[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łebyż to byłprzynajmniej ten tyran melodramatu, co by się nie maskował, co by miałodwagę pokazać się, czem był w istocie.Ale nie! z uśmiechem na ustach, zmorałem słodziuchnym na dłoni, z dobrocią odegrywaną bez zająkania, zuczuciem posunionem aż do exaltacij lecz fałszywem, o! fałszywem, podpozorem mojego własnego dobra, dręczył mnie powolnie, ssał ze mnie życieniegodny.A gdy spłakana, zemdlona padałam bezsilna, on klękał przede mną, iprzysięgał mi że mnie kocha, że mnie ubóstwia, całował nogi moje.O! nie chcęwspominać kłamał, kłamał.Gdyby mnie kochał, wszystko by był uczynił dlamnie.Tymczasem nic mi poświęcić nie chciał, jednej odrobinki swojegoprzekonania.Wszystkie względy światowe, których ja tak czuję ważność iznaczenie, on miał za nic.Wystaw sobie jak konać musiałam, stokroć zmuszonąbędąc pokazywać się w świecie wcale nie tak, jak stan mój i imię wymagało.Okropność! okropność! pod pozorem że obowiązkiem jest naszym, dawaćprzykład dobry, ileż on mnie namęczył, ile narzekał nie chcę ci tegoopisywać. Nareszcie. Nareszcie rozdzieliliście się, przerwała Pani Lacka przyspieszając koniecopowiadania. I błogosławię tę godzinę, w której zebrawszy się na odwagę, oswobodziłamsię z więzów; zdało mi się, żem nowe poczęła życie.Lecz cóż mnie tokosztowało: musiałam oprzeć się prośbom, zaklęciom, błaganiu, nawet udanymłzom jego, zamykać się przed nim, uciekać! Widząc, że mnie nie przekona,znalazł sposób pomszczenia się i dotknięcia mnie do żywego.Ty wiesz, żebyłam ostatnią dziedziczką starożytnego domu i imienia Hutorów; rodzice moiwymagali po nim, aby to imię do swojego przyłączył.Naówczas jeszczedoprawdy czy udając, że kochał mnie zapamiętale, uczynił co chcieli, nazwałsię.jak wymagano.Imię to dla mnie drogie zeszło na ulubieńca mego Jasia, onje ma ocalić od niepamięci.Może dlatego, może nie dlatego od kolebkipodwójnie kochałam Jasia.Józię kocham także, ale możnaż sercu nakazać? Otóżjakby na przedłużenie mej męki, nie dał mi zabrać Jasia pod pozorem, że gozmiękczę i zepsuję, pozwolił mi tylko wziąć tę zimną nieznośną Józię!Kończąc te wyrazy Pani Teressa zakryła sobie oczy i drżeć poczęła tak, że PaniLacka oswojona z podobnemi symptomatami, obawiając się nierównego ataku,podać jej pośpieszyła rzezwiące sole i trochę wody z pomarańczowym kwiatem.Przeszło niebezpieczeństwo po chwili, a rozmowa między przyjaciółkami nanowo się rozpoczęła. Jakżem się zdziwiła, przemówiła Lasia, dowiedziawszy się o przybyciutwojem, z twojem słabem zdrowiem dla zabawy przyjechać, to chyba może dlaJózi! Józia jeszcze na zabawach nie bywa, zawołała Pani Teressa, to dziecię.Alety wiesz, że w mojej boleści jedyną ulgą jest szał i odurzenie.Zabawa nie bawimnie, lecz upaja, i odrywa od rozpaczy w którą bym wpaść musiała. Więc się zobaczym na dzisiejszym wieczorze. Będę! muszę być! powlokę się z trucizną w sercu, ze smutnem piętnem naczole; bo gdyby nie to gwałtowne lekarstwo, dawno bym pod brzemieniemcierpień upaść musiała.Pani Lacka uśmiechnęła się bardzo nieznacznie i po cichu spytała jeszcze. Nie boisz, że się