[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy skończył dwanaście lat, był o wiele za duży na taką zniewagę, ale krewniwymyślili coś nowego.Latem poprzedniego roku awansowali go na mistrza ceremonii naślubie kuzynki Olivii, która wychodziła za mąż za Connora Davisa z Camp Kioga nadWierzbowym Jeziorem.Wtedy był przekonany, że wszystkie śluby wyglądają właściwietak samo.Takie same niewygody trzeba było cierpieć w sztywnym ubraniu i cisnącychbutach, nudna ceremonia i ckliwe piosenki też niczym się nie różniły, tylko zmieniała siępara przy ołtarzu.Jednym słowem wyznawał pogląd, że śluby są długie i nudne, wszyscygadali o miłości i obietnicach, co jego zdaniem było stekiem bzdur.Dziś jednak poczucie dyskomfortu miało inne zródło.Ponieważ ceremonia odby-wała się na plaży, wszyscy byli ubrani w stroje plażowe.Max uważał, że wyglądają jakna zjezdzie reklamodawców hawajskiego ponczu.Co prawda tak było o wiele wygodniejniż w smokingu i ciasnych butach, ale nie znaczyło to wcale, że się dobrze bawił.Jak miał się bawić, skoro panem młodym był jego tata?No dobra, Max lubił Ninę Romano.Nawet bardzo ją lubił.Z pewnością jako maco-cha będzie całkiem w porządku.Chciał, żeby wyszła za tatę.Chciał, żeby się pobrali.NieSRchciał jednak siedzieć podczas tych niekończących się przysiąg i recytacji.Nie chciałsłuchać, jak tata do kogokolwiek mówi: Daję ci moje serce".Kiedy to słyszał, wszystko się w nim wywracało.Czy nie mogli się gdzieś wy-mknąć, zamiast angażować całą rodzinę? Kłębiły się tu nieprzebrane rzesze członkówrodziny Romano.Nina miała ośmioro rodzeństwa, a większość z nich miała dzieci, więcrazem z rodziną Bellamych tworzyło to ogromny tłum.Przez cały tydzień podchodzili do niego weseli, nieznajomi Amerykanie włoskiegopochodzenia, poklepywali go po plecach i zachowywali się jak najbliżsi przyjaciele.Właściwie nie wszyscy byli nieznajomi.Dwoje z tych, którzy pod koniec dnia staną sięjego przybranymi kuzynami, chodziło z nim do szkoły w Avalonie.Z Angelicą Romanomieli wspólne zajęcia z matematyki, a Ricky Pastorini grał z nim w jednej drużynie whokeja.Mama Ricky'ego, Maria, była siostrą Niny.Matkowała też całej drużynie.Niecierpliwym spojrzeniem obrzucił zgromadzonych na plaży ludzi.Siedzieli nabiałych składanych krzesełkach, na nogach mieli klapki, przez które przesypywał się bia-ły jak cukier piasek.Max ukradkiem wsunął rękę do kieszeni workowatych szortów.Wyciągnął telefon, rzucił okiem na ekran.Mama nie odezwała się po tym, gdy wysłał jejzdjęcie.Próbował myśleć o tym pozytywnie, bo zdawał sobie sprawę, że mama zawszestara się zachowywać, jakby wszystko było w porządku, nawet w momencie, gdy chodzi-ło o ślub jego ojca.A w swoim SMS-ie napisał jej, że St.Croix jest fantastyczne.Nie mógł tego samego powiedzieć o dzisiejszej uroczystości.Chociaż, prawdęmówiąc, chyba wszyscy poza nim byli zachwyceni.Wepchnął telefon z powrotem dokieszeni.W końcu ceremonia dobiegła końca.Tata z Niną szli przejściem między krze-słami, a zespół grał wersję reggae piosenki Armstronga Jaki piękny świat".Kiedy rozległ się dzwonek jego komórki, rzucił okiem na ekran.Na wyświetlaczubył jakiś obcy, zagraniczny numer.- To chyba mama - powiedział.Siostra Niny, Maria, osoba bardzo apodyktyczna, skrzywiła się niechętnie.- Nie do wiary.Akurat w takim dniu! Udał, że jej nie słyszy, i odebrał telefon.- Halo?SR- Cześć, Max.- To rzeczywiście była mama.Jednak jej głos brzmiał jakby.ina-czej.Wydawał się jakiś bez wyrazu.- Max, wiem, że to nie najlepszy moment.- W porządku.- Odsunął się i stanął w cieniu wielkiego drzewa, gdzie było ciszej.-Cieszę się, że dzwonisz, mamo.- Naprawdę? - Wydawała się bardzo zmęczona.Bardziej niż kiedykolwiek.Przezchwilę zastanawiał się, która godzina może być tam, w Holandii.Pewnie środek nocy.-Ja też się cieszę.Daisy Bellamy uwielbiała śluby.Lubiła je od dawna, już od chwili, gdy była małądziewczynką i niosła kwiaty na ślubie cioci Helen.Wciąż pamiętała koronkową su-kienkę, kwiaty wplecione we włosy, błyszczące klasyczne czółenka oraz uczucie, że mado wykonania niezwykle ważne zadanie.Przez całe życie snuła fantazje na temat dnia, w którym sama zostanie panną mło-dą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Kiedy skończył dwanaście lat, był o wiele za duży na taką zniewagę, ale krewniwymyślili coś nowego.Latem poprzedniego roku awansowali go na mistrza ceremonii naślubie kuzynki Olivii, która wychodziła za mąż za Connora Davisa z Camp Kioga nadWierzbowym Jeziorem.Wtedy był przekonany, że wszystkie śluby wyglądają właściwietak samo.Takie same niewygody trzeba było cierpieć w sztywnym ubraniu i cisnącychbutach, nudna ceremonia i ckliwe piosenki też niczym się nie różniły, tylko zmieniała siępara przy ołtarzu.Jednym słowem wyznawał pogląd, że śluby są długie i nudne, wszyscygadali o miłości i obietnicach, co jego zdaniem było stekiem bzdur.Dziś jednak poczucie dyskomfortu miało inne zródło.Ponieważ ceremonia odby-wała się na plaży, wszyscy byli ubrani w stroje plażowe.Max uważał, że wyglądają jakna zjezdzie reklamodawców hawajskiego ponczu.Co prawda tak było o wiele wygodniejniż w smokingu i ciasnych butach, ale nie znaczyło to wcale, że się dobrze bawił.Jak miał się bawić, skoro panem młodym był jego tata?No dobra, Max lubił Ninę Romano.Nawet bardzo ją lubił.Z pewnością jako maco-cha będzie całkiem w porządku.Chciał, żeby wyszła za tatę.Chciał, żeby się pobrali.NieSRchciał jednak siedzieć podczas tych niekończących się przysiąg i recytacji.Nie chciałsłuchać, jak tata do kogokolwiek mówi: Daję ci moje serce".Kiedy to słyszał, wszystko się w nim wywracało.Czy nie mogli się gdzieś wy-mknąć, zamiast angażować całą rodzinę? Kłębiły się tu nieprzebrane rzesze członkówrodziny Romano.Nina miała ośmioro rodzeństwa, a większość z nich miała dzieci, więcrazem z rodziną Bellamych tworzyło to ogromny tłum.Przez cały tydzień podchodzili do niego weseli, nieznajomi Amerykanie włoskiegopochodzenia, poklepywali go po plecach i zachowywali się jak najbliżsi przyjaciele.Właściwie nie wszyscy byli nieznajomi.Dwoje z tych, którzy pod koniec dnia staną sięjego przybranymi kuzynami, chodziło z nim do szkoły w Avalonie.Z Angelicą Romanomieli wspólne zajęcia z matematyki, a Ricky Pastorini grał z nim w jednej drużynie whokeja.Mama Ricky'ego, Maria, była siostrą Niny.Matkowała też całej drużynie.Niecierpliwym spojrzeniem obrzucił zgromadzonych na plaży ludzi.Siedzieli nabiałych składanych krzesełkach, na nogach mieli klapki, przez które przesypywał się bia-ły jak cukier piasek.Max ukradkiem wsunął rękę do kieszeni workowatych szortów.Wyciągnął telefon, rzucił okiem na ekran.Mama nie odezwała się po tym, gdy wysłał jejzdjęcie.Próbował myśleć o tym pozytywnie, bo zdawał sobie sprawę, że mama zawszestara się zachowywać, jakby wszystko było w porządku, nawet w momencie, gdy chodzi-ło o ślub jego ojca.A w swoim SMS-ie napisał jej, że St.Croix jest fantastyczne.Nie mógł tego samego powiedzieć o dzisiejszej uroczystości.Chociaż, prawdęmówiąc, chyba wszyscy poza nim byli zachwyceni.Wepchnął telefon z powrotem dokieszeni.W końcu ceremonia dobiegła końca.Tata z Niną szli przejściem między krze-słami, a zespół grał wersję reggae piosenki Armstronga Jaki piękny świat".Kiedy rozległ się dzwonek jego komórki, rzucił okiem na ekran.Na wyświetlaczubył jakiś obcy, zagraniczny numer.- To chyba mama - powiedział.Siostra Niny, Maria, osoba bardzo apodyktyczna, skrzywiła się niechętnie.- Nie do wiary.Akurat w takim dniu! Udał, że jej nie słyszy, i odebrał telefon.- Halo?SR- Cześć, Max.- To rzeczywiście była mama.Jednak jej głos brzmiał jakby.ina-czej.Wydawał się jakiś bez wyrazu.- Max, wiem, że to nie najlepszy moment.- W porządku.- Odsunął się i stanął w cieniu wielkiego drzewa, gdzie było ciszej.-Cieszę się, że dzwonisz, mamo.- Naprawdę? - Wydawała się bardzo zmęczona.Bardziej niż kiedykolwiek.Przezchwilę zastanawiał się, która godzina może być tam, w Holandii.Pewnie środek nocy.-Ja też się cieszę.Daisy Bellamy uwielbiała śluby.Lubiła je od dawna, już od chwili, gdy była małądziewczynką i niosła kwiaty na ślubie cioci Helen.Wciąż pamiętała koronkową su-kienkę, kwiaty wplecione we włosy, błyszczące klasyczne czółenka oraz uczucie, że mado wykonania niezwykle ważne zadanie.Przez całe życie snuła fantazje na temat dnia, w którym sama zostanie panną mło-dą [ Pobierz całość w formacie PDF ]