[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wzruszył swymi olbrzymimi ramionami, jakby strząsał z nich cię\ar.- Aleo tym nie musimy myśleć teraz.Cieszmy się tym, co mamy, a troskę zostawmy na jutro. - Nie zamierzam się tym troszczyć ani jutro, ani kiedy indziej.- Nagle uśmiechnęła się ipowiedziała ciepło: - Ale dziękuję ci za to, \e ty się troszczysz, Gregor.- No i ostrzegaj tu kogoś - westchnął i odwrócił się.- Niko przyprowadzi ci Alexa.- Czy Niko i inni ludzie płyną z nami do Anglii?- Nie, wracają z Janusem do Kazania.- Uśmiechnął się. Będziesz musiała sięzadowolić towarzystwem Jordana i moim.Czy jesteś szczęśliwa z tego powodu? - Nieczekając na odpowiedz, odszedł wolnym krokiem.Marianna zapaliła świecę na stoliku przy drzwiach i obejrzała ciasną kabinę.Jejumeblowanie składało się tylko ze skrzyni, małej koi i miejsca do mycia, było jednak schludne.Pomyślała z niechęcią, \e ona stanowi jedyne zródło brudu w tym pomieszczeniu, cuchniekoniem i jest oblepiona kurzem.Wątpiła, czy za pomocą wody znajdującej się w misce idzbanku zdoła z siebie zmyć więcej ni\ tylko wierzchnią warstwę tej skorupy.Niech tam, mogła przynajmniej spróbować, czego jest w stanie dokonać.Potem spyta,czy mo\na gdzieś się wykąpać.Zmywając z siebie brud, będzie miała jakieś zajęcie, któreoderwie ją od niepokojących myśli o tym, co powiedział jej Gregor.J ordan przyglądał się Gregorowi, który szedł po nabrze\u w jego kierunku.Ledwie byłogo widać spod piramidy pudeł i zawiniątek, które taszczył.- Wykupiłeś wszystkie towary w Domajo? - spytał Jordan oschle.- Nie miałem okazji.Większość sklepów była zamknięta.Kilku kupców musiałem nawetspecjalnie namawiać, \eby mi otworzyli.- Jordan miał ju\ okazję widzieć tę sztukęnamawiania.Gregor zaczynał z uśmiechem, zwykle jednak kończyło się na wyłamaniu drzwi.- Powiedziałem ci, \e chcę tylko tyle, \eby starczyło na podró\.Domajo trudno uznać zaośrodek mody.- Marianna to wie, a nowa sukienka mo\e poprawi jej choć trochę nastrój.śałuję, \e nieprzyniosłem dla niej czegoś więcej.- Ostro\nie balansował ciałem po wejściu na trap.- Copowiedział Janus?- A czego mogłeś się po nim spodziewać? Nie był zadowolony.- Krucz wyka\e jeszcze mniej zadowolenia.- Niestety.Robię, co mogę.- Oni o tym wiedzą - cicho powiedział Gregor.- Po prostu będą rozczarowani.Martwią się Napoleonem.Obawiają się, \e wykona swój ruch zbyt szybko.- Cały świat martwi się Napoleonem.- Nie warcz na mnie, skoro jego chcesz ugryzć.- Radośnie wyszczerzył zęby.- Boinaczej zmiotę cię z tego trapu do wody, tak jak robiłem wtedy, gdy byłeś jeszcze chłopcem. Jordan uśmiechnął się mimo woli.- Nic z tego.Bałbyś się, \e upuścisz wszystkie te cudeńka, które kupiłeś dla swojejgołąbeczki.- To prawda.Mogę poczekać.- Poprawił pakunki.- Na mostku stoi kapitan.Powinieneświedzieć: powiedziałem mu, \e Marianna i Alex są twoimi podopiecznymi.Chodziłeś doszkoły z ich ojcem, który zginął podczas wojny.Nazywał się Justin Lawrence Sanders i byłpoetą.- Podopiecznymi? - powtórzył oszołomiony Jordan.- Na zawołanie nie mogłem niczego innego wymyślić.- Zmarszczył czoło.- Chocia\przyznaję, \e stateczna rola prawnego opiekuna niezbyt do ciebie pasuje.- To raczej nieprawdopodobne.- Ale tak jest i ju\.- Gregor spojrzał z zaciętym wyrazem twarzy.- Pozbawiając ich D\idalara, musisz zadbać o to, \eby nie ponieśli \adnej innej krzywdy.Jordan zacisnął usta.- Nie zamierzam ich krzywdzić.- Mo\esz ich skrzywdzić samym faktem, \e jesteś tym, kim jesteś.- Diabłem wcielonym? - spytał Jordan zgryzliwie.- Nie, niczym wszechmogącym.Tylko Diamentowym Księciem.- Gregor skrzywił się.- To wystarczy do zrujnowania reputacji ka\dej niewinnej pannie,którą widziano w twoim towarzystwie.Diamentowy Ksią\ę.Ten śmieszny tytuł wywoływał u niego kwaśny smak w ustach.Bo\e, pamiętał, \e to przezwisko kiedyś go bawiło.Nawet sam zachęcał, by go u\ywano.Aleto było w czasach, gdy chłonął ka\dą rozkosz i erotyczną przygodę z beztroską, która wyrobiłamu sławę nawet na dworze znanym z rozwiązłości.- Nie mam zamiaru dawać się widywdć w towarzystwie tego akurat niewinnegodziewczątka.- Czy\byś chciał zamknąć ją w lochu i wypuścić dopiero wtedy, gdy będzie mogła ci daćto, czego sobie \yczysz?- Tego nie powiedziałem - zaprotestował z lekką irytacją.- Mógłbyś te\ zostawić ją tutaj.Poleciłbyś Nikowi wyszukać dla niej bezpiecznemiejsce.Sam powiedziałeś, \e to gra.Ona być mo\e nigdy nie będzie w stanie dać ciD\idalara.- Zamierzam podjąć tę grę.- Wobec tego musimy zadbać o to, \eby dobrze jej się wiodło. - Pomyślę o tym.- Ja ju\ pomyślałem.Dziewczyna jest twoją podopieczną.Kiedy przyjedziemy doCambaronu, znajdziemy jej do towarzystwa słu\ącą i.- Urwał.- Jak to się właściwie nazywa?- Bo\e, myślisz o przyzwoitce?- Oczywiście.Wtedy wszyscy będziemy mogli \yć w spokoju.- Spojrzał na Jordanafiluternie.- A twoje nagłe nawrócenie na cnotę zbawi cię w oczach wszystkich bogatychmatron z Bath.- Musiałbym chyba zostać mnichem, \eby tego dostąpić.- To prawda, \e masz opinię zatwardziałego grzesznika, ale wszystko mo\e się zdarzyć.-Kapitan schodził akurat z mostku, więc Gregor szybko zakończył: - To przecie\ drobiazg.Niezaszkodzi ci, jeśli zapewnisz dziewczynie ochronę.- A jeśli ona nie chce być chroniona?- Dla dobra chłopca przystanie na wszystko.Gregor miał rację.Dziewczyna pokazała ju\, \e dla malca poszłaby w ogień.- Nadal mi się to nie podoba.- Wiem - przyznał Gregor.-1 sądzę, \e nie z powodu ewentualnego odzyskania łask umatron.Ty nie chcesz, \eby ona miała ochronę.Dlaczego?- Ona jest jeńcem.- Uśmiechnął się cynicznie.- I tak trudno będzie mi od niej dostać to,czego chcę.Po co mam jeszcze wzmacniać jej pozycję? Wolę, \eby czuła się niepewnie.Gregor zatrzymał spojrzenie na twarzy Jordana, a potem pokręcił głową.- Nie wydaje mi się, \eby chodziło ci dokładnie tylko o takie powody.Mo\e istotniechcesz, \eby była słaba i niepewna.- Nie powiedziałem  słaba" - ostro zareplikował Jordan.- No nie, to byłoby bluznierstwo w ustach kogoś tak mocnego i śmiałego - mruknąłGregor.- Przecie\ podziwiasz siłę.Pociąga cię jak ogień.Mo\e chcesz.- Chcę, \ebyś przestał snuć bezpodstawne domysły.- Jordan odwrócił się i podszedł dokapitana.- Zobaczymy się rano na śniadaniu - zawołał za nim Gregor, a potem dodał jeszczegłośniej: - Muszę zanieść te manele twoim biednym podopiecznym.Jordan pomyślał z rozdra\nieniem, \e to ostatnie zdanie było przeznaczone dla kapitana.Czy mu się podobało czy nie, Gregor starał się, by jego gołąbka była bezpieczna w gniazdku,które dla niej mościł. 3Słońce odbijało się w wodzie i nadawało jej srebrzystemu błękitowi taki blask, \eMariannę rozbolały oczy od patrzenia.- Dzień dobry.Mam nadzieję, \e spałaś dobrze.Obróciła się i ujrzała zbli\ającego się Jordana Drakena [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl