[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Złamałam ma rękę?”- Wyśpij się dzisiaj albo doprowadź się do porządku.Wyglądasz jak siedem nieszczęść.-Sylvie patrzyła na nią z dezaprobatą.Potem wskazała salę główną.- - Para w trzecim rewirzeczeka na rachunek.Leć.- Jasne.Leslie postawiła napoje na tacy i ruszyła z powrotem w sam środek zgiełku panującego wrestauracji.Kolejne godziny zlały się w niewyraźną plamę.Leslie uśmiechała się, działała jak maszyna.„Podaj napoje.Bezmyślne pogaduszki.Uśmiech.Zawsze pamiętaj o uśmiechu.Wydawaj sięszczera”.Była zmęczona, naprawdę wykończona, ale poradziła sobie.Stolik po stoliku,zamówienie po zamówieniu.Świat funkcjonował według zasady, aby do przodu”.Kiedy jej zmiana dobiegła końca, przeliczyła, napiwki - „moje fundusze na tatuaż” - iwsunęła je do kieszeni.Będzie musiała schować je przed ojcem i Renem.PrzemierzyłaTrestle Way, zbyt zmęczona, żeby rozglądać się po okolicy.„Chcę spać”.Po minięciu kilkuprzecznic wpadła na Ani i Tish.- Leslie! - zapiszczała Ani.Cierpiała na nieuleczalną chorobę, która przejawiała sięwchodzeniem na wysokie tony, ilekroć otwierała buzię.- Bogowie, wyglądasz paskudnie.Tish szturchnęła siostrę.- Chodziło jej o to, że wyglądasz na zmęczoną.Prawda Ani?- Nie.Wygląda, no wiesz, jakby nie mogła wyluzować.- Ani nigdy nie przepraszała.- Idziemy do Gniazda Wron.Przyłączysz się?Leslie przywołała uśmiech na twarz.- Nie jestem pewna, czy dojdę tak daleko.Wiecie spotkałam dzisiaj waszego ojca.jest miły.Kiedy szły, Leslie opisała im częściowo to spotkanie - pomijając podwiezienie samochodem iniewiarygodny akt przemocy, którego dopuściła się na dilerze.Zachwiała się na nogach, gdyskręciły w Harper.„Jestem na to zbyt zmęczona”.Zrobiła kilka wdechów przystanęła.Nieopodal kilka osób cofnęło się ze strachu i przywarło plecami do ściany, jakby czyhało nanie coś potwornego.Ktoś zapłakał, błagając o litość.Leslie nie mogła się ruszyć.- To tylko włóczędzy, Les.Mają zwidy po kiepskich dra - gach albo coś.Chodźmy.Siostry podjęły marsz, ciągnąc ją za sobą.- Nie.Leslie potrząsnęła głową.Tam na pewno coś było.Próbowała to dostrzec., jakiś cień, któryspowijał inne cienie.Ruszyła w stronę ciemnego zaułka.Czuła się tak, jakby ktoś nawijał na szpulę nićprzyczepioną do jej trzewi.Jakiś mężczyzna zatańczył szaleńczo na przystanku.Samo jegozachowanie było dziwne.A poza tym jego ciało pokrywały połyskujące, zielone kolce róż.Ani oplotła Lesiie ręką w pasie.- Chodź, śpiochu.Zabawmy się.Złapiesz wiatr w żagle, jak tylko znów zaczniesz się ruszać.- Widziałyście go? Znów się potknęła.Tish klasnęła w dłonie.- Och, zaczekaj, aż zobaczysz nowe tarcze do rzutek, które zasponsorował Keenan.Podobnojego dziewczyna powiedziała tylko, że chce spróbować gry i bum, następnego dnia w klubiepojawiły się trzy tarcze.- Ona nic jest jego dziewczyną - mruknęła Lesiie, zerkając za siebie.Kolczasty mężczyznapomachał do niej.- Nieważne.- Ani popchnęła ją do przodu.- Mamy trzy nowe tarcze.Po zaledwie półgodzinie w.klubie pojawił się Mitchell - mocny w gębie były chłopak Leslie.Nie zdziwiła się, że był upalony.- Leslie, dziewczyno! - Posłał jej okrutny uśmiech.- Gdzie podziewa się twoja dzisiejszazabaweczka? A może.- zniżył głos -.zabawiasz się ostatnio za pomocą baterii?Jego durni znajomi ryknęli śmiechem.- Odczep się, Mitchell! - rzuciła.Użeranie się z nim nigdy nie należało do przyjemności.Po odejściu matki zarówno Leslie,jaki Ren narobili głupstw, gdy próbowali ułożyć sobie życie.Wybór brata miał poważnekonsekwencje, ale i ona podjęła parę decyzji, na których nie wyszła najlepiej.Mitchell byłjedną z nich.Znikąd pojawił się Niall.