go spotkać? Jego, on nigdy nie bywa na zabawach, a wreszcie to mi obojętna! Jest że ontutaj? Zdaje mi się, że miał przybyć. Myślisz? spytała Pani Teressa trochę niespokojnie.O to by mi zabawę stracićmogło.I spuściła głowę.I Jaś zapewne z nim, Jaś zawsze z nim jest! mogłabymgo zobaczyć! Ale nie nie, nie mówmy o tem, czuję, jak mi to zgubnie działana nerwy.Zmieńmy przedmiot, zaczęłaś o przyjaciółce swej Irenie? Przyjaciółce? cicho z ironią, zawołała Pani Lacka cha! cha! Więc i to jakaś dziwaczka? Najosobliwsza pod słońcem istota, i gdyby był młodszy, to właśnie żona dlatwojego męża: doskonale się cenią i rozumieją.Pani Teressa ruszyła ramionami. Więc to jakaś poczwara! Wcale ładna poczwarka. Wystaw sobie Comtesse, kobietę co konnojezdzi, ludzi ratuje z pożaru, opatruje rany i leczy, i godzinami nauczającerozmowy prowadzi z chłopami i dziećmi chłopskiemi; czyta filozofówNiemieckich z których się śmieje, nie wierzy w Balzaca i jego znajomośćkobiecego serca, gra na fortepijanie jak uczeń Liszta, maluje pejzaże jakCalame, szydzi z balów, zabaw i cudzoziemczyzny, i bodaj czy tylko w kątkunie pisze, bo często ma palce atramentem powalane.A z tem wszystkiempogódz jeszcze, jeżeli potrafisz, exaltowane nabożeństwo. Cóż więcej, cóż więcej? kochana Lasiu, Ciekawam doprawdy mów proszę ona mnie zajmuje swoją oryginalnością. Dziwne stworzenie. Dobre wreszcie jak mówisz stworzenie, ale zarozumiałe to, nic świata niepojmujące jak on jest: zapalona główka, a konwenansami najważniejszemi rzucajak łupinami od orzechów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.%7łebyż to byłprzynajmniej ten tyran melodramatu, co by się nie maskował, co by miałodwagę pokazać się, czem był w istocie.Ale nie! z uśmiechem na ustach, zmorałem słodziuchnym na dłoni, z dobrocią odegrywaną bez zająkania, zuczuciem posunionem aż do exaltacij lecz fałszywem, o! fałszywem, podpozorem mojego własnego dobra, dręczył mnie powolnie, ssał ze mnie życieniegodny.A gdy spłakana, zemdlona padałam bezsilna, on klękał przede mną, iprzysięgał mi że mnie kocha, że mnie ubóstwia, całował nogi moje.O! nie chcęwspominać kłamał, kłamał.Gdyby mnie kochał, wszystko by był uczynił dlamnie.Tymczasem nic mi poświęcić nie chciał, jednej odrobinki swojegoprzekonania.Wszystkie względy światowe, których ja tak czuję ważność iznaczenie, on miał za nic.Wystaw sobie jak konać musiałam, stokroć zmuszonąbędąc pokazywać się w świecie wcale nie tak, jak stan mój i imię wymagało.Okropność! okropność! pod pozorem że obowiązkiem jest naszym, dawaćprzykład dobry, ileż on mnie namęczył, ile narzekał nie chcę ci tegoopisywać. Nareszcie. Nareszcie rozdzieliliście się, przerwała Pani Lacka przyspieszając koniecopowiadania. I błogosławię tę godzinę, w której zebrawszy się na odwagę, oswobodziłamsię z więzów; zdało mi się, żem nowe poczęła życie.Lecz cóż mnie tokosztowało: musiałam oprzeć się prośbom, zaklęciom, błaganiu, nawet udanymłzom jego, zamykać się przed nim, uciekać! Widząc, że mnie nie przekona,znalazł sposób pomszczenia się i dotknięcia mnie do żywego.Ty wiesz, żebyłam ostatnią dziedziczką starożytnego domu i imienia Hutorów; rodzice moiwymagali po nim, aby to imię do swojego przyłączył.Naówczas jeszczedoprawdy czy udając, że kochał mnie zapamiętale, uczynił co chcieli, nazwałsię.jak wymagano.Imię to dla mnie drogie zeszło na ulubieńca mego Jasia, onje ma ocalić od niepamięci.Może dlatego, może nie dlatego od kolebkipodwójnie kochałam Jasia.Józię kocham także, ale możnaż sercu nakazać? Otóżjakby na przedłużenie mej męki, nie dał mi zabrać Jasia pod pozorem, że gozmiękczę i zepsuję, pozwolił mi tylko wziąć tę zimną nieznośną Józię!Kończąc te wyrazy Pani Teressa zakryła sobie oczy i drżeć poczęła tak, że PaniLacka oswojona z podobnemi symptomatami, obawiając się nierównego ataku,podać jej pośpieszyła rzezwiące sole i trochę wody z pomarańczowym kwiatem.Przeszło niebezpieczeństwo po chwili, a rozmowa między przyjaciółkami nanowo się rozpoczęła. Jakżem się zdziwiła, przemówiła Lasia, dowiedziawszy się o przybyciutwojem, z twojem słabem zdrowiem dla zabawy przyjechać, to chyba może dlaJózi! Józia jeszcze na zabawach nie bywa, zawołała Pani Teressa, to dziecię.Alety wiesz, że w mojej boleści jedyną ulgą jest szał i odurzenie.Zabawa nie bawimnie, lecz upaja, i odrywa od rozpaczy w którą bym wpaść musiała. Więc się zobaczym na dzisiejszym wieczorze. Będę! muszę być! powlokę się z trucizną w sercu, ze smutnem piętnem naczole; bo gdyby nie to gwałtowne lekarstwo, dawno bym pod brzemieniemcierpień upaść musiała.Pani Lacka uśmiechnęła się bardzo nieznacznie i po cichu spytała jeszcze. Nie boisz, że się go spotkać? Jego, on nigdy nie bywa na zabawach, a wreszcie to mi obojętna! Jest że ontutaj? Zdaje mi się, że miał przybyć. Myślisz? spytała Pani Teressa trochę niespokojnie.O to by mi zabawę stracićmogło.I spuściła głowę.I Jaś zapewne z nim, Jaś zawsze z nim jest! mogłabymgo zobaczyć! Ale nie nie, nie mówmy o tem, czuję, jak mi to zgubnie działana nerwy.Zmieńmy przedmiot, zaczęłaś o przyjaciółce swej Irenie? Przyjaciółce? cicho z ironią, zawołała Pani Lacka cha! cha! Więc i to jakaś dziwaczka? Najosobliwsza pod słońcem istota, i gdyby był młodszy, to właśnie żona dlatwojego męża: doskonale się cenią i rozumieją.Pani Teressa ruszyła ramionami. Więc to jakaś poczwara! Wcale ładna poczwarka. Wystaw sobie Comtesse, kobietę co konnojezdzi, ludzi ratuje z pożaru, opatruje rany i leczy, i godzinami nauczającerozmowy prowadzi z chłopami i dziećmi chłopskiemi; czyta filozofówNiemieckich z których się śmieje, nie wierzy w Balzaca i jego znajomośćkobiecego serca, gra na fortepijanie jak uczeń Liszta, maluje pejzaże jakCalame, szydzi z balów, zabaw i cudzoziemczyzny, i bodaj czy tylko w kątkunie pisze, bo często ma palce atramentem powalane.A z tem wszystkiempogódz jeszcze, jeżeli potrafisz, exaltowane nabożeństwo. Cóż więcej, cóż więcej? kochana Lasiu, Ciekawam doprawdy mów proszę ona mnie zajmuje swoją oryginalnością. Dziwne stworzenie. Dobre wreszcie jak mówisz stworzenie, ale zarozumiałe to, nic świata niepojmujące jak on jest: zapalona główka, a konwenansami najważniejszemi rzucajak łupinami od orzechów [ Pobierz całość w formacie PDF ]