[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście - dodał szorstko Woolford, ruchem głowy wskazującszkockiego barda.- Jeśli wilki poznają się na podstępie Rzymian, po prostuzabiją kozlę, zanim zostanie wykorzystane przeciwko nim.Duncan odwrócił się, zamierzając wyjść na zewnątrz, odczuwając jesz-cze większą potrzebę odnalezienia starego przewoznika Jacoba, któregowiadomość dla guwernera Ramseyów nadała trochę sensu chaosowi tegodnia.Nagle jednak zastąpił mu drogę sierżant Fitch, który pochylił się doWoolforda.Mówiąc do kapitana, sierżant trzymał dłoń na rękojeści kor-delasa i wpatrywał się w noc za otwartymi drzwiami.- Indianin, panie kapitanie - oznajmił Fitch cicho i stanowczo.- Leżymartwy w letniej kuchni.Rozdział 6Woolford wybiegł przez frontowe drzwi.Duncan pobiegł do sąsiedniejizby, gorączkowo szukając dzieci w tłumie tańczących.Znalazł Crispinasiedzącego na krześle w kącie i trzymającego na kolanach dzieci, które spa-ły, oparłszy główki o jego szeroką pierś.Sarah nigdzie nie było widać.Cri-spin opierał głowę o ścianę i rozbudził się dopiero, gdy Duncan przekazałmu wiadomość.Służący zerwał się, tuląc dzieci do piersi.- Ona poszła! - jęknął.- Kilka minut temu poszła do kuchni.Duncan wziął od niego Jonathana i w ślad za Crispinem przedarł sięprzez tłum do przyległej do sali kuchni.Ta była pusta, nie licząc krzepkiejdziewuchy zmywającej naczynia w balii.Duncan pojął, że Fitch i Woolfordwoleli nie wszczynać alarmu, chociaż karczmarz i jego żona też zniknęli.Bezskutecznie przeszukali inne pomieszczenia na parterze gospody, poczym zanieśli dzieci do sypialni na górze, gdzie czekały ich kufry podróżne.Położyli dzieci na łóżku i przykryli kocem.- Jeden z nas musi zostać - zauważył Duncan, spoglądając przez oknona oświetlony księżycem teren.Ktoś szedł z pochodnią wzdłuż skraju lasu.Crispin nie odpowiedział, tylko zdjął z kołka składane krzesełko i usta-wił je obok okna, skąd mógł widzieć zarówno stajnię, jak i drzwi gospody.Chwilę pózniej Duncan stał już przy frontowych drzwiach, usiłując opa-nować przesądny lęk, który go ogarnął.Dzicy istotnie byli w pobliżu i Fitchznalazł jednego zabitego.Z sągu drewna przy drzwiach Duncan wziął grubepolano i trzymając je jak broń, wszedł w cień, aby w świetle księżyca przyj-rzeć się budynkom.Wybrał przysadzistą budowlę z szerokim kominem,154trzydzieści stóp od tylnych drzwi gospody i połączonej z nią chodnikiem zwytartych kamiennych płyt.Budynek wyglądał na opuszczony, lecz pod-szedłszy bliżej, Duncan zobaczył, że w ścianach nie ma okien.Otworzyłżelazny rygiel i gdy wszedł do oświetlonego blaskiem świecy wnętrza, zastałtam stojącego pod ścianą Woolforda trzymającego dłoń na rękojeści korde-lasa.Kapitan skrzywił się, lecz nie próbował powstrzymać Duncana, gdy tenpodszedł do stołu zbitego z desek, stojącego przed wielkim zimnym komin-kiem.Karczmarz stał po drugiej stronie stołu, obejmując ramieniem pła-czącą żonę.Na stołku siedziała młodsza kobieta, opatulona kocem, któregobrzeg skrywał w cieniu jej twarz.Duncan spodziewał się, że poczuje pewną satysfakcję na widok leżącegobez życia dzikusa, i oczami duszy widział już jedno z takich przerażającychstworzeń, jakie napotkał w głównej kwaterze.Tymczasem nie odczuwałżadnej satysfakcji ani ulgi, tylko głębokie zdziwienie.Zmarszczki na twarzy tego człowieka i plamy na jego dłoniach świadczy-ły, że zmarły był w podeszłym wieku, choć w czarnych i długich do ramionwłosach było zaledwie kilka srebrnych nitek.Miał na sobie prosty samo-działowy strój robotnika, znoszone i mocno połatane spodnie, podarte iubłocone na kolanach.Na szyi miał zawieszony skórzany woreczek, a upasa podobny, nieco większy.Duncan zauważył, że twarz zmarłego jeszczeniezupełnie straciła kolor.Zatem nie żył najwyżej od godziny.Gdy Woolford wymienił dogasającą świecę na gzymsie kominka, Dun-can zauważył plamę na lewym policzku Indianina.Przy bliższych oględzi-nach okazało się, że to nie siniak, lecz tatuaż.Na skórze kunsztownie wy-kłuto wizerunek cętkowanej ryby.Ten tatuaż nadawał dziwną moc nieru-chomej twarzy zmarłego i Duncan przyglądał mu się, obchodząc stół, ażkątem oka dostrzegł poszarpane ciało na drugiej skroni.Głęboka rana opostrzępionych brzegach zaczynała się na skroni, a kończyła za uchem.Zwisał z niej płat skóry.Medyczna edukacja Duncana wzięła górę.- Ta rana go nie zabiła, a przynajmniej nie od razu - orzekł po po-spiesznych oględzinach.- Zadano ją przed czterema lub pięcioma go-dzinami.Uderzono go w głowę i w żebra.Ma rozszerzone zrenice.Doznałwstrząsu mózgu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Oczywiście - dodał szorstko Woolford, ruchem głowy wskazującszkockiego barda.