[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na te słowa pobladł Krzysztoporski, ale schwytany musiał wreszciewieść do żony.Ażem zdrętwiał, gdym ją ujrzał na kłódki i kluczezamkniętą w górnej izdebce, samą jedną, w podartej sukienczynie, zwłosem rozczochranym.Siedziała na ziemi tak wymizerowana.blada istraszna, że gdybym nie wiedział o niej, już bym jej nie poznał.Włos mina głowie stanął.A byłać to przecież matka jego syna, bo mu zaraz wrok po świętokradzkim małżeństwie dała następcę.Wymógł na niejzapisy majątku, który mnie wydarli, a obawiając się widać zalotności jej,bo była do zbytku rozmiłowana w sobie i lekka niewiasta, tak jąniegodziwie zamknął.Kobieta zrazu przelękła się napadu tego i mnie nie poznała.Powiedziałem jej, z czym przyszedłem, żeby ją bronić i niegodziwegociemiężcę upokorzyć.Popatrzała na mnie i zalała się łzami; padła mi donóg, milczała długo, nareszcie głos jej powrócił. Zbawco mój!  zawołała. Jam ciebie nie była warta, byłam winna,wielem była winna! Bóg mnie pokarał, za resztę grzechów moich samaodpokutuję.Nie godnam cieszyć się dziećmi, nie godnam żyć z nimi,89 grzesznica wielka! Bóg mnie w tej niewoli i zamknięciu oświecił iporuszył; dziękuję ci, wyzwalasz mnie, abym resztę życia spędzić mogłana pokucie. Gdzież chcesz iść?  spytałem, widząc, że się wybiera. Gdzie mnie oczy nie ujrzą ludzkie i Bóg jeden widzieć będzieodpowiedziała. Ale pozwólcie mi wprzód pożegnać i, choć niegodnej,pobłogosławić dziecię moje.Zeszliśmy z nią do alkierza, gdzie spał syn, którego płacząc ucałowała ipożegnała.Potem mi się jeszcze do nóg rzuciła raz drugi, prosząc, abymjej winę przebaczył, i wymógłszy na mnie, że jej szukać więcej nie będę,uszła zaraz nocą. Cóż się z nią stało?  zapytał przeor. Odtąd jej nie widziałem  kończył szlachcic powolnie  ale nie tujeszcze koniec historii.Odeszliśmy Krzysztoporskiego we wściekłości igniewie.którego pohamować nie mógł.Aajał mnie, aż do tego przywiódł,żem go wypłazował.Jakoś wkrótce potem umarł mu syn jedynak, a jaksię to stało, wścieklej jeszcze obrócił zemstę swoją na mnie.Pozostała micórka, którą wydać chciałem za uczciwego młodziana z sąsiedztwa.Krzysztoporski póty chodził, póki mi nie przeszkodził.Usunął się on, aleznalazłem jej drugiego i temu ją z błogosławieństwem poślubiłem.Nieskończyło się prześladowanie.Taiłem przed córką historię matki, by jejżycia nie zatruwać, mówiłem zawsze, że umarła.Krzysztoporski, widać otym uwiadomiony, wszystko opisawszy najszkaradniej, wybrał chwilę,by biednej kobiecie przesłać te czernidła, właśnie gdy wydawszy na światcórkę, leżała jeszcze chora.Przeczytała, rozbolała się i umarła.Pozostało mi tylko po niej to wnuczę i.Tu przeorowi przerwał słuchanie grzmot dział, lecz nim powstał, ścisnąłza rękę starca i rzekł: Bóg długo czeka na upamiętanie, a my wierzyć powinniśmy w Jegosprawiedliwość.Można mieć żal w sercu, ale nienawiści nie ; godzi się.Zły człowiek więcej godzien litości niż gniewu.A na wszystkie ranyduszy jedno jest tylko lekarstwo  modlitwa.Tu powstał Kordecki, błogosławiąc uśpionej wnuczce starca, która,znużona podróżą, w pierwszej izdebce oparłszy się o ścianę zdrzemnęła.Grom dział wywołał przeora na mury.90 XVNoc cała zeszła bezsennie: jeszcze się nie byli oswoili zakonnicy iszlachta z wojną, która ich żelaznym opasała kołem; jeszcze każdyszelest, każdy krzyk ich przerażał; zdawało im się, że słyszą szturm, żewidzą zdobycie; brzask wschodzącego dnia