[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nalegała na to, by wziąć udział w wyprawie, nie mogło się jej nicprzydarzyć, miała dobre papiery na nazwisko aryjskiej krojczyni z Arnhem.- Beze mnie -zbiła sprzeciw matki Lotty - niczego wam nie da.Któregoś deszczowego jesiennego dnia,Sara i Jet pojechały pociągiem do Deventer, wyposażone w dwie puste torby i stary wózek poBarcie.Sława Maxa Frinkela jeszcze nie straciła blasku: z pełnym żołądkiem i wózkiemwypełnionym aż po brzegi opuściły majątek.W drodze powrotnej znalazły schronienie na nocwe wspaniałej willi nad Ijsselkade w Deventer.Następnego dnia Sarze wpadł do głowyjeszcze jeden adres.Była ambitna: ten jeden raz, kiedy opuściła kryjówkę, chciała wrócićobładowana prowiantem - trzeba było jeszcze napełnić torby.Zostawiły wózek pod dobrąopieką i opuściły miasto.W nocy przyszła zawierucha, droga usłana była oberwanymigałęziami.Jesienny deszcz smagał ich twarze.W połowie drogi zatrzymał się obok nichniemiecki samochód policyjny, i szyba została opuszczona.- Wohin gehen Sie? Sarawyzywająco wymieniła nazwę wioski.- Steigen Sie ein1 - rozkazał jowialnie kierowca - dwiepiękne kobiety w taką pieską pogodę, to się nie godzi! - Zostały posadzone z przodu, międzykierowcą a spiętym żołnierzem.Dalej jechali w milczeniu.Mimo że kierowca musiałkoncentrować się, by utrzymać auto na drodze przy tak silnym wietrze, uśmiechał się do nichfiluternie.Drugi rzucał czasem obok siebie ukradkowe spojrzenie i odkrył przy tym jeden zesłynniejszych nosów rodziny Rockanje, gwarancję oryginalności.- Pani jest %7łydówką.-wykrzyknął zaszokowany -.stop.stop.! - Kierowca zahamował.Drżąc, Jet wyłowiła zwewnętrznej kieszeni swoją kenkartę.Jej niewinna treść nie zadowoliła go.- Mimo to jesteś%7łydówką - twierdził uparcie.- A teraz proszę posłuchać - powiedziała z szyderstwem Sara whochdeutsch - jeśli ona jest %7łydówką, to ja jestem nią na pewno! - Daj im spokój - powiedziałszofer.Przez deszcz spadający z łoskotem na dach, byli wręcz zbyt blisko, atmosfera wsamochodzie stawała się przygniatająca.- Założę się, że jest %7łydówką.- upierał się tamten -każde dziecko to powie.Nie mogąc niczego udowodnić, otworzył z wściekłością drzwi: -Raus, obydwie.- Lepiej, żebyście wysiadły - powiedział kierowca, rzucając w ich stronęzrezygnowane spojrzenie.Wysiadły tak szybko, jak tylko mogły.Gdy samochód zniknął za1(niem.) - Dokąd panie idą? [.] Niech panie wsiadają.zasłoną deszczu, rzuciły się sobie w ramiona.Chociaż ciągle jeszcze lało jak z cebra, nieczuły deszczu, tak zlane były zimnym potem.Poryw, by wypełnić jeszcze torby, minął -musiały zachować jeszcze siły, żeby następnego dnia móc powrócić do domu z ciężkim jakołów wózkiem.Jednak do tego nie doszło.W nocy zbombardowano miasto.Uciekły do piwnicy, gęstostłoczone, wyczekiwały w wilgotnym półmroku.W chwili, gdy atak został najwyrazniejzintensyfikowany, grunt pod nogami i ściany trzęsły się tak mocno, że nie wiedziały już,gdzie góra i dół, a gdzie lewo lub prawo.Wściekła Jet, krzyczała: - Ten szmelc zaraz się nanas zwali.- Skulona, zatykając sobie uszy, wrzeszczała dalej; strach przydał jej głosowitakiej mocy, że zagłuszała huk nalotu.Sara na próżno próbowała ją uspokoić.Jeszcze kilkagodzin pózniej nie mogła dojść do siebie - osłupiała i zamknięta w sobie siedziała w kucki napodłodze, gotowa opuścić piwnicę, jeśli pojadą pierwszym pociągiem do domu.- A wózek.-rzekła Sara.Jet rzuciła jej zabójcze spojrzenie.Wszystkie myśli krążyły wokół jedzenia.Wózek pełen zboża oznaczał tyle a tylebochenków chleba, którymi wyżywić się mogło tylu a tylu ludzi, przez tyle dni.Ta prostalogika pchnęła Lottę do Deventer, gdzie Sara, z bólem serca, pozostawiła wózek.Wyruszyłamęskim rowerem, bez opon, ale wyposażonym w sakwy rowerowe, w za dużych półbutachErnsta Goudriaana i w podartych skarpetkach, trzymających się kupy dzięki robótkom paniMeyer.W Deventer przełożyła zawartość wózka do sakiew.Największą przeszkodą był mostprzez Ijssel, dlatego poszła najpierw bez roweru wybadać sytuację.Na początku mostu stałdrewniany posterunek, tam ludzie z WA kontrolowali ruch; pośrodku mostu stała budka,gdzie strażnik niemiecki powtarzał procedurę.Niemiec zauważył ją i kiwnął.- Chce paniprzenieść żywność przez most? - zapytał cicho.- Jeśli byłoby to możliwe - wyszeptała.Niebędzie pierwszą osobą, której pomoże, powiedział, wymyślił sposób, dzięki któremu ludziemogli niezauważeni ominąć Holendrów konfiskujących wszystko, co dało się zjeść.Mostskładał się z dwóch części, jednej dla ruchu zmotoryzowanego i drugiej, dla pieszych.Międzynimi stał wysoki mur, przerwany w połowie przez jego budkę strażniczą.Jeśli z załadowanymrowerem przelawiruje przez ruiny na Sperrgebiet1 i schylona przedostanie się przez strefę dlapieszych na tył jego budki, to tam przejmie od niej worki ze zbożem.Wtedy musi wrócić iprzejść z pustymi torbami oficjalną drogą obok Holendrów.Na koniec zapakuje jej zpowrotem torby.Postąpiła zgodnie z jego wskazówkami.Wraz z rowerem musiała wjechaćdo drewnianej strażnicówki Holendrów - Szlarafii pełnej zarekwirowanych ziemniaków,1(niem.) - obszar zamkniętybochenków chleba, masła, sera, słoniny.Strażnik zerknął do pustych toreb, zobaczył w jejdokumentach, że jest daleko od domu i powiedział dobrodusznie: - Damy ci trochę chleba.-Wziął jeden bochenek z dużego stosu i wrzucił jej do torby.Mogła iść dalej.Pchając rower,zbliżała się do niemieckiego strażnika.Jak grom z jasnego nieba, śmignęła nad mostemeskadra spitfire'ów.- An die Wand, schnell.! - usłyszała czyjś krzyk.Rzuciła rower iprzylgnęła do muru działowego.Most wzięto pod ostry ostrzał, mimo piekielnej wrzawysłychać było, jak skrzypi.Lotta kątem oka zauważyła, że jeden z jej worków został trafiony,zboże zaczęło wysypywać się jak kolumna mrówek.Zabrakło jej tchu: podczas gdy wokółlatały granaty, Niemiec doczołgał się do worka i zawiązał dziurkę sznurkiem z takąstarannością, jak gdyby opatrywał rannego żołnierza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nalegała na to, by wziąć udział w wyprawie, nie mogło się jej nicprzydarzyć, miała dobre papiery na nazwisko aryjskiej krojczyni z Arnhem.- Beze mnie -zbiła sprzeciw matki Lotty - niczego wam nie da.Któregoś deszczowego jesiennego dnia,Sara i Jet pojechały pociągiem do Deventer, wyposażone w dwie puste torby i stary wózek poBarcie.Sława Maxa Frinkela jeszcze nie straciła blasku: z pełnym żołądkiem i wózkiemwypełnionym aż po brzegi opuściły majątek.W drodze powrotnej znalazły schronienie na nocwe wspaniałej willi nad Ijsselkade w Deventer.Następnego dnia Sarze wpadł do głowyjeszcze jeden adres.Była ambitna: ten jeden raz, kiedy opuściła kryjówkę, chciała wrócićobładowana prowiantem - trzeba było jeszcze napełnić torby.Zostawiły wózek pod dobrąopieką i opuściły miasto.W nocy przyszła zawierucha, droga usłana była oberwanymigałęziami.Jesienny deszcz smagał ich twarze.W połowie drogi zatrzymał się obok nichniemiecki samochód policyjny, i szyba została opuszczona.- Wohin gehen Sie? Sarawyzywająco wymieniła nazwę wioski.- Steigen Sie ein1 - rozkazał jowialnie kierowca - dwiepiękne kobiety w taką pieską pogodę, to się nie godzi! - Zostały posadzone z przodu, międzykierowcą a spiętym żołnierzem.Dalej jechali w milczeniu.Mimo że kierowca musiałkoncentrować się, by utrzymać auto na drodze przy tak silnym wietrze, uśmiechał się do nichfiluternie.Drugi rzucał czasem obok siebie ukradkowe spojrzenie i odkrył przy tym jeden zesłynniejszych nosów rodziny Rockanje, gwarancję oryginalności.- Pani jest %7łydówką.-wykrzyknął zaszokowany -.stop.stop.! - Kierowca zahamował.Drżąc, Jet wyłowiła zwewnętrznej kieszeni swoją kenkartę.Jej niewinna treść nie zadowoliła go.- Mimo to jesteś%7łydówką - twierdził uparcie.- A teraz proszę posłuchać - powiedziała z szyderstwem Sara whochdeutsch - jeśli ona jest %7łydówką, to ja jestem nią na pewno! - Daj im spokój - powiedziałszofer.Przez deszcz spadający z łoskotem na dach, byli wręcz zbyt blisko, atmosfera wsamochodzie stawała się przygniatająca.- Założę się, że jest %7łydówką.- upierał się tamten -każde dziecko to powie.Nie mogąc niczego udowodnić, otworzył z wściekłością drzwi: -Raus, obydwie.- Lepiej, żebyście wysiadły - powiedział kierowca, rzucając w ich stronęzrezygnowane spojrzenie.Wysiadły tak szybko, jak tylko mogły.Gdy samochód zniknął za1(niem.) - Dokąd panie idą? [.] Niech panie wsiadają.zasłoną deszczu, rzuciły się sobie w ramiona.Chociaż ciągle jeszcze lało jak z cebra, nieczuły deszczu, tak zlane były zimnym potem.Poryw, by wypełnić jeszcze torby, minął -musiały zachować jeszcze siły, żeby następnego dnia móc powrócić do domu z ciężkim jakołów wózkiem.Jednak do tego nie doszło.W nocy zbombardowano miasto.Uciekły do piwnicy, gęstostłoczone, wyczekiwały w wilgotnym półmroku.W chwili, gdy atak został najwyrazniejzintensyfikowany, grunt pod nogami i ściany trzęsły się tak mocno, że nie wiedziały już,gdzie góra i dół, a gdzie lewo lub prawo.Wściekła Jet, krzyczała: - Ten szmelc zaraz się nanas zwali.- Skulona, zatykając sobie uszy, wrzeszczała dalej; strach przydał jej głosowitakiej mocy, że zagłuszała huk nalotu.Sara na próżno próbowała ją uspokoić.Jeszcze kilkagodzin pózniej nie mogła dojść do siebie - osłupiała i zamknięta w sobie siedziała w kucki napodłodze, gotowa opuścić piwnicę, jeśli pojadą pierwszym pociągiem do domu.- A wózek.-rzekła Sara.Jet rzuciła jej zabójcze spojrzenie.Wszystkie myśli krążyły wokół jedzenia.Wózek pełen zboża oznaczał tyle a tylebochenków chleba, którymi wyżywić się mogło tylu a tylu ludzi, przez tyle dni.Ta prostalogika pchnęła Lottę do Deventer, gdzie Sara, z bólem serca, pozostawiła wózek.Wyruszyłamęskim rowerem, bez opon, ale wyposażonym w sakwy rowerowe, w za dużych półbutachErnsta Goudriaana i w podartych skarpetkach, trzymających się kupy dzięki robótkom paniMeyer.W Deventer przełożyła zawartość wózka do sakiew.Największą przeszkodą był mostprzez Ijssel, dlatego poszła najpierw bez roweru wybadać sytuację.Na początku mostu stałdrewniany posterunek, tam ludzie z WA kontrolowali ruch; pośrodku mostu stała budka,gdzie strażnik niemiecki powtarzał procedurę.Niemiec zauważył ją i kiwnął.- Chce paniprzenieść żywność przez most? - zapytał cicho.- Jeśli byłoby to możliwe - wyszeptała.Niebędzie pierwszą osobą, której pomoże, powiedział, wymyślił sposób, dzięki któremu ludziemogli niezauważeni ominąć Holendrów konfiskujących wszystko, co dało się zjeść.Mostskładał się z dwóch części, jednej dla ruchu zmotoryzowanego i drugiej, dla pieszych.Międzynimi stał wysoki mur, przerwany w połowie przez jego budkę strażniczą.Jeśli z załadowanymrowerem przelawiruje przez ruiny na Sperrgebiet1 i schylona przedostanie się przez strefę dlapieszych na tył jego budki, to tam przejmie od niej worki ze zbożem.Wtedy musi wrócić iprzejść z pustymi torbami oficjalną drogą obok Holendrów.Na koniec zapakuje jej zpowrotem torby.Postąpiła zgodnie z jego wskazówkami.Wraz z rowerem musiała wjechaćdo drewnianej strażnicówki Holendrów - Szlarafii pełnej zarekwirowanych ziemniaków,1(niem.) - obszar zamkniętybochenków chleba, masła, sera, słoniny.Strażnik zerknął do pustych toreb, zobaczył w jejdokumentach, że jest daleko od domu i powiedział dobrodusznie: - Damy ci trochę chleba.-Wziął jeden bochenek z dużego stosu i wrzucił jej do torby.Mogła iść dalej.Pchając rower,zbliżała się do niemieckiego strażnika.Jak grom z jasnego nieba, śmignęła nad mostemeskadra spitfire'ów.- An die Wand, schnell.! - usłyszała czyjś krzyk.Rzuciła rower iprzylgnęła do muru działowego.Most wzięto pod ostry ostrzał, mimo piekielnej wrzawysłychać było, jak skrzypi.Lotta kątem oka zauważyła, że jeden z jej worków został trafiony,zboże zaczęło wysypywać się jak kolumna mrówek.Zabrakło jej tchu: podczas gdy wokółlatały granaty, Niemiec doczołgał się do worka i zawiązał dziurkę sznurkiem z takąstarannością, jak gdyby opatrywał rannego żołnierza [ Pobierz całość w formacie PDF ]