- Jeśli wilki poznają się na podstępie Rzymian, po prostuzabiją kozlę, zanim zostanie wykorzystane przeciwko nim.Duncan odwrócił się, zamierzając wyjść na zewnątrz, odczuwając jesz-cze większą potrzebę odnalezienia starego przewoznika Jacoba, któregowiadomość dla guwernera Ramseyów nadała trochę sensu chaosowi tegodnia.Nagle jednak zastąpił mu drogę sierżant Fitch, który pochylił się doWoolforda.Mówiąc do kapitana, sierżant trzymał dłoń na rękojeści kor-delasa i wpatrywał się w noc za otwartymi drzwiami.- Indianin, panie kapitanie - oznajmił Fitch cicho i stanowczo.- Leżymartwy w letniej kuchni.Rozdział 6Woolford wybiegł przez frontowe drzwi.Duncan pobiegł do sąsiedniejizby, gorączkowo szukając dzieci w tłumie tańczących.Znalazł Crispinasiedzącego na krześle w kącie i trzymającego na kolanach dzieci, które spa-ły, oparłszy główki o jego szeroką pierś.Sarah nigdzie nie było widać.Cri-spin opierał głowę o ścianę i rozbudził się dopiero, gdy Duncan przekazałmu wiadomość.Służący zerwał się, tuląc dzieci do piersi.- Ona poszła! - jęknął.- Kilka minut temu poszła do kuchni.Duncan wziął od niego Jonathana i w ślad za Crispinem przedarł sięprzez tłum do przyległej do sali kuchni.Ta była pusta, nie licząc krzepkiejdziewuchy zmywającej naczynia w balii.Duncan pojął, że Fitch i Woolfordwoleli nie wszczynać alarmu, chociaż karczmarz i jego żona też zniknęli.Bezskutecznie przeszukali inne pomieszczenia na parterze gospody, poczym zanieśli dzieci do sypialni na górze, gdzie czekały ich kufry podróżne.Położyli dzieci na łóżku i przykryli kocem.- Jeden z nas musi zostać - zauważył Duncan, spoglądając przez oknona oświetlony księżycem teren.Ktoś szedł z pochodnią wzdłuż skraju lasu.Crispin nie odpowiedział, tylko zdjął z kołka składane krzesełko i usta-wił je obok okna, skąd mógł widzieć zarówno stajnię, jak i drzwi gospody.Chwilę pózniej Duncan stał już przy frontowych drzwiach, usiłując opa-nować przesądny lęk, który go ogarnął.Dzicy istotnie byli w pobliżu i Fitchznalazł jednego zabitego.Z sągu drewna przy drzwiach Duncan wziął grubepolano i trzymając je jak broń, wszedł w cień, aby w świetle księżyca przyj-rzeć się budynkom.Wybrał przysadzistą budowlę z szerokim kominem,154trzydzieści stóp od tylnych drzwi gospody i połączonej z nią chodnikiem zwytartych kamiennych płyt.Budynek wyglądał na opuszczony, lecz pod-szedłszy bliżej, Duncan zobaczył, że w ścianach nie ma okien.Otworzyłżelazny rygiel i gdy wszedł do oświetlonego blaskiem świecy wnętrza, zastałtam stojącego pod ścianą Woolforda trzymającego dłoń na rękojeści korde-lasa.Kapitan skrzywił się, lecz nie próbował powstrzymać Duncana, gdy tenpodszedł do stołu zbitego z desek, stojącego przed wielkim zimnym komin-kiem.Karczmarz stał po drugiej stronie stołu, obejmując ramieniem pła-czącą żonę.Na stołku siedziała młodsza kobieta, opatulona kocem, któregobrzeg skrywał w cieniu jej twarz.Duncan spodziewał się, że poczuje pewną satysfakcję na widok leżącegobez życia dzikusa, i oczami duszy widział już jedno z takich przerażającychstworzeń, jakie napotkał w głównej kwaterze.Tymczasem nie odczuwałżadnej satysfakcji ani ulgi, tylko głębokie zdziwienie.Zmarszczki na twarzy tego człowieka i plamy na jego dłoniach świadczy-ły, że zmarły był w podeszłym wieku, choć w czarnych i długich do ramionwłosach było zaledwie kilka srebrnych nitek.Miał na sobie prosty samo-działowy strój robotnika, znoszone i mocno połatane spodnie, podarte iubłocone na kolanach.Na szyi miał zawieszony skórzany woreczek, a upasa podobny, nieco większy.Duncan zauważył, że twarz zmarłego jeszczeniezupełnie straciła kolor.Zatem nie żył najwyżej od godziny.Gdy Woolford wymienił dogasającą świecę na gzymsie kominka, Dun-can zauważył plamę na lewym policzku Indianina.Przy bliższych oględzi-nach okazało się, że to nie siniak, lecz tatuaż.Na skórze kunsztownie wy-kłuto wizerunek cętkowanej ryby.Ten tatuaż nadawał dziwną moc nieru-chomej twarzy zmarłego i Duncan przyglądał mu się, obchodząc stół, ażkątem oka dostrzegł poszarpane ciało na drugiej skroni.Głęboka rana opostrzępionych brzegach zaczynała się na skroni, a kończyła za uchem.Zwisał z niej płat skóry.Medyczna edukacja Duncana wzięła górę.- Ta rana go nie zabiła, a przynajmniej nie od razu - orzekł po po-spiesznych oględzinach.- Zadano ją przed czterema lub pięcioma go-dzinami.Uderzono go w głowę i w żebra.Ma rozszerzone zrenice.Doznałwstrząsu mózgu [ Pobierz całość w formacie PDF ]