[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ainslie milczał.- Sekretarka poszła już do domu - westchnął prokurator.- Zobaczmy, jak poradzęsobie z komputerem.Przeszli do sekretariatu, gdzie Knowles - do pisania używał tylko dwóch palców, aledobrze wiedział, co robi - wystukał na klawiaturze nakaz aresztowania i wydrukował go.Następnie zaprzysiągł Ainsliego i podpisał dokument.Skończywszy, rzucił:- Teraz zobaczmy, który z sędziów jest pod telefonem.- Wrócili do gabinetu, gdziewyjął listę z nazwiskami trzech sędziów wraz z numerami telefonów i adresami domowymi.Podał ją Ainsliemu i spytał:- Ma pan jakieś preferencje?- Pojadę do Detmanna.- Sierżant stawał już przed Ishmaelem Detinannem jakoświadek, i to kilka razy; sędzia chętniej podpisywał nakaz policjantowi, którego znał.- Zadzwonię do niego - zaofiarował się Knowles i chwilę pózniej oświadczył: - %7łonasędziego mówi, że właśnie jedzą kolację, ale zanim pan tam dojedzie, mąż będzie wolny.***Drzwi otworzył mu sam sędzia Detmann; mieszkał w małym domku w Miami Shores.Tęgawy, siwawy i dostojny, zaprowadził Ainsliego do gabinetu, gdzie pani Detmann podałakawę.Zasiedli w fotelach naprzeciwko siebie i sędzia przejrzał dokumenty.- Szybko się z tym uporaliście - skonstatował.- A dowody? Mocne?- Tak uważamy, panie sędzio.Prokurator stanowy podziela nasze zdanie.- Podobniejak podczas rozmowy z Knowlesem sierżant zachowywał dużą ostrożność, wiedząc, żewydarzenia dnia następnego rozniosą się lotem błyskawicy.Detmann spojrzał na podpis.- Knowles.Tak, stawał przede mną wiele razy.Cóż, jego nazwisko mi wystarczy.-Wziął długopis i podpisał nakaz aresztowania.***Nastawił budzik na piątą rano.Za dziesięć szósta, a więc jeszcze przed świtem, wjechali z Rodriguezem na terenposiadłości Davanalów nie oznakowanym samochodem, za którym sunął granatowo-białyradiowóz z dwoma umundurowanymi policjantami, w tym z sierżantem.Przed głównym wejściem wszyscy wysiedli i zgodnie z planem dowodzenie objąłRodriguez.Stanąwszy przed masywnymi drzwiami, wcisnął guzik dzwonka i przytrzymał gokilka sekund.Po chwili zadzwonił ponownie, tym razem natarczywiej.Z głębi domu dobiegł ich głos mężczyzny:- Słyszę, słyszę! Już idę!Trzasnęły zasuwy, zabezpieczone łańcuchem skrzydło drzwi uchyliło się na kilkacentymetrów i przez szparę ujrzeli twarz Holdswortha.- Policja - oznajmił Rodriguez.- Proszę zdjąć łańcuch.Zadzwięczał łańcuch i drzwi otworzyły się na oścież.W progu stał kamerdyner; widaćbyło, że ubierał się w pośpiechu, bo koszulę miał nie dopiętą i właśnie nakładał marynarkę.- Co się dzieje, na miłość boską?! - wykrzyknął, ujrzawszy policjantów.- Pali się czyco?Jorge zrobił krok do przodu.- Humphreyu Holdsworth, aresztuję pana pod zarzutem zabójstwa Byrona Maddoxa-Davanala.Jednocześnie zawiadamiam pana, że ma pan prawo milczeć, że nie musi pan zemną rozmawiać ani odpowiadać na moje pytania.Holdsworth rozdziawił usta, na jego twarzy malował się wyraz niedowierzania izaszokowania.- Panowie, proszę! Chwileczkę! - wysapał błagalnie.- To jakaś pomyłka! To nie ja.- Ma pan prawo wezwać adwokata - kontynuował niewzruszony Jorge.- Jeśli nie staćpana na adwokata, zostanie panu przydzielony adwokat z urzędu.- Nie! Nie! Nie! - krzyknął Holdsworth, próbując wyrwać Rodriguezowi nakazaresztowania.Ainslie był szybszy.Chwycił kamerdynera za rękę i warknął:- Niech pan milczy i słucha! To nie pomyłka.Jorge skończył i rozkazał:- Ręce do tyłu!Zanim Holdsworth zdał sobie sprawę, co się święci, nałożono mu kajdanki.Ainsliedał znak policjantom.- Zabierzcie go.- Nie! Proszę mnie wysłuchać! - jęczał kamerdyner.- To niesprawiedliwe, to nie tak!Muszę porozmawiać z panią Davanal, ona wie, że.Policjanci poprowadzili Holdswortha w stronę radiowozu.Otworzywszy tylne drzwi,pochylili mu głowę, przytrzymali, wepchnęli go do środka i z aresztantem rzucającym się iwrzeszczącym w szczelnie okratowanej klatce zaraz odjechali sprzed domu.***Odstawili Holdswortha do wydziału zabójstw, gdzie zaprowadzono go do saliprzesłuchań i przykuto do krzesła.Ainslie i Rodriguez, którzy przyjechali chwilę pózniej,zostawili go samego na pół godziny, po czym weszli do sali.Usiedli naprzeciwko, po drugiejstronie dużego metalowego stołu.Holdsworth łypnął na nich spode łba, ale kiedy się odezwał, był już znaczniespokojniejszy niż u Davanalów.- Chcę natychmiast rozmawiać z adwokatem i kategorycznie żądam wyjaśnień.Ainslie powstrzymał go gestem ręki.- Dość, wystarczy! Chce pan adwokata, będzie go pan miał, ale do chwili jegoprzyjazdu nie mamy prawa pana przesłuchiwać ani odpowiadać na pańskie pytania.Najpierwjednak czeka nas trochę papierkowej roboty.- Dał znak Rodriguezowi, który wyjął z teczkinotes i formularz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ainslie milczał.- Sekretarka poszła już do domu - westchnął prokurator.- Zobaczmy, jak poradzęsobie z komputerem.Przeszli do sekretariatu, gdzie Knowles - do pisania używał tylko dwóch palców, aledobrze wiedział, co robi - wystukał na klawiaturze nakaz aresztowania i wydrukował go.Następnie zaprzysiągł Ainsliego i podpisał dokument.Skończywszy, rzucił:- Teraz zobaczmy, który z sędziów jest pod telefonem.- Wrócili do gabinetu, gdziewyjął listę z nazwiskami trzech sędziów wraz z numerami telefonów i adresami domowymi.Podał ją Ainsliemu i spytał:- Ma pan jakieś preferencje?- Pojadę do Detmanna.- Sierżant stawał już przed Ishmaelem Detinannem jakoświadek, i to kilka razy; sędzia chętniej podpisywał nakaz policjantowi, którego znał.- Zadzwonię do niego - zaofiarował się Knowles i chwilę pózniej oświadczył: - %7łonasędziego mówi, że właśnie jedzą kolację, ale zanim pan tam dojedzie, mąż będzie wolny.***Drzwi otworzył mu sam sędzia Detmann; mieszkał w małym domku w Miami Shores.Tęgawy, siwawy i dostojny, zaprowadził Ainsliego do gabinetu, gdzie pani Detmann podałakawę.Zasiedli w fotelach naprzeciwko siebie i sędzia przejrzał dokumenty.- Szybko się z tym uporaliście - skonstatował.- A dowody? Mocne?- Tak uważamy, panie sędzio.Prokurator stanowy podziela nasze zdanie.- Podobniejak podczas rozmowy z Knowlesem sierżant zachowywał dużą ostrożność, wiedząc, żewydarzenia dnia następnego rozniosą się lotem błyskawicy.Detmann spojrzał na podpis.- Knowles.Tak, stawał przede mną wiele razy.Cóż, jego nazwisko mi wystarczy.-Wziął długopis i podpisał nakaz aresztowania.***Nastawił budzik na piątą rano.Za dziesięć szósta, a więc jeszcze przed świtem, wjechali z Rodriguezem na terenposiadłości Davanalów nie oznakowanym samochodem, za którym sunął granatowo-białyradiowóz z dwoma umundurowanymi policjantami, w tym z sierżantem.Przed głównym wejściem wszyscy wysiedli i zgodnie z planem dowodzenie objąłRodriguez.Stanąwszy przed masywnymi drzwiami, wcisnął guzik dzwonka i przytrzymał gokilka sekund.Po chwili zadzwonił ponownie, tym razem natarczywiej.Z głębi domu dobiegł ich głos mężczyzny:- Słyszę, słyszę! Już idę!Trzasnęły zasuwy, zabezpieczone łańcuchem skrzydło drzwi uchyliło się na kilkacentymetrów i przez szparę ujrzeli twarz Holdswortha.- Policja - oznajmił Rodriguez.- Proszę zdjąć łańcuch.Zadzwięczał łańcuch i drzwi otworzyły się na oścież.W progu stał kamerdyner; widaćbyło, że ubierał się w pośpiechu, bo koszulę miał nie dopiętą i właśnie nakładał marynarkę.- Co się dzieje, na miłość boską?! - wykrzyknął, ujrzawszy policjantów.- Pali się czyco?Jorge zrobił krok do przodu.- Humphreyu Holdsworth, aresztuję pana pod zarzutem zabójstwa Byrona Maddoxa-Davanala.Jednocześnie zawiadamiam pana, że ma pan prawo milczeć, że nie musi pan zemną rozmawiać ani odpowiadać na moje pytania.Holdsworth rozdziawił usta, na jego twarzy malował się wyraz niedowierzania izaszokowania.- Panowie, proszę! Chwileczkę! - wysapał błagalnie.- To jakaś pomyłka! To nie ja.- Ma pan prawo wezwać adwokata - kontynuował niewzruszony Jorge.- Jeśli nie staćpana na adwokata, zostanie panu przydzielony adwokat z urzędu.- Nie! Nie! Nie! - krzyknął Holdsworth, próbując wyrwać Rodriguezowi nakazaresztowania.Ainslie był szybszy.Chwycił kamerdynera za rękę i warknął:- Niech pan milczy i słucha! To nie pomyłka.Jorge skończył i rozkazał:- Ręce do tyłu!Zanim Holdsworth zdał sobie sprawę, co się święci, nałożono mu kajdanki.Ainsliedał znak policjantom.- Zabierzcie go.- Nie! Proszę mnie wysłuchać! - jęczał kamerdyner.- To niesprawiedliwe, to nie tak!Muszę porozmawiać z panią Davanal, ona wie, że.Policjanci poprowadzili Holdswortha w stronę radiowozu.Otworzywszy tylne drzwi,pochylili mu głowę, przytrzymali, wepchnęli go do środka i z aresztantem rzucającym się iwrzeszczącym w szczelnie okratowanej klatce zaraz odjechali sprzed domu.***Odstawili Holdswortha do wydziału zabójstw, gdzie zaprowadzono go do saliprzesłuchań i przykuto do krzesła.Ainslie i Rodriguez, którzy przyjechali chwilę pózniej,zostawili go samego na pół godziny, po czym weszli do sali.Usiedli naprzeciwko, po drugiejstronie dużego metalowego stołu.Holdsworth łypnął na nich spode łba, ale kiedy się odezwał, był już znaczniespokojniejszy niż u Davanalów.- Chcę natychmiast rozmawiać z adwokatem i kategorycznie żądam wyjaśnień.Ainslie powstrzymał go gestem ręki.- Dość, wystarczy! Chce pan adwokata, będzie go pan miał, ale do chwili jegoprzyjazdu nie mamy prawa pana przesłuchiwać ani odpowiadać na pańskie pytania.Najpierwjednak czeka nas trochę papierkowej roboty.- Dał znak Rodriguezowi, który wyjął z teczkinotes i formularz [ Pobierz całość w formacie PDF ]