[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z przecinających sufit masywnych, poczernionych belek zwisały wiązki ziół, ich aromatyczne wonie snuły się w strumieniach ciepłego powietrza, rozchodzących sięod kominka, na którym trzaskał i posykiwał niewielkiogień.Przez małe, wysoko umieszczone okna do przestronnego pomieszczenia wpadało dzienne światło, płonęły tu też lampy olejowe.Catrionie niekiedy towarzyszyła przy pracy Algaria, ostatnimi czasy jednak tę drugą łatwiej było zastać w pokoju dziecinnym, gdzie odpokuto-wywała za dawne grzechy, doglądając potomstwa Richarda i Catriony, zwłaszcza Lucilli, kolejnej pani Doliny.Aktualna pani Doliny stała przy dużym stole, okupującym środek pomieszczenia, i pracowicie ucierała coś w moździerzu.Podniosła wzrok, kiedy Heather przystanęła u przeciwległego końca blatu.- Tak myślałam, że tu zajrzysz - rzekła z uśmiechem.Heather przyciągnęła sobie wysoki stołek i usiadła.- Breckenridge naciska na mnie, żebym za niego wyszła.- A czego oczekiwałaś? - Catriona uniosła brew.- Podróżowaliście razem, tylko we dwoje, przez.ile dni? Jedenaście?Heather policzyła w myślach.- Nie.Podróżowaliśmy we dwoje, dopiero odkąd uciekłam porywaczom, czyli jedynie przez trzy dni.- Skrzywiła się.- Jakkolwiek zapewne nie ma to znaczenia.- Trzy dni, trzy noce.- Catriona wzruszyła ramionamii znów spojrzała na Heather.- Powinnaś była się domyślić, że Breckenridge postąpi honorowo.- Nie mam najmniejszego zamiaru za niego wychodzić - oświadczyła Heather, nie widząc powodu do zabawy w dwuznaczności.- Hm.Istotnie, to dość onieśmielający kandydat.- Catriona urwała, żeby przyjrzeć się zawartości moździerza, nim ponownie zaczęła pracować tłuczkiem.- Skoro małżeństwo z nim to dla ciebie zbyt wiele, w takim razie, jakkolwiek nie twierdzę, że w pełni rozumiem wytworne towarzystwo i rządzące nim prawa, wydaje misię, że ze względu na twoją pozycję i reputację Breckenridge'a rozsądną alternatywą byłby w twoim przypadku ślub z jakimś innym dżentelmenem, na przykład drugimsynem, bliższym ci wiekiem, łagodnego charakteru, potulnym, dobrze wychowanym, odpowiednim kandydatem, który przymknie oko na twoje uprowadzenie oraz jego następstwa, czyli czas, jaki spędziłaś sam na sam zeznanym kobieciarzem, i zgodzi się wziąć cię za żonę,przypuszczalnie dla twojej pozycji i bogactwa, tym samym przywracając ci dobre imię.- Catriona zmarszczyła brwi.- Zaznaczę, że nigdy do końca nie ogarnęłam,w jaki sposób i dlaczego małżeństwo może naprawić reputację damy, w przeciwnym wypadku bezpowrotnie zrujnowaną.Heather ledwie dosłyszała ten ostatni komentarz, takbyła zdjęta zgrozą, wywołaną przez wcześniejsze słowaCatriony.- Kiedy ja.- Zamrugała.- Jakkolwiek nie mamochoty poślubiać Breckenridge'a - podjęła pewniejszymgłosem - pomysł małżeństwa z jakimś gołowąsem, któryraczy przymknąć oko.- Popatrzyła na Catrionę.- Tojeszcze gorsza perspektywa.- Ach.Myślałam, że może upatrzyłaś sobie kogoś innego.- Nie! Nie w tym rzecz.- Heather zaczerpnęła tchu.- Prawda wygląda tak, że.zdecydowałam się w ogólenie wychodzić za mąż.- O? - Catriona zaprzestała ucierania i podniosłana nią wzrok.Heather przytaknęła.- My, Eliza i ja, i Angelica także, ale ona jest o trzy lata młodsza, więc ma jeszcze czas, w każdym razie zwłaszcza Eliza i ja szukałyśmy.no cóż, właściwego dżentelmena.- Swojego bohatera? - Catriona z uśmiechem skupiłasię znów na moździerzu.- Tak! Właśnie.Wiemy, czego chcemy, jaki to musibyć mężczyzna.Ale.Nieproszony, w jej myślach pojawił się Breckenridge,ale nie taki, jakim wcześniej tak często go widywała- wzór wyrafinowania, poszukujący zdobyczy na salonach - lecz jakim był, kiedy trzymał ją za rękę w trakcie wspólnej wędrówki przez wzgórza.Kogo przez cały tenczas szukała? Jakiego typu mężczyzny?Mężczyzny, który by ją kochał.Breckenridge się nie kwalifikował, nie pod tym względem.Wypchnęła jego obraz z myśli i z jeszcze większą determinacją spojrzała na Catrionę.- Oczywiste, że teraz już nikogo takiego nie spotkam,nie po tym, co się stało, uznałam więc, że skoro los zawyrokował, iż nie znajdę miłości, chcę poświęcić życie niesieniu pomocy dzieciom, które nie mają gdzie się podziać, które przy narodzinach nie dostały w darze tegoco ja, moje siostry i wszyscy w naszej rodzinie.Dlatego zastanawiałam się, czy mogłabym zostać tutaj i uczyć sięod ciebie.Wiem, że doglądasz całej gromady takichdzieci.Myślałam, żeby zatrzymać się tu na jakiś czas, ażdo lata, kiedy ewentualny skandal związany z moimuprowadzeniem powinien już przycichnąć.Do tej porynauczę się od ciebie i twoich pomocników dosyć, żebywrócić do domu, do Somerset, i wdrożyć tam podobnerozwiązania.- Hm.- Marszcząc brwi, Catriona sięgnęła do jutowego worka z ziołami, wyjęła garść liści i wsypała je do moździerza.Wzięła tłuczek, spojrzała na Heather,zawahała się, lustrując ją, po czym spuściła wzrok i znówzaczęła ucierać.- Zamysł jest chwalebny i na pewno niebędę cię do niego zniechęcać.Musisz wszakże pamiętać,że dla mnie opieka nad bezdomnymi dziećmi to tylkojedno z wielu zajęć składających się na większą całość.Jestem panią Doliny, ta pozycja, ta praca to moje powołanie.Doglądanie dzieci stanowi jego część.- Urwała, byspojrzeć Heather w oczy.- Ale to zaledwie jeden z elementów mojego życia.- Ne jestem pewna, czy rozumiem.- Heather zmarszczyła brwi.- Usiłuję powiedzieć - Catriona pracowicie ucierałazioła - że zanim stworzysz tego rodzaju poboczne aspekty swego życia, musisz skupić się na jego rdzeniu.Chyba zmierzam do tego, że w pierwszej kolejności powinnaś odkryć swoje przeznaczenie i zadbać o to, żeby się spełniło.- Ale czy moim przeznaczeniem nie może być opiekanad bezdomnymi dziećmi?Catriona podniosła głowę i wbiła w Heather badawcze spojrzenie intensywnie zielonych oczu, które jakimś sposobem przenikało człowieka na wskroś, sięgającw najgłębsze zakamarki.Heather znieruchomiała, spokojnie czekając na koniec przenikliwego badania.Po chwili Catriona się wycofała.- Nie to widzę, nie to wyczuwam w twoim przypadku.Kiedy Heather popatrzyła na nią pytająco, Catriona wygięła usta w odrobinę współczującym uśmiechu.- Twoje przeznaczenie jest splecione z przeznaczeniem jakiegoś mężczyzny - wyjaśniła.- Widzisz go?- Nie jako postać z krwi i kości, nie widzę twarzy,lecz.jego aurę, jeśli chcesz tak to nazwać.Jego wnętrze.- I moje przeznaczenie jest z nim związane?- Według Lady twoim przeznaczeniem jest życiez mężczyzną.Jeżeli nie z Breckenridge'em, to kimś takim jak on, podobnym do niego.- Usta Catriony zadrgały w uśmiechu.- Kimś pokroju twoich kuzynów.Ladyświadkiem, że potrafię rozpoznać ten typ.- Zatem.mimo wszystko odnajdę mojego bohatera?- W rzeczy samej.Musisz jedynie.- Catriona zmarszczyła brwi.- Ciśnie mi się na usta „zobaczyć"go, co przypuszczalnie oznacza, że musisz go rozpoznać.Heather zadumała się nad tym.Catriona rzadko przepowiadała przyszłość, ale kiedy już tak się działo, jej wizje okazywały się zadziwiająco trafne.- Może.kiedy nauczę się od ciebie opieki nad dziećmi i wrócę do Somerset [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Z przecinających sufit masywnych, poczernionych belek zwisały wiązki ziół, ich aromatyczne wonie snuły się w strumieniach ciepłego powietrza, rozchodzących sięod kominka, na którym trzaskał i posykiwał niewielkiogień.Przez małe, wysoko umieszczone okna do przestronnego pomieszczenia wpadało dzienne światło, płonęły tu też lampy olejowe.Catrionie niekiedy towarzyszyła przy pracy Algaria, ostatnimi czasy jednak tę drugą łatwiej było zastać w pokoju dziecinnym, gdzie odpokuto-wywała za dawne grzechy, doglądając potomstwa Richarda i Catriony, zwłaszcza Lucilli, kolejnej pani Doliny.Aktualna pani Doliny stała przy dużym stole, okupującym środek pomieszczenia, i pracowicie ucierała coś w moździerzu.Podniosła wzrok, kiedy Heather przystanęła u przeciwległego końca blatu.- Tak myślałam, że tu zajrzysz - rzekła z uśmiechem.Heather przyciągnęła sobie wysoki stołek i usiadła.- Breckenridge naciska na mnie, żebym za niego wyszła.- A czego oczekiwałaś? - Catriona uniosła brew.- Podróżowaliście razem, tylko we dwoje, przez.ile dni? Jedenaście?Heather policzyła w myślach.- Nie.Podróżowaliśmy we dwoje, dopiero odkąd uciekłam porywaczom, czyli jedynie przez trzy dni.- Skrzywiła się.- Jakkolwiek zapewne nie ma to znaczenia.- Trzy dni, trzy noce.- Catriona wzruszyła ramionamii znów spojrzała na Heather.- Powinnaś była się domyślić, że Breckenridge postąpi honorowo.- Nie mam najmniejszego zamiaru za niego wychodzić - oświadczyła Heather, nie widząc powodu do zabawy w dwuznaczności.- Hm.Istotnie, to dość onieśmielający kandydat.- Catriona urwała, żeby przyjrzeć się zawartości moździerza, nim ponownie zaczęła pracować tłuczkiem.- Skoro małżeństwo z nim to dla ciebie zbyt wiele, w takim razie, jakkolwiek nie twierdzę, że w pełni rozumiem wytworne towarzystwo i rządzące nim prawa, wydaje misię, że ze względu na twoją pozycję i reputację Breckenridge'a rozsądną alternatywą byłby w twoim przypadku ślub z jakimś innym dżentelmenem, na przykład drugimsynem, bliższym ci wiekiem, łagodnego charakteru, potulnym, dobrze wychowanym, odpowiednim kandydatem, który przymknie oko na twoje uprowadzenie oraz jego następstwa, czyli czas, jaki spędziłaś sam na sam zeznanym kobieciarzem, i zgodzi się wziąć cię za żonę,przypuszczalnie dla twojej pozycji i bogactwa, tym samym przywracając ci dobre imię.- Catriona zmarszczyła brwi.- Zaznaczę, że nigdy do końca nie ogarnęłam,w jaki sposób i dlaczego małżeństwo może naprawić reputację damy, w przeciwnym wypadku bezpowrotnie zrujnowaną.Heather ledwie dosłyszała ten ostatni komentarz, takbyła zdjęta zgrozą, wywołaną przez wcześniejsze słowaCatriony.- Kiedy ja.- Zamrugała.- Jakkolwiek nie mamochoty poślubiać Breckenridge'a - podjęła pewniejszymgłosem - pomysł małżeństwa z jakimś gołowąsem, któryraczy przymknąć oko.- Popatrzyła na Catrionę.- Tojeszcze gorsza perspektywa.- Ach.Myślałam, że może upatrzyłaś sobie kogoś innego.- Nie! Nie w tym rzecz.- Heather zaczerpnęła tchu.- Prawda wygląda tak, że.zdecydowałam się w ogólenie wychodzić za mąż.- O? - Catriona zaprzestała ucierania i podniosłana nią wzrok.Heather przytaknęła.- My, Eliza i ja, i Angelica także, ale ona jest o trzy lata młodsza, więc ma jeszcze czas, w każdym razie zwłaszcza Eliza i ja szukałyśmy.no cóż, właściwego dżentelmena.- Swojego bohatera? - Catriona z uśmiechem skupiłasię znów na moździerzu.- Tak! Właśnie.Wiemy, czego chcemy, jaki to musibyć mężczyzna.Ale.Nieproszony, w jej myślach pojawił się Breckenridge,ale nie taki, jakim wcześniej tak często go widywała- wzór wyrafinowania, poszukujący zdobyczy na salonach - lecz jakim był, kiedy trzymał ją za rękę w trakcie wspólnej wędrówki przez wzgórza.Kogo przez cały tenczas szukała? Jakiego typu mężczyzny?Mężczyzny, który by ją kochał.Breckenridge się nie kwalifikował, nie pod tym względem.Wypchnęła jego obraz z myśli i z jeszcze większą determinacją spojrzała na Catrionę.- Oczywiste, że teraz już nikogo takiego nie spotkam,nie po tym, co się stało, uznałam więc, że skoro los zawyrokował, iż nie znajdę miłości, chcę poświęcić życie niesieniu pomocy dzieciom, które nie mają gdzie się podziać, które przy narodzinach nie dostały w darze tegoco ja, moje siostry i wszyscy w naszej rodzinie.Dlatego zastanawiałam się, czy mogłabym zostać tutaj i uczyć sięod ciebie.Wiem, że doglądasz całej gromady takichdzieci.Myślałam, żeby zatrzymać się tu na jakiś czas, ażdo lata, kiedy ewentualny skandal związany z moimuprowadzeniem powinien już przycichnąć.Do tej porynauczę się od ciebie i twoich pomocników dosyć, żebywrócić do domu, do Somerset, i wdrożyć tam podobnerozwiązania.- Hm.- Marszcząc brwi, Catriona sięgnęła do jutowego worka z ziołami, wyjęła garść liści i wsypała je do moździerza.Wzięła tłuczek, spojrzała na Heather,zawahała się, lustrując ją, po czym spuściła wzrok i znówzaczęła ucierać.- Zamysł jest chwalebny i na pewno niebędę cię do niego zniechęcać.Musisz wszakże pamiętać,że dla mnie opieka nad bezdomnymi dziećmi to tylkojedno z wielu zajęć składających się na większą całość.Jestem panią Doliny, ta pozycja, ta praca to moje powołanie.Doglądanie dzieci stanowi jego część.- Urwała, byspojrzeć Heather w oczy.- Ale to zaledwie jeden z elementów mojego życia.- Ne jestem pewna, czy rozumiem.- Heather zmarszczyła brwi.- Usiłuję powiedzieć - Catriona pracowicie ucierałazioła - że zanim stworzysz tego rodzaju poboczne aspekty swego życia, musisz skupić się na jego rdzeniu.Chyba zmierzam do tego, że w pierwszej kolejności powinnaś odkryć swoje przeznaczenie i zadbać o to, żeby się spełniło.- Ale czy moim przeznaczeniem nie może być opiekanad bezdomnymi dziećmi?Catriona podniosła głowę i wbiła w Heather badawcze spojrzenie intensywnie zielonych oczu, które jakimś sposobem przenikało człowieka na wskroś, sięgającw najgłębsze zakamarki.Heather znieruchomiała, spokojnie czekając na koniec przenikliwego badania.Po chwili Catriona się wycofała.- Nie to widzę, nie to wyczuwam w twoim przypadku.Kiedy Heather popatrzyła na nią pytająco, Catriona wygięła usta w odrobinę współczującym uśmiechu.- Twoje przeznaczenie jest splecione z przeznaczeniem jakiegoś mężczyzny - wyjaśniła.- Widzisz go?- Nie jako postać z krwi i kości, nie widzę twarzy,lecz.jego aurę, jeśli chcesz tak to nazwać.Jego wnętrze.- I moje przeznaczenie jest z nim związane?- Według Lady twoim przeznaczeniem jest życiez mężczyzną.Jeżeli nie z Breckenridge'em, to kimś takim jak on, podobnym do niego.- Usta Catriony zadrgały w uśmiechu.- Kimś pokroju twoich kuzynów.Ladyświadkiem, że potrafię rozpoznać ten typ.- Zatem.mimo wszystko odnajdę mojego bohatera?- W rzeczy samej.Musisz jedynie.- Catriona zmarszczyła brwi.- Ciśnie mi się na usta „zobaczyć"go, co przypuszczalnie oznacza, że musisz go rozpoznać.Heather zadumała się nad tym.Catriona rzadko przepowiadała przyszłość, ale kiedy już tak się działo, jej wizje okazywały się zadziwiająco trafne.- Może.kiedy nauczę się od ciebie opieki nad dziećmi i wrócę do Somerset [ Pobierz całość w formacie PDF ]