[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i wesołością na twarzy.Pan Doroszeńko poważnie wchodzizacierając ręce; kapitan Zbrzeski ze swoją czapeczką włóczkową nibywojskowego kroju, zamaszysto wchodzi i natychmiast do kobiet się przysuwa,które prawdę powiedziawszy śmieją się z niego.Nigdy nie przychodzi bezjakiegoś dowodu pamięci o płci pięknej i zdradliwej, jak ją zowie, przynosibukiet, owoc, osobliwość jaką ogrodową, naprzykład dwa zrosłe orzechy lubdziwnej formy jabłuszko i oczyma ofiarując je Krysi, ręką starszej pannieJamuntównie oddaje.Gdy i pan Aleksander wejdzie, a matkę w rękę pocałuje, pani wstaje odkrosienek i wszyscy idziemy do jadalnej sali, gdzie już każdy ma miejsce swoje.Ja uprosiłem że na końcu szarym z Pulikowskim jadam, jako najmłódszy inajpóźniej przybyły; a mam zręczność biednego podporucznika rozbawić - ipocieszyć.Po obiedzie chwilę jeszcze trwa rozmowa przy czarnej kawie, którąsama pani podaje tym co piją, i zaraz się rozchodzimy każdy do swojego kąta,wyjąwszy jeśli kogo państwo chcą zatrzymać.Proboszcz zawsze z naładowanemi dla psów kieszeniami kroczy do dworku,gdzie już na niego i dzieci i ubodzy jego czekają, ja do biblioteki lub do ogrodu,i po obiedzie mamy znów wolne, aż do herbaty i wieczora.Na czytania nasze, kto tylko ma czas, przychodzą wszyscy, ale Doroszeńko niezawsze może, Pulikowski spóźnia się do kolacyi, żeby jak najkrócej być zestraszną panną Jamuntówną.W sali gdzie czytujemy, każdy już ma swojekrzesełko, przy stole okrągłym, ja jako lektor, pani z pończochą, dwie pannyJamuntówny, jeśli jest kto z gości, pan Aleksander w kąciku ciemnym za matką,stary chorąży chodzi prawie zawsze, ksiądz Ginwiłł lokuje się przy piecu lubprzybliża do stołu, Hończarewski siaduje przy drzwiach, Kajetan Zbrzeskinaprzeciw kobiet, Doroszeńko, jeśli jest, koło proroka.Pulikowski za firankąpod oknem.Najniesłuszniejsze to uprzedzenie jego przeciw nieszczęśliwej pannieJamuntównie.która jest sobie trochę sztywna i nieco dumna, lękając się zawszeżeby jej niechybiono, gra w maryasza z gracją, ciągnie kabałę, śpiewa jeszcze(co przez okno słyszę) dawne piosnki czyli texta z czasów KonfederacyiBarskiej, a zresztą, choć gderze w garderobie i surowo pilnuje panny Krystyny,najlepsza w świecie osoba.Prawda, że radaby wydawać się jeszcze młodą, ależe była piękną, a młodość i wdzięki na nic się jej nie przydały, nie dziw, żechciałaby je przeciągnąć.Krystyna, ładne dzieciątko, wesoła i figlarna, którejobowiązkiem siedzieć cicho, pończochę robić i piec raki.Otóż niemal całe towarzystwo nasze, i całe życie, tak utkane z godzinjednostajnie płynących, jak piękna materya kwiecista, w której ani węzełka, aniskazy nie dostrzeżesz.Widzę ze wszystkiego, że opowiadanie pana Doroszeńki o Koci Bundrysównie.mocno zajęło chorążynę, bo się o nią nas wszystkich rozpytuje, bada i zabierasię nawet jechać odwiedzić sędziego, co że rzadko się trafia, zrobi w sąsiedztwiewielką zazdrość i będzie długich rozpraw przedmiotem.Pan Aleksander ze mną jeździł drugi raz do Romaszówki; była to prostagrzeczność tylko dla pana Bundrysa, którego zaprosić chciał sam osobiście napolowanie, i nie powiem żebyśmy tam bardzo dokazywali, ja przynajmniej,siedząc przy pani Osmólskiej, dosyć się unudziłem choć zacna ta pani usilniepragnęła mnie zabawić; pan Aleksander trochę pogadał z Konstancyą, która donas wyszła, uprzejmie, wesoło jak z siostrą, alem ja niepostrzegł żeby tam coświęcej być miało.Przecież gdyśmy powrócili do domu, widziałem, że wszyscy ztego poczęli zaraz wnioskować, nawet chorążyna kazała mnie przywołać dosiebie, i poznałem po niej, że nie chcąc się wydać z tem, że ją to tak bardzoobchodziło, bardzo mnie wypytać pragnęła.— Siadaj-no panie Janie, tu blizko koło moich krosienek, — odezwała sięwesoło patrząc mi w oczy; — ja trochę jestem głucha.rozpowiedz mi co to tamrobiliście w Romaszówce?.Jeździłeś słyszę z Olesiem?— Pan Aleksander był tak łaskaw, że mi sobie towarzyszyć kazał — rzekłem.— No! ale cóż ? jak? rozpowiedz-no mi wszystko, jakże to było?— Jeździliśmy zapraszać sędziego na jutrzejsze polowanie.— A! no to dobrze,ale cóż? — wyszła ta panna Konstancya?— Wyszła.— Oleś z nią gadał?— Rozmawiał.To słyszę wesołe dziewczę i ładne? — spytała.— A już to że śliczna to jak anioł.— Palrzajże ! opisz mi ją, panie Janie, jak wygląda?— Dosyć słuszna, bardzo zręczna, oczy niebieskie, twarz miła, wesoła, figlarna,ale dobroci pełna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.i wesołością na twarzy.Pan Doroszeńko poważnie wchodzizacierając ręce; kapitan Zbrzeski ze swoją czapeczką włóczkową nibywojskowego kroju, zamaszysto wchodzi i natychmiast do kobiet się przysuwa,które prawdę powiedziawszy śmieją się z niego.Nigdy nie przychodzi bezjakiegoś dowodu pamięci o płci pięknej i zdradliwej, jak ją zowie, przynosibukiet, owoc, osobliwość jaką ogrodową, naprzykład dwa zrosłe orzechy lubdziwnej formy jabłuszko i oczyma ofiarując je Krysi, ręką starszej pannieJamuntównie oddaje.Gdy i pan Aleksander wejdzie, a matkę w rękę pocałuje, pani wstaje odkrosienek i wszyscy idziemy do jadalnej sali, gdzie już każdy ma miejsce swoje.Ja uprosiłem że na końcu szarym z Pulikowskim jadam, jako najmłódszy inajpóźniej przybyły; a mam zręczność biednego podporucznika rozbawić - ipocieszyć.Po obiedzie chwilę jeszcze trwa rozmowa przy czarnej kawie, którąsama pani podaje tym co piją, i zaraz się rozchodzimy każdy do swojego kąta,wyjąwszy jeśli kogo państwo chcą zatrzymać.Proboszcz zawsze z naładowanemi dla psów kieszeniami kroczy do dworku,gdzie już na niego i dzieci i ubodzy jego czekają, ja do biblioteki lub do ogrodu,i po obiedzie mamy znów wolne, aż do herbaty i wieczora.Na czytania nasze, kto tylko ma czas, przychodzą wszyscy, ale Doroszeńko niezawsze może, Pulikowski spóźnia się do kolacyi, żeby jak najkrócej być zestraszną panną Jamuntówną.W sali gdzie czytujemy, każdy już ma swojekrzesełko, przy stole okrągłym, ja jako lektor, pani z pończochą, dwie pannyJamuntówny, jeśli jest kto z gości, pan Aleksander w kąciku ciemnym za matką,stary chorąży chodzi prawie zawsze, ksiądz Ginwiłł lokuje się przy piecu lubprzybliża do stołu, Hończarewski siaduje przy drzwiach, Kajetan Zbrzeskinaprzeciw kobiet, Doroszeńko, jeśli jest, koło proroka.Pulikowski za firankąpod oknem.Najniesłuszniejsze to uprzedzenie jego przeciw nieszczęśliwej pannieJamuntównie.która jest sobie trochę sztywna i nieco dumna, lękając się zawszeżeby jej niechybiono, gra w maryasza z gracją, ciągnie kabałę, śpiewa jeszcze(co przez okno słyszę) dawne piosnki czyli texta z czasów KonfederacyiBarskiej, a zresztą, choć gderze w garderobie i surowo pilnuje panny Krystyny,najlepsza w świecie osoba.Prawda, że radaby wydawać się jeszcze młodą, ależe była piękną, a młodość i wdzięki na nic się jej nie przydały, nie dziw, żechciałaby je przeciągnąć.Krystyna, ładne dzieciątko, wesoła i figlarna, którejobowiązkiem siedzieć cicho, pończochę robić i piec raki.Otóż niemal całe towarzystwo nasze, i całe życie, tak utkane z godzinjednostajnie płynących, jak piękna materya kwiecista, w której ani węzełka, aniskazy nie dostrzeżesz.Widzę ze wszystkiego, że opowiadanie pana Doroszeńki o Koci Bundrysównie.mocno zajęło chorążynę, bo się o nią nas wszystkich rozpytuje, bada i zabierasię nawet jechać odwiedzić sędziego, co że rzadko się trafia, zrobi w sąsiedztwiewielką zazdrość i będzie długich rozpraw przedmiotem.Pan Aleksander ze mną jeździł drugi raz do Romaszówki; była to prostagrzeczność tylko dla pana Bundrysa, którego zaprosić chciał sam osobiście napolowanie, i nie powiem żebyśmy tam bardzo dokazywali, ja przynajmniej,siedząc przy pani Osmólskiej, dosyć się unudziłem choć zacna ta pani usilniepragnęła mnie zabawić; pan Aleksander trochę pogadał z Konstancyą, która donas wyszła, uprzejmie, wesoło jak z siostrą, alem ja niepostrzegł żeby tam coświęcej być miało.Przecież gdyśmy powrócili do domu, widziałem, że wszyscy ztego poczęli zaraz wnioskować, nawet chorążyna kazała mnie przywołać dosiebie, i poznałem po niej, że nie chcąc się wydać z tem, że ją to tak bardzoobchodziło, bardzo mnie wypytać pragnęła.— Siadaj-no panie Janie, tu blizko koło moich krosienek, — odezwała sięwesoło patrząc mi w oczy; — ja trochę jestem głucha.rozpowiedz mi co to tamrobiliście w Romaszówce?.Jeździłeś słyszę z Olesiem?— Pan Aleksander był tak łaskaw, że mi sobie towarzyszyć kazał — rzekłem.— No! ale cóż ? jak? rozpowiedz-no mi wszystko, jakże to było?— Jeździliśmy zapraszać sędziego na jutrzejsze polowanie.— A! no to dobrze,ale cóż? — wyszła ta panna Konstancya?— Wyszła.— Oleś z nią gadał?— Rozmawiał.To słyszę wesołe dziewczę i ładne? — spytała.— A już to że śliczna to jak anioł.— Palrzajże ! opisz mi ją, panie Janie, jak wygląda?— Dosyć słuszna, bardzo zręczna, oczy niebieskie, twarz miła, wesoła, figlarna,ale dobroci pełna [ Pobierz całość w formacie PDF ]