zastał wszystkich na nogach.Stosownie do rozkazów przeora, pomimo zajęcia nowego, które imnożyła walka, nic nie zmieniło się w nabożeństwie, w obyczajachzakonnych.Dzwony ozwały się o swojej godzinie, zwołując na mszę dokaplicy Najświętszej Panny, gdzie odśpiewywano godzinki i prymarię.Gdy się to dzieje, Szwedzi plączą się dokoła i po wczorajszym popłochu,po spędzonej także bezsennej nocy, wygnani pożarem, z folwarku,szukają stanowisk nowych i zabierają się do silniejszego natarcia.Zmurów widać oddziały, rozchodzące się w różne strony i zabierającerobotników do sypania baterii.Główne obozowisko, które zaprzewodnictwem Wejharda w początku się było położyło poza spalonymfolwarkiem, prawie przeciwko wrót zamkowych, przeniosło się na stronęprzeciwną i część wojsk silniejsza przeszła, okrążając z nieufnością górę,od południa na północny wschód.Przy kościółku św.Barbary zostalitylko książę Heski z pułkownikiem Sadowskim, prawie u pogorzeliskfolwarcznych się szykując.Miller po wczorajszym oglądzie twierdzyzrozumiał lub może miał to od szpiegów, że północna i północnowschodnia część murów była słabsza od innych  w istocie tak było.Tuwięc sam, przyparłszy się do Częstochówki, nie opodal od figuryZbawiciela stojącej na pochyłości, obrał nowe stanowisko i zamyślałsypać baterie dla dział, które z sobą, przyprowadził.Część twierdzy i tejstrony, dachami gontowymi klasztoru górująca, zwrócona ku niemu,dawała nadzieję, że ją łatwo potrafi kulami ognistymi zapalić.Działa zaledwie były ustawione na dylach, które z pogorzeliskpowywlekano i jako tako obrzucono ziemią; ledwie Miller przeszedł tu iżołnierza swego rozłożył, natychmiast grad kul sypnął się na klasztor.Jenerał nazywał to  d z i e ń d o b r y dla zakonników, a Wejhard nieprzestawał utrzymywać, że byle ich trochę nastraszono, zaraz siępoddadzą; Kaliński potakiwał zdaniu hrabiego.Sadowski uśmiechał się,milcząc i ruszając ramionami.91 Dzwony właśnie na prymarię zwoływały, gdy grom dział i gdzieniegdziepadające nieszkodliwie kule bezsilne popłoch wielki zrządziły wpodwórzach.Na pierwszą zabłąkaną kulę, co się potoczyla po bruku,okiem podziwu i strachu, rozbiegając się, wszyscy poglądali z daleka.Kordecki, który obchodził stanowiska, wobec wszystkich zbliżył się domiejsca, gdzie upadła, podniósł ją i głośno się odezwał: Złożym ją na ołtarzu Bogarodzicy, ofiarując Jej boleść naszą.To mówiąc, wziął ją w połę habitu i poniósł do kaplicy.Z murów też już odzywały się działa jasnogórskie, odpowiedz na dzieńdobry niosąc Millerowi.Jego wojska, wczorajszymi strataminieulęknione jeszcze, cisnęły się tłumami od wschodu do północy,szykując się i stanowiąc.Pierwszy wystrzał w tę stronę przerzedził ichszeregi; widać było, jak się rozbiegać, mieszać i rozsypywać zaczęli,cisnąc na zgliszcza wioski.Kilka tam jeszcze domostw, szop i stodółstało nie podpalonych, i Miller kazał do nich cofnąć się swoim, którzypod dachami broń swoją i rynsztunek składać poczęli.Sam, obrawszykwaterę w chacie nie obalonej, rozsyłał starszyznę, by pilniejszepoczynić rozporządzenia sił, wystawionych przez chwilę na ogieńtwierdzy i w nieładzie rozproszonych.Zdawało się, że Szwedzi, korzystając z dalszych domostw nie dopalonejCzęstochówki, tu się rozłożyć przy nich myślą, i sam miecznik,zobaczywszy to, plasnął aż w ręce. Rychtować armaty na budowle, puścić na nie bomby ogniste.Jeszcze ito spalić musimy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl