[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiastzaprojektowała i urządziła ten pokój.To właśnie przymierzalnia była głównym tematem artykułu w Zlubach z Południa".Ale przy tak wspaniałej przymierzalni cały skleppotrzebował nowej, wytworniejszej oprawy.Zegnajcie, resztki zestutysięcznego prezentu.Charlotte wywróciła do góry nogami i cał-kowicie przebudowała górne piętro, wyburzyła ściany.Pod tynkiem z latdwudziestych odkryła kominki wyłożone kamieniem.Odsłoniła podłogęz twardego drewna czereśniowego, ukrytą pod wysłużoną, sfilcowanąwykładziną.Jeden prezent zmienił cale jej życie. - Zapomnij, że cokolwiek mówiłam.- Dixie zeszła z podwyższenia ipochyliła się, aby poprawić oświetloną suknię.- Lepiej powiedz Kristin,niech zadzwoni do mamy czy kogo tam chce, aby był przy niej, jak będzieprzymierzać suknię.Nie będzie chciała być sama, kiedy odkryje, że to tajedyna.- Dixie jeszcze raz ułożyła tren, tak że opadł na podwyższenieniczym śnieżna fontanna.- Uwielbiam cię, Dix, za to, że jesteś ze mną szczera.- Charlotteuśmiechnęła się i ruszyła do drzwi. I że przyznałaś, że to idealna sukniadla Kristin.- Wkurza mnie tylko, że zawsze masz rację.Jak to robisz? - Dixienaburmuszyła się i oparła ręce na biodrach.- To chyba instynkt, szósty zmysł.Po prostu wiem - odpowiedziałaCharlotte, zatrzymując się w drzwiach.- Myślę, że Bóg mówi do mnie,kiedy pracuję i pomagam pannom młodym.To wyznanie odbiło się szerokim echem w jej piersi, a potemwsiąknęło w nią, rozbudzając cudowne poczucie pokoju.- To poproś Go, żeby powiedział ci coś na temat twojej sukni -powiedziała Dixie, obchodząc małą scenę z wyrazem krytyki na pięknejtwarzy.- Dix, będę to wiedzieć, kiedy trafię na właściwą suknię.Na pewno.- A czy ty w ogóle jej szukasz? Masz dwa miesiące.- Obiecuję, będę szukać w tym miesiącu.Codziennie, dobrze? A terazwłącz Stardust Michaela Buble.Kristin wygląda mi na dziewczynę, któralubi takie klimaty.- Właśnie miałam to zaproponować.- Dixie ruszyła na zaplecze popilota.- Mądrej głowie i tak dalej, co nie?- Jesteś dobrą przyjaciółką, Dixie.- Chcę, żebyś była szczęśliwa, Char.Dzwięki Stardust popłynęły z wysoko zawieszonych głośników.Zwiatła na suficie były zaprogramowane tak, by tańczyły i migotały w rytm muzyki.Kryształki Swarovskiego na misternym koronkowymgorsecie sukni przechwytywały i odbijały kapiące z sufitu światło.- Jeśli jakakolwiek dziewczyna na świecie zasługuje na szczęście imiłość, to właśnie ty.Melodia serca Dixie, zamknięta w jej wyznaniu, rozrzewniłaCharlotte.- Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej.Jest wiele rzeczy, któreczynią mnie szczęśliwą, wiele rzeczy, które kocham.Ale teraz chcęsprzedać suknię Bray-Lindsay Kristin i uszczęśliwić tę dziewczynę.Tobędzie radość dzisiejszego dnia.Było już po siódmej, gdy Charlotte wchodziła do swojego mieszkania.Kiedy sięgnęła do kontaktu przy wejściu, torba zsunęła się jej z ramienia.Charlotte z trudem utrzymywała równowagę, obładowana pocztą idokumentami, które przyniosła do domu, by jeszcze nad nimipopracować.Ulotki wypadły jej z rąk i z trzepotem opadły na ziemię.Przechodzącprzez salon w mrokach nadchodzącej nocy, Charlotte potknęła się ozabytkowy kufer, pozostawiony na środku pokoju.Jęknęła ipowstrzymała przekleństwo, które cisnęło się jej na usta.- Głupi kufer.- Kopnęła go i pochyliła się, żeby pozbierać rozrzuconąpocztę.Co ona z nim zrobi? Zamek nadal był zaspawany, a blade,spękane drewno potrzebowało ogromnej dawki środków pie-lęgnacyjnych.Kufer wymagał wysiłku i uwagi, których w tym momencienie miała zamiaru mu poświęcić.Ale mniejsza o to.Dzień był naprawdę udany.Kristin Gillaspy kupiłaBray-Lindsay z Paryża i umówiła się na przyszły tydzień na pierwsząprzymiarkę oraz konsultację w sprawie sukienek dla druhen. Dixie przybiła Charlotte piątkę, gdy ostatnia usatysfakcjonowanaklientka wyszła ze sklepu. Nigdy nie znudzę się patrzeniem na to, jak pracujesz". Mama zawsze mi mówiła, bym używała moich mocy do czynieniadobra".Dobrze było się roześmiać po całym dniu pracy.Chociaż nie było jużjej tak do śmiechu, kiedy rozbiła sobie palec u nogi o ten stary śmieć.Wjadalni Charlotte rzuciła na stół torbę oraz plik katalogów i wydruków,które miała przejrzeć.Pochyliła się, żeby rozetrzeć bolący palec.Kopaniedrewnianych kantów sprawia ból.Zostawiła kufer w salonie, żeby Tim go zobaczył.Może mógłby coś znim zrobić.W końcu uwielbiał odnawiać śródmiejskie budynki i staredzielnice Birmingham.W porównaniu z tym kufer był drobnym inieskomplikowanym przedsięwzięciem.Może przesuszona skóra ipopękane drewno poruszą w nim jakąś czułą strunę.Bo na pewno niezrobiły wrażenia na Charlotte.Wyjęła z torebki telefon i sprawdziła, czy Tim odpowiedział na trzysmsy i dwie wiadomości głosowe, które mu zostawiła.Na wyświetlaczu telefonu nie było nic.Kiedy zadzwoniła do jegobiura, asystent powiedział jej, że Tim wyszedł przed południem i jeszczenie wrócił.Jest  w terenie".Charlotte spoglądała przez okno swojego mieszkania na czwartympiętrze na bursztynową poświatę roztaczającą się nad miastem i potokjasnych świateł samochodowych, obwieszczający koniec dnia pracy.Wtej ciszy mogła słyszeć bicie swojego serca.I pytania, które wciąż sobiezadawała: o Tima, o ich ślub.Jego popołudniowe milczenie spotęgowało jeszcze wątpliwości.Amoże ten niepokój był po prostu skutkiem dociekań Dixie, jej pytań o to,dlaczego Charlotte nie wybrała jeszcze sukni? Po prostu większą frajdęsprawiało jej ubieranie innych panien młodych, takich jak Kristin. W porządku, przyznaj się.Czy się ociągała? Dlaczego nie rozpływałasię w zachwytach, jak jej klientki? Dlaczego nie miała swoichwyjątkowych marzeń ślubnych?To zderzenie myśli i uczuć sprawiło, że poczuła ukłucie w sercu.Może Tim nie był naprawdę tym jedynym! Poza mamą tylko jegokochała.Najbardziej na świecie.Ale czy rozpływała się i rumieniła jakKristin Gillaspy mówiąca o swoim Ołiverze?Charlotte spojrzała na pierścionek, który należał do babki Tima.Miałana palcu kawałek długiej historii rodziny Rose'ów.Jej oddech stał siępłytki, jakby przebiegła kilka kilometrów.Dziewczyna, której drzewo genealogiczne nie miało ani jednegokonaru, wchodziła w rodzinę o głębokich korzeniach.Drzewo Charlottezaczynało się na jej mamie jako pniu, a kończyło na Charlotte - jedynejgałęzi.%7ładnego ojca, żadnego rodzeństwa.%7ładnych dziadków.%7ładnychciotek i wujków.- Charlotte, wpędzasz się w depresję.Wstała, rozpięła guziki żakietu i ruszyła w kierunku sypialni, byprzebrać się w wygodne dżinsy, luzną koszulkę i grube skarpety.W drodze do sypialni kątem oka dostrzegła swoje zaproszenia ślubnepod stolikiem do kawy.Ach, tu są.Poprosiła Tima, by je tam przeniósł -blokowały korytarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl