.Pierwsi wojownicy zebrali się na centralnym placu wioski w śmiertelnej ciszy,ocierając ociekające krwią ostrza.W wiosce nie pozostało żywej duszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Książę Herilimów nie tracił czasu.Poszedł do oberży Gąska na Ruszcie isforsował drzwi jednym silnym pchnięciem.Cicho wszedł do sypialnioberżystów, którzy zbudzili się przerażeni.-Kim.kim jesteś? wymamrotał Kerry, kładąc dłoń na ramieniu żony, jakbymógł tym gestem ją chronić.Sultjhor nie odpowiedział, tylko powolnym ruchem wyjął miecz z pochwy ipołożył na gardle Tary, a potem zwrócił się do Kerry ego.-Jeśli krzykniesz, jeśli się poruszysz lub jeśli nie odpowiesz na moje pytanie,poderżnę jej gardło, a potem cię zabiję.Zrozumiałeś?Oberżysta sparaliżowany strachem nie był w stanie wydobyć słowa.-Gdzie jest dziewczyna?-Ja.jaka dziewczyna? spróbował skłamać oberżysta w daremnym przypływiebrawury.Książę Herilimów westchnął i jednym gwałtownym ruchem odciął rękę Tary.Biedna kobieta nie miała nawet chwili by spróbować się bronić.Wrzasnęła, a wjej krzyku ból zmieszał się z przerażeniem, gdy ujrzała swą dłoń spadającą złóżka w potoku krwi.Rycerz podszedł i położył poduszkę na twarzy Tary, bystłumić jej krzyki.Dociskał ją głowicą miecza i ponownie zwrócił się dooberżysty.-Pytam po raz ostatni: gdzie jest dziewczyna?Oberżysta zaczął szlochać, czuł, że nadchodzi jego koniec, ale zdołał wyjąkać:-Na południe.uciekła na południe.-Gdzie na południe?-Nie wiem nic mi nie powiedziała.Bez wątpienia w stronę Providence.Sulthor nie musiał nawet podnosić głosu.Oberżysta był tak przerażony, żeodpowiadała natychmiast niczym automat.-Znalazła coś na wrzosowisku?-Pierścień.na palcu zakopanego człowieka.-A Felim wyruszył jej śladem? zapytał nieruchomy oprawca.Oberżysta potwierdził skinieniem głowy i to był jego ostatni gest.Rycerzskończył z Tarą i jej mężem dwoma precyzyjnymi ruchami miecza.Ich głowypotoczyły się po podłodze.Wytarł zakrwawiony miecz o poduszkę i wyszedł z izby pewnym krokiem.*W Pierwszej Erze kraj ten zamieszkiwał lud Tuathannów.Nie byli to ani ludzieani bogowie.Byli legendą, początkiem, a krew w ich żyłach była sokiem ziemi.http://chomikuj.pl/Manija.B62To oni nazwali wyspę Gaelią i przez szacunek dla Mojry uczynili z niejkwitnącą i żyzną krainę.W Drugiej Erze zza Południowego Morza nadciągnęły zastępy obcych wojsk iopanowały wschodnią Gaelię.W ciągu zaledwie kilku lat unicestwionoTauthannów, dokonano podziału Gaelii na pięć hrabstw Sarre, Harcourt,Bizanię, Ziemię Brunatną i Galację oraz wybrano Najjaśniejszego Pana, którymiał rządzić przy wsparciu druidów.W Trzeciej Erze, w której na świat przyszła Alea, drogą morską przybył biskupThomas Aeditus z misją chrystianizacji wyspy.Taka jest starożytna historia Gaelii oraz Tuathannów, tajemniczego luduwygnanego ze swej rodzinnej ziemi, zapomnianego przez historię w tokukolejnych podbojów.Niezbyt często przytaczano to wydarzenie.Niektórzy bardowie prezentowali jenawet jako starą baśń.A jednak Tuathannowie istnieli naprawdę.I chociażlegenda głosiła, że wszyscy zostali zgładzeni na początku Drugiej Ery, prawdabyła zgoła odmienna.Niektórzy Tuathannowie przeżyli i znalezli schronienie w tajemniczym państwieSid, oczekując wiele lat we wnętrzu Ziemi na możliwość zemsty.Czekalicierpliwie na dobry moment, który nastąpił, gdy Alea znalazła pierścień nawrzosowisku.Tego samego dnia w sercu wyspy pojawili się bowiempotomkowie owych zapomnianych istot.Było to pod koniec zimy.Pod łańcuchem gór Gor-Darka mimo nieuchronniezbliżających się gorących dni zima nie odpuszczała.Owszem, roztopiony sniegdawno już spłynął ku podnóżom gór, ale wiatr wiejący od strony morza ciąglejeszcze wdzierał się w głąb lądu lodowatym podmuchem.Ludzie nosili grubewełniane płaszcze, ciepłe rękawice i z utęsknieniem czekali, aż powróci słońce,a wraz z nim dobry nastrój.Na równinie nie było nikogo.