[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jakiegoś powodu straże ją przepuściły.Potem gadano, że sprawiły to czarodziejskie sztuczki, mówiono, że kobietęnależałoby ukamienować lub spalić na stosie.Ale młody syn króla wyzdrowiał.A Marion otrzymała pozwolenie chodzenia, gdzie tylko zechce po królewskim zamku.Kiedy zaś chłopiec stał się mężczyzną, bywało często, że szukał spokoju w jej małym domkuw lasach na północ od Londynu.W zamian ona bywała częstym gościem na kolacjach wkrólewskich komnatach.W końcu tak przywykła do tej swobody, że nawet tego nie zauważała.Przebiegałachłodne korytarze, gdzie w mroku wisiały piękne francuskie gobeliny i rycerskie zbroje.Dzisiaj też niosła koszyk.Tym razem zamknięty.O tej porze mężczyzna czekał na nią.Biegła pospiesznie i odepchnęła na bok strażnika, który pewnie nie rozpoznał jej odpierwszego wejrzenia.- Pani może przejść.Ale ona.nie!- Lizzie pójdzie ze mną.Jego Wysokość sam ją zaprosił!Strażnik sprawiał wrażenie zakłopotanego, ale w głębi życzliwych, niebieskich oczuMarion czaiła się grozba: należy mieć się na baczności wobec Marion, kochanki pana.Westchnąwszy ciężko, przepuścił je dalej.Kolejni strażnicy nawet nie mrugnęli.Elizabeth podniosła oczy na matkę i zapytała:- Mamo.myślisz, że wielki ojciec dotrzyma swojej obietnicy?Marion uśmiechnęła się do niej przyjaznie.Dłonie zniszczone od pracy w lesie i odzbierania ziół na łąkach pogładziły gładkie policzki dziewczynki.- Na pewno, Lizzie.Na pewno.Król Karol nie sprawia zawodu swoim bliskim.Powinnaś zawsze o tym pamiętać!A Władca, dumny niczym paw, siedział na swoim szerokim tronie z małymszczeniakiem na kolanach.Szczeniak był naprawdę mały, miał jednak bystre oczka iwiecznie wszystko oblizujący język.Lizzie śmiała się głośno, kiedy lizał ją po twarzy i szyi.- On jest śliczny! O, dziękuję, Wasza Wysoko niech Bóg Waszą Wysokośćbłogosławi!I król się wtedy śmiał, jak mała dziewczynka próbuje zachować etykietę.Mógł miećinne dzieci, a żadne nie będzie już takie jak to, poczęte w lesie, dzikie kie i zarazem niewinnejak sam las.Marion klęczała przed władcą.On chwycił jej rękę, przyciągnął ją do siebie.- Pociecho mego serca.żaden dar na świecie n przewyższy tego, co ty mi dałaś.Marion uśmiechała się i spuściła oczy.Ale on nie Elizabeth miał na myśli.Marion widziała, jak władca kreśli w powietrzuznak krzyża.Pogłaskała go po policzku chłodnym palcem.Wtedy on pochylił się i wyjął ze szkatułki jakieś dokumenty.Nosiły jego królewskąpieczęć i były starannie zwinięte w rulon.- Czy wiesz, co to jest, Marion? Wolno potrząsnęła głową.- Dokument - rzekł król i skinął do niej łaskawie.- W tym liście, ja, Karol, królAnglii, oznajmiam, że Elizabeth ma być traktowana jako moja prawowita córka.Marion wytrzeszczała na niego oczy.Król podał jej rulon.- Wez to! Wez to, na Boga!Potem oparł się, jakby sił mu brakło.Widział, że Marion skuliła się, ale nawet nieporuszyła palcami, zęby otworzyć dokument.W jej oczach dostrzegał łzy.Lizzie czuła, że matka drży.Dziewczynka miała już teraz trzynaście lat, szło jej na czternasty.I byławystarczająco dorosła, by się domyślać, że słowa króla zasmuciły matkę.Przytuliła do siebie szczeniaka.Zwierzątko zapiszczało i zaczęło się wyrywać.Marion chwyciła rękę władcy.- Czcigodny panie.nie zmuszaj mnie do tego.W imię Boga.w imię tych lat, wciągu których się znaliśmy.pozwól mi zostać w miejscu, do którego należę.Wtedy on roześmiał się głośno i przejmująco.- Mam ci pozwolić? Pozwolić na co? Na to, żebyś została zaszlachtowana?Znowu pochylił się do przodu i szeptał do jej przerażonej twarzy:- Czy wiesz, co się dzieje, Marion? Nie, ty o niczym nie wiesz.Ty mieszkasz dalekostąd, wśród dzikich zwierząt, i nie wiesz, od czego dzisiaj Londyn aż huczy.Ja mam byćkoronowany na króla Anglii i Szkocji, moja droga.I nawet jeśli Bóg jest po mojej stronie, towiesz, co to dla mnie znaczy.Musisz uciekać, bo moi przeciwnicy cię znają.Twarz Karola stała się nieprzenikniona.Ale mówił dalej cicho, z naciskiem:- Jutro będę, z laski Boga, królem.Marion, wszystko musi się zmienić.Z tym listemna pewno zdołasz wywiezć naszą córkę z kraju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Z jakiegoś powodu straże ją przepuściły.Potem gadano, że sprawiły to czarodziejskie sztuczki, mówiono, że kobietęnależałoby ukamienować lub spalić na stosie.Ale młody syn króla wyzdrowiał.A Marion otrzymała pozwolenie chodzenia, gdzie tylko zechce po królewskim zamku.Kiedy zaś chłopiec stał się mężczyzną, bywało często, że szukał spokoju w jej małym domkuw lasach na północ od Londynu.W zamian ona bywała częstym gościem na kolacjach wkrólewskich komnatach.W końcu tak przywykła do tej swobody, że nawet tego nie zauważała.Przebiegałachłodne korytarze, gdzie w mroku wisiały piękne francuskie gobeliny i rycerskie zbroje.Dzisiaj też niosła koszyk.Tym razem zamknięty.O tej porze mężczyzna czekał na nią.Biegła pospiesznie i odepchnęła na bok strażnika, który pewnie nie rozpoznał jej odpierwszego wejrzenia.- Pani może przejść.Ale ona.nie!- Lizzie pójdzie ze mną.Jego Wysokość sam ją zaprosił!Strażnik sprawiał wrażenie zakłopotanego, ale w głębi życzliwych, niebieskich oczuMarion czaiła się grozba: należy mieć się na baczności wobec Marion, kochanki pana.Westchnąwszy ciężko, przepuścił je dalej.Kolejni strażnicy nawet nie mrugnęli.Elizabeth podniosła oczy na matkę i zapytała:- Mamo.myślisz, że wielki ojciec dotrzyma swojej obietnicy?Marion uśmiechnęła się do niej przyjaznie.Dłonie zniszczone od pracy w lesie i odzbierania ziół na łąkach pogładziły gładkie policzki dziewczynki.- Na pewno, Lizzie.Na pewno.Król Karol nie sprawia zawodu swoim bliskim.Powinnaś zawsze o tym pamiętać!A Władca, dumny niczym paw, siedział na swoim szerokim tronie z małymszczeniakiem na kolanach.Szczeniak był naprawdę mały, miał jednak bystre oczka iwiecznie wszystko oblizujący język.Lizzie śmiała się głośno, kiedy lizał ją po twarzy i szyi.- On jest śliczny! O, dziękuję, Wasza Wysoko niech Bóg Waszą Wysokośćbłogosławi!I król się wtedy śmiał, jak mała dziewczynka próbuje zachować etykietę.Mógł miećinne dzieci, a żadne nie będzie już takie jak to, poczęte w lesie, dzikie kie i zarazem niewinnejak sam las.Marion klęczała przed władcą.On chwycił jej rękę, przyciągnął ją do siebie.- Pociecho mego serca.żaden dar na świecie n przewyższy tego, co ty mi dałaś.Marion uśmiechała się i spuściła oczy.Ale on nie Elizabeth miał na myśli.Marion widziała, jak władca kreśli w powietrzuznak krzyża.Pogłaskała go po policzku chłodnym palcem.Wtedy on pochylił się i wyjął ze szkatułki jakieś dokumenty.Nosiły jego królewskąpieczęć i były starannie zwinięte w rulon.- Czy wiesz, co to jest, Marion? Wolno potrząsnęła głową.- Dokument - rzekł król i skinął do niej łaskawie.- W tym liście, ja, Karol, królAnglii, oznajmiam, że Elizabeth ma być traktowana jako moja prawowita córka.Marion wytrzeszczała na niego oczy.Król podał jej rulon.- Wez to! Wez to, na Boga!Potem oparł się, jakby sił mu brakło.Widział, że Marion skuliła się, ale nawet nieporuszyła palcami, zęby otworzyć dokument.W jej oczach dostrzegał łzy.Lizzie czuła, że matka drży.Dziewczynka miała już teraz trzynaście lat, szło jej na czternasty.I byławystarczająco dorosła, by się domyślać, że słowa króla zasmuciły matkę.Przytuliła do siebie szczeniaka.Zwierzątko zapiszczało i zaczęło się wyrywać.Marion chwyciła rękę władcy.- Czcigodny panie.nie zmuszaj mnie do tego.W imię Boga.w imię tych lat, wciągu których się znaliśmy.pozwól mi zostać w miejscu, do którego należę.Wtedy on roześmiał się głośno i przejmująco.- Mam ci pozwolić? Pozwolić na co? Na to, żebyś została zaszlachtowana?Znowu pochylił się do przodu i szeptał do jej przerażonej twarzy:- Czy wiesz, co się dzieje, Marion? Nie, ty o niczym nie wiesz.Ty mieszkasz dalekostąd, wśród dzikich zwierząt, i nie wiesz, od czego dzisiaj Londyn aż huczy.Ja mam byćkoronowany na króla Anglii i Szkocji, moja droga.I nawet jeśli Bóg jest po mojej stronie, towiesz, co to dla mnie znaczy.Musisz uciekać, bo moi przeciwnicy cię znają.Twarz Karola stała się nieprzenikniona.Ale mówił dalej cicho, z naciskiem:- Jutro będę, z laski Boga, królem.Marion, wszystko musi się zmienić.Z tym listemna pewno zdołasz wywiezć naszą córkę z kraju [ Pobierz całość w formacie PDF ]