[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt nie odezwał się przez pełną minutę.- Pójdę już, Anno - powiedział w końcu Jan - zanim przysporzę ci jeszczewięcej kłopotów.Skłonił się przed nią i odwrócił tak, że stał teraz plecami do Antoniego.- Wiadomość, wysłana do gospody Pod Głową Królowej, zawsze do mniedotrze - wyszeptał.Skinęła głową, jakby zrozumiała.Nie czas rozwiązywać zagadki.Miałazaledwie kilka sekund, aby utrwalić w pamięci jego obraz.Nie wiedziała, czyjeszcze kiedyś go zobaczy.Jan odwrócił się i zmuszając Zofię i Antoniego, by odsunęli się i przepuściligo, wyszedł z sali.Przez cały czas traktował Zofię tak, jakby jej w ogóle niebyło.- Anno, jak mogłaś - zaczęła kuzynka.- Nieważne! - zawołał Antoni.- Zostaw nas, Zofio!Anna zdawała sobie sprawą, że Antoni zechce dać upust gniewowi.Pozatym wstydził się, że został zmuszony, by spuścić z tonu.Zofia zaczęła coś mówić, lecz rozmyśliła się i odeszła.Antoni odwrócił siędo żony.- Twoja kuzynka skłoniła mnie, bym wrócił, spróbował cię przekonać.Iproszę, oto co zastałem!- Szkoda twoich słów, Antoni.- Być może to nie był wcale gwałt.Może wszystko odbyło się za obopólnązgodą.- Jesteś godny pogardy.Zapytaj Lutiszę, która pielęgnowała mnie po tym,co się wtedy wydarzyło.- Kim jest dla ciebie ten człowiek, Anno Mario?Anna z trudem oddychała.Gardło miała wyschnięte i ledwie mogła mówić.RS190- To mężczyzna, na którym kiedyś mi zależało.Wydaje się, że było to wiekitemu.- A teraz?Zastanawiała się przez chwilę.Oczywiście, kochała Jana, tęskniła za nim.Uczucie to było tak silne, że miała wrażenie, jakby kochali się już wpoprzednim życiu.Teraz jednak nie było na to nadziei.Zwilżyła wargi ispojrzała na męża.- Teraz, Antoni, jestem twoją żoną.Będę honorowała to zobowiązanie.Lecz nie myśl, że możesz postawić gorzelnię na ziemi, gdzie żył i umarł mójojciec.Nie wyobrażaj sobie też, że możesz mnie uderzyć.Widzę, że masz na towielką ochotę.Jeśli się ośmielisz, pożałujesz.- A co zrobisz, Anno Mario? Naślesz na mnie Stelnickiego?- Nie! Sama rozgrywam własne bitwy.- Więc będziesz walczyć sama ze sobą! Ja wyjeżdżam dziś wieczorem doPetersburga.- Wyjeżdżasz?- Och, nie ciesz się przedwcześnie, Anno.Widzę to w twoich oczach.Niepozbędziesz się mnie tak łatwo.Uśmiechnął się.- Los połączył nasze ścieżki, czyż nie?Patrzyła w milczeniu, jak mąż opuszcza salę.Po chwili opadła z wolna nakrzesło.Nagle uświadomiła sobie, że publiczność zdążyła już wrócić na miejsca.Odjak dawna siedzący w pobliżu goście tak się jej przyglądali?Usiadła, oszołomiona, z płonącą twarzą.Dzwięki skrzypiec znów wypełniłysalę.Cóż, wreszcie przemówiłam własnym głosem, pomyślała.Tylko za jakącenę?RS191Rozdział dwudziesty szósty.Powóz zaturkotał na drewnianym moście, łączącym Warszawę z Pragą.Zofia spojrzała na zamyśloną Annę.Zdziwiła ją siła niechęci, jaką odczuwaławobec kuzynki.Zabrała ją do Zamku w nagrodę za to, że ocaliła pamiętnikprzed żołnierzami króla.Co za okropny błąd popełniła! Lecz kto mógł przy-puścić, że Anna spotka tam Stelnickiego?Niełatwo było jej przekonać Antoniego, by został w Zamku i wrócił dożony.Zofia pragnęła, aby małżeństwo Anny przetrwało, nawet gdyby ambicjeAntoniego miały sprawić, że zostaliby magnatami, stojącymi na drabiniespołecznej wyżej niż ona.Nie życzyła kuzynce zle, naprawdę.Przeciwnie,lubiła ją.Niech sobie żyją szczęśliwie!Sama też miała nie lada ambicje.I dość ufności we własne siły, by jezrealizować.Lecz cała sztywniała na wspomnienie chwili, kiedy natknęła sięna Annę i Jana w Zamku.Mdlące, ze wszech miar nieprzyjemne uczucienadchodziło falami.Było zupełnie tak jak wtedy, gdy zobaczyła ich w lesie.Obraz wywoływał w jej duszy mroczne, nieznane emocje, które sprawiały, żestawała się zdolna do wszystkiego.Siedziała w powozie, nieświadoma upływu czasu i przebytej drogi.Próbowała uporządkować kotłujące się w niej uczucia.Choć trudno jej byłoprzyznać się do tego samej przed sobą, z powodu urażonej dumy nadalobwiniała kuzynkę za to, że ośmieliła się pokrzyżować jej plany.Jakiś czastemu doszła do wniosku, że skoro Anna wyszła za Grawlińskiego, ewentualnyzwiązek kuzynki ze Stelnickim pozostanie w sferze marzeń.Lecz teraz, gdyzobaczyła ich razem trzymających się za ręce, gwałtowne uczucia znowuodżyły.Czy była to zazdrość? Czyżby kochała Jana?Pragnęła go, to pewne.Z jakiegoś dziwnego powodu, gdy przekonała się,że jego zainteresowanie Anną wcale nie wygasło, zapragnęła go jeszczebardziej.A gdy zobaczyła, jak stawia czoło żałosnemu tchórzowi,Grawlińskiemu, rozpaliło to jej pożądanie do białości.Gdybym mogła go mieć chociaż raz, myślała, sprawić, żeby mi uległ,wystarczyłoby to, by mnie zadowolić.Stałby się wtedy niegodny Anny -zarówno w jej oczach, jak i we własnych.Oboje ulepieni byli z tej samejnudnej gliny honoru i godności.Dopóki kuzynka pozostawała w pobliżu, nie mogło być mowy o tym, byudało jej się uwieść Jana.Co gorsza, Anna i Jan mogli nawiązać romans.ZofiaRS192uświadomiła sobie, że nie doceniła odwagi Anny ani siły jej uczucia.Musi byćjakiś sposób, by się jej pozbyć.Uważała, że jest dość sprytna.Doskonale poradziła sobie z Walterem.Uśmiechnęła się, bardzo z siebie zadowolona.Była zdumiona, odkrywszy, żeWalter jest w Zamku.Obawiała się, że któregoś dnia pojawi się, oburzony tym,że pozbawiła go domu i majątku.Podejrzewała także, iż będzie próbowałszantażować ją tym, co zdarzyło się tamtej nocy na moczarach.Lecz czy niebył równie winny jak ona? Nie mógł jej oskarżyć, nie oskarżając jednocześniesiebie.Odparowywała każdy jego cios, gdyż, choć nie łączyły ich więzy krwi,byli ulepieni z tej samej gliny - ani trochę nienudnej.Uśmiechnęła się szerzej.Oczywiście, okazała się sprytniejsza.Kiedygrozba szantażu obróciła się przeciwko niemu, biedny Walter musiałzadowolić się obietnicą ułamka wartości majątku.Tyle była gotowa zapłacić,by uratować jego dumę i skłonić go, by siedział cicho.I tak wyświadczała mułaskę.Pomimo sprzeciwu ze strony rodziców postanowił zrealizować swojeambicje i pójść własną drogą.Dawała mu sposobność, by mógł żyć tak, jakchce.W końcu dotarli do rezydencji Grońskich.Obserwowała w milczeniu, jak Anna, która siedziała naprzeciwolbrzymiego Szweda, wysiada, korzystając z pomocy karła, który odprowadziłją do drzwi.Nie odpowiedziała na pożegnanie ze strony Zofii i obu mężczyzn.Czy nie byłaby zdziwiona, gdyby dowiedziała się, że miała jednak rację iWalter był tego dnia w Zamku? Lecz Zofia wiedziała, że lepiej trzymać ich zdaleka od siebie.Siedziała naprzeciwko Szweda, mając u boku Rosjanina.Z jego drugiejstrony siedziała Charlotte.Skinęła głową księżnej, która przesiadła się namiejsce zajmowane przedtem przez Annę.Powóz zawrócił do miasta.- Och, zatrzymajmy się na chwilę przy fontannie na Rynku - powiedziałaZofia, gdy powóz zjechał z mostu i skierował się ku murom miejskim.- Ale jest już tak pózno - zaprotestowała Charlotte.Była zmęczona, niecowstawiona i bardzo chciała dostać się już do gospody, gdzie Rosjanin i jegotowarzysz wynajmowali pokoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nikt nie odezwał się przez pełną minutę.- Pójdę już, Anno - powiedział w końcu Jan - zanim przysporzę ci jeszczewięcej kłopotów.Skłonił się przed nią i odwrócił tak, że stał teraz plecami do Antoniego.- Wiadomość, wysłana do gospody Pod Głową Królowej, zawsze do mniedotrze - wyszeptał.Skinęła głową, jakby zrozumiała.Nie czas rozwiązywać zagadki.Miałazaledwie kilka sekund, aby utrwalić w pamięci jego obraz.Nie wiedziała, czyjeszcze kiedyś go zobaczy.Jan odwrócił się i zmuszając Zofię i Antoniego, by odsunęli się i przepuściligo, wyszedł z sali.Przez cały czas traktował Zofię tak, jakby jej w ogóle niebyło.- Anno, jak mogłaś - zaczęła kuzynka.- Nieważne! - zawołał Antoni.- Zostaw nas, Zofio!Anna zdawała sobie sprawą, że Antoni zechce dać upust gniewowi.Pozatym wstydził się, że został zmuszony, by spuścić z tonu.Zofia zaczęła coś mówić, lecz rozmyśliła się i odeszła.Antoni odwrócił siędo żony.- Twoja kuzynka skłoniła mnie, bym wrócił, spróbował cię przekonać.Iproszę, oto co zastałem!- Szkoda twoich słów, Antoni.- Być może to nie był wcale gwałt.Może wszystko odbyło się za obopólnązgodą.- Jesteś godny pogardy.Zapytaj Lutiszę, która pielęgnowała mnie po tym,co się wtedy wydarzyło.- Kim jest dla ciebie ten człowiek, Anno Mario?Anna z trudem oddychała.Gardło miała wyschnięte i ledwie mogła mówić.RS190- To mężczyzna, na którym kiedyś mi zależało.Wydaje się, że było to wiekitemu.- A teraz?Zastanawiała się przez chwilę.Oczywiście, kochała Jana, tęskniła za nim.Uczucie to było tak silne, że miała wrażenie, jakby kochali się już wpoprzednim życiu.Teraz jednak nie było na to nadziei.Zwilżyła wargi ispojrzała na męża.- Teraz, Antoni, jestem twoją żoną.Będę honorowała to zobowiązanie.Lecz nie myśl, że możesz postawić gorzelnię na ziemi, gdzie żył i umarł mójojciec.Nie wyobrażaj sobie też, że możesz mnie uderzyć.Widzę, że masz na towielką ochotę.Jeśli się ośmielisz, pożałujesz.- A co zrobisz, Anno Mario? Naślesz na mnie Stelnickiego?- Nie! Sama rozgrywam własne bitwy.- Więc będziesz walczyć sama ze sobą! Ja wyjeżdżam dziś wieczorem doPetersburga.- Wyjeżdżasz?- Och, nie ciesz się przedwcześnie, Anno.Widzę to w twoich oczach.Niepozbędziesz się mnie tak łatwo.Uśmiechnął się.- Los połączył nasze ścieżki, czyż nie?Patrzyła w milczeniu, jak mąż opuszcza salę.Po chwili opadła z wolna nakrzesło.Nagle uświadomiła sobie, że publiczność zdążyła już wrócić na miejsca.Odjak dawna siedzący w pobliżu goście tak się jej przyglądali?Usiadła, oszołomiona, z płonącą twarzą.Dzwięki skrzypiec znów wypełniłysalę.Cóż, wreszcie przemówiłam własnym głosem, pomyślała.Tylko za jakącenę?RS191Rozdział dwudziesty szósty.Powóz zaturkotał na drewnianym moście, łączącym Warszawę z Pragą.Zofia spojrzała na zamyśloną Annę.Zdziwiła ją siła niechęci, jaką odczuwaławobec kuzynki.Zabrała ją do Zamku w nagrodę za to, że ocaliła pamiętnikprzed żołnierzami króla.Co za okropny błąd popełniła! Lecz kto mógł przy-puścić, że Anna spotka tam Stelnickiego?Niełatwo było jej przekonać Antoniego, by został w Zamku i wrócił dożony.Zofia pragnęła, aby małżeństwo Anny przetrwało, nawet gdyby ambicjeAntoniego miały sprawić, że zostaliby magnatami, stojącymi na drabiniespołecznej wyżej niż ona.Nie życzyła kuzynce zle, naprawdę.Przeciwnie,lubiła ją.Niech sobie żyją szczęśliwie!Sama też miała nie lada ambicje.I dość ufności we własne siły, by jezrealizować.Lecz cała sztywniała na wspomnienie chwili, kiedy natknęła sięna Annę i Jana w Zamku.Mdlące, ze wszech miar nieprzyjemne uczucienadchodziło falami.Było zupełnie tak jak wtedy, gdy zobaczyła ich w lesie.Obraz wywoływał w jej duszy mroczne, nieznane emocje, które sprawiały, żestawała się zdolna do wszystkiego.Siedziała w powozie, nieświadoma upływu czasu i przebytej drogi.Próbowała uporządkować kotłujące się w niej uczucia.Choć trudno jej byłoprzyznać się do tego samej przed sobą, z powodu urażonej dumy nadalobwiniała kuzynkę za to, że ośmieliła się pokrzyżować jej plany.Jakiś czastemu doszła do wniosku, że skoro Anna wyszła za Grawlińskiego, ewentualnyzwiązek kuzynki ze Stelnickim pozostanie w sferze marzeń.Lecz teraz, gdyzobaczyła ich razem trzymających się za ręce, gwałtowne uczucia znowuodżyły.Czy była to zazdrość? Czyżby kochała Jana?Pragnęła go, to pewne.Z jakiegoś dziwnego powodu, gdy przekonała się,że jego zainteresowanie Anną wcale nie wygasło, zapragnęła go jeszczebardziej.A gdy zobaczyła, jak stawia czoło żałosnemu tchórzowi,Grawlińskiemu, rozpaliło to jej pożądanie do białości.Gdybym mogła go mieć chociaż raz, myślała, sprawić, żeby mi uległ,wystarczyłoby to, by mnie zadowolić.Stałby się wtedy niegodny Anny -zarówno w jej oczach, jak i we własnych.Oboje ulepieni byli z tej samejnudnej gliny honoru i godności.Dopóki kuzynka pozostawała w pobliżu, nie mogło być mowy o tym, byudało jej się uwieść Jana.Co gorsza, Anna i Jan mogli nawiązać romans.ZofiaRS192uświadomiła sobie, że nie doceniła odwagi Anny ani siły jej uczucia.Musi byćjakiś sposób, by się jej pozbyć.Uważała, że jest dość sprytna.Doskonale poradziła sobie z Walterem.Uśmiechnęła się, bardzo z siebie zadowolona.Była zdumiona, odkrywszy, żeWalter jest w Zamku.Obawiała się, że któregoś dnia pojawi się, oburzony tym,że pozbawiła go domu i majątku.Podejrzewała także, iż będzie próbowałszantażować ją tym, co zdarzyło się tamtej nocy na moczarach.Lecz czy niebył równie winny jak ona? Nie mógł jej oskarżyć, nie oskarżając jednocześniesiebie.Odparowywała każdy jego cios, gdyż, choć nie łączyły ich więzy krwi,byli ulepieni z tej samej gliny - ani trochę nienudnej.Uśmiechnęła się szerzej.Oczywiście, okazała się sprytniejsza.Kiedygrozba szantażu obróciła się przeciwko niemu, biedny Walter musiałzadowolić się obietnicą ułamka wartości majątku.Tyle była gotowa zapłacić,by uratować jego dumę i skłonić go, by siedział cicho.I tak wyświadczała mułaskę.Pomimo sprzeciwu ze strony rodziców postanowił zrealizować swojeambicje i pójść własną drogą.Dawała mu sposobność, by mógł żyć tak, jakchce.W końcu dotarli do rezydencji Grońskich.Obserwowała w milczeniu, jak Anna, która siedziała naprzeciwolbrzymiego Szweda, wysiada, korzystając z pomocy karła, który odprowadziłją do drzwi.Nie odpowiedziała na pożegnanie ze strony Zofii i obu mężczyzn.Czy nie byłaby zdziwiona, gdyby dowiedziała się, że miała jednak rację iWalter był tego dnia w Zamku? Lecz Zofia wiedziała, że lepiej trzymać ich zdaleka od siebie.Siedziała naprzeciwko Szweda, mając u boku Rosjanina.Z jego drugiejstrony siedziała Charlotte.Skinęła głową księżnej, która przesiadła się namiejsce zajmowane przedtem przez Annę.Powóz zawrócił do miasta.- Och, zatrzymajmy się na chwilę przy fontannie na Rynku - powiedziałaZofia, gdy powóz zjechał z mostu i skierował się ku murom miejskim.- Ale jest już tak pózno - zaprotestowała Charlotte.Była zmęczona, niecowstawiona i bardzo chciała dostać się już do gospody, gdzie Rosjanin i jegotowarzysz wynajmowali pokoje [ Pobierz całość w formacie PDF ]