[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zesztywniał nachwilę, ale zaraz się rozluznił i znów uśmiechnął.Wziął ją za rękę.- Niewiele cipomagałem przez tych kilka ostatnich lat, Janie.Przepraszam.Odwzajemniła jego uśmiech.- To nie ma znaczenia, dopóki jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.Myślała,że ją pocałuje, i serce jej podskoczyło z podniecenia, ale tylko jeszcze raz uścisnąłjej rękę i oparł się wygodnie w fotelu,- Co z tą herbatą?- Już podaję.- Starając się ukryć rozczarowanie, odwróciła się i zajęłaczajnikiem i puszką z herbatą.- Wyjdziemy gdzieś potem? - zapytała, nie patrzącna niego.- Taki śliczny wieczór.Moglibyśmy pójść do opactwa albo pospacerowaćpo parku.- Byłoby miło - powiedział wymijająco.- Proszę.- Podała mu filiżankę i usiadła obok niego.- Albo możemy wyjśćz jakimś drinkiem do ogrodu.Na co masz ochotę?- Chcę po prostu posiedzieć tutaj przez chwilę, z przyjemnością popijającherbatę, - Jednakże zaczynał już być niespokojny, czuła to.On sama także zaczynała się czuć nieswojo.Wiedziała, że nie wolno jej goponaglać, ale tak bardzo pragnęła, żeby się do niej odwrócił, objął ją i kochał się znią.Odstawiła swoją filiżankę i usiadła koło niego.- Adam.- Zaczekaj! Słyszałaś coś? - Adam wyprostował się nagle.- Posłuchaj.- Nic nie słychać.- Ale była przerażona.Kiedy się tak wsłuchiwała, czułaucisk w piersiach.- Dlaczego miałoby tam coś być? Chodz, wyjdzmy.- Wstała ichwyciła go za rękę.- Proszę, Adamie.On był tam, za otwartym oknem.Słychać było drapanie, a potem naglezaszeleścił bluszcz i rozległo się ciche, ale grozne mruczenie.- Adam, proszę.Chodzmy.Nie czekajmy.Anula & ponaousladansc - To tylko kot.- To nie jest tylko kot! - krzyknęła.- Wiesz dobrze, że to nie jest tylko kot!Adamie, posłuchaj mnie, proszę.Nie możesz zostać i pozwalać jej na to, co robi.Niemożesz.Trzymała się go kurczowo, kiedy wstał i podchodził do okna.Kot stał przez chwilę na parapecie z uszami położonymi płasko ibłyszczącymi oczami w kolorze ogniście pomarańczowym, a potem lekko zeskoczyłdo pokoju.Machał ze złością ogonem.- Adam! Nie pozwól, żeby mnie podrapał.- Odejdz, Janie.Proszę, odejdz.- Położył pieszczotliwie rękę na głowiezwierzęcia, a kot natychmiast podniósł ku niemu mordkę i przytulił się do jego nóg.Jane cofnęła się, szlochając.- Adamie! Proszę.- Idz, Jane - powiedział chrapliwym głosem.Przez chwilę wahał się jeszcze,spoglądając na nią, a potem powoli się odwrócił i ruszył ku drzwiom, a kotmajestatycznie, na sztywnych nogach, za nim.Wyszli i drzwi zamknęły się za nimi.Jane opadła na krzesło.Po twarzy spływały jej łzy.Siedziała tak, aż zaczęłosię ściemniać.W końcu sięgnęła po telefon i nakręciła numer.Liza spojrzała na zegarek.Pociąg spózniał się jak zwykle.Stała na peronie wNewport, wydawało jej się, że już od wielu godzin, opróżniła drugą filiżankęobrzydliwej kolejowej kawy i przeczytała gazetę od deski do deski.Telefon od Janepoprzedniej nocy był tak histeryczny i pełen rozpaczy, że Liza niemalzaproponowała, że natychmiast wsiądzie do samochodu i pojedzie do St Albans.Alezwyciężył zdrowy rozsądek.Mała Beth, teraz już trzyletnia i chodząca doprzedszkola w Hay, była przeziębiona i miała gorączkę, więc Liza wolała mieć nanią oko.Tego ranka mała czuła się już lepiej i zgodziła się zostać z dziadziusiemPhilem, pod warunkiem, że będzie jej wolno malować w jego pracowni.Liza byłacałkowicie pewna, że dziadzio, który poza swoją wnuczką świata nie widział, napewno się zgodzi.Miała zabrać Jane, która jechała pociągiem pospiesznym, zdworca Paddington, a potem po drodze na farmę wstąpić z nią gdzieś na lunch iAnula & ponaousladansc dowiedzieć się dokładnie, co się stało.Kiedy pociąg zatrzymał się wreszcie na stacjii Liza zobaczyła mizerną twarz Jane, która ciągnęła za sobą malutką walizeczkę, jakgdyby ta ważyła dziesięć ton, serce w niej zamarło.Jane wyglądała na chorą istrasznie nieszczęśliwą.Liza wyjęła jej z ręki walizeczkę i poprowadziłaprzyjaciółkę do samochodu.Kiedy wydostały się w końcu poza Newport, gdzie naulicach panował zwykły poranny tłok, i wyjechały na górską drogę, Liza zerknęła nasiedzącą obok Jane i zapytała:- Powiedz mi, co się stało.Jane wzruszyła ramionami.- To Brid.Przychodzi co noc.On się przeniósł do oddzielnego pokoju, żebybyć z nią.Liza przygryzła wargę, starając się nie okazywać, jak bardzo to niąwstrząsnęło.- Jesteś pewna? - O, tak, jestem pewna - odpowiedziała z goryczą Jane.-Ona go zaczarowała.Liza przyhamowała, zmieniła bieg i skręciła w drogę do Abergavenny.- Czy on wie, gdzie ty teraz jesteś?- Nie.Zabronił mi w ogóle widywać ciebie albo Phila, a także małą Beth.Nie wolno mi nawet rozmawiać z nim o was wszystkich.On nadal obwinia ciebie ośmierć Caluma.Jest zgorzkniały i opętany jedną myślą.Wydaje mi się, że tracizmysły.- Nagle znów wybuchnęła płaczem.- Lizo, wiesz, myślę, że też oszaleję.Nie wiem, co robić.Liza wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni Jane, złożonych razem na kolanach.- Zatrzymamy się na chwilę i zamówię ci drinka.Kiedy sobie trochępodjemy, pojedziemy do domu.Zostaniesz u nas tak długo, jak będziesz chciała,poznasz swoją wnuczkę i zapomnisz o tym głupim człowieku.Nie oszalejesz.Zanosi się na to, że raczej on oszaleje, ale i z tym się uporamy.- Ostrożnie skręciław wąską bramę prowadzącą do pomalowanego na biało, murowanego pubu naskraju drogi.Wiedziała, że znajdą tu dyskretną właścicielkę, płonący ogień ismakowite domowe jedzenie.Nie chciała, żeby mała Beth zobaczyła Jane, zanimobeschną jej łzy.Anula & ponaousladansc Kilka dni pózniej Liza zajechała przed bramę domu Craigów w St Albans [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl