[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nic się nie zmieniła.Chyba jeszczewypiękniała.Co za czort w niej siedzi, że coraz ładniejsza?Usnął.Męczyły go koszmarne sny.Spał krótko.Obudziłsię wczesnym rankiem zły i zmęczony.Tego dnia treningbokserski wcale mu nie szedł.Rozdział VOd pewnego czasu Mierzycki zaczął tracić na fantazji.Miał zbyt duże doświadczenie, by nie zdawać sobie sprawy,że impreza, w którą się zaangażował, może przynieśćprzykre niespodzianki.Wprawdzie interes szedł znakomiciei dochody były ogromne, ale właśnie ta fantastycznaprosperity napawała go niepokojem.Niepokój ten znaczniesię powiększył, kiedy Mierzycki zorientował się, że pałacsłuży nie tylko do gier hazardowych, pijatyk i uciechmiłosnych.Przeprowadzano w nim również jakieśtajemnicze transakcje, do których pan dyrektor nie byłdopuszczony, a które spędzały mu spokojny sen z powiek.Przez całe swoje bujne, pełne ryzykownych przedsięwzięćżycie Mierzycki umiał tak zręcznie lawirować, że nigdy niesiedział.Odsiadywali swoje wyroki jego najbliżsiwspółpracownicy, jego zaufani kumple.On nigdy.Zawszebył kryty, zawsze miał znakomite alibi, zawsze tak potrafiłpokierować sprawami, że z gabinetu prokuratora wychodziłoczyszczony z wszelkich podejrzeń.Nierzadko się zdarzało,że nawet go przepraszano.Oficerowie prowadzący śledztwozapewne nieraz byli przekonani o jego winie, żaden z nichjednak nigdy nie zdołał zdobyć wystarczających dowodów.Tym razem sprytnego kombinatora dręczyły złe prze-czucia.Poważnie się obawiał, że trafiła przysłowiowa kosana kamień i że w razie ewentualnej wpadki jego posadzą, anie szefa.Ta myśl nie dawała mu spokoju.Coraz częściejoczami wyobrazni widział siebie i Wiktora w ponurej celiwięziennej.To były bardzo przykre wizje.Szef coraz rzadziej pojawiał się w pałacu.Dyspozycjeprzeważnie wydawał telefonicznie, a osobiście przyjeżdżałtylko po to, żeby sprawdzić kasę, załatwić sprawyfinansowe, omówić najważniejsze sprawy organizacyjne.Znikał bardzo szybko, zabierając ze sobą teczki pełne zło-tówek, dolarów i innej obcej waluty.Mierzycki w wolnych chwilach snuł swoje niewesołerozmyślania: Cały ten burdel długo nie pociągnie.Za dużoszumu, za dużo wozów CD, za dużo podejrzanychkombinacji.Trudno sobie wyobrazić, żeby wcześniej czypózniej nie weszła do pałacu milicja.A wtedy.? Wtedymister King Meysnel ulotni się jak kamfora, a pan dyrektorZenon Mierzycki pójdzie do pudła na długie lata. Jedynąpociechą mogło być to, że towarzyszyć mu będzie kochanyWiktor.Słaba to była pociecha.Podczas jednej z wizyt szefa, kiedy siedzieli we trzech wzacisznym gabinecie i popijali kawę, Zenon zaproponował,żeby zlikwidować ruletę.- Zlikwidować ruletę? zdumiał się szef. Ależ toolbrzymi dochód.- Ale interes niebezpieczny.Gdyby władze.Szef przerwał mu machnięciem ręki.- Niech się pan nie przejmuje władzami.Moja w tymgłowa, żeby nikt się tu nam do niczego nie wtrącał.Zresztą,wszystko jest w jak najlepszym porządku.Obiekt oficjalniewydzierżawiłem, odremontowałem, podatki płacę.Nikt niemoże mieć do mnie żadnych pretensji.Mam prawozapraszać do siebie znajomych i przyjaciół.- Trochę dużo tych znajomych i przyjaciół zauważyłZenon.Szef niechętnie spojrzał na niego zza ciemnych okularów.- O ile mi wiadomo, to nie istnieje w Polsce ustawa,regulująca ilość gości na prywatnym przyjęciu.- Ale gra w ruletę jest zabroniona tak samo jak wszystkiegry hazardowe upierał się Mierzycki.- Boi się pan?- Ja się nie boję, ale ostrożność nie zawadzi.Szef zapalił fajkę i zamyślił się.- Może pan ma i rację powiedział po chwili swymbezbarwnym, matowym głosem, przypominającym stukanieo siebie dwóch drewienek. Trzeba będzie o tympomyśleć.Może zapadnia?- Jak to, zapadnia?- Specjalnie skonstruowana część podłogi.Na wypadekalarmu krupier naciska nogą sprężynę i stół z ruletą zjeżdżado piwnicy, a na to miejsce zasuwa się zwykła posadzka.Bardzo pomysłowe i praktyczne urządzenie.- Ja raczej proponowałbym bilard odezwał sięWiktor, który do tej pory siedział w milczącej zadumie. To znaczy.? zainteresował się szef.- Także mechanizm, tylko prostszy.Po bokach stołuzwisają klapy pokryte zielonym suknem i zaopatrzone,oczywiście, w odpowiednie otwory.W razie niebezpie-czeństwa klapy się podnoszą, zakrywają stół i zamiastrulety mamy przepisowy stół bilardowy.Szef z uznaniem pokiwał głową.- To mi się podoba.Gdzie pan to widział?- W Chicago.W pewnym nieoficjalnym domu gry.