[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obajczuliśmy, że to Maggie nas prowadzi.- Pewno tak było - powiedziała cicho Nora.- Niepokoiłam się,bo nie zjawiłeś się u rodziców.- Devlin chciał wrócić do dornu.Po drodze pojechałem do PortAngeles i wstąpiłem do Johnny'ego.Porzucaliśmy piłką.- To ładnie z twojej strony.- Zrobiłem to bardziej dla siebie niż dla niego.Muszę przyznać,że lubię tego chłopca.Nawet bardzo.- On cię uwielbia.Jak mu się wiedzie?- Dobrze. Wzruszył ramionami.- Tylko martwi się, że go niktnie adoptuje, bo ludzie wolą zupełnie małe dzieci.- Na ogół.Johnny jest wspaniałym chłopcem.Znajdzie rodzinę.- To mu właśnie powiedziałem.Zapadła cisza.Gdzieś z oddali dochodziło pohukiwanie sowy.185RS- Coś ci przyniosłem - odezwał się Caine.Pomyślała, że to może będzie jakaś drobna pamiątka po babce,lecz on podał jej kopertę.Spojrzała pytająco, po czym ją otworzyła.- Czek?Zwiatło księżyca było tak jasne, że bez trudu odczytała kwotę.- Nie rozumiem.- Oszołomiona, nie wierząc własnym oczom,jeszcze raz policzyła wypisane zera.- Na Pediatryczne Centrum Leczenia Urazów im.DylanaAndersona O'Hallorana - przeczytała.Caine skinął głową.- Tak jest.- Przecież takie centrum nie istnieje.- Ale powstanie.Ciągle nie mogła w to uwierzyć.Pomyślała nawet, że możeCaine chciał w ten sposób zdobyć jej przychylność, lecz przecież niebyłby zdolny do takich forteli.Wstała i zaczęła się przechadzać po werandzie.- Budowa takiej placówki będzie bardzo kosztowna.- Noro, Tiffany nie oskubała mnie ze wszystkich pieniędzy.- Ale i tak ciebie samego nie będzie na to stać.- Wiem.Potrafię zebrać potrzebne fundusze.Poza tym będę miałpomoc.- Jaką? - Zatrzymała się.- W pazdzierniku odbędzie się mecz baseballowy z udziałemnajwiększych gwiazd.Cały dochód zostanie przeznaczony na ten186RSośrodek.Jedna ze stacji telewizyjnych będzie transmitowaćrozgrywkę, a tu masz listę graczy.Nora spojrzała.Widniały na niej nazwiska najlepszychbaseballistów, obecnych i byłych - samych sław.- Włożyłeś w to sporo pracy.Wzruszył ramionami.- Parę tygodni ze słuchawką telefoniczną przy uchu.Z pewnością całe to przedsięwzięcie wymagało znacznie więcejwysiłku, nie mówiąc już o pieniądzach, pomyślała Nora.- Nie mogę ci na to pozwolić - stwierdziła.- Już za pózno.Poza tym, nie robię tego dla ciebie, tylko dla tychwszystkich dzieci, które, jak Dylan, powinny otrzymać fachowąpomoc.W obliczu tego niewiarygodnego zamierzenia po prostu osłabła.Usiadła na huśtawce i patrzyła przez jakiś czas na rozgwieżdżoneniebo.- Po tylu latach myślałam, że niczym nie możesz mnie zadziwić- rzekła w końcu - a jednak ci się udało.- Cieszę się.Noro, to naprawdę nie był żaden wyrafinowanysposób na odzyskanie ciebie.- Wiem.Zaczęli się znowu powoli kołysać.Ogarniało go pożądanie, z trudem je opanowywał.Noraodwróciła ku niemu twarz, jakby czytała w jego myślach.Byli takblisko.Wystarczyło tylko zsunąć ramię spoczywające na oparciu iwziąć ją w objęcia.187RS- Chyba już pojadę do domu - powiedział cicho - zanim zacznęcię błagać.Kiedy chciał wstać, położyła mu dłoń na ramieniu.W jej oczach,bardziej złotych niż brązowych w świetle księżyca, dojrzał to samopragnienie.- Nie musisz błagać.Nie mógł się powstrzymać, pragnął jej dotknąć, choćby ująćtwarz w dłonie.- Chcę mieć pewność, Noro.Całkowitą pewność.- Możesz być pewny.- Zaśmiała się krótko, zmysłowo.- Do tejpory niczego nie byłam tak pewna.Zarzuciła mu ręce na szyję.- Caine, pocałuj mnie.Całuj mnie tak jak wtedy, w nocświętojańską.- Jeżeli to zrobię - ostrzegł - nie skończy się na pocałunku.-- To dobrze.- Jej palce muskały opadające mu na kołnierzwłosy.- Pragnę się z tobą kochać.Z nikim nie przeżyłam takichcudownych chwil jak z tobą.Caine nie przyszedł tutaj, żeby pójść z Norą do łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Obajczuliśmy, że to Maggie nas prowadzi.- Pewno tak było - powiedziała cicho Nora.- Niepokoiłam się,bo nie zjawiłeś się u rodziców.- Devlin chciał wrócić do dornu.Po drodze pojechałem do PortAngeles i wstąpiłem do Johnny'ego.Porzucaliśmy piłką.- To ładnie z twojej strony.- Zrobiłem to bardziej dla siebie niż dla niego.Muszę przyznać,że lubię tego chłopca.Nawet bardzo.- On cię uwielbia.Jak mu się wiedzie?- Dobrze. Wzruszył ramionami.- Tylko martwi się, że go niktnie adoptuje, bo ludzie wolą zupełnie małe dzieci.- Na ogół.Johnny jest wspaniałym chłopcem.Znajdzie rodzinę.- To mu właśnie powiedziałem.Zapadła cisza.Gdzieś z oddali dochodziło pohukiwanie sowy.185RS- Coś ci przyniosłem - odezwał się Caine.Pomyślała, że to może będzie jakaś drobna pamiątka po babce,lecz on podał jej kopertę.Spojrzała pytająco, po czym ją otworzyła.- Czek?Zwiatło księżyca było tak jasne, że bez trudu odczytała kwotę.- Nie rozumiem.- Oszołomiona, nie wierząc własnym oczom,jeszcze raz policzyła wypisane zera.- Na Pediatryczne Centrum Leczenia Urazów im.DylanaAndersona O'Hallorana - przeczytała.Caine skinął głową.- Tak jest.- Przecież takie centrum nie istnieje.- Ale powstanie.Ciągle nie mogła w to uwierzyć.Pomyślała nawet, że możeCaine chciał w ten sposób zdobyć jej przychylność, lecz przecież niebyłby zdolny do takich forteli.Wstała i zaczęła się przechadzać po werandzie.- Budowa takiej placówki będzie bardzo kosztowna.- Noro, Tiffany nie oskubała mnie ze wszystkich pieniędzy.- Ale i tak ciebie samego nie będzie na to stać.- Wiem.Potrafię zebrać potrzebne fundusze.Poza tym będę miałpomoc.- Jaką? - Zatrzymała się.- W pazdzierniku odbędzie się mecz baseballowy z udziałemnajwiększych gwiazd.Cały dochód zostanie przeznaczony na ten186RSośrodek.Jedna ze stacji telewizyjnych będzie transmitowaćrozgrywkę, a tu masz listę graczy.Nora spojrzała.Widniały na niej nazwiska najlepszychbaseballistów, obecnych i byłych - samych sław.- Włożyłeś w to sporo pracy.Wzruszył ramionami.- Parę tygodni ze słuchawką telefoniczną przy uchu.Z pewnością całe to przedsięwzięcie wymagało znacznie więcejwysiłku, nie mówiąc już o pieniądzach, pomyślała Nora.- Nie mogę ci na to pozwolić - stwierdziła.- Już za pózno.Poza tym, nie robię tego dla ciebie, tylko dla tychwszystkich dzieci, które, jak Dylan, powinny otrzymać fachowąpomoc.W obliczu tego niewiarygodnego zamierzenia po prostu osłabła.Usiadła na huśtawce i patrzyła przez jakiś czas na rozgwieżdżoneniebo.- Po tylu latach myślałam, że niczym nie możesz mnie zadziwić- rzekła w końcu - a jednak ci się udało.- Cieszę się.Noro, to naprawdę nie był żaden wyrafinowanysposób na odzyskanie ciebie.- Wiem.Zaczęli się znowu powoli kołysać.Ogarniało go pożądanie, z trudem je opanowywał.Noraodwróciła ku niemu twarz, jakby czytała w jego myślach.Byli takblisko.Wystarczyło tylko zsunąć ramię spoczywające na oparciu iwziąć ją w objęcia.187RS- Chyba już pojadę do domu - powiedział cicho - zanim zacznęcię błagać.Kiedy chciał wstać, położyła mu dłoń na ramieniu.W jej oczach,bardziej złotych niż brązowych w świetle księżyca, dojrzał to samopragnienie.- Nie musisz błagać.Nie mógł się powstrzymać, pragnął jej dotknąć, choćby ująćtwarz w dłonie.- Chcę mieć pewność, Noro.Całkowitą pewność.- Możesz być pewny.- Zaśmiała się krótko, zmysłowo.- Do tejpory niczego nie byłam tak pewna.Zarzuciła mu ręce na szyję.- Caine, pocałuj mnie.Całuj mnie tak jak wtedy, w nocświętojańską.- Jeżeli to zrobię - ostrzegł - nie skończy się na pocałunku.-- To dobrze.- Jej palce muskały opadające mu na kołnierzwłosy.- Pragnę się z tobą kochać.Z nikim nie przeżyłam takichcudownych chwil jak z tobą.Caine nie przyszedł tutaj, żeby pójść z Norą do łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]