- W porządku?- Zaraz będzie.Odwróciła się, żeby odejść od Mitchella, ale ten chwycił ją za rękę.Mimowolnie w jejwspomnieniach odżył obraz dilera opadającego na ziemię.„Tak nie można”.Spojrzała napalce Mitcha zaciśnięte na jej skórze.„I co z tego? On też nie zachowuje się, jak należy”.-Nie dotykaj Leslie - ostrzegł go Niall.Nie poruszył się, ale cała jego postawa zdradzała napięcie.Ludzie zaczęli się cofać.- Niallu, jest dobrze.Poradzę sobie.Wyrwała rękę z uścisku.Kiedy się odwróciła, Mitchell klepnął ją w pośladek, jego kumpleznów się roześmiali; choć tym razem trochę nerwowo.Leslie zacisnęła pięści.Ogarniająca jąwściekłość sprawiła, że poczuła się nieprzyzwoicie dobrze.Na moment zawiódł ją wzrok.Tłum wypełniający klub wydawał się nieludzki.Pazury, kolce,skrzydła, rogi, pióra, zniekształcone sylwetki, tak wiele postaci wyglądało dziwnie.Dlategosię zatrzymała.Niall stanął przed nią i zapytał: - Dobrze się czujesz?Czuła się znacznie lepiej.Jej serce biło tak szybko, jakby popiła kilka kofeinowych tabletekfiliżanką espresso.Oczy ^płatały jej figle, emocje buzowały; ale nie zamierzała nikomu o tymmówić.Rzuciła tylko:- Nic mi nie jest.Jest dobrze.Wszystko.dobrze.Nie musisz.Przerwał jej.- Nie powinien okazywać ci braku szacunku.Leslie oparła rękę na ramieniu Nialla.- On jest nikim.Chodźmy.Mitchell przewrócił oczami.Miała nadzieję, że tak to zostawi, ale był zbyt pijany, byzrozumieć, kiedy ma się zamknąć.Zagadnął Nialla.- Nie musisz być tak heroiczny, żeby dobrać się do jej majtek, stary.Rozłoży te chude nóżkiprzed każdym.Prawda Leslie?Dźwięk, który wyrwał się z gardła Nialla, był bardziej zwierzęcy niż ludzki.Ruszył doprzodu, ale jego ciało wygięło się pod jakimś dziwnym kątem, jakby ktoś go powstrzymywał.Mitchell się cofnął.Leslie przystąpiła do ataku.Ujęła jego twarz w obie dłonie, jakby chciałgo pocałować.Kiedy przyciągnęła chłopaka na tyle blisko, żeby mógł poczuć jej oddech naustach, szepnęła:- Nie.Ani teraz.Ani nigdy więcej - Ścisnęła jego twarz, aż łzy pociekły mu z oczu.- Zjem ciężywcem.Łapiesz?Potem go puściła, a on stracił równowagę.Obserwujący ją goście klubu, ci, którzy jeszczeprzed chwilą wyglądali na opierzonych i dziwnie nieproporcjonalnych, uśmiechali się teraz.Niektórzy kiwali głowami.Inni wiwatowali.Oderwała od nich wzrok.Nie liczyli się.Ważnebyło tylko to, że jej serce znów biło równym rytmem.Kilka kroków dalej stał Mitchell.- Ona.widzieliście.ta suka mi groziła.- wyjąkał.W tym momencie Leslie czuła się niezwyciężona jakby mogła wyjść obronną ręką z każdejbitwy, jakby rozsadzała ją energia.Dlatego chciała się ruszyć, wybiec na ulicę, sprawdzić, jakdaleko może się posunąć.Dziarskim krokiem poszła przed siebie, ale Niall dotknął delikatnie jej ręki.- Czyhają tam wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa - Spojrzał jej w oczy.- Będzieszbezpieczniejsza jeśli pozostanę przy tobie.Nie przemawiały do niej te argumenty.Bezpieczeństwo nie miało znaczenia, czuła sięprzecież niepokonana, potężna, kontrolowała sytuację.Czymkolwiek był ten brak strachu, tadziwna siła, zaczynała ją lubić.Wybuchnęła śmiechem.- Nie potrzebuję ochrony, ale przyda mi się towarzystwo.Chociaż Niall milczał przez większość czasu, gdy przemierzali ciemne: ulice, nie czuła sięskrępowania ani spięta.Złe emocje, zwykłe objawy i lęki gdzieś uleciały.Tak było dobrze,ona czuła się dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.„Złamałam ma rękę?”- Wyśpij się dzisiaj albo doprowadź się do porządku.Wyglądasz jak siedem nieszczęść.-Sylvie patrzyła na nią z dezaprobatą.Potem wskazała salę główną.- - Para w trzecim rewirzeczeka na rachunek.Leć.- Jasne.Leslie postawiła napoje na tacy i ruszyła z powrotem w sam środek zgiełku panującego wrestauracji.Kolejne godziny zlały się w niewyraźną plamę.Leslie uśmiechała się, działała jak maszyna.„Podaj napoje.Bezmyślne pogaduszki.Uśmiech.Zawsze pamiętaj o uśmiechu.Wydawaj sięszczera”.Była zmęczona, naprawdę wykończona, ale poradziła sobie.Stolik po stoliku,zamówienie po zamówieniu.Świat funkcjonował według zasady, aby do przodu”.Kiedy jej zmiana dobiegła końca, przeliczyła, napiwki - „moje fundusze na tatuaż” - iwsunęła je do kieszeni.Będzie musiała schować je przed ojcem i Renem.PrzemierzyłaTrestle Way, zbyt zmęczona, żeby rozglądać się po okolicy.„Chcę spać”.Po minięciu kilkuprzecznic wpadła na Ani i Tish.- Leslie! - zapiszczała Ani.Cierpiała na nieuleczalną chorobę, która przejawiała sięwchodzeniem na wysokie tony, ilekroć otwierała buzię.- Bogowie, wyglądasz paskudnie.Tish szturchnęła siostrę.- Chodziło jej o to, że wyglądasz na zmęczoną.Prawda Ani?- Nie.Wygląda, no wiesz, jakby nie mogła wyluzować.- Ani nigdy nie przepraszała.- Idziemy do Gniazda Wron.Przyłączysz się?Leslie przywołała uśmiech na twarz.- Nie jestem pewna, czy dojdę tak daleko.Wiecie spotkałam dzisiaj waszego ojca.jest miły.Kiedy szły, Leslie opisała im częściowo to spotkanie - pomijając podwiezienie samochodem iniewiarygodny akt przemocy, którego dopuściła się na dilerze.Zachwiała się na nogach, gdyskręciły w Harper.„Jestem na to zbyt zmęczona”.Zrobiła kilka wdechów przystanęła.Nieopodal kilka osób cofnęło się ze strachu i przywarło plecami do ściany, jakby czyhało nanie coś potwornego.Ktoś zapłakał, błagając o litość.Leslie nie mogła się ruszyć.- To tylko włóczędzy, Les.Mają zwidy po kiepskich dra - gach albo coś.Chodźmy.Siostry podjęły marsz, ciągnąc ją za sobą.- Nie.Leslie potrząsnęła głową.Tam na pewno coś było.Próbowała to dostrzec., jakiś cień, któryspowijał inne cienie.Ruszyła w stronę ciemnego zaułka.Czuła się tak, jakby ktoś nawijał na szpulę nićprzyczepioną do jej trzewi.Jakiś mężczyzna zatańczył szaleńczo na przystanku.Samo jegozachowanie było dziwne.A poza tym jego ciało pokrywały połyskujące, zielone kolce róż.Ani oplotła Lesiie ręką w pasie.- Chodź, śpiochu.Zabawmy się.Złapiesz wiatr w żagle, jak tylko znów zaczniesz się ruszać.- Widziałyście go? Znów się potknęła.Tish klasnęła w dłonie.- Och, zaczekaj, aż zobaczysz nowe tarcze do rzutek, które zasponsorował Keenan.Podobnojego dziewczyna powiedziała tylko, że chce spróbować gry i bum, następnego dnia w klubiepojawiły się trzy tarcze.- Ona nic jest jego dziewczyną - mruknęła Lesiie, zerkając za siebie.Kolczasty mężczyznapomachał do niej.- Nieważne.- Ani popchnęła ją do przodu.- Mamy trzy nowe tarcze.Po zaledwie półgodzinie w.klubie pojawił się Mitchell - mocny w gębie były chłopak Leslie.Nie zdziwiła się, że był upalony.- Leslie, dziewczyno! - Posłał jej okrutny uśmiech.- Gdzie podziewa się twoja dzisiejszazabaweczka? A może.- zniżył głos -.zabawiasz się ostatnio za pomocą baterii?Jego durni znajomi ryknęli śmiechem.- Odczep się, Mitchell! - rzuciła.Użeranie się z nim nigdy nie należało do przyjemności.Po odejściu matki zarówno Leslie,jaki Ren narobili głupstw, gdy próbowali ułożyć sobie życie.Wybór brata miał poważnekonsekwencje, ale i ona podjęła parę decyzji, na których nie wyszła najlepiej.Mitchell byłjedną z nich.Znikąd pojawił się Niall.