[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Porządku rzeczy!Machnął ręką, aby nie zwracała uwagi na jego słowa.Patrzyła zniedowierzaniem i jednocześnie z przestrachem.Unikał jej wzroku,czuł się nieswojo.Maria opanowała się i spytała:- Zciślej mówiąc, co masz zamiar teraz robić, mogę wiedzieć? -Zwlekał z odpowiedzią.- Chcę wiedzieć, Michael.- Chwila milczenia.- Mam prawo wiedzieć!- Wracam tam - powiedział.- Do Rosji.- Po co?- %7łeby dojść do końca łańcucha i znalezć wreszcie kogoś, kto wie o186mojej misji.i o całej reszcie.Może szefa Airways.To tylko możli-wość, ale jedyna, jaka została.- Wpatrywał się w Marię, jakby chciałwzmocnić działanie tych słów.- To także jedyna możliwość znalezie-nia czystego kontaktu w DGSE.I znalezienia szpiega.- Milczenie.- Apoza tym może to najlepsze miejsce, gdzie mogę pojechać.Na pewnood razu na to nie wpadną.Ani oni, ani tamci.Umilkł.Zamyślił się.Był to także jedyny sposób, aby się z nią rozstać.Nadeszła wła-ściwa chwila.Dalej milczał, zaciskając zęby, jakby chciał umocnić w sobie świe-żo podjęte postanowienie - że od tej pory sam będzie decydował, cosię z nim stanie teraz i w przyszłości.W końcu, wziąwszy wszystko razem, co miał lepszego do roboty?Maria zobaczyła jego uśmiech, ledwo dostrzegalny.Zaprotesto-wała:- Ryzykujesz, że cię zabiją milion razy! To cię bawi? Michael, naczym polega ten twój porządek rzeczy? - prawie krzyczała. Naczym?Milczenie.Popatrzył na nią, wyczytała w jego oczach coś, czego nie rozu-miała i co zmroziło jej krew.- Michael.Dostrzegła, że jest zmieszany.Odwrócił się, jakby szukał odpo-wiedzi.- Zdrada była włączona w grę - powiedział cicho.- Wiedzieli, żeistnieję, nie wiedzieli, kim jestem.Wiedzieli tylko o istnieniu Saxona,ale nie znali mojego nazwiska, mojej tożsamości.- Co to zmienia? - spytała cicho Maria, czując, że on mówi praw-dę, lecz że jednocześnie znowu jej się wymyka.- To nie jest takie proste, jak się wydaje.Gdyby chodziło o zwykłązdradę, Rosjanie wszystko by o mnie wiedzieli.O wiele więcej w każ-dym razie, nie tylko połowę.W rzeczywistości wydali mnie spe-cjalnie już na początku.Połowicznie, ale wydali.- Więc to nie jest zdrada?- Nie.To było częścią gry.- Gry?Ciągnął dalej:187- Inaczej mówiąc, był zdrajca.I oni o tym wiedzieli.Oni, to zna-czy Avarone, Avarone i inni wiedzieli o tym.Użyli go jako pośredni-ka.Rozmawialiśmy przy nim.Dlaczego? Nie wiem.Może zdrajcabył częścią celu.Nie wiem.- I chcesz to kontynuować? - wykrzyknęła.- Na przekór wszy-stkiemu chcesz to ciągnąć dalej! Poświęcać się dla nich! Dla tych.maniaków?- Nie ma innego wyjścia.- Och, mój Boże! - zawodziła.Zanurzyła ręce we włosach i powoli zsuwała je na kark.Obser-wowała Michaela niezdecydowanie, bo nie wiedziała, co ją oburzabardziej: ta podłość, o której mówił, czy może spokój, nawet bier-ność, z jaką to wszystko przyjmował.Po chwili powiedziała:- A ja? Pomyślałeś o mnie?- Ciebie nikt nie będzie niepokoił - rzekł nie patrząc na nią.- Michael, przestań traktować mnie jak idiotkę! - krzyknęła zbytgłośno.Przez moment wahała się, jakby nie wiedziała, od czego za-cząć.- Kocham cię - rzekła w końcu ściszając głos, zdawało się, żetylko to była w stanie powiedzieć.- Kocham cię!Miała nieprzyjemne wrażenie, że Michael powoli pęka na tysiąceczęści.Oparł łokcie na kolanach i delikatnie, koniuszkami palcówmasował sobie skronie.- Nie komplikuj wszystkiego jeszcze bardziej, proszę cię - rzekł.Maria otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się.Pochwili, pod wpływem nagłej determinacji, usiadła obok niego nabrzegu łóżka.- Dobrze - powiedziała.- Chcesz to ciągnąć dalej? Ja także! Ko-cham cię i chcę być z tobą bez względu na to, co się wydarzy, bezwzględu na niebezpieczeństwo! Słyszysz? - Popatrzył na nią tak jakpatrzy się na kogoś, kto oszalał.- Słyszysz, co mówię? Nic na świeciemi w tym nie przeszkodzi.Nic na świecie, Michael.Nawet ty.Nikt!Michael zrozumiał, że nie ulegnie, że naprawdę jest zdetermino-wana.Powiedział więc z niechęcią:- Mario, a jednak coś jest.- Powiedziałam, że nic! - powtórzyła drżącym głosem.- Nie, Mario - mówił z naciskiem, ale spokojnie.- Widzisz, gdy tam188wrócę.być może umrę.Wiesz? - przerwał na chwilę.- I wcalemnie to nie niepokoi.Myśl o tym nie niepokoi mnie.Maria zbladła.- Aajdak - powiedziała cicho.- Nie, posłuchaj - rzekł spokojnie.- Nie będę ci mówił, że cię niekocham, wiesz dobrze, że cię kocham.Chciałbym dalej cię kochać.Ale nie mogę.nie mógłbym.- westchnął głęboko.- Mario, ja umrę.Jestem chory i umrę.Maria, zupełnie oszołomiona, wybełkotała:- Tylko tyle potrafisz wymyślić, aby.Wyjaśnił jej, co to jest glejak, dlaczego ten typ nowotworu mózgujest nieuleczalny i jaki ma to związek z bólami głowy, na które, jakpewnie zauważyła, niekiedy cierpiał.Niczego przed nią nie ukrywał,ani tego, że pozostało mu już niewiele czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Porządku rzeczy!Machnął ręką, aby nie zwracała uwagi na jego słowa.Patrzyła zniedowierzaniem i jednocześnie z przestrachem.Unikał jej wzroku,czuł się nieswojo.Maria opanowała się i spytała:- Zciślej mówiąc, co masz zamiar teraz robić, mogę wiedzieć? -Zwlekał z odpowiedzią.- Chcę wiedzieć, Michael.- Chwila milczenia.- Mam prawo wiedzieć!- Wracam tam - powiedział.- Do Rosji.- Po co?- %7łeby dojść do końca łańcucha i znalezć wreszcie kogoś, kto wie o186mojej misji.i o całej reszcie.Może szefa Airways.To tylko możli-wość, ale jedyna, jaka została.- Wpatrywał się w Marię, jakby chciałwzmocnić działanie tych słów.- To także jedyna możliwość znalezie-nia czystego kontaktu w DGSE.I znalezienia szpiega.- Milczenie.- Apoza tym może to najlepsze miejsce, gdzie mogę pojechać.Na pewnood razu na to nie wpadną.Ani oni, ani tamci.Umilkł.Zamyślił się.Był to także jedyny sposób, aby się z nią rozstać.Nadeszła wła-ściwa chwila.Dalej milczał, zaciskając zęby, jakby chciał umocnić w sobie świe-żo podjęte postanowienie - że od tej pory sam będzie decydował, cosię z nim stanie teraz i w przyszłości.W końcu, wziąwszy wszystko razem, co miał lepszego do roboty?Maria zobaczyła jego uśmiech, ledwo dostrzegalny.Zaprotesto-wała:- Ryzykujesz, że cię zabiją milion razy! To cię bawi? Michael, naczym polega ten twój porządek rzeczy? - prawie krzyczała. Naczym?Milczenie.Popatrzył na nią, wyczytała w jego oczach coś, czego nie rozu-miała i co zmroziło jej krew.- Michael.Dostrzegła, że jest zmieszany.Odwrócił się, jakby szukał odpo-wiedzi.- Zdrada była włączona w grę - powiedział cicho.- Wiedzieli, żeistnieję, nie wiedzieli, kim jestem.Wiedzieli tylko o istnieniu Saxona,ale nie znali mojego nazwiska, mojej tożsamości.- Co to zmienia? - spytała cicho Maria, czując, że on mówi praw-dę, lecz że jednocześnie znowu jej się wymyka.- To nie jest takie proste, jak się wydaje.Gdyby chodziło o zwykłązdradę, Rosjanie wszystko by o mnie wiedzieli.O wiele więcej w każ-dym razie, nie tylko połowę.W rzeczywistości wydali mnie spe-cjalnie już na początku.Połowicznie, ale wydali.- Więc to nie jest zdrada?- Nie.To było częścią gry.- Gry?Ciągnął dalej:187- Inaczej mówiąc, był zdrajca.I oni o tym wiedzieli.Oni, to zna-czy Avarone, Avarone i inni wiedzieli o tym.Użyli go jako pośredni-ka.Rozmawialiśmy przy nim.Dlaczego? Nie wiem.Może zdrajcabył częścią celu.Nie wiem.- I chcesz to kontynuować? - wykrzyknęła.- Na przekór wszy-stkiemu chcesz to ciągnąć dalej! Poświęcać się dla nich! Dla tych.maniaków?- Nie ma innego wyjścia.- Och, mój Boże! - zawodziła.Zanurzyła ręce we włosach i powoli zsuwała je na kark.Obser-wowała Michaela niezdecydowanie, bo nie wiedziała, co ją oburzabardziej: ta podłość, o której mówił, czy może spokój, nawet bier-ność, z jaką to wszystko przyjmował.Po chwili powiedziała:- A ja? Pomyślałeś o mnie?- Ciebie nikt nie będzie niepokoił - rzekł nie patrząc na nią.- Michael, przestań traktować mnie jak idiotkę! - krzyknęła zbytgłośno.Przez moment wahała się, jakby nie wiedziała, od czego za-cząć.- Kocham cię - rzekła w końcu ściszając głos, zdawało się, żetylko to była w stanie powiedzieć.- Kocham cię!Miała nieprzyjemne wrażenie, że Michael powoli pęka na tysiąceczęści.Oparł łokcie na kolanach i delikatnie, koniuszkami palcówmasował sobie skronie.- Nie komplikuj wszystkiego jeszcze bardziej, proszę cię - rzekł.Maria otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się.Pochwili, pod wpływem nagłej determinacji, usiadła obok niego nabrzegu łóżka.- Dobrze - powiedziała.- Chcesz to ciągnąć dalej? Ja także! Ko-cham cię i chcę być z tobą bez względu na to, co się wydarzy, bezwzględu na niebezpieczeństwo! Słyszysz? - Popatrzył na nią tak jakpatrzy się na kogoś, kto oszalał.- Słyszysz, co mówię? Nic na świeciemi w tym nie przeszkodzi.Nic na świecie, Michael.Nawet ty.Nikt!Michael zrozumiał, że nie ulegnie, że naprawdę jest zdetermino-wana.Powiedział więc z niechęcią:- Mario, a jednak coś jest.- Powiedziałam, że nic! - powtórzyła drżącym głosem.- Nie, Mario - mówił z naciskiem, ale spokojnie.- Widzisz, gdy tam188wrócę.być może umrę.Wiesz? - przerwał na chwilę.- I wcalemnie to nie niepokoi.Myśl o tym nie niepokoi mnie.Maria zbladła.- Aajdak - powiedziała cicho.- Nie, posłuchaj - rzekł spokojnie.- Nie będę ci mówił, że cię niekocham, wiesz dobrze, że cię kocham.Chciałbym dalej cię kochać.Ale nie mogę.nie mógłbym.- westchnął głęboko.- Mario, ja umrę.Jestem chory i umrę.Maria, zupełnie oszołomiona, wybełkotała:- Tylko tyle potrafisz wymyślić, aby.Wyjaśnił jej, co to jest glejak, dlaczego ten typ nowotworu mózgujest nieuleczalny i jaki ma to związek z bólami głowy, na które, jakpewnie zauważyła, niekiedy cierpiał.Niczego przed nią nie ukrywał,ani tego, że pozostało mu już niewiele czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]