[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli ma trafić do wiÄ™zienia, lepiej,aby ze sobÄ… zerwali.Tak, zdecydowanie lepiej.PoderwaÅ‚ siÄ™ na nogi i zaczÄ…Å‚ przemierzać pokój.Zezdenerwowania - i ze strachu - odchodziÅ‚ od zmysłów.WczeÅ›niej sam postanowiÅ‚, że jeżeli zapadnie wyrokskazujÄ…cy, rozwiedzie siÄ™ z Cheyenne.KochaÅ‚ jÄ… caÅ‚ymsercem i nie chciaÅ‚ zmarnować jej życia.Bo cóż mó­gÅ‚by zaofiarować kobiecie mężczyzna żyjÄ…cy za krat­kami? WIZJONERKA 211Nie zastanawiaÅ‚ siÄ™ nad tym, jak ona by siÄ™ czuÅ‚a.I nie wyobrażaÅ‚ sobie wÅ‚asnej rozpaczy i cierpienia.ChodziÅ‚ od Å›ciany do Å›ciany, od regaÅ‚u do biurka,od drzwi do okna, raz po raz pocierajÄ…c rÄ™kÄ… ocienionÄ…zarostem brodÄ™.ZmÄ™czony, nie potrafiÅ‚ jasno myÅ›leć.ZresztÄ… czy sposób myÅ›leć jasno i logicznie, kiedyczÅ‚owieka zżera strach? Nie, nie baÅ‚ siÄ™ wiÄ™zienia; baÅ‚siÄ™ tego, że już nigdy nie bÄ™dzie trzymaÅ‚ Cheyennew ramionach, nie bÄ™dzie widziaÅ‚ zrozumienia i miÅ‚oÅ›ciw jej oczach.A ona tylko o to prosiÅ‚a: aby jÄ… zaakceptowaÅ‚ i jejzaufaÅ‚.ZÅ‚y na siebie, przeklinaÅ‚ siÄ™ w duchu, że takgÅ‚upio wszystko rozegraÅ‚.Ona mu wierzyÅ‚a.OtworzyÅ‚asiÄ™ przed nim.A on? ZachowaÅ‚ siÄ™ tak, jakby w niÄ…zwÄ…tpiÅ‚.Jakby zlekceważyÅ‚ dar, który odziedziczyÅ‚a poprzodkach i który stanowiÅ‚ integralnÄ… część jej samej.A przecież to nieprawda.UfaÅ‚ Cheyenne i wierzyÅ‚jej bezgranicznie.Musi jÄ… o tym przekonać.Jest praw­nikiem, umie przeprowadzać logiczne wywody.Jak tyl­ko Cheyenne siÄ™ pojawi, posadzi jÄ… koÅ‚o siebie, poczym spyta: czy czÅ‚owiekowi, któremu wszystko walisiÄ™ na gÅ‚owÄ™, nie można wybaczyć chwilowego zaÅ‚a­mania? Poprosi jÄ…, aby spróbowaÅ‚a trzezwo ocenić sy­tuacjÄ™.Nawet jeÅ›li ona nigdy nie straciÅ‚a wiary w nie­go, chyba nie powinna siÄ™ dziwić jego pesymizmowi?- Bez sensu, Colton - mruknÄ…Å‚ pod nosem.- Mu­sisz siÄ™ postarać lepiej.No dobrze, nie bÄ™dzie odwoÅ‚ywaÅ‚ siÄ™ do jej roz­sÄ…dku.Po prostu padnie przed niÄ… na kolana i zaczniebÅ‚agać o wybaczenie.Obieca, że nigdy wiÄ™cej w niÄ… 212 KAREN HUGHESnie zwÄ…tpi i że uczni wszystko, aby naprawić swójbÅ‚Ä…d.Na dzwiÄ™k otwierajÄ…cych siÄ™ drzwi zamarÅ‚ w półkroku.Jednakże radość na jego twarzy zgasÅ‚a niczympÅ‚omyk na wietrze, kiedy do gabinetu wkroczyÅ‚ Randz kubkiem kawy w rÄ™ku.Jackson nie wytrzymaÅ‚: za­klÄ…Å‚ siarczyÅ›cie.Rand uniósÅ‚ zdziwiony brwi.- MiaÅ‚eÅ› nadziejÄ™ ujrzeć kogoÅ› innego?- ZgadÅ‚ pan, mecenasie.PrzysiadÅ‚szy na biurku, Rand wypiÅ‚ Å‚yk kawy.Z za­troskaniem wpatrywaÅ‚ siÄ™ w swojego brata stryjecznego.- Kiepsko wyglÄ…dasz.- I tak siÄ™ czujÄ™.- Martwisz siÄ™ wiÄ™zieniem? Niepotrzebnie.Zanimdo tego dojdzie.- Kto mówi o wiÄ™zieniu? - Jackson podszedÅ‚ dobiurka, zabraÅ‚ Randowi kubek i sam wypiÅ‚ Å‚yk kawy.- Chodzi mi o Cheyenne.- Ach tak? - Rand rozejrzaÅ‚ siÄ™ po gabinecie.-Gdzież siÄ™ podziewa twoja piÄ™kna żona?- Nie mam pojÄ™cia.- ZgubiÅ‚eÅ› jÄ…?- Sama siÄ™ zgubiÅ‚a.- Tu jestem.ObróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ gÅ‚osu.Serce podskoczyÅ‚o mudo gardÅ‚a.StaÅ‚a potargana, blada jak trup; w czarnychspodniach i bluzce wyglÄ…daÅ‚a przerazliwie delikatnie.MiaÅ‚o siÄ™ wrażenie, że lekki podmuch wiatru mógÅ‚byjÄ… przewrócić. WIZJONERKA 213Jackson odstawiÅ‚ kubek i w dwóch susach znalazÅ‚siÄ™ przy żonie.- Gdzie byÅ‚aÅ›? - ChwyciÅ‚ jÄ… za ramiona, jakbychciaÅ‚ siÄ™ upewnić, czy nie Å›ni.- Nic ci nie jest? Mu­simy porozmawiać.- Nie teraz.- Cheyenne.- WidziaÅ‚am pistolet.- UtkwiÅ‚a oczy w jego twa­rzy.- Ten czarny ksztaÅ‚t to pistolet.Mężczyzna mana sobie ciemne ubranie, chyba strój myÅ›liwski.Pi­stolet trzyma wetkniÄ™ty za skórzany pas.- Chodz, usiÄ…dz.- PodprowadziÅ‚ jÄ… do kanapy.Takbardzo drżaÅ‚a, że baÅ‚ siÄ™, iż o wÅ‚asnych siÅ‚ach nie doj­dzie.- Czy to ten mężczyzna strzelaÅ‚ do stryja?KÄ…tem oka zauważyÅ‚, że Rand stoi przy barku i do­lewa whisky do kubka z kawÄ….- Tak.On nienawidzi Joego.Ta nienawiść narastaÅ‚aw nim od wielu lat.KucnÄ…wszy przy kanapie, Rand podaÅ‚ Cheyenne kubek.- Wypij, to ci dobrze zrobi.- DziÄ™kujÄ™.- PociÄ…gnęła Å‚yk, potem drugi i trzeci.- Rand, on nie zrezygnowaÅ‚.On bÄ™dzie znów próbo­waÅ‚.Na razie czeka; wie, że wzmocniono ochronÄ™, dla­tego nie chce ryzykować.- Cheyenne, czy wiesz, kim on jest?- Nie.- Na moment zamknęła oczy.- Nie widzÄ™jego twarzy.StaraÅ‚am siÄ™ jÄ… dojrzeć, przez caÅ‚Ä… nocusiÅ‚owaÅ‚am.- GÅ‚os uwiÄ…zÅ‚ jej w gardle.- To nie jestJackson.Chociaż nie widzÄ™ twarzy, wiem, że nie należydo Jacksona. 214 KAREN HUGHES- Cheyenne.- Wzruszenie odjęło mu mowÄ™.Onanadal w niego wierzy! PogÅ‚adziÅ‚ jÄ… delikatnie po po­liczku.- Przepraszam, maleÅ„ka.Odsunęła siÄ™, niemal wzdrygnęła przed jego doty­kiem.- Wyraznie widziaÅ‚am broÅ„ - kontynuowaÅ‚a pochwili.- Ciemny metal, dÅ‚uga cienka lufa.Pistolet jeststary, wielokrotnie używany.Z naciÄ™ciem u góry rÄ™­kojeÅ›ci.- Z naciÄ™ciem - powtórzyÅ‚ Rand.WymieniÅ‚ z Jacksonem spojrzenie.CzytaÅ‚ o naciÄ™­ciu w raporcie policyjnym, a także w sprawozdaniusporzÄ…dzonym przez wÅ‚asnego eksperta.W odpowie­dzi na jego nieme pytanie Jackson pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…: nie,nie opisywaÅ‚ Cheyenne broni, którÄ… pokazaÅ‚ mu Law.- WidziaÅ‚am już kiedyÅ› tego mężczyznÄ™.Podobnieubranego, w podobnej pozie.- PodniosÅ‚a rÄ™kÄ™ i po­tarÅ‚a skroÅ„.Jackson pragnÄ…Å‚ jÄ… objąć, przytulić do siebie, alebaÅ‚ siÄ™, że Cheyenne znów siÄ™ wzdrygnie.- WidziaÅ‚aÅ›? Nie tylko podczas wizji, ale w ogóle?W rzeczywistoÅ›ci?- Tak.- NapotkaÅ‚a jego wzrok.Rand wyprostowaÅ‚ siÄ™.- Zastanów siÄ™, gdzie to mogÅ‚o być.Tu na ranczu?Na terenie rezerwatu? W Hopechest? A może.- Nie wiem.Przykro mi, naprawdÄ™ nie wiem.Nagle Jacksonowi przyszedÅ‚ do gÅ‚owy pewien po­mysÅ‚.- SÅ‚uchaj, w hotelu wspomniaÅ‚aÅ› o tym, że Joe po- WIZJONERKA 215zwalaÅ‚ ci siadywać w gabinecie i oglÄ…dać albumy zezdjÄ™ciami.Może tam widziaÅ‚aÅ› tego czÅ‚owieka? Możestoi z broniÄ… wetkniÄ™tÄ… za pas i patrzy w kamerÄ™.- To możliwe - powiedziaÅ‚a cicho i odstawiÅ‚a nabok kubek.- CaÅ‚kiem możliwe.- Do roboty.- Rand byÅ‚ przy regale, zanim jeszczeJackson i Cheyenne ruszyli siÄ™ z miejsca.- Niech każ­dy wezmie kilka i zacznie przeglÄ…dać.DwadzieÅ›cia minut upÅ‚ynęło w ciszy.WreszcieRand nie wytrzymaÅ‚.- Rany boskie, gdybym wiedziaÅ‚, że tyle tego jest,ja z jednÄ… zabawkÄ…, z drugÄ…, z dziesiÄ…tÄ… i setnÄ…, ja bezzÄ…bków, ja z dwoma zÄ…bkami, z trzema, wyrzuciÅ‚bympoÅ‚owÄ™ tego Å›mietnika.- Ja też - mruknÄ…Å‚ Jackson.Cheyenne nie odzywaÅ‚a siÄ™.W skupieniu przewra­caÅ‚a strony.RumieÅ„ce wróciÅ‚y na jej policzki, ale oczywciąż pÅ‚onęły gniewem.Jackson czuÅ‚, że nadal ma doniego pretensje.ObiecaÅ‚ sobie, że gdy tylko Rand zo­stawi ich samych, wynagrodzi jej krzywdÄ™.- Boże.- szepnęła, podnoszÄ…c wzrok znad albu­mu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl