[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gościapożądanego księżna szczególniej powitała z wielką uprzejmością.Był-to dawnyprzyjaciel domu, któremu się zwierzyć mogła.Zaraz też po przywitaniu wzięłago na stronę, żywo zaczynając się spowiadać ze swej trwogi i domysłów, zhistoryi kamei i rysów familijnych Wiktora.Hrabia August znał dobrze rodzinę całą książąt, mógł więc najlepiej osądzić,czy postrzeżenie panny Kunegundy trafne było, czy fałszywe.W czasieopowiadania z twarzy słuchacza, zawsze jakby zastygłej i mało się zgadzającej,księżna nie wyczytać nie potrafiła.Słuchał z uwagą, długo ani przerywając, aniodpowiadając.Zdawał się jednak mocno uderzony historyą kamei. Podobieństwa pewnego fizyognomii, ruchów, tonu mowy nie mogęzaprzeczyć odezwał się wreszcie. Jednakże toby jeszcze niczego niedowodziło.Trafiają się najdziwaczniejsze atawizmy w rodzinach szlacheckich,bardzo dalekie z sobą mających pokrewieństwa.Co do kamei zaś, dziś się ichtyle fabrykuje na wzór dawnych, fałszuje tyle. Ale ta-bo jest stara, nadzwyczaj piękna i wcale nie fabrykowana przerwała księżna. On sam powiada, że to pamiątka familijna.Hrabia stał zamyślony. Nazywa się Gorajskim dodała księżna ale to jest un nome dicombattimen to.to nie prawdziwe jego nazwisko. Być może przebąknął hr.August. Dla mnie człowiek to sympatyczny!Hr.Filip chce w nim widzieć awanturnika, podejrzanego komedyanta; ale ja,com się rzadko zawiódł na pierwszem wrażeniu, znajduję go bardzoprzyzwoitym, choć nieco oryginalnym. Dlaczegóż się osłania jakąś tajemnicą, ukrywa? zawołała księżna.Mnie to niepokoi.Hrabia August przebąknął coś niewyraznego, jak gdyby dalszej o nim rozmowychciał uniknąć.Uczuwszy to, księżna nie nalegała i ustąpiła powolizachmurzona i smutna.Powrócili oboje do pani domu, także zamyślonej i pogrążonej w jakichśdumaniach, z których odezwanie się przyjaciółki dopiero ją przebudziło.Wieczór obiecywał się smutnym, gdyż jeden Ferdynand, który wesół byłzawsze, nie starczył na ożywienie towarzystwa, a dobry humor jego łatwo wwielką wpadał trywialność.W podobnych wypadkach hr.August, zwłaszczagdy mu Filip nie przeszkadzał, dawał dowody wielkiego mistrzowstwa wnaprowadzaniu i prowadzeniu rozmowy.Potrafił więc, usiadłszy przygospodyni, wywołać uśmiech na jej usta, a księżnę zmusić do zapomnienia trosko kamei i zagadkowem podobieństwie.Wiktor, powróciwszy do domu, zrzucił natychmiast ubranie dla salonu włożone,które zdawało się ciężyć mu mocno.Namyślał się czy pójść orzezwić siędziecinną rozmową z Pepitą, czy użyć przechadzki, a nareszcie wyszedł naMonte Pincio.Po każdem zbliżeniu się do wielkiego świata, zdziczały ten człowiekpotrzebował zawsze swobodnego ruchu, towarzystwa, w któremby go nic niekrępowało, powietrza dla piersi samotnej włóczęgi, do której nawykł, sam jedendługo błądząc po Rzymie.W cieniu drzew na Monte Pincio znalezć można zawsze gdzieś ławkę pustą, ipopatrzyć na Rzym, usypiający w mrokach wieczoru, mrugający światełkami,jakby oczyma drzemiącemi.Przesuwający się przechodnie ożywiają ten plan pierwszy pięknego obrazu, niepsując wrażenia całości.Z cygarem w ustach, Wiktor zasiadł wygodnie i oparłsię o pień kasztana, gdy w dali spostrzegł kobietę, całą obwiniętą wielką chustkączarną, przechadzającą się zwolna, z głową spuszczoną.Niekiedy stawała, rzucając okiem na obraz, który dla niej zapewne był nowym;potem, jak gdyby inni przechodnie przypominali jej obowiązek poruszania się,szła znowu krokiem opieszałym.Wiktor poznał w niej łatwo owę artystkę, tak mocno zajmującą całą koloniąpolską.Nie miał zamiaru zbliżać się do niej, ale mimowolnie oczyma ją śledził, starającsię odgadnąć myśli biednej samotnicy.Postać jej, ruchy, chód, zwieszonagłowa, jakby ciężarem jakimś przygnieciona, dawały odgadnąć łatwo istotęznękaną, z nowem swem położeniem nieoswojoną.Wiktor starał się odgadnąćprzeszłość tej wygnanki, zmuszonej chwycić dla życia za pensję, dawniejsłużące jej tylko za zabawkę.W ciągu bardzo krótkiej z nią rozmowy dostrzegł,że nie musiała być oswojoną z niedostatkiem i artystyczną oszczędnością.Ubiórjej, nadzwyczaj prosty i niewykwintny, ułożony był jednak z pewnem staraniemnałogowem o wdzięki; ręce były delikatne, białe, arystokratyczne,niezapracowane, a wyraz twarzy nienawykły do pokory ubogich.Coś dumnego,gniewnego niemal, energicznego patrzyło z oczu wpadłych głęboko, ciemnemiśladami łez obramowanych.Przypatrywał się jej Wiktor, znajdując także coś tragicznego w tej postacibłąkającej się samotnie wśród tłumu, z myślami i troskami gdyprzechadzająca się, potrącaną będąc przez wesołych a nieuważnychprzechodniów, usunęła się trochę w głąb ku drzewom i zbliżyła ku ławce, naktórej siedział Wiktor w cieniu.Nie widziała go zrazu i rozpoczęła swąprzechadzkę na nowo, tu, gdzie mniej było ludzi, a miejsca więcej.Przeszła tak parę razy około niego, nie postrzegłszy, i dopiero po kilkuzwrotach, rzuciwszy na ławkę okiem, zdawała się go poznawać.Ciekawemioczy zmierzyła go, dla sprawdzenia czy się nie myli; wstrzymała się nieco,zawahała i przystąpiła bliżej.Wiktor zmuszony był się ukłonić, na co odpowiedziała mu skinieniem głowy isiadła dalej trochę na tej samej ławce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Gościapożądanego księżna szczególniej powitała z wielką uprzejmością.Był-to dawnyprzyjaciel domu, któremu się zwierzyć mogła.Zaraz też po przywitaniu wzięłago na stronę, żywo zaczynając się spowiadać ze swej trwogi i domysłów, zhistoryi kamei i rysów familijnych Wiktora.Hrabia August znał dobrze rodzinę całą książąt, mógł więc najlepiej osądzić,czy postrzeżenie panny Kunegundy trafne było, czy fałszywe.W czasieopowiadania z twarzy słuchacza, zawsze jakby zastygłej i mało się zgadzającej,księżna nie wyczytać nie potrafiła.Słuchał z uwagą, długo ani przerywając, aniodpowiadając.Zdawał się jednak mocno uderzony historyą kamei. Podobieństwa pewnego fizyognomii, ruchów, tonu mowy nie mogęzaprzeczyć odezwał się wreszcie. Jednakże toby jeszcze niczego niedowodziło.Trafiają się najdziwaczniejsze atawizmy w rodzinach szlacheckich,bardzo dalekie z sobą mających pokrewieństwa.Co do kamei zaś, dziś się ichtyle fabrykuje na wzór dawnych, fałszuje tyle. Ale ta-bo jest stara, nadzwyczaj piękna i wcale nie fabrykowana przerwała księżna. On sam powiada, że to pamiątka familijna.Hrabia stał zamyślony. Nazywa się Gorajskim dodała księżna ale to jest un nome dicombattimen to.to nie prawdziwe jego nazwisko. Być może przebąknął hr.August. Dla mnie człowiek to sympatyczny!Hr.Filip chce w nim widzieć awanturnika, podejrzanego komedyanta; ale ja,com się rzadko zawiódł na pierwszem wrażeniu, znajduję go bardzoprzyzwoitym, choć nieco oryginalnym. Dlaczegóż się osłania jakąś tajemnicą, ukrywa? zawołała księżna.Mnie to niepokoi.Hrabia August przebąknął coś niewyraznego, jak gdyby dalszej o nim rozmowychciał uniknąć.Uczuwszy to, księżna nie nalegała i ustąpiła powolizachmurzona i smutna.Powrócili oboje do pani domu, także zamyślonej i pogrążonej w jakichśdumaniach, z których odezwanie się przyjaciółki dopiero ją przebudziło.Wieczór obiecywał się smutnym, gdyż jeden Ferdynand, który wesół byłzawsze, nie starczył na ożywienie towarzystwa, a dobry humor jego łatwo wwielką wpadał trywialność.W podobnych wypadkach hr.August, zwłaszczagdy mu Filip nie przeszkadzał, dawał dowody wielkiego mistrzowstwa wnaprowadzaniu i prowadzeniu rozmowy.Potrafił więc, usiadłszy przygospodyni, wywołać uśmiech na jej usta, a księżnę zmusić do zapomnienia trosko kamei i zagadkowem podobieństwie.Wiktor, powróciwszy do domu, zrzucił natychmiast ubranie dla salonu włożone,które zdawało się ciężyć mu mocno.Namyślał się czy pójść orzezwić siędziecinną rozmową z Pepitą, czy użyć przechadzki, a nareszcie wyszedł naMonte Pincio.Po każdem zbliżeniu się do wielkiego świata, zdziczały ten człowiekpotrzebował zawsze swobodnego ruchu, towarzystwa, w któremby go nic niekrępowało, powietrza dla piersi samotnej włóczęgi, do której nawykł, sam jedendługo błądząc po Rzymie.W cieniu drzew na Monte Pincio znalezć można zawsze gdzieś ławkę pustą, ipopatrzyć na Rzym, usypiający w mrokach wieczoru, mrugający światełkami,jakby oczyma drzemiącemi.Przesuwający się przechodnie ożywiają ten plan pierwszy pięknego obrazu, niepsując wrażenia całości.Z cygarem w ustach, Wiktor zasiadł wygodnie i oparłsię o pień kasztana, gdy w dali spostrzegł kobietę, całą obwiniętą wielką chustkączarną, przechadzającą się zwolna, z głową spuszczoną.Niekiedy stawała, rzucając okiem na obraz, który dla niej zapewne był nowym;potem, jak gdyby inni przechodnie przypominali jej obowiązek poruszania się,szła znowu krokiem opieszałym.Wiktor poznał w niej łatwo owę artystkę, tak mocno zajmującą całą koloniąpolską.Nie miał zamiaru zbliżać się do niej, ale mimowolnie oczyma ją śledził, starającsię odgadnąć myśli biednej samotnicy.Postać jej, ruchy, chód, zwieszonagłowa, jakby ciężarem jakimś przygnieciona, dawały odgadnąć łatwo istotęznękaną, z nowem swem położeniem nieoswojoną.Wiktor starał się odgadnąćprzeszłość tej wygnanki, zmuszonej chwycić dla życia za pensję, dawniejsłużące jej tylko za zabawkę.W ciągu bardzo krótkiej z nią rozmowy dostrzegł,że nie musiała być oswojoną z niedostatkiem i artystyczną oszczędnością.Ubiórjej, nadzwyczaj prosty i niewykwintny, ułożony był jednak z pewnem staraniemnałogowem o wdzięki; ręce były delikatne, białe, arystokratyczne,niezapracowane, a wyraz twarzy nienawykły do pokory ubogich.Coś dumnego,gniewnego niemal, energicznego patrzyło z oczu wpadłych głęboko, ciemnemiśladami łez obramowanych.Przypatrywał się jej Wiktor, znajdując także coś tragicznego w tej postacibłąkającej się samotnie wśród tłumu, z myślami i troskami gdyprzechadzająca się, potrącaną będąc przez wesołych a nieuważnychprzechodniów, usunęła się trochę w głąb ku drzewom i zbliżyła ku ławce, naktórej siedział Wiktor w cieniu.Nie widziała go zrazu i rozpoczęła swąprzechadzkę na nowo, tu, gdzie mniej było ludzi, a miejsca więcej.Przeszła tak parę razy około niego, nie postrzegłszy, i dopiero po kilkuzwrotach, rzuciwszy na ławkę okiem, zdawała się go poznawać.Ciekawemioczy zmierzyła go, dla sprawdzenia czy się nie myli; wstrzymała się nieco,zawahała i przystąpiła bliżej.Wiktor zmuszony był się ukłonić, na co odpowiedziała mu skinieniem głowy isiadła dalej trochę na tej samej ławce [ Pobierz całość w formacie PDF ]