[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Strona 76 z 3682013-05-04 08:02:03W niedzielę Amy poszła na mszę, pierwszy raz od dnia ślubu z Barneyem.Jej po-bożna matka pewnie dostałaby białej gorączki, gdyby wiedziała, że najstarsza córka odmiesięcy nie była na nabożeństwie! Tymczasem on pojechał do domu dać znać swojejrodzinie, że następnego dnia wyjeżdża.— Mogą mnie odesłać z powrotem — mówił żonie, zanim wyruszył do Caldersto-nes.— Kto wie, może wcale mnie jeszcze nie potrzebują.Albo odpadnę na bada-niach lekarskich.Oboje jednak wiedzieli, że będą go potrzebować, i to natychmiast, i że istnieje tyl-ko jedna szansa na milion, że nie przejdzie badań — taki młody i zdrowy mężczyznajak on!W kościele Amy modliła się o cud.Prosiła Boga, żeby nie dopuścił do tej przeklę-tej wojny — to nadal było przecież możliwe — ale kiedy wróciła do domu, kapitanKirkby-Greene wyszedł ze swojego pokoju i oznajmił, że premier Neville Chamberla-inu właśnie przemawiał w radio i ogłosił wypowiedzenie wojny Niemcom.— I mówił też o czasie — starszy pan nie posiadał się z oburzenia.— Powinniśmybyli już dawno coś zrobić z tym szaleńcem Hitlerem, a nie siedzieć i czekać z założo-nymi rękami.Jestem pewien, że solidne lanie z miejsca przywróciłoby mu zdrowy ro-zum.— Skłonił się ceremonialnie.— Mam nadzieję, że mi pani wybaczy mój okrop-ny francuski, pani Patterson.TLR— Ależ oczywiście, kapitanie — odparła grzecznie.Pobiegła na górę, wpadła do mieszkania i zalała się łzami.* * *Barney wrócił do domu bardzo poważny.Jego matka dostała spazmów na wieść oodjeździe młodszego syna.— Ostatnio nie czuje się zbyt dobrze.— Biedactwo! — rzekła Amy ze współczuciem.— Może trochę by jej ulżyło,gdybym się z nią zobaczyła?— Nie, w żadnym razie.Twoja wizyta jeszcze tylko pogorszyłaby sprawę.Kupił paczkę papierosów Senior Service, chociaż dotąd palił tylko okazjonalnie.Amy też próbowała, ale szybko dała sobie z tym spokój — nie cierpiała palenia.Na-wet zapach tytoniu ją drażnił.Barney natomiast palił jednego papierosa za drugim,kiedy pakowali razem jego walizkę, starając się nie zapomnieć o żadnej rzeczy, któraStrona 77 z 3682013-05-04 08:02:04mogłaby mu się przydać, tak jakby, kiedy zamkną się za nim drzwi ich mieszkania,nigdy już nie miał okazji kupić sobie żyletek, chusteczki czy grzebienia.Tej nocy się nie kochali, tylko przewracali niespokojnie na łóżku.Barney leżał naboku, a Amy przytuliła się do niego, czując, jak obejmuje ją w pasie.W pewnym mo-mencie cofnął ramię, pocałował ją i wstał z łóżka.Amy obudziła się na chwilę, zapła-kała krótko i natychmiast znów zasnęła.Następnego ranka, kiedy się obudziła, nie było walizki ani Barneya.Zostawił kartkę, na której napisał, że po prostu nie mógł znieść myśli o pożegna-niu.Za bardzo cię kocham, moja najdroższa.Dlatego uciekam jak tchórz.Je-stem pewien, że zrozumiesz, że to dla nas obojga najlepsze.Miał rację.Teraz to najgorsze — rozstanie — było już za nimi.Została tylko z po-łową życia i nie miała innego wyjścia, jak się z tym pogodzić.Podobnie jak tysiącekobiet w tym kraju, których mężowie zostali powołani do wojska, by walczyć.TLRStrona 78 z 3682013-05-04 08:02:04Rozdział 5KWIECIEŃ - MAJ 1971Pearl— Teraz, kiedy już zjedliśmy podwieczorek, chciałabym porozmawiać o odnowie-niu korytarza, schodów i podestu — oznajmiła Marion w poniedziałek.