[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Otwórz się, proszę, otwórz się - błagam, zatrzymując się.-Otwórz się! - Uderzam pięścią w kierownicęz frustracji; gdy rozlega się klakson, podrywam się nerwowo.Słysząc podjeżdżający z tyłu samochód, zerkam w lusterko.-Och, niech to szlag! - przeklinam, gdy światła się zbliżają.Samochód hamuje tuż za mną, drzwi się otwierają, ze środkawyskakuje Jesse.Podchodzi do mnie spokojnym krokiem, lecznie oszukuję się - wiem, że jest wściekły.Tylko dlatego, że niedopiął swego? W dramatycznym geście opieram ramiona igłowę na kierownicy, jestem całkowicie wyczerpana.Mojaucieczka bez pytań i wyjaśnień została udaremniona - nieżebym była mu winna jakieś wyjaśnienia.Otwiera drzwi kierowcy i chwyta mnie za rękę, delikatniewyciąga mnie z samochodu, po czym wyjmuje kluczyk zestacyjki.- Avo.- Patrzy na mnie z dezaprobatą.Mam ochotę na niegokrzyknąć, lecz mnie uprzedza: - Jesteś pijana! Przysięgam naBoga, gdybyś zrobiła sobie jakąś krzywdę.Krzywię się na te słowa, besztam się w duchu zalekkomyślność.Jesse emanuje niezadowoleniem, czuję sięupokorzona i żałosna.Chwyta mnie pod brodę, by na mniespojrzeć.Przygotowuje się do pocałunku, widzę to w jegooczach.Och, proszę.Naprawdę nie potrzebuję tego teraz.Odwracam twarz.- Dobrze się czujesz? - pyta cicho, znów wyciągając dłoń.Odpycham ją.- Ciekawe, że pytasz.Nie, nie czuję się dobrze.Dlaczego tozrobiłeś?- To chyba oczywiste?- Pragniesz mnie.- Ponad wszystko.- Nigdy nie spotkałam nikogo równie zadufanego w sobie.Zaplanowałeś to? Czy zadzwoniłeś do mnie wczoraj z takąintencją?- Tak.- W jego głosie nie ma ani śladu skruchy.-Pragnę cię.Nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić.Pragnie mnie,więc mnie wziął.- Czy możesz otworzyć bramę? - Podchodzę do niej, lecz tanawet nie drgnie.Odwracam się z najgrozniejszą miną, na jakąmnie stać.- Otwórz tę cholerną bramę!- Naprawdę sądzisz, że pozwolę ci włóczyć się bez celukilometry od domu?- Wezwę taksówkę.- Nie ma mowy.Zawiozę cię.Zerkam na jego samochód.Aston martin - czarny, lśniący ipiękny.A to niespodzianka.- Po prostu otwórz tę cholerną bramę! - krzyczę na niego.- Nie wyrażaj się!Nie wyrażaj się? Mam ochotę go kopnąć, upaść na kolana irozpłakać się z frustracji.Czuję się jak idiotka -upokorzona izawstydzona.- Nie zamierzam zostać kolejnym nacięciem na słupkutwojego łóżka - syczę.Mam dla siebie jeszcze trochę szacunku.- Naprawdę w to wierzysz?Naszą konfrontację przerywa dzwięk telefonu.Jesse wyciągago z kieszeni.- John? - Odwraca się i zaczyna spacerować.- Tak.dobrze -kończy rozmowę.- Zawiozę cię do domu.- Wyciąga do mnierękę.- Nie! Po prostu otwórz bramę - mówię błagalnie, choć nietakiego tonu zamierzałam użyć.- Nie, nie puszczę cię stąd samej, Avo.Koniec dyskusji.Jedziesz ze mną.Podrywam głowę, gdy z głównej drogi zjeżdża samochód.- Niech to szlag! - ryczy Jesse, wyciąga telefon z kieszeni,jednocześnie próbując mnie złapać.Brama zaczyna się otwierać, biegnę do samochodu potorebkę.- John, nie otwieraj tej cholernej bramy - krzyczy do telefonu.- W takim razie powiedz Sarah, żeby przestała!Gdy tylko szpara staje się dość duża, przeciskam się przez nią,a brama zaczyna się zamykać.Jesse biegnie do samochodu,naciska przycisk na desce rozdzielczej, a brama znów sięotwiera.Wyciągam telefon i wybieram numer korporacjitaksówkarskiej, idąc wzdłuż drogi.Po drugiej stronie ktośpodnosi słuchawkę, już mam mówić, gdy nagle w talii otaczamnie silne ramię, pozbawiając powietrza.Krzyczę, gdy tracę grunt pod nogami, Jesse przerzuca mniesobie przez ramię.- Nie będziesz się szwendać sama, moja droga.- Jego ton jestautorytarny, sprawia, że czuję się młodsza albo jego postarza.nie jestem pewna.- To nie twoja sprawa - syczę.Gotuję się z wściekłości,podrygując w rytm jego kroków.- Najwyrazniej nie, lecz mam jeszcze sumienie.Niewyjedziesz stąd inaczej niż w moim samochodzie.Rozumiesz?- Stawia mnie na ziemi, prowadzi do samochodu, po czymzatrzaskuje drzwi i wsiada do mojego mini, by usunąć je zdrogi.Uśmiecham się drwiąco, gdy odsuwa siedzenie kierowcynajdalej, jak to tylko możliwe, lecz i tak ma wyrazne trudnościz wciśnięciem tam swojego długiego szczupłego ciała.Wygląda naprawdę głupio.Wraca naburmuszony, wsiada do swojego samochodu,mierzy mnie gniewnym spojrzeniem, po czym odpala silnik irusza z piskiem opon.Drogę do mojego domu odbywamy w martwej ciszyprzerażająco szybko.Ten facet stanowi prawdziwe zagrożeniew ruchu, żałuję, że nie włączył radia, by zrobić coś z tąniezręczną ciszą.Niechętnie podziwiam wnętrze jego DBS.Kulę się nasiedzeniu otoczona kilometrami kwadratowymi czarnej skóry,przez całą drogę wpatruję się w okno.Czuję na sobie jegowzrok, lecz ignoruję to, koncentrując się na gardłowym rykusilnika, gdy samochód połyka drogę.Co się właśniewydarzyło?Jesse parkuje przed domem Kate, kierując się moimikrótkimi, obcesowymi instrukcjami, sama otwieram sobiedrzwi.- Avo? - woła ze mną, lecz ja zamykam drzwi i biegiempokonuję drogę do mieszkania; zaczynam głośno przeklinać,gdy uświadamiam sobie, że on wciąż ma moje kluczyki.Ryksilnika oznajmia mi, że odjechał.Krzywię wargi z odrazą.Zrobił to umyślnie, bym musiała doniego zadzwonić i ładnie poprosić o ich zwrot.Długo sobiepoczeka.Już wolę obywać się bez samochodu.Wspinam się poschodach i pukam do drzwi.- Gdzie masz klucze? - pyta mnie Kate, otwierając.Szybkowymyślam wymówkę.- Mój samochód potrzebuje nowych hamulców.Zapomniałam zdjąć klucz z breloczka.Kate akceptuje moją wymówkę bez dodatkowych pytań.- Zapasowy klucz schowałam w doniczce na parapecie wkuchni.- Biegnie na górę, a ja idę za nią; od razu otwierambutelkę wina, przetrząsając przy okazji lodówkę.Nic niewzbudza mojego apetytu.Wino musi mi wystarczyć.- Ja też poproszę.- Kate wraca do kuchni w piżamie.Niemogę się doczekać, by do niej dołączyć.Nalewam jej kieliszekwina, próbując przywołać na twarz jakiś inny wyraz niż szok,który nadal jest na niej widoczny.- Miałaś udany dzień? - pytam.Opada na jedno z krzeseł ustawionych dookoła masywnegososnowego stołu.- Większość dnia spędziłam na odbieraniu podstawek podtorty.Pomyśleć, że założyłam, iż ludzie będą na tyle mili, bymi je zwracać.- Upija łyk wina, wzdychając z aprobatą.Siadam obok niej.- Musisz zacząć pobierać depozyty.- Wiem.Hej, mam jutro randkę.- Z kim? - pytam, zastanawiając się, czy będzie więcej niżjedna.- Z bardzo smakowitym klientem.Wpadł, by odebrać tort napierwsze urodziny siostrzenicy, Dziką Dżunglę.Słodkie,prawda?- Bardzo słodkie.Jak to się stało?- Zaprosiłam go.- Wzrusza ramionami.Wybuchamśmiechem.Jej pewność siebie jest urocza.Bez wątpienia to do niej należy światowy rekord pierwszychrandek.Jedyny długoterminowy związek łączył ją z moimbratem, lecz nigdy o tym nie rozmawiamy.Odkąd się rozstali, aDan przeprowadził się do Australii, była na niezliczonej liczbiepierwszych randek, lecz żadna z nich nie doprowadziła dokolejnej.- Przebiorę się i zadzwonię do mamy.- Wstaję, biorąc ze sobąwino.- Spotkamy się za chwilę na kanapie.- Super.Naprawdę muszę porozmawiać z mamą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Otwórz się, proszę, otwórz się - błagam, zatrzymując się.-Otwórz się! - Uderzam pięścią w kierownicęz frustracji; gdy rozlega się klakson, podrywam się nerwowo.Słysząc podjeżdżający z tyłu samochód, zerkam w lusterko.-Och, niech to szlag! - przeklinam, gdy światła się zbliżają.Samochód hamuje tuż za mną, drzwi się otwierają, ze środkawyskakuje Jesse.Podchodzi do mnie spokojnym krokiem, lecznie oszukuję się - wiem, że jest wściekły.Tylko dlatego, że niedopiął swego? W dramatycznym geście opieram ramiona igłowę na kierownicy, jestem całkowicie wyczerpana.Mojaucieczka bez pytań i wyjaśnień została udaremniona - nieżebym była mu winna jakieś wyjaśnienia.Otwiera drzwi kierowcy i chwyta mnie za rękę, delikatniewyciąga mnie z samochodu, po czym wyjmuje kluczyk zestacyjki.- Avo.- Patrzy na mnie z dezaprobatą.Mam ochotę na niegokrzyknąć, lecz mnie uprzedza: - Jesteś pijana! Przysięgam naBoga, gdybyś zrobiła sobie jakąś krzywdę.Krzywię się na te słowa, besztam się w duchu zalekkomyślność.Jesse emanuje niezadowoleniem, czuję sięupokorzona i żałosna.Chwyta mnie pod brodę, by na mniespojrzeć.Przygotowuje się do pocałunku, widzę to w jegooczach.Och, proszę.Naprawdę nie potrzebuję tego teraz.Odwracam twarz.- Dobrze się czujesz? - pyta cicho, znów wyciągając dłoń.Odpycham ją.- Ciekawe, że pytasz.Nie, nie czuję się dobrze.Dlaczego tozrobiłeś?- To chyba oczywiste?- Pragniesz mnie.- Ponad wszystko.- Nigdy nie spotkałam nikogo równie zadufanego w sobie.Zaplanowałeś to? Czy zadzwoniłeś do mnie wczoraj z takąintencją?- Tak.- W jego głosie nie ma ani śladu skruchy.-Pragnę cię.Nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić.Pragnie mnie,więc mnie wziął.- Czy możesz otworzyć bramę? - Podchodzę do niej, lecz tanawet nie drgnie.Odwracam się z najgrozniejszą miną, na jakąmnie stać.- Otwórz tę cholerną bramę!- Naprawdę sądzisz, że pozwolę ci włóczyć się bez celukilometry od domu?- Wezwę taksówkę.- Nie ma mowy.Zawiozę cię.Zerkam na jego samochód.Aston martin - czarny, lśniący ipiękny.A to niespodzianka.- Po prostu otwórz tę cholerną bramę! - krzyczę na niego.- Nie wyrażaj się!Nie wyrażaj się? Mam ochotę go kopnąć, upaść na kolana irozpłakać się z frustracji.Czuję się jak idiotka -upokorzona izawstydzona.- Nie zamierzam zostać kolejnym nacięciem na słupkutwojego łóżka - syczę.Mam dla siebie jeszcze trochę szacunku.- Naprawdę w to wierzysz?Naszą konfrontację przerywa dzwięk telefonu.Jesse wyciągago z kieszeni.- John? - Odwraca się i zaczyna spacerować.- Tak.dobrze -kończy rozmowę.- Zawiozę cię do domu.- Wyciąga do mnierękę.- Nie! Po prostu otwórz bramę - mówię błagalnie, choć nietakiego tonu zamierzałam użyć.- Nie, nie puszczę cię stąd samej, Avo.Koniec dyskusji.Jedziesz ze mną.Podrywam głowę, gdy z głównej drogi zjeżdża samochód.- Niech to szlag! - ryczy Jesse, wyciąga telefon z kieszeni,jednocześnie próbując mnie złapać.Brama zaczyna się otwierać, biegnę do samochodu potorebkę.- John, nie otwieraj tej cholernej bramy - krzyczy do telefonu.- W takim razie powiedz Sarah, żeby przestała!Gdy tylko szpara staje się dość duża, przeciskam się przez nią,a brama zaczyna się zamykać.Jesse biegnie do samochodu,naciska przycisk na desce rozdzielczej, a brama znów sięotwiera.Wyciągam telefon i wybieram numer korporacjitaksówkarskiej, idąc wzdłuż drogi.Po drugiej stronie ktośpodnosi słuchawkę, już mam mówić, gdy nagle w talii otaczamnie silne ramię, pozbawiając powietrza.Krzyczę, gdy tracę grunt pod nogami, Jesse przerzuca mniesobie przez ramię.- Nie będziesz się szwendać sama, moja droga.- Jego ton jestautorytarny, sprawia, że czuję się młodsza albo jego postarza.nie jestem pewna.- To nie twoja sprawa - syczę.Gotuję się z wściekłości,podrygując w rytm jego kroków.- Najwyrazniej nie, lecz mam jeszcze sumienie.Niewyjedziesz stąd inaczej niż w moim samochodzie.Rozumiesz?- Stawia mnie na ziemi, prowadzi do samochodu, po czymzatrzaskuje drzwi i wsiada do mojego mini, by usunąć je zdrogi.Uśmiecham się drwiąco, gdy odsuwa siedzenie kierowcynajdalej, jak to tylko możliwe, lecz i tak ma wyrazne trudnościz wciśnięciem tam swojego długiego szczupłego ciała.Wygląda naprawdę głupio.Wraca naburmuszony, wsiada do swojego samochodu,mierzy mnie gniewnym spojrzeniem, po czym odpala silnik irusza z piskiem opon.Drogę do mojego domu odbywamy w martwej ciszyprzerażająco szybko.Ten facet stanowi prawdziwe zagrożeniew ruchu, żałuję, że nie włączył radia, by zrobić coś z tąniezręczną ciszą.Niechętnie podziwiam wnętrze jego DBS.Kulę się nasiedzeniu otoczona kilometrami kwadratowymi czarnej skóry,przez całą drogę wpatruję się w okno.Czuję na sobie jegowzrok, lecz ignoruję to, koncentrując się na gardłowym rykusilnika, gdy samochód połyka drogę.Co się właśniewydarzyło?Jesse parkuje przed domem Kate, kierując się moimikrótkimi, obcesowymi instrukcjami, sama otwieram sobiedrzwi.- Avo? - woła ze mną, lecz ja zamykam drzwi i biegiempokonuję drogę do mieszkania; zaczynam głośno przeklinać,gdy uświadamiam sobie, że on wciąż ma moje kluczyki.Ryksilnika oznajmia mi, że odjechał.Krzywię wargi z odrazą.Zrobił to umyślnie, bym musiała doniego zadzwonić i ładnie poprosić o ich zwrot.Długo sobiepoczeka.Już wolę obywać się bez samochodu.Wspinam się poschodach i pukam do drzwi.- Gdzie masz klucze? - pyta mnie Kate, otwierając.Szybkowymyślam wymówkę.- Mój samochód potrzebuje nowych hamulców.Zapomniałam zdjąć klucz z breloczka.Kate akceptuje moją wymówkę bez dodatkowych pytań.- Zapasowy klucz schowałam w doniczce na parapecie wkuchni.- Biegnie na górę, a ja idę za nią; od razu otwierambutelkę wina, przetrząsając przy okazji lodówkę.Nic niewzbudza mojego apetytu.Wino musi mi wystarczyć.- Ja też poproszę.- Kate wraca do kuchni w piżamie.Niemogę się doczekać, by do niej dołączyć.Nalewam jej kieliszekwina, próbując przywołać na twarz jakiś inny wyraz niż szok,który nadal jest na niej widoczny.- Miałaś udany dzień? - pytam.Opada na jedno z krzeseł ustawionych dookoła masywnegososnowego stołu.- Większość dnia spędziłam na odbieraniu podstawek podtorty.Pomyśleć, że założyłam, iż ludzie będą na tyle mili, bymi je zwracać.- Upija łyk wina, wzdychając z aprobatą.Siadam obok niej.- Musisz zacząć pobierać depozyty.- Wiem.Hej, mam jutro randkę.- Z kim? - pytam, zastanawiając się, czy będzie więcej niżjedna.- Z bardzo smakowitym klientem.Wpadł, by odebrać tort napierwsze urodziny siostrzenicy, Dziką Dżunglę.Słodkie,prawda?- Bardzo słodkie.Jak to się stało?- Zaprosiłam go.- Wzrusza ramionami.Wybuchamśmiechem.Jej pewność siebie jest urocza.Bez wątpienia to do niej należy światowy rekord pierwszychrandek.Jedyny długoterminowy związek łączył ją z moimbratem, lecz nigdy o tym nie rozmawiamy.Odkąd się rozstali, aDan przeprowadził się do Australii, była na niezliczonej liczbiepierwszych randek, lecz żadna z nich nie doprowadziła dokolejnej.- Przebiorę się i zadzwonię do mamy.- Wstaję, biorąc ze sobąwino.- Spotkamy się za chwilę na kanapie.- Super.Naprawdę muszę porozmawiać z mamą [ Pobierz całość w formacie PDF ]