- W porządku?- Zaraz będzie.Odwróciła się, żeby odejść od Mitchella, ale ten chwycił ją za rękę.Mimowolnie w jejwspomnieniach odżył obraz dilera opadającego na ziemię.„Tak nie można”.Spojrzała napalce Mitcha zaciśnięte na jej skórze.„I co z tego? On też nie zachowuje się, jak należy”.-Nie dotykaj Leslie - ostrzegł go Niall.Nie poruszył się, ale cała jego postawa zdradzała napięcie.Ludzie zaczęli się cofać.- Niallu, jest dobrze.Poradzę sobie.Wyrwała rękę z uścisku.Kiedy się odwróciła, Mitchell klepnął ją w pośladek, jego kumpleznów się roześmiali; choć tym razem trochę nerwowo.Leslie zacisnęła pięści.Ogarniająca jąwściekłość sprawiła, że poczuła się nieprzyzwoicie dobrze.Na moment zawiódł ją wzrok.Tłum wypełniający klub wydawał się nieludzki.Pazury, kolce,skrzydła, rogi, pióra, zniekształcone sylwetki, tak wiele postaci wyglądało dziwnie.Dlategosię zatrzymała.Niall stanął przed nią i zapytał: - Dobrze się czujesz?Czuła się znacznie lepiej.Jej serce biło tak szybko, jakby popiła kilka kofeinowych tabletekfiliżanką espresso.Oczy ^płatały jej figle, emocje buzowały; ale nie zamierzała nikomu o tymmówić.Rzuciła tylko:- Nic mi nie jest.Jest dobrze.Wszystko.dobrze.Nie musisz.Przerwał jej.- Nie powinien okazywać ci braku szacunku.Leslie oparła rękę na ramieniu Nialla.- On jest nikim.Chodźmy.Mitchell przewrócił oczami.Miała nadzieję, że tak to zostawi, ale był zbyt pijany, byzrozumieć, kiedy ma się zamknąć.Zagadnął Nialla.- Nie musisz być tak heroiczny, żeby dobrać się do jej majtek, stary.Rozłoży te chude nóżkiprzed każdym.Prawda Leslie?Dźwięk, który wyrwał się z gardła Nialla, był bardziej zwierzęcy niż ludzki.Ruszył doprzodu, ale jego ciało wygięło się pod jakimś dziwnym kątem, jakby ktoś go powstrzymywał.Mitchell się cofnął.Leslie przystąpiła do ataku.Ujęła jego twarz w obie dłonie, jakby chciałgo pocałować.Kiedy przyciągnęła chłopaka na tyle blisko, żeby mógł poczuć jej oddech naustach, szepnęła:- Nie.Ani teraz.Ani nigdy więcej - Ścisnęła jego twarz, aż łzy pociekły mu z oczu.- Zjem ciężywcem.Łapiesz?Potem go puściła, a on stracił równowagę.Obserwujący ją goście klubu, ci, którzy jeszczeprzed chwilą wyglądali na opierzonych i dziwnie nieproporcjonalnych, uśmiechali się teraz.Niektórzy kiwali głowami.Inni wiwatowali.Oderwała od nich wzrok.Nie liczyli się.Ważnebyło tylko to, że jej serce znów biło równym rytmem.Kilka kroków dalej stał Mitchell.- Ona.widzieliście.ta suka mi groziła.- wyjąkał.W tym momencie Leslie czuła się niezwyciężona jakby mogła wyjść obronną ręką z każdejbitwy, jakby rozsadzała ją energia.Dlatego chciała się ruszyć, wybiec na ulicę, sprawdzić, jakdaleko może się posunąć.Dziarskim krokiem poszła przed siebie, ale Niall dotknął delikatnie jej ręki.- Czyhają tam wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa - Spojrzał jej w oczy.- Będzieszbezpieczniejsza jeśli pozostanę przy tobie.Nie przemawiały do niej te argumenty.Bezpieczeństwo nie miało znaczenia, czuła sięprzecież niepokonana, potężna, kontrolowała sytuację.Czymkolwiek był ten brak strachu, tadziwna siła, zaczynała ją lubić.Wybuchnęła śmiechem.- Nie potrzebuję ochrony, ale przyda mi się towarzystwo.Chociaż Niall milczał przez większość czasu, gdy przemierzali ciemne: ulice, nie czuła sięskrępowania ani spięta.Złe emocje, zwykłe objawy i lęki gdzieś uleciały.Tak było dobrze,ona czuła się dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]