[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabrzmiał dzwonek i Dzikus, który niecierpliwie oczekiwał, że Helmholtz odwiedzi gotego popołudnia (bo w końcu zdecydował się powiedzieć Helmholtzowi o Leninie i teraz niemógł się już doczekać chwili zwierzeń), zerwał się i pobiegł do drzwi.- Czułem, że przyjdziesz, Helmholtz! - zawołał otwierając drzwi.Na progu, w białym stroju marynarskim ze sztucznego atłasu i w okrągłej białej czapeczcefiluternie założonej na bakier, stała Lenina. - Och! - jęknął Dzikus, jak po tęgim uderzeniu w głowę.Pół grama wystarczyło, by Lenina zapomniała o swych lękach i zakłopotaniu.- Hej, John - powiedziała z uśmiechem i minąwszy go weszła do pokoju.Odruchowozamknął drzwi i poszedł za nią.Lenina usiadła.Zapadła długa chwila milczenia.- John, wydajesz się niezbyt zachwycony moją wizytą - rzekła wreszcie.- Niezbyt zachwycony? - Dzikus spojrzał na nią z wyrzutem, po czym nagle upadł przednią na kolana i ujmując jej dłoń, ucałował ze czcią.- Niezbyt zachwycony? Och, gdybyś tywiedziała - szepnął i odważywszy się podnieść na nią wzrok mówił dalej: - UbóstwionaLenino, uwielbiana najszczytniej, godna tego, co na świecie najcenniejsze.- Uśmiechała siędoń czule i słodko.- O, doskonała - (pochylała się ku niemu z rozchylonymi ustami) -doskonała ł w swym stworzeniu - (coraz niżej) - niezrównana pośród stworzeń wszelkich.-Jeszcze niżej.Dzikus zerwał się nagle na równe nogi.- Dlatego - powiedział odwróciwszytwarz - chciałem najpierw coś zrobić.To znaczy okazać się ciebie godnym.Nigdy naprawdęwart ciebie nie będę.Ale przynajmniej okażę, że nie jestem zupełnie b e z wartości.Chciałemcoś zrobić.- No, skoro uważasz to za konieczne.- zaczęła Lenina, ale nie dokończyła zdania.W jejgłosie pobrzmiewała irytacja.Kiedy człowiek się pochyła, coraz niżej, z rozchylonymiustami, by stwierdzić nagle, gdy jakiś niezguła zrywa się na równe nogi, że człowiek pochylasię na darmo - no to jest chyba powód, nawet z pół gramem somy cyrkulującym krwiobiegu,prawdziwy powód do irytacji.- W Malpais - bełkotał nieskładnie Dzikus - trzeba było przynieść skórę lwa górskiego, toznaczy, gdy.się chciało kogoś poślubić.Albo wilka.- W Angli nie ma lwów - Lenina wręcz warknęła.- A nawet gdyby były - dorzucił z nagłą, pogardliwą niechęcią - ludzie zabijaliby jezapewne z helikopterów, gazem trującym albo czymś takim.Tego, Lenino, nie chciałbymrobić.- Wyprostował się, odważył spojrzeć na nią i napotkał wyraz poirytowanegoniezrozumienia.Speszony, mówił coraz bardziej nieskładnie: - Zrobię coś.Wszystko, corozkażesz.Bo wiesz, pewne czyny przydają cierpienia.Lecz nagrodą jest radość, jakiejdostarcza ich wypełnienie.Oto co czuję.To jest, będę zmiatał pył przed tobą.- Ależ my tu mamy odkurzacze - zdumiała się Lenina.- To nie jest konieczne.- Tak, oczywiście że nie jest konieczne.Ale pewne poniżenia znaczą szlachetność.Czyżnie?- No ale skoro są odkurzacze.- Nie w tym rzecz. - I epsilony półkretyni, którzy je obsługują - mówiła dalej - no to po co, po co?- Po co? Ależ dla ciebie, dla ciebie.%7łeby pokazać, że ja.- I co mają odkurzacze do lwów.- Pokazać, jak bardzo.- Albo lwy do radości oglądania mnie.- Była coraz bardziej zirytowana.- Jak bardzo cię kocham, Lenino! - zawołał niemal z rozpaczą.Wskutek fali wewnętrznego poruszenia krew uderzyła do twarzy Leniny.- Naprawdę, John?- Ale nie chciałem tego mówić - krzyczał Dzikus zaciskając ręce aż do bólu.- Dopókinie,.Posłuchaj, Lenino, w Malpais ludzie biorą ślub.- Biorą co? - irytacja znów pojawiła się w jej głosie.O czym teraz on mówi?- Na zawsze.Zlubują sobie żyć razem na zawsze.- Cóż za straszny pomysł! - Lenina była szczerze wstrząśnięta.- Przeżywając przejawy piękna duszą, co szybciej się odradza, nizli stygnie krew.- Słucham?- To też jest z Szekspira.Jeżeli odbierzesz jej dziewiczy wianek, nim wszystkie święteceremonie w całej pełni obrzędu.- Na Forda, John, mówże do rzeczy.Nie rozumiem ani słowa.Najpierw te odkurzacze, ateraz jakieś wianki.Zwariuję przy tobie.- Zerwała się i jakby w obawie, że on wymknie sięjej fizycznie, tak jak wymykał się duchowo, schwyciła go za nadgarstek.- Odpowiedz mi najedno pytanie: czy ja ci się podobam, czy nie?Przez chwilę trwała cisza, potem on odrzekł nadzwyczaj cichym tonem:- Kocham cię bardziej niż cokolwiek na świecie.- No to czemu u licha nie mówiłeś od razu? - zawołała, a jej irytacja była tak wielka, żewbiła paznokcie w jego nadgarstek.- Zamiast pleść o wiankach, odkurzaczach i lwach idręczyć mnie całymi tygodniami.Puściła jego rękę i odepchnęła ją od siebie ze złością.- Gdyby nie to, że tak mi się podobasz, byłabym na ciebie zła.I oto jej ramiona otaczają jego szyję, a on czuje jej delikatne wargi na swoich.Takcudownie delikatne, tak gorące i elektryzujące, że mimowolnie musiał wspomnieć pocałunkiz Trzech tygodni w helikopterze.Ooch! ooch! stereoskopowej blondynki i aach! Murzynabardziej niż realnego.Straszne, straszne, straszne., usiłował się wyrwać, ale Lenina objęła gojeszcze mocniej. - Dlaczego mi nie powiedziałeś? - szepnęła odchylając głowę, by nań spojrzeć.Jej oczypatrzyły z tkliwym wyrzutem. Choć pokój mroczny, okazja jedyna (poetycko rozbrzmiewał w nim głos sumienia),chociaż zły duch kusi, nigdy mój honor rozpustą, się nie splami.Nigdy, nigdy! , postanowił.- Ty głuptasie - mówiła.- Tak cię pragnęłam.A ty skoro też mnie pragnąłeś, dlaczegonie.?- Ależ, Lenino - zaczął protestować, a gdy ona natychmiast rozplotła ręce odstąpiwszy odniego, pomyślał, że zrozumiała to, czego on jeszcze nie zdążył wyrzec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl