[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O czym ty mówisz? - zawołała.- W ogóle się stąd nie ruszałam.Na dodatekspałam już, zanim.- Gdzie byłaś?O co mu chodzi? Spuściła stopy na podłogę i w tym momencie drzwi odłazienki otworzyły się z łoskotem.Słowa zamarły jej na wargach.Stał potężny, wsparty niedbale o framugę, obnażony tors błyszczał w świetle.Na umięśnionej klatce kłębiło się ciemne owłosienie zbiegające się w warkocz znikają-cy w czarnych jedwabnych spodniach od piżamy.Oczy pałały mu dziwnym blaskiem.Karin zmusiła się do uśmiechu.- Grałam z Derrickiem w szachy do dziewiątej.- Rzuciła okiem na budzik nabiurku.- Potem już się stąd nie ruszałam.Wzrok Rowana przeszył ją na wskroś.- Nie udawaj niewiniątka, Karin.Nie ze mną takie numery.- Ruszył do przodu,potykając się o krzesło, które przewróciło się na podłogę.Karin jeszcze go nie widziała w takim stanie.Był zniewalający i budził lęk.Skoczyła ku drzwiom.Wyrzucił przed siebie rękę i schwycił ją.- Nigdzie nie pójdziesz.Nie teraz.- Zakołysał się do tyłu, ciągnąc ją za sobą.Piersi Karin napotkały twardą ścianę jego torsu.Przestała oddychać i na długą,cudowną chwilę poddała się.Rowan był gorący i pachniał whisky.Stała nieruchomo, potem odstąpiła do tyłu.- Piłeś.- A jakże - wychrypiał.- Postanowiłem się upić.- To nie jest najlepszy pomysł.Wymamrotał coś niezrozumiałego, znówwyciągnąłku niej ręce i przewrócił się na podłogę, omal nie rozbijając sobie głowy o rógbiurka.Karin przyklękła przy nim i uniosła mu głowę.- Rowan, słyszysz mnie?- Doskonale - wybełkotał.- Rowan, na litość Boską, wstań.Usiadł, a potem stanął na chwiejnych nogach.- Połóż mi rękę na ramieniu - nakazała.Ruszyli niepewnie w stronę jego pokoju.W połowie drogi potknął się.Chwyciłsię mocniej jej ramienia, poczuła, jak ciepłe palce wędrują po jej skórze.Spojrzał wdół.Wielki Boże, jej szlafrok był całkowicie rozpięty! Zasunęła nerwowo poły.Dokuśtykali do samego łóżka i Rowan opadł na posłanie.Naciągnęła na niegokołdrę i już chciała odejść, kiedy jego ramiona zwarły się wokół niej.- Karin? Nie odchodz, Karin.Nie.- Wymamrotał coś, czego nie mogłazrozumieć.Próbowała się oswobodzić, ale trzymał ją mocno.- Rowan, puść mnie.Proszę.Rowan obrócił głowę, ocierając się o naprężoną sutkę.- Chcę cię - jęknął, przywierając do miękkiej piersi.Stała się bezwolna,płonęła.Nagle zapragnęła, by nieAnula & ponausoladanscustawał, by uśmierzył tkwiący w niej głęboko ból.Odwróciła się ku niemu.Leżał spokojnie, oddychając przy jej gołej skórze, kosztując wilgotnymjęzykiem jej ciała.Piersi zaczęły jej drżeć.A ona chciała jego, chciała, by poszedł dalej,by jej dotykał.Wszędzie.Nie przerywaj, chciała krzyknąć.Nie przerywaj.Ale on zatrzymał się.Jakimś cudem nagle wytrzezwiał, obrócił się na bok i wsparł na łokciu.Spojrzałku niej wzrokiem ciemnym od emocji.Strach i jakieś nienazwane uczucie walczyły w nim z pożądaniem.Poczuła, jaksię oddala, nim jeszcze otworzył usta.- Karin - powiedział ochrypłym głosem.- Wracaj do łóżka.Już.Serce w niej zamarło.- Ale.- Zatchnęła się.Walczyła z kłębiącymi się uczuciami.W jego głosie rozbrzmiał proszący ton.- Trochę wypiłem, Karin.Whisky, najpierw z Thor-nym, a potem sam, wpokoju.Za dużo tego było jak na mnie.Nie zostawaj tutaj.to nie.- Obrócił się kuścianie.- To nie co? Jęknął.- To nie jest właściwe.Jeszcze nie.Chcę być całkowicie trzezwy, kiedybędziemy się kochać.Drżąc, pochyliła się nad nim; czuła ćmienie w brzuchu.On dobrze wie, co sięze mną dzieję, pomyślała.Wie, że go pragnę.Następnym razem.Na Boga, co onazrobi następnym razem?Odsunęła się i szybko zgasiła światło, by uniknąć jego wzroku.Już w drzwiach odwróciła się i spojrzała na łóżko, gdzie leżał z ramieniemzarzuconym za głowę, oddychając głęboko i nierówno.Serce Karin tłukło się głośno wciemnościach.Znalazła drogę do łóżka i zwinęła się w ciasny kłębek pod kołdrą.Uwiłasobie w końcu ciepłe gniazdko, ale sen nie nadchodził.Karin upiła ostrożnie kolejny łyk.- Thorny, czy Rowan mówił ci, kiedy wraca?- Póznym popołudniem - odrzekł kucharz.- Powiedział, że zostawił ciinstrukcje w biurze.Jeśli potrzebujesz pomocy.- Nie - odparła wstając.- Dam sobie ze wszystkim radę.Ze wszystkim pozawszystkowiedzącym panem Ellisem, pomyślała.- Dzięki za herbatę, Thorny.Zebrała ze stołu talerze i zaniosła je do kuchni, a potem zeszła zamyślona poschodkach i ruszyła w kierunku biura.Na kreślarskiej desce znalazła notkę z typową dla Rowana bazgraninąInformował w niej, że jedzie po Ellisa do Manchesteru i że znalazł mu już miejsce wjednej z przyczep.Pytał też, jaką część projektu gotowa była oddać Geoffowi.Poczuła, jak zalewa ją złość.Wspaniale! Nie: w której części projektu Geoffma jej pomóc, tylko: którą część projektu mu odda.Przerzuciła fiszki w szufladzie biurka, wyjęła obliczenia dotyczące głównejplatformy i rzuciła je na szary blat biurka.Niech sobie bierze.Wszystko co dotyczyłoobciążeń, już zrobiła. Nawet gdyby chciał, to nie spieprzy mi już projektu", mruknęła.Zawahała się.Czy aby czasem nie przesadza? W końcu Geoff nie narobiłżadnych szkód u Dalkeya i Williamsa.Nie zrobił też niczego wyjątkowego.Jakoś sięzawszewywijał.Zawsze wsadzał nos w jej projekty i wiedziała, że dybie na jej posadę.W południe wyjrzała na zewnątrz.Zciana deszczu zasłaniała sosny - pierwszyraz tak padało od jej pamiętnej wyprawy w góry.Przeszedł ją dreszcz.Gdyby Rowannie znał wszystkich ścieżek.Wiatr zawył i wstrząsnął małą przyczepą.Chwyciła za gałkę u drzwi i ta omalAnula & ponausoladanscnie została jej w ręku przy następnym podmuchu.Zatrzasnęła drzwi.Burze nie przy-nosiły jej szczęścia.Karen burczało już w brzuchu, ale postanowiła odczekać, aż nieco się rozjaśniprzed kolacją.Thorny na ogół odkładał jej porcję, jeżeli nie pojawiała się na czas.Usiadła z powrotem na stołku i zabrała się za dalsze szkicowanie pokrycia.Diamentowa płyta będzie odpowiednia i zapobiegnie poślizgom, zgodnie z wymogamiRowana.Próbowała skupić się na pracy, ale wiatr tłukł deszczem o ścianę przyczepy.Myślami była gdzie indziej.Rowan był zimny na zewnątrz, ale to tylko chroniąca go fasada.Czy byłomożliwe, że za tą wyniosłością kryje się serce równie wrażliwe jak jej?Zresztą wrażliwość ta nie dotyczy tylko serca, pomyślała.Pod warstwąbrawury wyczuwała smutek i ból.Intrygowało ją to, przyciągało do niego jak ćmę dopłomienia.Co jeszcze zdarzyło się w jego życiu? To z powodu byłej żony nie chciałdopuścić kobiet do pracy w bazie.Nic dziwnego, że był przeciwny jej przyjazdowi.Ale teraz zaczęły działać między nimi siły przyciągania.Piersi Karin zaczęły sięprężyć na samo wspomnienie gorących rąk na jej ciele, jego palców pobudzających jąowej nocy w jaskini.A ostatniej nocy.Ołówek wypadł jej z ręki i stoczył się do szuflady.Zapominała o jego chłodzie iobojętności, gdy tylko objawiał swoje prawdziwe ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- O czym ty mówisz? - zawołała.- W ogóle się stąd nie ruszałam.Na dodatekspałam już, zanim.- Gdzie byłaś?O co mu chodzi? Spuściła stopy na podłogę i w tym momencie drzwi odłazienki otworzyły się z łoskotem.Słowa zamarły jej na wargach.Stał potężny, wsparty niedbale o framugę, obnażony tors błyszczał w świetle.Na umięśnionej klatce kłębiło się ciemne owłosienie zbiegające się w warkocz znikają-cy w czarnych jedwabnych spodniach od piżamy.Oczy pałały mu dziwnym blaskiem.Karin zmusiła się do uśmiechu.- Grałam z Derrickiem w szachy do dziewiątej.- Rzuciła okiem na budzik nabiurku.- Potem już się stąd nie ruszałam.Wzrok Rowana przeszył ją na wskroś.- Nie udawaj niewiniątka, Karin.Nie ze mną takie numery.- Ruszył do przodu,potykając się o krzesło, które przewróciło się na podłogę.Karin jeszcze go nie widziała w takim stanie.Był zniewalający i budził lęk.Skoczyła ku drzwiom.Wyrzucił przed siebie rękę i schwycił ją.- Nigdzie nie pójdziesz.Nie teraz.- Zakołysał się do tyłu, ciągnąc ją za sobą.Piersi Karin napotkały twardą ścianę jego torsu.Przestała oddychać i na długą,cudowną chwilę poddała się.Rowan był gorący i pachniał whisky.Stała nieruchomo, potem odstąpiła do tyłu.- Piłeś.- A jakże - wychrypiał.- Postanowiłem się upić.- To nie jest najlepszy pomysł.Wymamrotał coś niezrozumiałego, znówwyciągnąłku niej ręce i przewrócił się na podłogę, omal nie rozbijając sobie głowy o rógbiurka.Karin przyklękła przy nim i uniosła mu głowę.- Rowan, słyszysz mnie?- Doskonale - wybełkotał.- Rowan, na litość Boską, wstań.Usiadł, a potem stanął na chwiejnych nogach.- Połóż mi rękę na ramieniu - nakazała.Ruszyli niepewnie w stronę jego pokoju.W połowie drogi potknął się.Chwyciłsię mocniej jej ramienia, poczuła, jak ciepłe palce wędrują po jej skórze.Spojrzał wdół.Wielki Boże, jej szlafrok był całkowicie rozpięty! Zasunęła nerwowo poły.Dokuśtykali do samego łóżka i Rowan opadł na posłanie.Naciągnęła na niegokołdrę i już chciała odejść, kiedy jego ramiona zwarły się wokół niej.- Karin? Nie odchodz, Karin.Nie.- Wymamrotał coś, czego nie mogłazrozumieć.Próbowała się oswobodzić, ale trzymał ją mocno.- Rowan, puść mnie.Proszę.Rowan obrócił głowę, ocierając się o naprężoną sutkę.- Chcę cię - jęknął, przywierając do miękkiej piersi.Stała się bezwolna,płonęła.Nagle zapragnęła, by nieAnula & ponausoladanscustawał, by uśmierzył tkwiący w niej głęboko ból.Odwróciła się ku niemu.Leżał spokojnie, oddychając przy jej gołej skórze, kosztując wilgotnymjęzykiem jej ciała.Piersi zaczęły jej drżeć.A ona chciała jego, chciała, by poszedł dalej,by jej dotykał.Wszędzie.Nie przerywaj, chciała krzyknąć.Nie przerywaj.Ale on zatrzymał się.Jakimś cudem nagle wytrzezwiał, obrócił się na bok i wsparł na łokciu.Spojrzałku niej wzrokiem ciemnym od emocji.Strach i jakieś nienazwane uczucie walczyły w nim z pożądaniem.Poczuła, jaksię oddala, nim jeszcze otworzył usta.- Karin - powiedział ochrypłym głosem.- Wracaj do łóżka.Już.Serce w niej zamarło.- Ale.- Zatchnęła się.Walczyła z kłębiącymi się uczuciami.W jego głosie rozbrzmiał proszący ton.- Trochę wypiłem, Karin.Whisky, najpierw z Thor-nym, a potem sam, wpokoju.Za dużo tego było jak na mnie.Nie zostawaj tutaj.to nie.- Obrócił się kuścianie.- To nie co? Jęknął.- To nie jest właściwe.Jeszcze nie.Chcę być całkowicie trzezwy, kiedybędziemy się kochać.Drżąc, pochyliła się nad nim; czuła ćmienie w brzuchu.On dobrze wie, co sięze mną dzieję, pomyślała.Wie, że go pragnę.Następnym razem.Na Boga, co onazrobi następnym razem?Odsunęła się i szybko zgasiła światło, by uniknąć jego wzroku.Już w drzwiach odwróciła się i spojrzała na łóżko, gdzie leżał z ramieniemzarzuconym za głowę, oddychając głęboko i nierówno.Serce Karin tłukło się głośno wciemnościach.Znalazła drogę do łóżka i zwinęła się w ciasny kłębek pod kołdrą.Uwiłasobie w końcu ciepłe gniazdko, ale sen nie nadchodził.Karin upiła ostrożnie kolejny łyk.- Thorny, czy Rowan mówił ci, kiedy wraca?- Póznym popołudniem - odrzekł kucharz.- Powiedział, że zostawił ciinstrukcje w biurze.Jeśli potrzebujesz pomocy.- Nie - odparła wstając.- Dam sobie ze wszystkim radę.Ze wszystkim pozawszystkowiedzącym panem Ellisem, pomyślała.- Dzięki za herbatę, Thorny.Zebrała ze stołu talerze i zaniosła je do kuchni, a potem zeszła zamyślona poschodkach i ruszyła w kierunku biura.Na kreślarskiej desce znalazła notkę z typową dla Rowana bazgraninąInformował w niej, że jedzie po Ellisa do Manchesteru i że znalazł mu już miejsce wjednej z przyczep.Pytał też, jaką część projektu gotowa była oddać Geoffowi.Poczuła, jak zalewa ją złość.Wspaniale! Nie: w której części projektu Geoffma jej pomóc, tylko: którą część projektu mu odda.Przerzuciła fiszki w szufladzie biurka, wyjęła obliczenia dotyczące głównejplatformy i rzuciła je na szary blat biurka.Niech sobie bierze.Wszystko co dotyczyłoobciążeń, już zrobiła. Nawet gdyby chciał, to nie spieprzy mi już projektu", mruknęła.Zawahała się.Czy aby czasem nie przesadza? W końcu Geoff nie narobiłżadnych szkód u Dalkeya i Williamsa.Nie zrobił też niczego wyjątkowego.Jakoś sięzawszewywijał.Zawsze wsadzał nos w jej projekty i wiedziała, że dybie na jej posadę.W południe wyjrzała na zewnątrz.Zciana deszczu zasłaniała sosny - pierwszyraz tak padało od jej pamiętnej wyprawy w góry.Przeszedł ją dreszcz.Gdyby Rowannie znał wszystkich ścieżek.Wiatr zawył i wstrząsnął małą przyczepą.Chwyciła za gałkę u drzwi i ta omalAnula & ponausoladanscnie została jej w ręku przy następnym podmuchu.Zatrzasnęła drzwi.Burze nie przy-nosiły jej szczęścia.Karen burczało już w brzuchu, ale postanowiła odczekać, aż nieco się rozjaśniprzed kolacją.Thorny na ogół odkładał jej porcję, jeżeli nie pojawiała się na czas.Usiadła z powrotem na stołku i zabrała się za dalsze szkicowanie pokrycia.Diamentowa płyta będzie odpowiednia i zapobiegnie poślizgom, zgodnie z wymogamiRowana.Próbowała skupić się na pracy, ale wiatr tłukł deszczem o ścianę przyczepy.Myślami była gdzie indziej.Rowan był zimny na zewnątrz, ale to tylko chroniąca go fasada.Czy byłomożliwe, że za tą wyniosłością kryje się serce równie wrażliwe jak jej?Zresztą wrażliwość ta nie dotyczy tylko serca, pomyślała.Pod warstwąbrawury wyczuwała smutek i ból.Intrygowało ją to, przyciągało do niego jak ćmę dopłomienia.Co jeszcze zdarzyło się w jego życiu? To z powodu byłej żony nie chciałdopuścić kobiet do pracy w bazie.Nic dziwnego, że był przeciwny jej przyjazdowi.Ale teraz zaczęły działać między nimi siły przyciągania.Piersi Karin zaczęły sięprężyć na samo wspomnienie gorących rąk na jej ciele, jego palców pobudzających jąowej nocy w jaskini.A ostatniej nocy.Ołówek wypadł jej z ręki i stoczył się do szuflady.Zapominała o jego chłodzie iobojętności, gdy tylko objawiał swoje prawdziwe ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]