[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy z nich był piękny, choć na różne sposoby, ale zegar tykał dla nich wszystkich.Ponieważ liczba psów porzuconych i maltretowanych znacznie przewyższałamożliwości niesienia im pomocy przez wszystkich wolontariuszy razem wziętych, każdaorganizacja musiała ograniczyć się do jednej rasy.Schronisko starało się robić, co w ich mocy, by poumieszczać kundelki w domach.Alei tak co roku tysiące takich psów poddawanych było eutanazji.Amy miała ochotę zatrzymać się przy każdej klatce, pogłaskać każdego psiaka, alewzbudzanie w nich płonnej nadziei byłoby okrucieństwem, a dla Amy zostawianie ich pozawarciu z nimi znajomości było traumatycznym przeżyciem.Luther Osteen chciał im pokazać dwa psy, by rozstrzygnąć o ich losie.Jeden to byłaMandy, czystej krwi retrieverka, dziewięcioletnia suczka z siwym ze starości pyszczkiem.Jej właściciele przeszli na emeryturę.Chcieli spędzić następnych kilka lat, podróżującpo Europie.Mandy już nie pasowała do ich stylu życia. Cierpi trochę na artretyzm, jej zęby też nie są w najlepszym stanie, ale mogłabyprzeżyć jeszcze parę lat w niezłej kondycji.Tyle, że trudno jest znalezć miejsce dlastworzenia w jej wieku.Przypuszczalnie odpłaciła z nawiązką uczucia, jakimi ją darzono,więc uważam, że dobrze byłoby umieścić ją u kogoś, kto by jej dał szansę na lepsze życie, niżjej zgotowano. My ją wezmiemy oświadczyła Dani.Następna sierotka to był pies, pół retriever, pół nieznanej rasy, niewykluczone, żeowczarek australijski.Biegał bez opieki na terenie przemysłowym, miał na szyi obrożę, alebez tabliczki informacyjnej. Wygląda na to, że ktoś go tam umyślnie zostawił domyślał się Luther. Musiałbłąkać się przez kilka tygodni, bo strasznie jest wychudzony.Bezimienny pies stał przy drzwiach klatki z nosem wciśniętym między druciane pręty. Ile może mieć lat, jak myślisz? zapytała Dani. Sądzę, że jakieś trzy, cztery lata.Nie wygląda też na chorego. Przebadany? zapytała Amy. Nie.Ale jeśli go wezmiesz, zapłacimy za to.Ma trochę kleszczy, ale niezbyt wiele.Dostatecznie trudnym zadaniem było znalezienie domów dla setek rasowych psów, aw przypadku psów nierasowych stawało się to znacznie trudniejsze.Ogon pracował nieprzerwanie.Uszy czujnie postawione.Brązowe oczy patrzyłybłagalnie. Biedak tęskni za domem powiedział Luther. Zna kilka podstawowych poleceń,jak siad , do nogi.Ponieważ pies był ułożony w podstawowym zakresie, znalezienie dla niego domumogło okazać się łatwiejsze. Wezmiemy go postanowiła Amy. W takim razie załatw wszystkie papierki, a ja przez ten czas przyprowadzę tu obapsy.Wracając tą samą drogą, wzdłuż klatek dla psów, Dani wzięła Amy za rękę.Zawszetak robiła.Oczy miała pełne łez, których nie kryła.Amy spostrzegła je, zanim jej oczy niezaszły mgłą.Przechodzenie obok psów, z których większość najprawdopodobniej zostanie uśpiona,było ciężkim przeżyciem, ale powrót tą samą drogą, zostawienie ich własnemu losowi, byłookrucieństwem.Czasem Amy biadała nad rodzajem ludzkim, ale największy żal ją ogarniał, kiedyodwiedzała lokalne schroniska.Ludzie na przywiązanie odpowiadali brakiem lojalności, nie myśląc o swoich ostatnichgodzinach, kiedy będą oczekiwali miłosierdzia, którego sami kiedyś odmówili tym, którzy imufali.27Harrow przyrządza kanapki z szynką i serem, dodaje na talerz dwa ogórkikonserwowe, stawia talerz na tacy, na której już stoi pojemniczek z sałatką ziemniaczaną.Dodaje jeszcze dwie torebki z chipsami i jedną małą torebkę herbatników Pepperidge Farm.Ponieważ ona lubi bezalkoholowe piwo korzenne, dokłada jeszcze dwie puszki z zimnymnapojem.Gdy kończy, Moongirl wchodzi do kuchni.Ma na sobie czarne spodnie i czarnysweter.Nadal nosi brylantowy naszyjnik, który od niego dostała, ale brylantową bransoletkędostała wcześniej od innego mężczyzny.Widząc zastawioną tacę, mówi: Przecież ja bym to zrobiła. Chciałem ci oszczędzić fatygi.Jej spojrzenie jest zimne jak lód. Zawsze coś za mnie robisz.On zna ten ton.Nieraz już z nią to przerabiał. Lubię to robić mówi. Robić coś za mnie? Tak. A ją też? Co masz na myśli? Dajesz jej to, co ona lubi. Akurat to mieliśmy w domu. Ty robiłeś zakupy. Na drugi raz daj mi listę. Wtedy kupisz to, co ja będę chciała jej dać. Oczywiście.Zdejmuje pokrywkę z pojemnika z sałatką ziemniaczaną i wącha ją. %7łal ci jej, prawda? Nie. Nie? A dlaczego miałoby mi być jej żal?Ona pluje do sałatki. Nie powinieneś jej żałować.On nic na to nie odpowiada.Ona pluje raz jeszcze.Patrzy, jak on na to zareaguje.W przeciwieństwie do niej on panuje nie tylko nad swoim ciałem i umysłem, ale teżnad emocjami.Wytrzymuje jej wzrok. Zachowaj dla mnie swoją sympatię mówi ona. Ja do niej nic nie czuję. Nawet niechęci? Dla mnie ona to przedmiot.Moongirl wpatruje się w niego badawczo, co trwa, zdawałoby się, wieczność.Wkońcu podsuwa mu pojemnik z sałatką i mówi: Ty też.On bez wahania pluje do sałatki.Ona uśmiecha się do niego.On nie odpowiada uśmiechem.Ona uzna to za drwinę.Pluje po raz trzeci do sałatki ziemniaczanej, po czym nakłada z powrotem pokrywkę istawia pojemnik na tacy. Może pozwolę ci zapalić zapałkę.On nie jest pewny, jaka odpowiedz mogłaby być bezpieczna, więc woli milczeć. Jutro w nocy mówi ona. Będziesz sama chciała to zrobić. A ty nie? Owszem, jeśli ty sobie tego życzysz. A ty czego chcesz? Ciebie. Dlaczego? A co może być innego? Nuda odpowiada ona. Tak.Ona bierze tacę. Ja ją wezmę on proponuje. Nie.Ty idz przodem.Otworzysz drzwi.Zatem on idzie pierwszy.Idąc za nim, ona mówi: A teraz się zabawimy.28Ze swego miejsca w samochodzie Amy, Ethel, Fred i Nickie uważnie obserwowali, jakMandy i bezimienny pies ładowane były do SUV-a Dani Chiboku.Nadpłynęło kilka chmur.Mimo że przy ziemi powietrze stało nieruchome, to wwyższych partiach białe obłoki gnane wiatrem na wschód przewalały się po niebie,rozrywając się od zachodniej strony.Kiedy psy zostały już załadowane, Dani zamknęła klapę i odezwała się do Amy: Poważnie mówię, pięć lat, nie więcej. O, coś się zmieni.Będziemy mieli więcej hojniejszych darczyńców.Wszędzieubiegam się o dotacje. Ale liczba psów, które trzeba ratować, wzrasta wprost proporcjonalnie do sumywydawanych przez ciebie pieniędzy. Jak dotąd rzeczywiście tak jest.Ale przecież nie ma takiej prawidłowości.W końcupotrzeby i fundusze jakoś się zrównoważą.Ludzie nie mogą dalej ot, tak, po prostu, wyrzucaćpsów za drzwi. Rozejrzyj się wokół siebie.Nigdy jeszcze świat nie był tak podły.A będzie jeszczegorzej. Nie, gorsze już było.Wiem coś o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Każdy z nich był piękny, choć na różne sposoby, ale zegar tykał dla nich wszystkich.Ponieważ liczba psów porzuconych i maltretowanych znacznie przewyższałamożliwości niesienia im pomocy przez wszystkich wolontariuszy razem wziętych, każdaorganizacja musiała ograniczyć się do jednej rasy.Schronisko starało się robić, co w ich mocy, by poumieszczać kundelki w domach.Alei tak co roku tysiące takich psów poddawanych było eutanazji.Amy miała ochotę zatrzymać się przy każdej klatce, pogłaskać każdego psiaka, alewzbudzanie w nich płonnej nadziei byłoby okrucieństwem, a dla Amy zostawianie ich pozawarciu z nimi znajomości było traumatycznym przeżyciem.Luther Osteen chciał im pokazać dwa psy, by rozstrzygnąć o ich losie.Jeden to byłaMandy, czystej krwi retrieverka, dziewięcioletnia suczka z siwym ze starości pyszczkiem.Jej właściciele przeszli na emeryturę.Chcieli spędzić następnych kilka lat, podróżującpo Europie.Mandy już nie pasowała do ich stylu życia. Cierpi trochę na artretyzm, jej zęby też nie są w najlepszym stanie, ale mogłabyprzeżyć jeszcze parę lat w niezłej kondycji.Tyle, że trudno jest znalezć miejsce dlastworzenia w jej wieku.Przypuszczalnie odpłaciła z nawiązką uczucia, jakimi ją darzono,więc uważam, że dobrze byłoby umieścić ją u kogoś, kto by jej dał szansę na lepsze życie, niżjej zgotowano. My ją wezmiemy oświadczyła Dani.Następna sierotka to był pies, pół retriever, pół nieznanej rasy, niewykluczone, żeowczarek australijski.Biegał bez opieki na terenie przemysłowym, miał na szyi obrożę, alebez tabliczki informacyjnej. Wygląda na to, że ktoś go tam umyślnie zostawił domyślał się Luther. Musiałbłąkać się przez kilka tygodni, bo strasznie jest wychudzony.Bezimienny pies stał przy drzwiach klatki z nosem wciśniętym między druciane pręty. Ile może mieć lat, jak myślisz? zapytała Dani. Sądzę, że jakieś trzy, cztery lata.Nie wygląda też na chorego. Przebadany? zapytała Amy. Nie.Ale jeśli go wezmiesz, zapłacimy za to.Ma trochę kleszczy, ale niezbyt wiele.Dostatecznie trudnym zadaniem było znalezienie domów dla setek rasowych psów, aw przypadku psów nierasowych stawało się to znacznie trudniejsze.Ogon pracował nieprzerwanie.Uszy czujnie postawione.Brązowe oczy patrzyłybłagalnie. Biedak tęskni za domem powiedział Luther. Zna kilka podstawowych poleceń,jak siad , do nogi.Ponieważ pies był ułożony w podstawowym zakresie, znalezienie dla niego domumogło okazać się łatwiejsze. Wezmiemy go postanowiła Amy. W takim razie załatw wszystkie papierki, a ja przez ten czas przyprowadzę tu obapsy.Wracając tą samą drogą, wzdłuż klatek dla psów, Dani wzięła Amy za rękę.Zawszetak robiła.Oczy miała pełne łez, których nie kryła.Amy spostrzegła je, zanim jej oczy niezaszły mgłą.Przechodzenie obok psów, z których większość najprawdopodobniej zostanie uśpiona,było ciężkim przeżyciem, ale powrót tą samą drogą, zostawienie ich własnemu losowi, byłookrucieństwem.Czasem Amy biadała nad rodzajem ludzkim, ale największy żal ją ogarniał, kiedyodwiedzała lokalne schroniska.Ludzie na przywiązanie odpowiadali brakiem lojalności, nie myśląc o swoich ostatnichgodzinach, kiedy będą oczekiwali miłosierdzia, którego sami kiedyś odmówili tym, którzy imufali.27Harrow przyrządza kanapki z szynką i serem, dodaje na talerz dwa ogórkikonserwowe, stawia talerz na tacy, na której już stoi pojemniczek z sałatką ziemniaczaną.Dodaje jeszcze dwie torebki z chipsami i jedną małą torebkę herbatników Pepperidge Farm.Ponieważ ona lubi bezalkoholowe piwo korzenne, dokłada jeszcze dwie puszki z zimnymnapojem.Gdy kończy, Moongirl wchodzi do kuchni.Ma na sobie czarne spodnie i czarnysweter.Nadal nosi brylantowy naszyjnik, który od niego dostała, ale brylantową bransoletkędostała wcześniej od innego mężczyzny.Widząc zastawioną tacę, mówi: Przecież ja bym to zrobiła. Chciałem ci oszczędzić fatygi.Jej spojrzenie jest zimne jak lód. Zawsze coś za mnie robisz.On zna ten ton.Nieraz już z nią to przerabiał. Lubię to robić mówi. Robić coś za mnie? Tak. A ją też? Co masz na myśli? Dajesz jej to, co ona lubi. Akurat to mieliśmy w domu. Ty robiłeś zakupy. Na drugi raz daj mi listę. Wtedy kupisz to, co ja będę chciała jej dać. Oczywiście.Zdejmuje pokrywkę z pojemnika z sałatką ziemniaczaną i wącha ją. %7łal ci jej, prawda? Nie. Nie? A dlaczego miałoby mi być jej żal?Ona pluje do sałatki. Nie powinieneś jej żałować.On nic na to nie odpowiada.Ona pluje raz jeszcze.Patrzy, jak on na to zareaguje.W przeciwieństwie do niej on panuje nie tylko nad swoim ciałem i umysłem, ale teżnad emocjami.Wytrzymuje jej wzrok. Zachowaj dla mnie swoją sympatię mówi ona. Ja do niej nic nie czuję. Nawet niechęci? Dla mnie ona to przedmiot.Moongirl wpatruje się w niego badawczo, co trwa, zdawałoby się, wieczność.Wkońcu podsuwa mu pojemnik z sałatką i mówi: Ty też.On bez wahania pluje do sałatki.Ona uśmiecha się do niego.On nie odpowiada uśmiechem.Ona uzna to za drwinę.Pluje po raz trzeci do sałatki ziemniaczanej, po czym nakłada z powrotem pokrywkę istawia pojemnik na tacy. Może pozwolę ci zapalić zapałkę.On nie jest pewny, jaka odpowiedz mogłaby być bezpieczna, więc woli milczeć. Jutro w nocy mówi ona. Będziesz sama chciała to zrobić. A ty nie? Owszem, jeśli ty sobie tego życzysz. A ty czego chcesz? Ciebie. Dlaczego? A co może być innego? Nuda odpowiada ona. Tak.Ona bierze tacę. Ja ją wezmę on proponuje. Nie.Ty idz przodem.Otworzysz drzwi.Zatem on idzie pierwszy.Idąc za nim, ona mówi: A teraz się zabawimy.28Ze swego miejsca w samochodzie Amy, Ethel, Fred i Nickie uważnie obserwowali, jakMandy i bezimienny pies ładowane były do SUV-a Dani Chiboku.Nadpłynęło kilka chmur.Mimo że przy ziemi powietrze stało nieruchome, to wwyższych partiach białe obłoki gnane wiatrem na wschód przewalały się po niebie,rozrywając się od zachodniej strony.Kiedy psy zostały już załadowane, Dani zamknęła klapę i odezwała się do Amy: Poważnie mówię, pięć lat, nie więcej. O, coś się zmieni.Będziemy mieli więcej hojniejszych darczyńców.Wszędzieubiegam się o dotacje. Ale liczba psów, które trzeba ratować, wzrasta wprost proporcjonalnie do sumywydawanych przez ciebie pieniędzy. Jak dotąd rzeczywiście tak jest.Ale przecież nie ma takiej prawidłowości.W końcupotrzeby i fundusze jakoś się zrównoważą.Ludzie nie mogą dalej ot, tak, po prostu, wyrzucaćpsów za drzwi. Rozejrzyj się wokół siebie.Nigdy jeszcze świat nie był tak podły.A będzie jeszczegorzej. Nie, gorsze już było.Wiem coś o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]