— Więc, bar-dzo proszę, żebyście nie wstawali jeszcze od stołu.— Dobrze, szanowna pani.— Charles mrugnął do mnie porozumiewawczo, poczym zwrócił się z powagą do żony, chociaż oczy mu się śmiały.— Czy mam steno-grafować? I czy mogę zasugerować, żeby panna Pearl poprowadziła nasze zebranie?— To nie są żarty, Charles — skarciła go Marion.— Mieszkamy we troje w tymdomu i zwykła przyzwoitość, a także zdrowy rozsądek wymagają, żebyśmy wspólniezadecydowali, co trzeba zrobić, tak żebyśmy wszyscy byli zadowoleni.To się nazywademokracja — zakończyła oficjalnym tonem.Charles z trudem ukrywał rozbawienie.Marion co najmniej raz w roku zwoływała taką „walną naradę", żeby omówićzmiany w wystroju domu, które sama już dawno zaplanowała.Decyzja była jużTLRwprawdzie podjęta, niemniej zarówno Charlesowi, jak i mnie wolno było przedstawiaćrozmaite sugestie do przedyskutowania, które następnie były z reguły odrzucane —rzecz jasna, bardzo grzecznie i taktownie, żebyśmy się broń Boże nie zorientowali, conaprawdę jest grane, i w końcu uznali, że wszystko przebiega na wskroś demokratycz-nie i po naszej myśli.W każdym razie tak bywało dawniej, teraz jednak oboje dosko-nale zdawaliśmy sobie sprawę z manipulacji Marion i całą procedurę traktowaliśmyjak dobrą zabawę.Taka dyskusja z reguły miała miejsce, kiedy jeszcze siedzieliśmy przy stole, a niew fotelach.Marion uważała zapewne, że to dodaje powagi całej sprawie.Dziś wieczo-rem po zjedzeniu kolacji wydobyła notes i ołówek, a następnie oznajmiła, że oczekujenaszych sugestii.— Brązowy i kremowy — rzucił natychmiast Charles.— Brązowy na dole, kre-mowy na górze.Z wąskim paskiem pośrodku.— A w jakim kolorze ma być ten pasek? — Marion spojrzała na niego pytająco.— Jak to, w jakim? Ciemny brąz z kremowym, kochanie.Strona 79 z 3682013-05-04 08:02:05— Mmm.— Marion notowała.— Taki zestaw kolorów nawet mi się podoba.Aco byście powiedzieli na kremowy z odcieniem różu, a brązowy z odcieniem czerwie-ni?— Nie! — krzyknęliśmy równocześnie.Wyglądało na to, że sprawa zajmie mniej czasu niż zwykle.— Zastanawiam się — mówiła Marion, pocierając dłonią podbródek — nad dwo-ma paskami.Taaaak.moim zdaniem to świetny pomysł.Jeden szeroki międzydwoma kolorami, a drugi wąski pod samym sufitem? Co wy na to? Moglibyśmy je daćw kolorze kre- mowo-brązowym, jak zaproponował Charles.— Albo różowo-kremowym i czerwono-brązowym.To by wyglądało jeszcze le-piej, kochanie.Marion zmarszczyła czoło.— Czy ty sobie ze mnie żartujesz, Charlesie Curran?— Kochanie, jakżebym śmiał!Zadzwonił telefon i Marion poszła odebrać.— Ona dobrze wie, że z niej żartuję — powiedział Charles, nachylając się do mnie— i wie, że ja wiem, że ona wie, że z niej żartuję, ale oboje tylko się tak bawimy.TLR— Czy ja wam może przeszkadzam? — spytałam, co zaskoczyło nawet mnie sa-mą, ale nagle mi przyszło do głowy, że moi wujostwo mieliby jeszcze lepszą zabawę,gdyby mieszkali w tym domu tylko we dwoje.Charles aż podskoczył na krześle.— Co to za niemądre pytanie, Pearl? Jasne, że w niczym nam nie przeszkadzasz.Wprost przeciwnie, jesteś naszym błogosławieństwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.* * *Strona 76 z 3682013-05-04 08:02:03W niedzielę Amy poszła na mszę, pierwszy raz od dnia ślubu z Barneyem.Jej po-bożna matka pewnie dostałaby białej gorączki, gdyby wiedziała, że najstarsza córka odmiesięcy nie była na nabożeństwie! Tymczasem on pojechał do domu dać znać swojejrodzinie, że następnego dnia wyjeżdża.— Mogą mnie odesłać z powrotem — mówił żonie, zanim wyruszył do Caldersto-nes.— Kto wie, może wcale mnie jeszcze nie potrzebują.Albo odpadnę na bada-niach lekarskich.Oboje jednak wiedzieli, że będą go potrzebować, i to natychmiast, i że istnieje tyl-ko jedna szansa na milion, że nie przejdzie badań — taki młody i zdrowy mężczyznajak on!W kościele Amy modliła się o cud.Prosiła Boga, żeby nie dopuścił do tej przeklę-tej wojny — to nadal było przecież możliwe — ale kiedy wróciła do domu, kapitanKirkby-Greene wyszedł ze swojego pokoju i oznajmił, że premier Neville Chamberla-inu właśnie przemawiał w radio i ogłosił wypowiedzenie wojny Niemcom.— I mówił też o czasie — starszy pan nie posiadał się z oburzenia.— Powinniśmybyli już dawno coś zrobić z tym szaleńcem Hitlerem, a nie siedzieć i czekać z założo-nymi rękami.Jestem pewien, że solidne lanie z miejsca przywróciłoby mu zdrowy ro-zum.— Skłonił się ceremonialnie.— Mam nadzieję, że mi pani wybaczy mój okrop-ny francuski, pani Patterson.TLR— Ależ oczywiście, kapitanie — odparła grzecznie.Pobiegła na górę, wpadła do mieszkania i zalała się łzami.* * *Barney wrócił do domu bardzo poważny.Jego matka dostała spazmów na wieść oodjeździe młodszego syna.— Ostatnio nie czuje się zbyt dobrze.— Biedactwo! — rzekła Amy ze współczuciem.— Może trochę by jej ulżyło,gdybym się z nią zobaczyła?— Nie, w żadnym razie.Twoja wizyta jeszcze tylko pogorszyłaby sprawę.Kupił paczkę papierosów Senior Service, chociaż dotąd palił tylko okazjonalnie.Amy też próbowała, ale szybko dała sobie z tym spokój — nie cierpiała palenia.Na-wet zapach tytoniu ją drażnił.Barney natomiast palił jednego papierosa za drugim,kiedy pakowali razem jego walizkę, starając się nie zapomnieć o żadnej rzeczy, któraStrona 77 z 3682013-05-04 08:02:04mogłaby mu się przydać, tak jakby, kiedy zamkną się za nim drzwi ich mieszkania,nigdy już nie miał okazji kupić sobie żyletek, chusteczki czy grzebienia.Tej nocy się nie kochali, tylko przewracali niespokojnie na łóżku.Barney leżał naboku, a Amy przytuliła się do niego, czując, jak obejmuje ją w pasie.W pewnym mo-mencie cofnął ramię, pocałował ją i wstał z łóżka.Amy obudziła się na chwilę, zapła-kała krótko i natychmiast znów zasnęła.Następnego ranka, kiedy się obudziła, nie było walizki ani Barneya.Zostawił kartkę, na której napisał, że po prostu nie mógł znieść myśli o pożegna-niu.Za bardzo cię kocham, moja najdroższa.Dlatego uciekam jak tchórz.Je-stem pewien, że zrozumiesz, że to dla nas obojga najlepsze.Miał rację.Teraz to najgorsze — rozstanie — było już za nimi.Została tylko z po-łową życia i nie miała innego wyjścia, jak się z tym pogodzić.Podobnie jak tysiącekobiet w tym kraju, których mężowie zostali powołani do wojska, by walczyć.TLRStrona 78 z 3682013-05-04 08:02:04Rozdział 5KWIECIEŃ - MAJ 1971Pearl— Teraz, kiedy już zjedliśmy podwieczorek, chciałabym porozmawiać o odnowie-niu korytarza, schodów i podestu — oznajmiła Marion w poniedziałek.— Więc, bar-dzo proszę, żebyście nie wstawali jeszcze od stołu.— Dobrze, szanowna pani.— Charles mrugnął do mnie porozumiewawczo, poczym zwrócił się z powagą do żony, chociaż oczy mu się śmiały.— Czy mam steno-grafować? I czy mogę zasugerować, żeby panna Pearl poprowadziła nasze zebranie?— To nie są żarty, Charles — skarciła go Marion.— Mieszkamy we troje w tymdomu i zwykła przyzwoitość, a także zdrowy rozsądek wymagają, żebyśmy wspólniezadecydowali, co trzeba zrobić, tak żebyśmy wszyscy byli zadowoleni.To się nazywademokracja — zakończyła oficjalnym tonem.Charles z trudem ukrywał rozbawienie.Marion co najmniej raz w roku zwoływała taką „walną naradę", żeby omówićzmiany w wystroju domu, które sama już dawno zaplanowała.Decyzja była jużTLRwprawdzie podjęta, niemniej zarówno Charlesowi, jak i mnie wolno było przedstawiaćrozmaite sugestie do przedyskutowania, które następnie były z reguły odrzucane —rzecz jasna, bardzo grzecznie i taktownie, żebyśmy się broń Boże nie zorientowali, conaprawdę jest grane, i w końcu uznali, że wszystko przebiega na wskroś demokratycz-nie i po naszej myśli.W każdym razie tak bywało dawniej, teraz jednak oboje dosko-nale zdawaliśmy sobie sprawę z manipulacji Marion i całą procedurę traktowaliśmyjak dobrą zabawę.Taka dyskusja z reguły miała miejsce, kiedy jeszcze siedzieliśmy przy stole, a niew fotelach.Marion uważała zapewne, że to dodaje powagi całej sprawie.Dziś wieczo-rem po zjedzeniu kolacji wydobyła notes i ołówek, a następnie oznajmiła, że oczekujenaszych sugestii.— Brązowy i kremowy — rzucił natychmiast Charles.— Brązowy na dole, kre-mowy na górze.Z wąskim paskiem pośrodku.— A w jakim kolorze ma być ten pasek? — Marion spojrzała na niego pytająco.— Jak to, w jakim? Ciemny brąz z kremowym, kochanie.Strona 79 z 3682013-05-04 08:02:05— Mmm.— Marion notowała.— Taki zestaw kolorów nawet mi się podoba.Aco byście powiedzieli na kremowy z odcieniem różu, a brązowy z odcieniem czerwie-ni?— Nie! — krzyknęliśmy równocześnie.Wyglądało na to, że sprawa zajmie mniej czasu niż zwykle.— Zastanawiam się — mówiła Marion, pocierając dłonią podbródek — nad dwo-ma paskami.Taaaak.moim zdaniem to świetny pomysł.Jeden szeroki międzydwoma kolorami, a drugi wąski pod samym sufitem? Co wy na to? Moglibyśmy je daćw kolorze kre- mowo-brązowym, jak zaproponował Charles.— Albo różowo-kremowym i czerwono-brązowym.To by wyglądało jeszcze le-piej, kochanie.Marion zmarszczyła czoło.— Czy ty sobie ze mnie żartujesz, Charlesie Curran?— Kochanie, jakżebym śmiał!Zadzwonił telefon i Marion poszła odebrać.— Ona dobrze wie, że z niej żartuję — powiedział Charles, nachylając się do mnie— i wie, że ja wiem, że ona wie, że z niej żartuję, ale oboje tylko się tak bawimy.TLR— Czy ja wam może przeszkadzam? — spytałam, co zaskoczyło nawet mnie sa-mą, ale nagle mi przyszło do głowy, że moi wujostwo mieliby jeszcze lepszą zabawę,gdyby mieszkali w tym domu tylko we dwoje.Charles aż podskoczył na krześle.— Co to za niemądre pytanie, Pearl? Jasne, że w niczym nam nie przeszkadzasz.Wprost przeciwnie, jesteś naszym błogosławieństwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]