[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Błagała mnie: Nie jedz.Jeśli pojedziesz, umrę, a nie chcę umrzeć bez ciebie.Nie wyglądała na bardzo chorą - ostatnimi czasy zaczęła nawet przybierać na wadze.Uspokoiłam ją, że nie umiera i że niedługo wrócimy.Obiecałam, że kupię jej prezent.Poprosiła o coś ładnego, czym mogłaby ozdobić włosy.Dzień przed naszym wyjazdem Tom Dy trafiła do szpitala.Jej ciało zaatakowałagwałtowna infekcja, której towarzyszyła wysoka gorączka.Kiedy zawiozłam ją do szpitala,zapytała, czy ją kocham, i rozpłakała się w moich ramionach.Pocałowała mnie i jeszcze razpoprosiła, bym została.Myślałam o niej każdego dnia podczas pobytu w Paryżu.Rozmowy telefoniczne byłydrogie i przez dwa tygodnie nie miałam żadnych wiadomości.Pewnego popołudnia Claudezaproponował, żebyśmy kupili prezent dla Tom Dy.Byliśmy w sklepie, kiedy zadzwonił mójtelefon.Dziewczyna nie żyła.Zmarła zupełnie sama w szpitalu.Szalałam z rozpaczy i płakałam.Tom Dy była słodką nastolatką, którą rodzicesprzedali do burdelu.Przez długie lata była bita i gwałcona, a teraz umarła z powodu złegotraktowania przez ludzi, którzy nie mieli współczucia i ludzkich uczuć dla nikogo opróczsiebie.Nie ma usprawiedliwienia dla handlu żywym towarem i przemysłu seksualnego wKambodży.Nie jestem myślicielką, ale moim zdaniem nawet Pol Pot nie może byćtraktowany jako wymówka.*Po tym jak w telewizji wyemitowano program Claude a, zewsząd zaczęły napływaćtelefony z gratulacjami.Jednak mimo dobrej prasy środki finansowe AFESIP topniały wzatrważającym tempie.Claude zabrał mnie na spotkanie z Emmą Bonino, ówczesnąeuropejską komisarz do spraw humanitarnych i przewodniczącą ECHO, niezwykle bogatejorganizacji pomocy działającej w Unii Europejskiej.Emma Bonino była światowej klasy politykiem i tak się złożyło, że w tamtym czasierównież przebywała w Paryżu.Kiedy przyjechaliśmy do jej paryskiego biura, Emma Bonino krzyczała do telefonu.Była Włoszką o blond włosach; drobną, ale bardzo żywiołową.Słysząc, jak krzyczy,cofnęłam się, jednak Claude mnie uspokoił.- Nie przejmuj się - powiedział.- Taka już jest.Krzyczy na ludzi, ale ma dobre serce.Emma Bonino wiedziała o naszej pracy.Rozmowa nie trwała długo.W międzyczasieEmma wykonała kilka telefonów, krzyczała po włosku do słuchawki i paliła jednegopapierosa za drugim.Wydała polecenia swojej asystentce, po czym odwróciła się do mnie iobjęła ramieniem.- Nic ci nie będzie - zapewniła mnie.Byłam zaskoczona energią, która emanowała z tej drobnej, uśmiechniętej kobiety,która krzyczała do telefonu, by chwilę pózniej okazać mi taką serdeczność.To prawdziwaopoka.Naturalnie ta jedna wizyta nie oznaczała końca naszej walki.Musieliśmy jechać doBrukseli, żeby porozmawiać z biurokratami z Komisji Europejskiej.Była to moja pierwszawizyta w Brukseli, pojechałam razem z Pierre em.Wlokąc bagaże po peronie, wyglądaliśmyjak niechlujni uchodzcy.Było zimno, a ja nie wzięłam swetra; miałam na nogach tanie buty idwie pary skarpet; krwawiły mi stopy.Biurokraci z ledwie skrywaną pogardą patrzyli na moje zniszczone buty, na Pierre a ijego krzywy uśmiech, na upchnięte w kącie stare walizki.Najwyrazniej nie byliśmyumówieni na konkretne spotkanie, bo odsyłano nas z gabinetu do gabinetu.W końcu BiuroPomocy Humanitarnej Unii Europejskiej przyznało nam dotacje, jednak rok albo dwa latapózniej pieniądze przestały napływać.Nigdy nie dowiedzieliśmy się dlaczego. 12Książę Asturii i wioska Thlok ChhrovKiedy dostaliśmy pieniądze z Unii Europejskiej i UNICEF-u, pierwszą rzeczą, jakązrobiliśmy, była budowa nowego schroniska, dziesięć mil od Phnom Penh.Do tego czasu wprzytułku AFESIP mieszkało przeszło trzydzieści kobiet i dziewczynek i drewniany domek wstolicy Kambodży okazał się zbyt mały.Nasze podopieczne były młode - większość z nichnie skończyła nawet dwudziestu dwóch lat - ale niektóre miały już dzieci.Były na różnymetapie edukacji; wiele z nich w ogóle nie umiało czytać ani pisać.Były znerwicowane,dręczyły je koszmary, a u niektórych występowały objawy głodu narkotycznego.Miałyskłonności samobójcze, cierpiały na depresję, nie mówiły albo miewały niekontrolowanenapady złości.Rozpoczęliśmy budowę nowego centrum w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątymósmym roku i zamierzaliśmy nazwać je imieniem Tom Dy.Chcieliśmy wybudować kilkabudynków na terenie kupionym przez AFESIP, nieopodal wioski, około dziesięciu mil napołudniowy zachód od miasta.Potrzebny nam był duży pokój, gdzie mogłyby się odbywaćzajęcia krawieckie, i oddzielne pomieszczenie, w którym wykwalifikowani nauczycieleprowadziliby zajęcia z czytania i pisania oraz matematyki, dostosowane do umiejętnościnaszych podopiecznych.Planowaliśmy wybudowanie kilku przestronnych sypialni mogącychpomieścić dziesięć mat i szafek, w których dziewczęta przechowywałyby swoje rzeczyosobiste.W czerwcu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku, kiedy budowaliśmyośrodek Tom Dy, przyznano mi Nagrodę Księcia Asturii.Pierre odebrał telefon.Powiedział,że następca tronu hiszpańskiego uznał, iż należy mi się nagroda za promowanie wartościhumanitarnych.%7ładne z nas nigdy wcześniej nie słyszało o podobnej nagrodzie i niemieliśmy pojęcia, skąd książę Asturii wie o naszym istnieniu.Wkrótce jednakdowiedzieliśmy się, że jest to bardzo prestiżowe wyróżnienie, z którym wiąże się zniewyobrażalna suma pieniędzy - pięć milionów peset, prawie czterdzieści tysięcy dolarów.%7łeby odebrać nagrodę, pojechaliśmy do Hiszpanii z pięcioletnią Adaną.Ning chodziłado szkoły i pod naszą nieobecność opiekowała się nią moja przybrana matka.Po raz pierwszypodróżowaliśmy pierwszą klasą.Traktowano nas jak królewską parę, mimo iż wyglądaliśmyniechlujnie jak zawsze.Kiedy dotarliśmy do Oviedo, stolicy hiszpańskiego księstwa Asturii,dowiedziałam się, że mam wieczorem wygłosić przemówienie.Byłam kompletnienieprzygotowana, a myśl o tłumie eleganckich gości napawała mnie przerażeniem.Powitano nas w ogromnej sali bankietowej, gdzie czekali już fotoreporterzy i ekipytelewizyjne.Przedstawił nas sam książę Hiszpanii.Obok mnie stała piękna Afrykanka GracaMachel, żona Nelsona Mandeli; cudowna kobieta.Z tyłu dostrzegłam Rigobertę Menchu,która otrzymała Nagrodę Nobla za pracę, jaką wykonała w Gwatemali.Nawet ja o niejsłyszałam.Wśród gości była także Emma Bonino - pomachała do mnie i posłała mipromienny uśmiech.Tamtego dnia siedem kobiet odbierało nagrodę za walkę o prawa kobiet i dzieci.Stojąc wśród nich, czułam się coraz mniejsza.Byłam tak zdenerwowana, że prawie nie rozumiałam tego, co mówił książę, choćfragmenty, które do mnie dotarły, były bardzo wzruszające.Mówił o obojętności państwZachodu wobec okrucieństwa życia w innych częściach świata, gdzie znęcanie się nadkobietami i dziećmi jest na porządku dziennym.Kiedy nadeszła moja kolej, żeby wejść nascenę, zamknęłam oczy i po prostu zaczęłam mówić o sytuacji kobiet w Kambodży.Mówiłam o własnym życiu i życiu dziewczynek, które więziono w domachpublicznych i traktowano jak niewolnice.Opowiadałam o tym, jak zle są traktowane, i ookrucieństwie, które muszą znosić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Błagała mnie: Nie jedz.Jeśli pojedziesz, umrę, a nie chcę umrzeć bez ciebie.Nie wyglądała na bardzo chorą - ostatnimi czasy zaczęła nawet przybierać na wadze.Uspokoiłam ją, że nie umiera i że niedługo wrócimy.Obiecałam, że kupię jej prezent.Poprosiła o coś ładnego, czym mogłaby ozdobić włosy.Dzień przed naszym wyjazdem Tom Dy trafiła do szpitala.Jej ciało zaatakowałagwałtowna infekcja, której towarzyszyła wysoka gorączka.Kiedy zawiozłam ją do szpitala,zapytała, czy ją kocham, i rozpłakała się w moich ramionach.Pocałowała mnie i jeszcze razpoprosiła, bym została.Myślałam o niej każdego dnia podczas pobytu w Paryżu.Rozmowy telefoniczne byłydrogie i przez dwa tygodnie nie miałam żadnych wiadomości.Pewnego popołudnia Claudezaproponował, żebyśmy kupili prezent dla Tom Dy.Byliśmy w sklepie, kiedy zadzwonił mójtelefon.Dziewczyna nie żyła.Zmarła zupełnie sama w szpitalu.Szalałam z rozpaczy i płakałam.Tom Dy była słodką nastolatką, którą rodzicesprzedali do burdelu.Przez długie lata była bita i gwałcona, a teraz umarła z powodu złegotraktowania przez ludzi, którzy nie mieli współczucia i ludzkich uczuć dla nikogo opróczsiebie.Nie ma usprawiedliwienia dla handlu żywym towarem i przemysłu seksualnego wKambodży.Nie jestem myślicielką, ale moim zdaniem nawet Pol Pot nie może byćtraktowany jako wymówka.*Po tym jak w telewizji wyemitowano program Claude a, zewsząd zaczęły napływaćtelefony z gratulacjami.Jednak mimo dobrej prasy środki finansowe AFESIP topniały wzatrważającym tempie.Claude zabrał mnie na spotkanie z Emmą Bonino, ówczesnąeuropejską komisarz do spraw humanitarnych i przewodniczącą ECHO, niezwykle bogatejorganizacji pomocy działającej w Unii Europejskiej.Emma Bonino była światowej klasy politykiem i tak się złożyło, że w tamtym czasierównież przebywała w Paryżu.Kiedy przyjechaliśmy do jej paryskiego biura, Emma Bonino krzyczała do telefonu.Była Włoszką o blond włosach; drobną, ale bardzo żywiołową.Słysząc, jak krzyczy,cofnęłam się, jednak Claude mnie uspokoił.- Nie przejmuj się - powiedział.- Taka już jest.Krzyczy na ludzi, ale ma dobre serce.Emma Bonino wiedziała o naszej pracy.Rozmowa nie trwała długo.W międzyczasieEmma wykonała kilka telefonów, krzyczała po włosku do słuchawki i paliła jednegopapierosa za drugim.Wydała polecenia swojej asystentce, po czym odwróciła się do mnie iobjęła ramieniem.- Nic ci nie będzie - zapewniła mnie.Byłam zaskoczona energią, która emanowała z tej drobnej, uśmiechniętej kobiety,która krzyczała do telefonu, by chwilę pózniej okazać mi taką serdeczność.To prawdziwaopoka.Naturalnie ta jedna wizyta nie oznaczała końca naszej walki.Musieliśmy jechać doBrukseli, żeby porozmawiać z biurokratami z Komisji Europejskiej.Była to moja pierwszawizyta w Brukseli, pojechałam razem z Pierre em.Wlokąc bagaże po peronie, wyglądaliśmyjak niechlujni uchodzcy.Było zimno, a ja nie wzięłam swetra; miałam na nogach tanie buty idwie pary skarpet; krwawiły mi stopy.Biurokraci z ledwie skrywaną pogardą patrzyli na moje zniszczone buty, na Pierre a ijego krzywy uśmiech, na upchnięte w kącie stare walizki.Najwyrazniej nie byliśmyumówieni na konkretne spotkanie, bo odsyłano nas z gabinetu do gabinetu.W końcu BiuroPomocy Humanitarnej Unii Europejskiej przyznało nam dotacje, jednak rok albo dwa latapózniej pieniądze przestały napływać.Nigdy nie dowiedzieliśmy się dlaczego. 12Książę Asturii i wioska Thlok ChhrovKiedy dostaliśmy pieniądze z Unii Europejskiej i UNICEF-u, pierwszą rzeczą, jakązrobiliśmy, była budowa nowego schroniska, dziesięć mil od Phnom Penh.Do tego czasu wprzytułku AFESIP mieszkało przeszło trzydzieści kobiet i dziewczynek i drewniany domek wstolicy Kambodży okazał się zbyt mały.Nasze podopieczne były młode - większość z nichnie skończyła nawet dwudziestu dwóch lat - ale niektóre miały już dzieci.Były na różnymetapie edukacji; wiele z nich w ogóle nie umiało czytać ani pisać.Były znerwicowane,dręczyły je koszmary, a u niektórych występowały objawy głodu narkotycznego.Miałyskłonności samobójcze, cierpiały na depresję, nie mówiły albo miewały niekontrolowanenapady złości.Rozpoczęliśmy budowę nowego centrum w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątymósmym roku i zamierzaliśmy nazwać je imieniem Tom Dy.Chcieliśmy wybudować kilkabudynków na terenie kupionym przez AFESIP, nieopodal wioski, około dziesięciu mil napołudniowy zachód od miasta.Potrzebny nam był duży pokój, gdzie mogłyby się odbywaćzajęcia krawieckie, i oddzielne pomieszczenie, w którym wykwalifikowani nauczycieleprowadziliby zajęcia z czytania i pisania oraz matematyki, dostosowane do umiejętnościnaszych podopiecznych.Planowaliśmy wybudowanie kilku przestronnych sypialni mogącychpomieścić dziesięć mat i szafek, w których dziewczęta przechowywałyby swoje rzeczyosobiste.W czerwcu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku, kiedy budowaliśmyośrodek Tom Dy, przyznano mi Nagrodę Księcia Asturii.Pierre odebrał telefon.Powiedział,że następca tronu hiszpańskiego uznał, iż należy mi się nagroda za promowanie wartościhumanitarnych.%7ładne z nas nigdy wcześniej nie słyszało o podobnej nagrodzie i niemieliśmy pojęcia, skąd książę Asturii wie o naszym istnieniu.Wkrótce jednakdowiedzieliśmy się, że jest to bardzo prestiżowe wyróżnienie, z którym wiąże się zniewyobrażalna suma pieniędzy - pięć milionów peset, prawie czterdzieści tysięcy dolarów.%7łeby odebrać nagrodę, pojechaliśmy do Hiszpanii z pięcioletnią Adaną.Ning chodziłado szkoły i pod naszą nieobecność opiekowała się nią moja przybrana matka.Po raz pierwszypodróżowaliśmy pierwszą klasą.Traktowano nas jak królewską parę, mimo iż wyglądaliśmyniechlujnie jak zawsze.Kiedy dotarliśmy do Oviedo, stolicy hiszpańskiego księstwa Asturii,dowiedziałam się, że mam wieczorem wygłosić przemówienie.Byłam kompletnienieprzygotowana, a myśl o tłumie eleganckich gości napawała mnie przerażeniem.Powitano nas w ogromnej sali bankietowej, gdzie czekali już fotoreporterzy i ekipytelewizyjne.Przedstawił nas sam książę Hiszpanii.Obok mnie stała piękna Afrykanka GracaMachel, żona Nelsona Mandeli; cudowna kobieta.Z tyłu dostrzegłam Rigobertę Menchu,która otrzymała Nagrodę Nobla za pracę, jaką wykonała w Gwatemali.Nawet ja o niejsłyszałam.Wśród gości była także Emma Bonino - pomachała do mnie i posłała mipromienny uśmiech.Tamtego dnia siedem kobiet odbierało nagrodę za walkę o prawa kobiet i dzieci.Stojąc wśród nich, czułam się coraz mniejsza.Byłam tak zdenerwowana, że prawie nie rozumiałam tego, co mówił książę, choćfragmenty, które do mnie dotarły, były bardzo wzruszające.Mówił o obojętności państwZachodu wobec okrucieństwa życia w innych częściach świata, gdzie znęcanie się nadkobietami i dziećmi jest na porządku dziennym.Kiedy nadeszła moja kolej, żeby wejść nascenę, zamknęłam oczy i po prostu zaczęłam mówić o sytuacji kobiet w Kambodży.Mówiłam o własnym życiu i życiu dziewczynek, które więziono w domachpublicznych i traktowano jak niewolnice.Opowiadałam o tym, jak zle są traktowane, i ookrucieństwie, które muszą znosić [ Pobierz całość w formacie PDF ]