%7ładnego dziecka, żadnego wędrownego kupca,zaledwie kilka ptaków suszących pióra na wietrze.Nie było nikogo, gdyolbrzymie skały się rozstąpiły, ukazując wejście do zapomnianych jaskiństanowiących wrota Sidu tajemniczego świata, w którym przez ponad trzystalat Tuathannowie czekali na dzień zemsty.Tuathanneńscy wojownicy niczym armia mówek wychodzili z podziemi jedenpo drugim, z nagimi torsami, w spodniach z płowego futra.Przygotowywali siędo ataku.%7łycie pod ziemią sprawiło, ze ich oczy były zmróżone izaczerwienione, a spojrzenia lodowate niczym wietrzne noce na bezkresnychrówninach Galacji.Jasną skórę pokrywały malunki charakterystyczne dlaposzczególnych klanów, a cisza zakłócana jedynie furkotem futer na wietrze byłprzerażająca.Z najobszerniejszej jaskini wychodzili śmiali wojownicy z klanu Mahat angor,który od początku dominował nad ludem tuathanneńskim w Sidzie.Pokrywającaich torsy niebieska farba podkreślała rzezbę mięśni.%7ładen inny klan nie śmiałnaśladować ich wyjątkowego uczesania: niebieskiego grzebienia z włosów,który sięgał na plecy, umocowanego za pomocą rzemyków ze skóry i kauczukuz podziemnych drzew.Uzbrojeni w młoty i inną broń byliNajniebezpieczniejszymi spośród wszystkich Tuathannów.Od najmłodszych lathttp://chomikuj.pl/Manija.B63spędzali czas pod ziemią w doskonaleniu sztuki wojennej.Ich jedynymzadaniem było chronienie klanu Sarkana, którego autorytet był uznawany przezcały lud tuathannenski.Inne klany zajmowały się zapewnieniem pożywieniaoraz budowaniem domostw.Mahat angorczycy stanowili elitę wojskowąTuathannów, straż przednią.Uniesieni morderczym szałem, prowadzili za sobąpozostale klany,Wylali się z wnętrza gory niczym potok lawy, rozmieszczając swe oddziaływzdłuż całej doliny.Prawie trzy tysiące tych majestatycznych istot wyszło naświatło dzienne, wznosząc nad głowy broń z drewna i stali.Z ich oczu biłanienawiść i żądza krwi, na której zaspokojenie czekali wiele wieków i której nicprócz śmierci nie mogło ugasić.Przeszli przez równinę i ruszyli w kierunku majaczącej w oddali osady.Była toAtarmaja, jedna z wiosek leżących u stóp gór.Armia Tuathannów była już naskraju wioski, gdy pierwsza z mieszkanek ujrzał tę nadciągającą watahę dzikichbestii, zdolnych zdeptać ludzi i domy.Upuściła torbę, którą niosła na ramieniu izaczęła wrzeszczeć ze strachu, przyciągając uwagę mieszkańców.Zbyt pózno.Tuathannowie wdarli się do Atarmai z klanem Mahat angorczykow na czele,wznosząc okrzyki w języku zupełnie niezrozumiałym dla mieszkańców i zanimci zdołali złapać za broń czy znalezć schronienie, rozpoczęła się masakra.Trzytysiące podziemnych wojowników nie oszczędzało nikogo, nawet kobiet idzieci.Tuathannowie atakowali gwałtownie i brutalnie, ich broń cięła dzgała,miażdżyła, zgniatała.Podkładali ogień pod zagrody, wywołując panikę wśródzwierząt i rozpaczliwe krzyki dzieci.Była to fala gniewu i wściekłości, którejnikt z nie mógł powstrzymać a bezlitośni wojownicy dorzynali pozostałych przyżyciu tak długo, aż cała wioskę obrócili w perzynę.Pierwsi wojownicy zebrali się na centralnym placu wioski w śmiertelnej ciszy,ocierając ociekające krwią ostrza.W wiosce nie pozostało żywej duszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]