[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.bo poweselał i uśmiechnięty wyszedł z pokoju.XXVIIIW San Francisco czekała na nasz powrót z Yosemite Valley spora paczka korespondencji,nadesłanej przez Mrs.Campbell z Nowego Jorku.Były to przeważnie spóznione gratulacje oddalszych znajomych, którzy dowiedzieli się o naszym małżeństwie dopiero z dzienników, ale niebrakło również listów treści odmiennej.- Nawet rachunki się przybłąkały - wykrzyknęła zdziwiona Dolly i odnośną korespondencjęwysłała do rodziców, z małym dopiskiem: Zaszczyt uregulowania tych drobiazgów Wamoczywiście pozostawiamy.Mnie zainteresowała przede wszystkim podłużna koperta, zaadresowana dobrze znajomymmi pismem profesora Scotta.Znakomity przyrodnik donosił na wstępie z humorem, że dopiero popowrocie do Nowego Jorku dowiedział się o popełnieniu krzywoprzysięstwa przez kochanegoRalpha B., chlubę kawalerskiego stanu , składał mi wyrazy współczucia z tego powodu,nadmieniał, że list niniejszy wysyła za pośrednictwem mego teścia, który ma w tych dniach większąpaczkę korespondencji do nas wyekspediować.po czym omawiał wyniki swej wycieczki wnastępujących słowach: Pamięta Pan zapewne, Drogi Przyjacielu, treść mego poprzedniego listu, jaki pozostawiłemw redakcji Morning News na wyjezdnym z Nowego Jorku; przypuszczałem wówczas, że osiągnęwyniki, które pozwolą mi opublikować treść moich domysłów co do rpzyczyn tragiczniezakończonych przelotów nad oceanem.Niestety, rezultat tej ostatniej podróży jest negatywny.Nie znaczy to, bym zwątpił w słuszność swej hipotezy.O, przenigdy! Wierzę święcie, żenocną porą zagraża wielkie niebezpieczeństwo samolotom, które w tym czy owym kierunkuprzebywają nadbrzeżny pas, szeroki na kilkaset mil, a ciągnący się począwszy od północnychkrańców Grenlandii po Nową Funlandię, w pewnych zaś miesiącach może aż po Florydę.Cowiecej, wiem, jakiego rodzaju jest to niebezpieczeństwo, ale na razie nie posiadam w rękachprzekonywujących, namacalnych, że tak powiem, dowodów, bez których moje oświadczeniewyglądałoby na bajeczkę, natomiast jej autor na człowieka obdarzonego chorobliwą wyobraznią,no, po prostu na skończonego wariata.Nie przesadzam bynajmniej, Drogi Panie Bronson.Pamięta Pan chyba jakiej wrzawynarobiło przed laty moje dzieło pt. Fauna Kanady , z powodu rozdziału o Nyctea nyctea, w którympozwoliłem sobie twierdzić, że, aczkolwiek nigdy nie spotkałem śnieżnej sowy większej niż dwiestopy, to jednak istnieją niewątpliwie okazy znacznie większe, co wnoszę ze znalezionych piór iodcisków szponów na śniegu. Okaz, który tropiłem przez tydzień (bez skutku, niestety), musiałmieć przeszło cztery stopy długości.napisałem tam dosłownie i za to nazwano mnie blagierem,że nie wspomnę gorszych epitetów.Jakąż burzę rozpętałbym więc wśród niechętnychkolegów_przyrodników, gdybym dziś wystąpił z moją teorią o przyczynach licznych katastroflotniczych nad Atlantykiem, nie dostarczając równocześnie przekonywujących dowodów???Dlatego na razie: stop! Ale przyjdzie niebawem dzień, kiedy będę mógł opisać dokładnie totajemnicze niebezpieczeństwo, nadać mu naukową nazwę i pokazać je zdumionemu światu.Wtym celu wracam obecnie do ojczyzny, by zorganizować na wiosnę wyprawę w głąb Grenlandii,gdzie spodziewam się znalezć to, czego nie mogłem znalezć w Kanadzie.I wierzę, że znajdę.Tak tedy, Drogi Przyjacielu, nie mogę na razie jeszcze wtajemniczyć Pana w treść moichdomysłów i muszę Go nadal częstować samymi zagadkami, dopóki nie zdobędę dowodów, októrych pisałem powyżej.Nie jest to brak zaufania do Pana, bo chociaż dziennikarze mająplotkarskie języki, to jednak Pan stanowi chlubny wyjątek.Obawiam się tylko, by przedwczesneopublikowanie mego odkrycia nie wywołało na Pańskich ustach ironicznego uśmieszku i uwagi Ten Scott zwariował na starość.Tak by pan powiedział na pewno, stary Przyjacielu.Bo jeśliniewinna uwaga w mej Faunie Kanady , że Nyctea nyctea może osiągnąć cztery stopy długości,wywołała taką wrzawę, to co dopiero nastąpiłoby, gdybym dziś zaczął mówić o UpiorachAtlantyku.Upiory Atlantyku!. co to znowu za licho? zawoła Pan zdziwiony.Niechże Pan więcprzyjmnie do wiadomości, że takim mianem ochrzciłem owo niebezpieczeństwo, zagrażającesamolotom w czasie nocnych lotów u wschodnich brzegów Północnej Ameryki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.bo poweselał i uśmiechnięty wyszedł z pokoju.XXVIIIW San Francisco czekała na nasz powrót z Yosemite Valley spora paczka korespondencji,nadesłanej przez Mrs.Campbell z Nowego Jorku.Były to przeważnie spóznione gratulacje oddalszych znajomych, którzy dowiedzieli się o naszym małżeństwie dopiero z dzienników, ale niebrakło również listów treści odmiennej.- Nawet rachunki się przybłąkały - wykrzyknęła zdziwiona Dolly i odnośną korespondencjęwysłała do rodziców, z małym dopiskiem: Zaszczyt uregulowania tych drobiazgów Wamoczywiście pozostawiamy.Mnie zainteresowała przede wszystkim podłużna koperta, zaadresowana dobrze znajomymmi pismem profesora Scotta.Znakomity przyrodnik donosił na wstępie z humorem, że dopiero popowrocie do Nowego Jorku dowiedział się o popełnieniu krzywoprzysięstwa przez kochanegoRalpha B., chlubę kawalerskiego stanu , składał mi wyrazy współczucia z tego powodu,nadmieniał, że list niniejszy wysyła za pośrednictwem mego teścia, który ma w tych dniach większąpaczkę korespondencji do nas wyekspediować.po czym omawiał wyniki swej wycieczki wnastępujących słowach: Pamięta Pan zapewne, Drogi Przyjacielu, treść mego poprzedniego listu, jaki pozostawiłemw redakcji Morning News na wyjezdnym z Nowego Jorku; przypuszczałem wówczas, że osiągnęwyniki, które pozwolą mi opublikować treść moich domysłów co do rpzyczyn tragiczniezakończonych przelotów nad oceanem.Niestety, rezultat tej ostatniej podróży jest negatywny.Nie znaczy to, bym zwątpił w słuszność swej hipotezy.O, przenigdy! Wierzę święcie, żenocną porą zagraża wielkie niebezpieczeństwo samolotom, które w tym czy owym kierunkuprzebywają nadbrzeżny pas, szeroki na kilkaset mil, a ciągnący się począwszy od północnychkrańców Grenlandii po Nową Funlandię, w pewnych zaś miesiącach może aż po Florydę.Cowiecej, wiem, jakiego rodzaju jest to niebezpieczeństwo, ale na razie nie posiadam w rękachprzekonywujących, namacalnych, że tak powiem, dowodów, bez których moje oświadczeniewyglądałoby na bajeczkę, natomiast jej autor na człowieka obdarzonego chorobliwą wyobraznią,no, po prostu na skończonego wariata.Nie przesadzam bynajmniej, Drogi Panie Bronson.Pamięta Pan chyba jakiej wrzawynarobiło przed laty moje dzieło pt. Fauna Kanady , z powodu rozdziału o Nyctea nyctea, w którympozwoliłem sobie twierdzić, że, aczkolwiek nigdy nie spotkałem śnieżnej sowy większej niż dwiestopy, to jednak istnieją niewątpliwie okazy znacznie większe, co wnoszę ze znalezionych piór iodcisków szponów na śniegu. Okaz, który tropiłem przez tydzień (bez skutku, niestety), musiałmieć przeszło cztery stopy długości.napisałem tam dosłownie i za to nazwano mnie blagierem,że nie wspomnę gorszych epitetów.Jakąż burzę rozpętałbym więc wśród niechętnychkolegów_przyrodników, gdybym dziś wystąpił z moją teorią o przyczynach licznych katastroflotniczych nad Atlantykiem, nie dostarczając równocześnie przekonywujących dowodów???Dlatego na razie: stop! Ale przyjdzie niebawem dzień, kiedy będę mógł opisać dokładnie totajemnicze niebezpieczeństwo, nadać mu naukową nazwę i pokazać je zdumionemu światu.Wtym celu wracam obecnie do ojczyzny, by zorganizować na wiosnę wyprawę w głąb Grenlandii,gdzie spodziewam się znalezć to, czego nie mogłem znalezć w Kanadzie.I wierzę, że znajdę.Tak tedy, Drogi Przyjacielu, nie mogę na razie jeszcze wtajemniczyć Pana w treść moichdomysłów i muszę Go nadal częstować samymi zagadkami, dopóki nie zdobędę dowodów, októrych pisałem powyżej.Nie jest to brak zaufania do Pana, bo chociaż dziennikarze mająplotkarskie języki, to jednak Pan stanowi chlubny wyjątek.Obawiam się tylko, by przedwczesneopublikowanie mego odkrycia nie wywołało na Pańskich ustach ironicznego uśmieszku i uwagi Ten Scott zwariował na starość.Tak by pan powiedział na pewno, stary Przyjacielu.Bo jeśliniewinna uwaga w mej Faunie Kanady , że Nyctea nyctea może osiągnąć cztery stopy długości,wywołała taką wrzawę, to co dopiero nastąpiłoby, gdybym dziś zaczął mówić o UpiorachAtlantyku.Upiory Atlantyku!. co to znowu za licho? zawoła Pan zdziwiony.Niechże Pan więcprzyjmnie do wiadomości, że takim mianem ochrzciłem owo niebezpieczeństwo, zagrażającesamolotom w czasie nocnych lotów u wschodnich brzegów Północnej Ameryki [ Pobierz całość w formacie PDF ]