- Zgoda.Zrobimy bilard [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Nic się nie zmieniła.Chyba jeszczewypiękniała.Co za czort w niej siedzi, że coraz ładniejsza?Usnął.Męczyły go koszmarne sny.Spał krótko.Obudziłsię wczesnym rankiem zły i zmęczony.Tego dnia treningbokserski wcale mu nie szedł.Rozdział VOd pewnego czasu Mierzycki zaczął tracić na fantazji.Miał zbyt duże doświadczenie, by nie zdawać sobie sprawy,że impreza, w którą się zaangażował, może przynieśćprzykre niespodzianki.Wprawdzie interes szedł znakomiciei dochody były ogromne, ale właśnie ta fantastycznaprosperity napawała go niepokojem.Niepokój ten znaczniesię powiększył, kiedy Mierzycki zorientował się, że pałacsłuży nie tylko do gier hazardowych, pijatyk i uciechmiłosnych.Przeprowadzano w nim również jakieśtajemnicze transakcje, do których pan dyrektor nie byłdopuszczony, a które spędzały mu spokojny sen z powiek.Przez całe swoje bujne, pełne ryzykownych przedsięwzięćżycie Mierzycki umiał tak zręcznie lawirować, że nigdy niesiedział.Odsiadywali swoje wyroki jego najbliżsiwspółpracownicy, jego zaufani kumple.On nigdy.Zawszebył kryty, zawsze miał znakomite alibi, zawsze tak potrafiłpokierować sprawami, że z gabinetu prokuratora wychodziłoczyszczony z wszelkich podejrzeń.Nierzadko się zdarzało,że nawet go przepraszano.Oficerowie prowadzący śledztwozapewne nieraz byli przekonani o jego winie, żaden z nichjednak nigdy nie zdołał zdobyć wystarczających dowodów.Tym razem sprytnego kombinatora dręczyły złe prze-czucia.Poważnie się obawiał, że trafiła przysłowiowa kosana kamień i że w razie ewentualnej wpadki jego posadzą, anie szefa.Ta myśl nie dawała mu spokoju.Coraz częściejoczami wyobrazni widział siebie i Wiktora w ponurej celiwięziennej.To były bardzo przykre wizje.Szef coraz rzadziej pojawiał się w pałacu.Dyspozycjeprzeważnie wydawał telefonicznie, a osobiście przyjeżdżałtylko po to, żeby sprawdzić kasę, załatwić sprawyfinansowe, omówić najważniejsze sprawy organizacyjne.Znikał bardzo szybko, zabierając ze sobą teczki pełne zło-tówek, dolarów i innej obcej waluty.Mierzycki w wolnych chwilach snuł swoje niewesołerozmyślania: Cały ten burdel długo nie pociągnie.Za dużoszumu, za dużo wozów CD, za dużo podejrzanychkombinacji.Trudno sobie wyobrazić, żeby wcześniej czypózniej nie weszła do pałacu milicja.A wtedy.? Wtedymister King Meysnel ulotni się jak kamfora, a pan dyrektorZenon Mierzycki pójdzie do pudła na długie lata. Jedynąpociechą mogło być to, że towarzyszyć mu będzie kochanyWiktor.Słaba to była pociecha.Podczas jednej z wizyt szefa, kiedy siedzieli we trzech wzacisznym gabinecie i popijali kawę, Zenon zaproponował,żeby zlikwidować ruletę.- Zlikwidować ruletę? zdumiał się szef. Ależ toolbrzymi dochód.- Ale interes niebezpieczny.Gdyby władze.Szef przerwał mu machnięciem ręki.- Niech się pan nie przejmuje władzami.Moja w tymgłowa, żeby nikt się tu nam do niczego nie wtrącał.Zresztą,wszystko jest w jak najlepszym porządku.Obiekt oficjalniewydzierżawiłem, odremontowałem, podatki płacę.Nikt niemoże mieć do mnie żadnych pretensji.Mam prawozapraszać do siebie znajomych i przyjaciół.- Trochę dużo tych znajomych i przyjaciół zauważyłZenon.Szef niechętnie spojrzał na niego zza ciemnych okularów.- O ile mi wiadomo, to nie istnieje w Polsce ustawa,regulująca ilość gości na prywatnym przyjęciu.- Ale gra w ruletę jest zabroniona tak samo jak wszystkiegry hazardowe upierał się Mierzycki.- Boi się pan?- Ja się nie boję, ale ostrożność nie zawadzi.Szef zapalił fajkę i zamyślił się.- Może pan ma i rację powiedział po chwili swymbezbarwnym, matowym głosem, przypominającym stukanieo siebie dwóch drewienek. Trzeba będzie o tympomyśleć.Może zapadnia?- Jak to, zapadnia?- Specjalnie skonstruowana część podłogi.Na wypadekalarmu krupier naciska nogą sprężynę i stół z ruletą zjeżdżado piwnicy, a na to miejsce zasuwa się zwykła posadzka.Bardzo pomysłowe i praktyczne urządzenie.- Ja raczej proponowałbym bilard odezwał sięWiktor, który do tej pory siedział w milczącej zadumie. To znaczy.? zainteresował się szef.- Także mechanizm, tylko prostszy.Po bokach stołuzwisają klapy pokryte zielonym suknem i zaopatrzone,oczywiście, w odpowiednie otwory.W razie niebezpie-czeństwa klapy się podnoszą, zakrywają stół i zamiastrulety mamy przepisowy stół bilardowy.Szef z uznaniem pokiwał głową.- To mi się podoba.Gdzie pan to widział?- W Chicago.W pewnym nieoficjalnym domu gry.- Zgoda.Zrobimy bilard [ Pobierz całość w formacie PDF ]