[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomocnik nawet na niego nie spojrzał, a silniki zaczęły pracować jeszczegłośniej. Chwileczkę! krzyknął znowu, lecz bez rezultatu.Przepchnął się międzyludzmi na pokładzie i położył dłoń na ramieniu pomocnika. To ja, Marco powiedział normalnym głosem.Mężczyzna podniósł wzrok, zobaczył mundur, rozpoznał twarz i dał znakkapitanowi, który patrzył na nich przez szklane okno kabiny.Pomocnik ponownie machnął ręką i tramwaj gwałtownie się cofnął.Kilkoropasażerów na pokładzie zachwiało się, usiłując utrzymać równowagę.Jakaś kobietawpadła na Brunettiego, który objął ją ramieniem i podtrzymał.Nie miał ochotyodpowiadać pózniej za brutalność policji, gdyby coś się stało, lecz złapał ją, jeszczezanim o tym pomyślał, i kiedy ją puścił, z zadowoleniem stwierdził, że uśmiechasię do niego z wdzięcznością.Tramwaj cofnął się wolno do nabrzeża.Pomocnik otworzył bramkę i Vianelloz Brunettim weszli na drewniany podest.Sierżant machnął ręką w podzięce i łódzodpłynęła. Dlaczego wysiadłeś? spytał Brunetti.To był jego przystanek, a Vianello miał płynąć dalej i wysiąść dopiero naprzystanku Castello. Zaczekam na następny.Co z Zambinem? Jutro rano odpowiedział Brunetti. Najpierw jednak chciałbym, żebysignorina Elettra sprawdziła, czy może dowiedzieć się o nim czegoś więcej.Vianello z aprobatą kiwnął głową. Ona jest prawdziwym skarbem.Gdybym dobrze znał porucznika Scarpę,powiedziałbym, że się jej boi. Ja znam go dobrze i on się jej boi odparł Brunetti. Bo ona się go nie boi,i to jako jedna z nielicznych w komendzie. On i Vianello również do nichnależeli, więc mógł to powiedzieć. Ale to czyni Scarpę bardzo niebezpiecznym.Usiłowałem ją ostrzec, lecz ona go lekceważy. Nie powinna stwierdził Vianello.Do przystani przybił następny tramwaj.Kiedy wszyscy pasażerowie wysiedli,sierżant wszedł na pokład. A domani, capo powiedział.Brunetti machnął ręką i odszedł, zanim inni pasażerowie zdążyli wsiąść dołodzi.Zatrzymał się przy najbliższej budce telefonicznej i wykręcił numer gabinetuRizzardiego w szpitalu.Patolog już wyszedł, lecz zostawił wiadomość asystentowi,na wypadek gdyby zadzwonił komisarz Brunetti.Wszystko było tak, jakprzewidywał.Morderstwo popełniono kablem w izolacji, grubości około sześciumilimetrów.Nic więcej.Brunetti podziękował asystentowi i ruszył do domu.Odchodzący dzień zabrał ze sobą całe ciepło.Brunetti żałował, że nie włożyłrano szalika.Podniósł kołnierz płaszcza i wcisnął szyję w ramiona.Przeszedłszybko przez most i skręcił w lewo, decydując się iść nad wodą, zwabionyświatłami przenikającymi z licznych restauracji usytuowanych wzdłuż wybrzeża.Skręcił w prawo i przejściem podziemnym wyszedł na Campo San Silvestro, potemw lewo i już prosto do domu.W kwiaciarni przy Biancat zobaczył irysy, leczprzypomniał sobie, że pokłócił się z Paolą, i poszedł dalej.Po chwili jednak wrócił,wszedł do kwiaciarni i kupił tuzin fioletowych kwiatów.Paola wystawiła głowę z kuchni, by sprawdzić, kto przyszedł, mąż czy któreśz dzieci.Zobaczyła pakunek w jego rękach i z mokrą ścierką w dłoni wyszła nakorytarz. Co jest w tym papierze, Guido? spytała zaciekawiona. Odwiń i zobacz powiedział, wręczając jej kwiaty.Zarzuciła ścierkę na ramię i przyjęła prezent.Brunetti odwrócił się, zdjąłpłaszcz i powiesił go do szafy, słysząc szelest rozwijanego papieru.Nagle zapadłacisza, spojrzał więc w stronę Paoli, zaniepokojony, że zrobił coś złego. Co się stało? spytał, widząc jej zaskoczony wzrok.Przytuliła bukiet do piersi i coś powiedziała, lecz słowa zagłuszył szelestgniecionego papieru. Słucham? Pochylił się ku niej, ponieważ spuściła głowę, kryjąc twarzw kwiatach. Nie mogę znieść myśli, że swoim postępkiem doprowadziłam do śmierciczłowieka. Głos jej się załamał. Przepraszam, Guido.Przepraszam za to całezamieszanie, które wywołałam.Narobiłam ci kłopotów, a ty przynosisz mi kwiaty.Rozpłakała się z twarzą w płatkach irysów.Wziął od niej kwiaty i rozejrzał się, gdzie je odłożyć.W końcu położył je napodłodze i objął żonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Pomocnik nawet na niego nie spojrzał, a silniki zaczęły pracować jeszczegłośniej. Chwileczkę! krzyknął znowu, lecz bez rezultatu.Przepchnął się międzyludzmi na pokładzie i położył dłoń na ramieniu pomocnika. To ja, Marco powiedział normalnym głosem.Mężczyzna podniósł wzrok, zobaczył mundur, rozpoznał twarz i dał znakkapitanowi, który patrzył na nich przez szklane okno kabiny.Pomocnik ponownie machnął ręką i tramwaj gwałtownie się cofnął.Kilkoropasażerów na pokładzie zachwiało się, usiłując utrzymać równowagę.Jakaś kobietawpadła na Brunettiego, który objął ją ramieniem i podtrzymał.Nie miał ochotyodpowiadać pózniej za brutalność policji, gdyby coś się stało, lecz złapał ją, jeszczezanim o tym pomyślał, i kiedy ją puścił, z zadowoleniem stwierdził, że uśmiechasię do niego z wdzięcznością.Tramwaj cofnął się wolno do nabrzeża.Pomocnik otworzył bramkę i Vianelloz Brunettim weszli na drewniany podest.Sierżant machnął ręką w podzięce i łódzodpłynęła. Dlaczego wysiadłeś? spytał Brunetti.To był jego przystanek, a Vianello miał płynąć dalej i wysiąść dopiero naprzystanku Castello. Zaczekam na następny.Co z Zambinem? Jutro rano odpowiedział Brunetti. Najpierw jednak chciałbym, żebysignorina Elettra sprawdziła, czy może dowiedzieć się o nim czegoś więcej.Vianello z aprobatą kiwnął głową. Ona jest prawdziwym skarbem.Gdybym dobrze znał porucznika Scarpę,powiedziałbym, że się jej boi. Ja znam go dobrze i on się jej boi odparł Brunetti. Bo ona się go nie boi,i to jako jedna z nielicznych w komendzie. On i Vianello również do nichnależeli, więc mógł to powiedzieć. Ale to czyni Scarpę bardzo niebezpiecznym.Usiłowałem ją ostrzec, lecz ona go lekceważy. Nie powinna stwierdził Vianello.Do przystani przybił następny tramwaj.Kiedy wszyscy pasażerowie wysiedli,sierżant wszedł na pokład. A domani, capo powiedział.Brunetti machnął ręką i odszedł, zanim inni pasażerowie zdążyli wsiąść dołodzi.Zatrzymał się przy najbliższej budce telefonicznej i wykręcił numer gabinetuRizzardiego w szpitalu.Patolog już wyszedł, lecz zostawił wiadomość asystentowi,na wypadek gdyby zadzwonił komisarz Brunetti.Wszystko było tak, jakprzewidywał.Morderstwo popełniono kablem w izolacji, grubości około sześciumilimetrów.Nic więcej.Brunetti podziękował asystentowi i ruszył do domu.Odchodzący dzień zabrał ze sobą całe ciepło.Brunetti żałował, że nie włożyłrano szalika.Podniósł kołnierz płaszcza i wcisnął szyję w ramiona.Przeszedłszybko przez most i skręcił w lewo, decydując się iść nad wodą, zwabionyświatłami przenikającymi z licznych restauracji usytuowanych wzdłuż wybrzeża.Skręcił w prawo i przejściem podziemnym wyszedł na Campo San Silvestro, potemw lewo i już prosto do domu.W kwiaciarni przy Biancat zobaczył irysy, leczprzypomniał sobie, że pokłócił się z Paolą, i poszedł dalej.Po chwili jednak wrócił,wszedł do kwiaciarni i kupił tuzin fioletowych kwiatów.Paola wystawiła głowę z kuchni, by sprawdzić, kto przyszedł, mąż czy któreśz dzieci.Zobaczyła pakunek w jego rękach i z mokrą ścierką w dłoni wyszła nakorytarz. Co jest w tym papierze, Guido? spytała zaciekawiona. Odwiń i zobacz powiedział, wręczając jej kwiaty.Zarzuciła ścierkę na ramię i przyjęła prezent.Brunetti odwrócił się, zdjąłpłaszcz i powiesił go do szafy, słysząc szelest rozwijanego papieru.Nagle zapadłacisza, spojrzał więc w stronę Paoli, zaniepokojony, że zrobił coś złego. Co się stało? spytał, widząc jej zaskoczony wzrok.Przytuliła bukiet do piersi i coś powiedziała, lecz słowa zagłuszył szelestgniecionego papieru. Słucham? Pochylił się ku niej, ponieważ spuściła głowę, kryjąc twarzw kwiatach. Nie mogę znieść myśli, że swoim postępkiem doprowadziłam do śmierciczłowieka. Głos jej się załamał. Przepraszam, Guido.Przepraszam za to całezamieszanie, które wywołałam.Narobiłam ci kłopotów, a ty przynosisz mi kwiaty.Rozpłakała się z twarzą w płatkach irysów.Wziął od niej kwiaty i rozejrzał się, gdzie je odłożyć.W końcu położył je napodłodze i objął żonę [ Pobierz całość w formacie PDF ]