[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pobliżu znajdował się duży plac z podium, a na nim tron, na którym usiadł wódz,podczas gdy dwaj pigmeje pełniący funkcję doradców stanęli za nim.Ustawiono nasnaprzeciw podium, gdzie jeszcze raz zaprezentowaliśmy swoje sztuczki.Na szczęścieAn'noona był tak samo pełen zachwytu jak jego lud i każdy fragment naszych występównagradzano oklaskami oraz mnóstwem uśmiechów.A my, nie przestając się uśmiechać,wymienialiśmy porozumiewawcze spojrzenia na widok szpiczastych zębów ukazujących sięw uśmiechniętych ustach widzów.Kiedy zbliżaliśmy się do końca tych wspólnych występów, naszą uwagę przyciągnęłozamieszanie w tylnych szeregach tłumu widzów (bo w międzyczasie na placu zebrała się jużcała wioska, aby nas zobaczyć).Teraz, gdy kłębiący się tłum maleńkich ludzi uspokoił się,po raz pierwszy ujrzeliśmy plemiennego szamana imieniem Ow-n-ow.Od razuwiedzieliśmy, że ten karzeł o złośliwym wyglądzie jest naszym wrogiem; mówił o tym sposób,w jaki trzymał swą pierzastą różdżkę i potrząsał w naszą stronę kościaną grzechotkąimitującą jadowitego węża.Teraz zbliżył się do nas, podskakując i gwałtownie wirując, a tłum rozstępował sięprzed nim, gdy wzniecając tumany pyłu, posuwał się w naszą stronę.Kiedy znalazł się tużkoło nas, podskoczył wysoko w powietrze i skierował swą różdżkę ze złotym końcemnajpierw na mnie, a potem na mego towarzysza.Następnie stanął przed nami, podparłszysię pod boki, a jego złośliwa, małpia twarz wyrażała pogardę, gdy w milczeniu spoglądał nanas.- Co teraz? - cicho spytał mój towarzysz.- Oni nienawidzą tchórzy.- Więc musimy im pokazać, na co nas stać - odparłem.- Teraz nie wolno nam okazać słabości.Zobaczmy, czy uda nam się odebrać pewnośćsiebie temu małemu robakowi.Mówiąc to, pochyliłem się, udając, że chwytam garść piaski iciskam prosto w twarz szamana!Instynktownie zasłonił dłonią oczy, ale zamiast kłujących ziarenek piasku i żwiru spadłna niego deszcz płatków kwiatowych.Zanim zdołał przyjść do siebie, Phata Um chwycił goza ramiona i uniósł w powietrze, patrząc mu prosto w rozszerzone strachem oczy.Małyczłowieczek wiedział, że mój towarzysz, jeżeli zechce, może go w każdej chwili zmiażdżyć.Phata nie uczynił tego jednak, tylko wydał z pomocą trzymanego w ustach gwizdkaogłuszający gwizd.Następnie postawił wrzeszczącego i gwałtownie wierzgającegoczłowieczka z powrotem na ziemi.Zdezorientowany Ow-n-ow potknął się cofając i usiadł na ziemi, a milczący dotądludzie wybuchli drwiącym śmiechem i zaczęli głośno gwizdać; szaman po chwili chwiejącsię wstał i umknął.Wtedy przez jakiś czas kilku naśladowców powtarzało scenę upadkuszamana i jego haniebnej ucieczki, dopóki wódz nie klasnął głośno w dłonie, przywołującrozbawiony tłum do porządku.Następnie An'noona krótko przemówił do swych poddanych, wskazując na mnie imego towarzysza.W następnej chwili wszyscy padli przed nami na twarz, po czym znówpoderwali się na nogi i zaczęli wokół nas tańczyć.Zostaliśmy zaakceptowani, fakt ten nienajlepiej świadczył o popularności Ow-n-owa!Po chwili An'noona wstał i podszedł do skraju podium, tak że nasze oczy spotkały się.Zdjął z szyi ciężki złoty łańcuch i położył go na głowie Phaty, odpiął wielką złotą broszęwysadzaną drogimi kamieniami i przypiął ją do mojej kurtki, po czym cofnął się, żeby namsię przyjrzeć.%7łeby nie być gorszym, Phata wręczył wodzowi swój złoty gwizdek, a jaofiarowałem mu wysadzany klejnotami naszyjnik.Zachwycony tą wymianą wódz poszedł doswojej chaty, pozostawiając mnie i mego towarzysza pod opieką swych doradców.Jeden z nich - jeszcze prawie młodzieniec, obdarzony wielką głową, zdającą sięwskazywać na akromegalię, z siną blizną biegnącą od lewej skroni do policzka - wprawiłnas w zdumienie, przemówiwszy w naszym własnym języku, choć zniekształconym przeznosowy, barbarzyński akcent [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W pobliżu znajdował się duży plac z podium, a na nim tron, na którym usiadł wódz,podczas gdy dwaj pigmeje pełniący funkcję doradców stanęli za nim.Ustawiono nasnaprzeciw podium, gdzie jeszcze raz zaprezentowaliśmy swoje sztuczki.Na szczęścieAn'noona był tak samo pełen zachwytu jak jego lud i każdy fragment naszych występównagradzano oklaskami oraz mnóstwem uśmiechów.A my, nie przestając się uśmiechać,wymienialiśmy porozumiewawcze spojrzenia na widok szpiczastych zębów ukazujących sięw uśmiechniętych ustach widzów.Kiedy zbliżaliśmy się do końca tych wspólnych występów, naszą uwagę przyciągnęłozamieszanie w tylnych szeregach tłumu widzów (bo w międzyczasie na placu zebrała się jużcała wioska, aby nas zobaczyć).Teraz, gdy kłębiący się tłum maleńkich ludzi uspokoił się,po raz pierwszy ujrzeliśmy plemiennego szamana imieniem Ow-n-ow.Od razuwiedzieliśmy, że ten karzeł o złośliwym wyglądzie jest naszym wrogiem; mówił o tym sposób,w jaki trzymał swą pierzastą różdżkę i potrząsał w naszą stronę kościaną grzechotkąimitującą jadowitego węża.Teraz zbliżył się do nas, podskakując i gwałtownie wirując, a tłum rozstępował sięprzed nim, gdy wzniecając tumany pyłu, posuwał się w naszą stronę.Kiedy znalazł się tużkoło nas, podskoczył wysoko w powietrze i skierował swą różdżkę ze złotym końcemnajpierw na mnie, a potem na mego towarzysza.Następnie stanął przed nami, podparłszysię pod boki, a jego złośliwa, małpia twarz wyrażała pogardę, gdy w milczeniu spoglądał nanas.- Co teraz? - cicho spytał mój towarzysz.- Oni nienawidzą tchórzy.- Więc musimy im pokazać, na co nas stać - odparłem.- Teraz nie wolno nam okazać słabości.Zobaczmy, czy uda nam się odebrać pewnośćsiebie temu małemu robakowi.Mówiąc to, pochyliłem się, udając, że chwytam garść piaski iciskam prosto w twarz szamana!Instynktownie zasłonił dłonią oczy, ale zamiast kłujących ziarenek piasku i żwiru spadłna niego deszcz płatków kwiatowych.Zanim zdołał przyjść do siebie, Phata Um chwycił goza ramiona i uniósł w powietrze, patrząc mu prosto w rozszerzone strachem oczy.Małyczłowieczek wiedział, że mój towarzysz, jeżeli zechce, może go w każdej chwili zmiażdżyć.Phata nie uczynił tego jednak, tylko wydał z pomocą trzymanego w ustach gwizdkaogłuszający gwizd.Następnie postawił wrzeszczącego i gwałtownie wierzgającegoczłowieczka z powrotem na ziemi.Zdezorientowany Ow-n-ow potknął się cofając i usiadł na ziemi, a milczący dotądludzie wybuchli drwiącym śmiechem i zaczęli głośno gwizdać; szaman po chwili chwiejącsię wstał i umknął.Wtedy przez jakiś czas kilku naśladowców powtarzało scenę upadkuszamana i jego haniebnej ucieczki, dopóki wódz nie klasnął głośno w dłonie, przywołującrozbawiony tłum do porządku.Następnie An'noona krótko przemówił do swych poddanych, wskazując na mnie imego towarzysza.W następnej chwili wszyscy padli przed nami na twarz, po czym znówpoderwali się na nogi i zaczęli wokół nas tańczyć.Zostaliśmy zaakceptowani, fakt ten nienajlepiej świadczył o popularności Ow-n-owa!Po chwili An'noona wstał i podszedł do skraju podium, tak że nasze oczy spotkały się.Zdjął z szyi ciężki złoty łańcuch i położył go na głowie Phaty, odpiął wielką złotą broszęwysadzaną drogimi kamieniami i przypiął ją do mojej kurtki, po czym cofnął się, żeby namsię przyjrzeć.%7łeby nie być gorszym, Phata wręczył wodzowi swój złoty gwizdek, a jaofiarowałem mu wysadzany klejnotami naszyjnik.Zachwycony tą wymianą wódz poszedł doswojej chaty, pozostawiając mnie i mego towarzysza pod opieką swych doradców.Jeden z nich - jeszcze prawie młodzieniec, obdarzony wielką głową, zdającą sięwskazywać na akromegalię, z siną blizną biegnącą od lewej skroni do policzka - wprawiłnas w zdumienie, przemówiwszy w naszym własnym języku, choć zniekształconym przeznosowy, barbarzyński akcent [ Pobierz całość w formacie PDF ]