[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdaje się,że cieszył się on dziś wyjątkowo dużym zainteresowaniemw miasteczku.- Ale, o co chodzi? - Stacey nie była pewna, którąz rewelacji może mieć na myśli jej starsza siostra.- O Nashu Gallagherze, oczywiście.Czyżby pisały o tym wszystkie dzisiejsze gazety?!!Stacey poczuła na całym ciele dziwne mrowienie.Dee szybkim ruchem rzuciła pismo na stolik przy sofie.Na pierwszej stronie, tuż obok zdjęcia Nasha, widniałspory tytuł: Młody Baldwin daje wykład na miejscowym uniwersytecie".- Więc?- Nash Gallagher jest wnukiem starego Archiego Bald-wina, nie udawaj, że o tym nie wiesz - rzuciła zniecierpliwiona Dee.Prawdę mówiąc o tym, jakie nazwisko nosi Arenie, niemiała pojęcia aż do chwili, kiedy odwiedziła go ostatniow szpitalu.- I co z tego?- I pozwoliłaś na to, żebym ja, w obecności świadków,nazwała go zwykłym stróżem?!! - tym razem, zamiastzniecierpliwienia, w głosie Dee słychać było najprawdziwszą złość.- Powiedziałabym raczej - Stacey z trudem odwróciławzrok od zdjęcia, na którym Nash, w garniturze i białejkoszuli, wyszedł wyjątkowo przystojnie - że to on pozwo-lił ci się tak nazwać.Widocznie jest wyjątkowo skromnymczłowiekiem, nie sądzisz?- Archie to przecież miejscowy bogacz - Dee mówiłagorączkowo, z trudem łapiąc oddech.- Kiedy likwidowałjedno ze swoich przedsiębiorstw, każdemu z byłych pracowników ofiarował część zakładowego majątku.Rozumiesz?Nie sprzedał, nawet nie wydzierżawił.Po prostu dał.- To prawda, Stacey - odezwała się Vera, podając Deefiliżankę z kawą.- Moja matka pracowała kiedyś dlaBaldwinów.Tak właśnie weszłyśmy w posiadanie domu,w którym teraz mieszkamy.Dee pokiwała triumfalnie głową.- Co więcej - odezwała się ponownie - w gazecie piszą o tym, jak Archie Baldwin wydziedziczył swoją rodzoną córkę za to, że wyjątkowo podle traktowała syna.Podobno roztrwoniła cały swój majątek w czasach, kiedyNash był jeszcze dzieckiem, o niego samego nie troszczącsię zbytnio.- Archie Baldwin.- powtórzyła Stacey, jakby nadalnie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.- Stary Archie,któremu parę razy pomagałam w prowadzeniu ogrodui którego potem znalazłam nieprzytomnego w jednej z altanek.- Chcesz powiedzieć, że ten staruszek, którego czasami tu widywałam - wydawało się, że Dee może nie przeżyć kolejnej rewelacji - to Archie Baldwin?! Ten ArchieBaldwin?!- Nie, najwyrazniej było co najmniej dwóch starusz-ków o identycznym imieniu, którzy prowadzili ogrodyw tej okolicy - odezwała się Stacey z drwiną w głosie.- Oczywiście, że ten sam.A właściwie, co to za wykład?- Dr Nash Gallagher - zaczęła czytać Dee, rozkładając gazetę - wnuk Archiego Baldwina, wystąpi dzisiajna uniwersytecie z gościnnym wykładem dla studentówbiologii i botaniki.Ostatnie pięć lat dr Gallagher spędziłna ekspedycji w Ameryce Południowej, zajmując się badaniem i klasyfikacją nie znanych dotąd gatunków roślin, z których część nazwana została jego imieniem".O,to jest ciekawe, słuchajcie: Jak nas poinformowaływiarygodne zródła, dr Gallagher został również poproszony o objęcie katedry botaniki na Wydziale NaukPrzyrodniczych.Wydział został ostatnio dofinansowanyprzez niezwykle hojnego, anonimowego fundatora".Wiedziałaś o tym?- Nie.- Stacey wyjęła gazetę z rąk siostry.- Zdaje się,że pan Gallagher oszukiwał również mnie.A w każdymrazie nie powiedział całej prawdy.Ciekawe, czy dotyczyło to również ostatniej nocy, dodała w duchu.Dee i Vera nie spuszczały z niej wzroku.- Pomóżcie mi - odezwała się do nich tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Zamierzam natychmiast udać się nauniwersytet i dowiedzieć się prawdy u zródła.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytała Deeostrożnie.- A dlaczego by nie? - Stacey najwyrazniej czuła sięoszukana.- Zechcesz mnie podrzucić, czy mam zawołaćtaksówkę?- Podrzucę.Przynajmniej upewnię się, że nie popełnisz żadnego poważnego głupstwa.- Głupstwa? Nash Gallagher pożałuje tego, co zrobił.To wszystko.- Ależ Stacey.- Dee najwyrazniej diametralniezmieniła swoje zdanie na temat Nasha.- Jestem pewna,że będzie potrafił ci to jakoś wytłumaczyć.- Tak? Na przykład jak? - I nie czekając naodpowiedz, chwyciła za drewnianą laskę, którą przed kilkoma dniami podarował jej Nash.Ruszyła powoli dodrzwi.Gdzieś z kąta pokoju nieoczekiwanie wybiegł kot.- Stacey, kochanie.- Otworzyła oczy.Tuż nad jejgłową, w zielonym, szpitalnym kitlu, wpatrzony w niąwyczekująco, stał Nash.- Co się stało?- Więc Dee nic ci nie mówiła? - Chłonęła jego kojącąbliskość.- Chciałam cię odnalezć.Nie zauważyłam kota,który wpadł mi prosto pod nogi.Upadłam i.Właściwienie pamiętam, co było potem.- Chciałaś mnie odnalezć? Przecież wiedziałaś, że zaraz wracam.- Tak, ale to, o czym chciałam z tobą pomówić, niemogło czekać.- Westchnęła ciężko.- Prawdę mówiąc,miałeś sporo szczęścia.Gdybym wtedy dostała cię w swoje ręce, nie wiem, co by z ciebie zostało.- Nie mów nic więcej - poprosił.Jego głos emanował ciepłem i spokojną pewnością, żewszystko będzie dobrze.Mimo że się przed tym broniła,znowu poczuła się jak mała dziewczynka, która potrzebujeopieki.- Jesteś świnią, Nash, wiesz? Wstrętną świnią.- Niepowinna, nie może przecież mu ufać! - Wierzyłam ci,oddałam całą siebie.Jak mogłeś mnie oszukać?! Jak mogłeś tak zawieść moje zaufanie? Nash?!Otworzył usta, próbując coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa.- Widziałam dzisiejszą gazetę, widziałam twoje zdjęcie.Lepiej więc, żebyś od tej pory mówił prawdę.Całąprawdę, rozumiesz? - podkreśliła.- Masz rację, kochanie, nie powiedziałem ci prawdy.Ale uwierz mi, ostatnią rzeczą, jaką chciałem osiągnąć, tozawieść twoje zaufanie.- Przytulił jej dłoń mocno doserca.- Z początku nie przyznawałem się, kim jestem, bopo prostu nie wydawało mi się to ważne.A pózniej, czyja wiem? Chciałem mieć pewność, że zależy ci wyłączniena mnie, nie na milionach Baldwinów.- Ależ to okropne! - wyrzuciła z siebie z niesmakiem.- Masz rację, to okropne.Jednak mój ojciec poślubiłmoją matkę wyłącznie dla pieniędzy i.- I przypuszczałeś, że gotowa jestem zrobić to samo?- W jej głosie słychać było gorycz.Po chwili, jakby złożywszy w całość części skomplikowanej układanki, dodała: - To pewnie z powodu Lawrance'a? Myślałeś, że go-towa jestem poślubić go tylko dlatego, że ma portfel wypchany pieniędzmi, czy tak?- Musisz mnie zrozumieć, kochanie.Nigdy, przenigdynie zaznałem od nikogo prostej, ciepłej, bezinteresownejmiłości.- Jak to, a Archie?Zawahał się chwilę, nim odpowiedział.- Archie kochał mnie tak, jak potrafił.Ale i on wykorzystywał mnie do swoich celów.Potrzebny mu byłem,kiedy chciał zemścić się na mojej matce.Zresztą i teraz,ta sprawa z ogrodem.Chciał, żebym został, ale i tejsprawy nie rozegrał czysto.- Więc zostajesz? - zapytała, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.- Dziadek załatwił mi katedrę botaniki na uczelni.Nauczyciele nie zarabiają grubych milionów.Musisz wiedzieć, że tobie i dziewczynkom nie mógłbym wtedy zapewnić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zdaje się,że cieszył się on dziś wyjątkowo dużym zainteresowaniemw miasteczku.- Ale, o co chodzi? - Stacey nie była pewna, którąz rewelacji może mieć na myśli jej starsza siostra.- O Nashu Gallagherze, oczywiście.Czyżby pisały o tym wszystkie dzisiejsze gazety?!!Stacey poczuła na całym ciele dziwne mrowienie.Dee szybkim ruchem rzuciła pismo na stolik przy sofie.Na pierwszej stronie, tuż obok zdjęcia Nasha, widniałspory tytuł: Młody Baldwin daje wykład na miejscowym uniwersytecie".- Więc?- Nash Gallagher jest wnukiem starego Archiego Bald-wina, nie udawaj, że o tym nie wiesz - rzuciła zniecierpliwiona Dee.Prawdę mówiąc o tym, jakie nazwisko nosi Arenie, niemiała pojęcia aż do chwili, kiedy odwiedziła go ostatniow szpitalu.- I co z tego?- I pozwoliłaś na to, żebym ja, w obecności świadków,nazwała go zwykłym stróżem?!! - tym razem, zamiastzniecierpliwienia, w głosie Dee słychać było najprawdziwszą złość.- Powiedziałabym raczej - Stacey z trudem odwróciławzrok od zdjęcia, na którym Nash, w garniturze i białejkoszuli, wyszedł wyjątkowo przystojnie - że to on pozwo-lił ci się tak nazwać.Widocznie jest wyjątkowo skromnymczłowiekiem, nie sądzisz?- Archie to przecież miejscowy bogacz - Dee mówiłagorączkowo, z trudem łapiąc oddech.- Kiedy likwidowałjedno ze swoich przedsiębiorstw, każdemu z byłych pracowników ofiarował część zakładowego majątku.Rozumiesz?Nie sprzedał, nawet nie wydzierżawił.Po prostu dał.- To prawda, Stacey - odezwała się Vera, podając Deefiliżankę z kawą.- Moja matka pracowała kiedyś dlaBaldwinów.Tak właśnie weszłyśmy w posiadanie domu,w którym teraz mieszkamy.Dee pokiwała triumfalnie głową.- Co więcej - odezwała się ponownie - w gazecie piszą o tym, jak Archie Baldwin wydziedziczył swoją rodzoną córkę za to, że wyjątkowo podle traktowała syna.Podobno roztrwoniła cały swój majątek w czasach, kiedyNash był jeszcze dzieckiem, o niego samego nie troszczącsię zbytnio.- Archie Baldwin.- powtórzyła Stacey, jakby nadalnie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.- Stary Archie,któremu parę razy pomagałam w prowadzeniu ogrodui którego potem znalazłam nieprzytomnego w jednej z altanek.- Chcesz powiedzieć, że ten staruszek, którego czasami tu widywałam - wydawało się, że Dee może nie przeżyć kolejnej rewelacji - to Archie Baldwin?! Ten ArchieBaldwin?!- Nie, najwyrazniej było co najmniej dwóch starusz-ków o identycznym imieniu, którzy prowadzili ogrodyw tej okolicy - odezwała się Stacey z drwiną w głosie.- Oczywiście, że ten sam.A właściwie, co to za wykład?- Dr Nash Gallagher - zaczęła czytać Dee, rozkładając gazetę - wnuk Archiego Baldwina, wystąpi dzisiajna uniwersytecie z gościnnym wykładem dla studentówbiologii i botaniki.Ostatnie pięć lat dr Gallagher spędziłna ekspedycji w Ameryce Południowej, zajmując się badaniem i klasyfikacją nie znanych dotąd gatunków roślin, z których część nazwana została jego imieniem".O,to jest ciekawe, słuchajcie: Jak nas poinformowaływiarygodne zródła, dr Gallagher został również poproszony o objęcie katedry botaniki na Wydziale NaukPrzyrodniczych.Wydział został ostatnio dofinansowanyprzez niezwykle hojnego, anonimowego fundatora".Wiedziałaś o tym?- Nie.- Stacey wyjęła gazetę z rąk siostry.- Zdaje się,że pan Gallagher oszukiwał również mnie.A w każdymrazie nie powiedział całej prawdy.Ciekawe, czy dotyczyło to również ostatniej nocy, dodała w duchu.Dee i Vera nie spuszczały z niej wzroku.- Pomóżcie mi - odezwała się do nich tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Zamierzam natychmiast udać się nauniwersytet i dowiedzieć się prawdy u zródła.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytała Deeostrożnie.- A dlaczego by nie? - Stacey najwyrazniej czuła sięoszukana.- Zechcesz mnie podrzucić, czy mam zawołaćtaksówkę?- Podrzucę.Przynajmniej upewnię się, że nie popełnisz żadnego poważnego głupstwa.- Głupstwa? Nash Gallagher pożałuje tego, co zrobił.To wszystko.- Ależ Stacey.- Dee najwyrazniej diametralniezmieniła swoje zdanie na temat Nasha.- Jestem pewna,że będzie potrafił ci to jakoś wytłumaczyć.- Tak? Na przykład jak? - I nie czekając naodpowiedz, chwyciła za drewnianą laskę, którą przed kilkoma dniami podarował jej Nash.Ruszyła powoli dodrzwi.Gdzieś z kąta pokoju nieoczekiwanie wybiegł kot.- Stacey, kochanie.- Otworzyła oczy.Tuż nad jejgłową, w zielonym, szpitalnym kitlu, wpatrzony w niąwyczekująco, stał Nash.- Co się stało?- Więc Dee nic ci nie mówiła? - Chłonęła jego kojącąbliskość.- Chciałam cię odnalezć.Nie zauważyłam kota,który wpadł mi prosto pod nogi.Upadłam i.Właściwienie pamiętam, co było potem.- Chciałaś mnie odnalezć? Przecież wiedziałaś, że zaraz wracam.- Tak, ale to, o czym chciałam z tobą pomówić, niemogło czekać.- Westchnęła ciężko.- Prawdę mówiąc,miałeś sporo szczęścia.Gdybym wtedy dostała cię w swoje ręce, nie wiem, co by z ciebie zostało.- Nie mów nic więcej - poprosił.Jego głos emanował ciepłem i spokojną pewnością, żewszystko będzie dobrze.Mimo że się przed tym broniła,znowu poczuła się jak mała dziewczynka, która potrzebujeopieki.- Jesteś świnią, Nash, wiesz? Wstrętną świnią.- Niepowinna, nie może przecież mu ufać! - Wierzyłam ci,oddałam całą siebie.Jak mogłeś mnie oszukać?! Jak mogłeś tak zawieść moje zaufanie? Nash?!Otworzył usta, próbując coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa.- Widziałam dzisiejszą gazetę, widziałam twoje zdjęcie.Lepiej więc, żebyś od tej pory mówił prawdę.Całąprawdę, rozumiesz? - podkreśliła.- Masz rację, kochanie, nie powiedziałem ci prawdy.Ale uwierz mi, ostatnią rzeczą, jaką chciałem osiągnąć, tozawieść twoje zaufanie.- Przytulił jej dłoń mocno doserca.- Z początku nie przyznawałem się, kim jestem, bopo prostu nie wydawało mi się to ważne.A pózniej, czyja wiem? Chciałem mieć pewność, że zależy ci wyłączniena mnie, nie na milionach Baldwinów.- Ależ to okropne! - wyrzuciła z siebie z niesmakiem.- Masz rację, to okropne.Jednak mój ojciec poślubiłmoją matkę wyłącznie dla pieniędzy i.- I przypuszczałeś, że gotowa jestem zrobić to samo?- W jej głosie słychać było gorycz.Po chwili, jakby złożywszy w całość części skomplikowanej układanki, dodała: - To pewnie z powodu Lawrance'a? Myślałeś, że go-towa jestem poślubić go tylko dlatego, że ma portfel wypchany pieniędzmi, czy tak?- Musisz mnie zrozumieć, kochanie.Nigdy, przenigdynie zaznałem od nikogo prostej, ciepłej, bezinteresownejmiłości.- Jak to, a Archie?Zawahał się chwilę, nim odpowiedział.- Archie kochał mnie tak, jak potrafił.Ale i on wykorzystywał mnie do swoich celów.Potrzebny mu byłem,kiedy chciał zemścić się na mojej matce.Zresztą i teraz,ta sprawa z ogrodem.Chciał, żebym został, ale i tejsprawy nie rozegrał czysto.- Więc zostajesz? - zapytała, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.- Dziadek załatwił mi katedrę botaniki na uczelni.Nauczyciele nie zarabiają grubych milionów.Musisz wiedzieć, że tobie i dziewczynkom nie mógłbym wtedy zapewnić [ Pobierz całość w formacie PDF ]