[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobry Boże, właśnie bili jej kuzynkę! Zabijali ją! To wszystko jej wina!Nie powinna była zostawiać Enid samej w tym gniezdzie żmij! Nieobchodziło ich, że była niewinna, że nazywała się Belmont.Patrzyli nanią jak na kolejnego Camerona zasługującego na ich tortury.Oszalała Sabrina waliła pięściami w drzwi.Azy tryskały z jej oczu,zupełnie ją oślepiając.Gdy jej gardło zaschło od krzyku, wsadziła palce wusta i ssała własną krew, patrząc na nieustępliwe dębowe drewno.Morgan.Tylko Morgan mógł jej teraz pomóc.Uniosła spódnicę i pomknęła w dół schodów, wykrzykując imię męża.Płuca bolały ją od krzyku, jak gdyby miały zaraz wybuchnąć.Przebiegłaprzez korytarz i wpadła w wilgotną chmurę torfowego dymu inieumytych mężczyzn.Zmierdzieli zatęchłym potem i słodową whisky.Jej pusty żołądek skręcił się.Sabrina137przepychając się między nimi, wołała Morgana.Potknęła się.Jeden zmężczyzn zdążył złapać ją za ramię, chroniąc przed upadkiem.Wbił wnią swój wzrok i ukazał bezzębny uśmiech.- Och dziewczyno, Morgana tutaj nie ma.Ja ci nie wystarczę? WSabrinie zagotował się gniew, który wcześniej tak usilniepróbowała tłumić.Z zadziwiającą siłą wyrwała ramię z jego uścisku.Ignorując śmiechy i gwizdy zdołała przedrzeć się przez ich szeregi.Praktycznie ślinili się na widok rozhisteryzowanej Sabriny.Odetchnęła zulgą, gdy tylko udało jej się przedostać przez tę chmarę.Jednakże lękznów ją ogarnął, gdy tylko zdała sobie sprawę, że nie było tam ani śladuMorgana.Gwizdy i wycie nagle ustąpiły miejsca drwiącej ciszy.Sabrina czułaprzeszywający męski wzrok na swoich plecach potęgowany jeszczedrapieżnym rozbawianiem.Ten właśnie moment wybrała Alwyn naodłączenie się od grupy chichoczących kobiet.Wolnym krokiem zbliżyłasię do Sabriny i stanęła naprzeciw niej, patrząc jej głęboko w oczy.Jejusta wykrzywiły się w tryumfującym uśmiechu.- Co jest dziewczyno? Ja nigdy nie miałam problemu z zatrzymaniemMorgana w swoim łóżku.Sabrina nie zauważyła żelaznych drzwi na końcu hallu otwierającychsię za jej plecami.Widziała tylko spisek.Uśmiech Alwyn zniknął, gdy Sabrina zacisnęła pięści i pchnęła ją podścianę.Oczy wszystkich kobiet zwrócone były na Sabrinę Cameron, damę zkrwi i kości, która ściągnęła twarz Alwyn ku swojej i wypaliła:- Mam już dość twoich pyskówek, ty prostacka ladacznico! (idzie docholery jest mój mąż?Ledwie powstrzymujący się od śmiechu, silny, męski głos przerwałnagle pełną zdziwienia ciszę.- Odwróć się dziewczyno.Jest tuż za tobą.138Rozdział 11Morgan stał w drzwiach.Jego obecność można było wyczuć wnienaturalnym bezruchu hallu.Jego szkocki pled i włosy spowijał mglistycień.Na jego ustach malowała się kusząca obietnica uśmiechu.DlaSabriny był to najbardziej upragniony i oczekiwany widok.Przez jeden nieuchwytny moment wydawał się jej być tak drogocennyi znajomy jak przystojny i uparty chłopiec, którym niegdyś był.Jej sercewezbrało emocjami.Pozwoliwszy roztrzęsionej Alwyn zsunąć się po ścianie na podłogę,Sabrina podbiegła do niego i chwyciła jego dużą, ciepłą dłoń.Zacisnęłarękę na jego palcach tak mocno, jakby nigdy nie miała zamiaru ich puścić.Poczęła cedzić słowa w panicznym pośpiechu.- Musisz ze mną iść Morgan! Ktoś morduje Enid.Proszę! Pośpiesz się,nim będzie za pózno! - na widok zmieszania w jego oczach, porzuciła swądumę i przyłożyła jego dłoń do swoich ust, zdając sobie sprawę, żeupokarza się na oczach zgrai wilków, których nic nie ucieszyłoby bardziejniż zapach i smak jej ki wi.- Morgan! Błagam cię! Powiedz, że jejpomożesz.Zrobię wszystko.Naprawdę wszystko!Jego rzęsy przysłoniły blask jego lekko zdziwionych oczu.Potarł jejusta palcami, lekko je rozchylając i powiedział łagodnie:- Powiedziałbym, że to zaproszenie, którego nawet głupiec niemógłby odrzucić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dobry Boże, właśnie bili jej kuzynkę! Zabijali ją! To wszystko jej wina!Nie powinna była zostawiać Enid samej w tym gniezdzie żmij! Nieobchodziło ich, że była niewinna, że nazywała się Belmont.Patrzyli nanią jak na kolejnego Camerona zasługującego na ich tortury.Oszalała Sabrina waliła pięściami w drzwi.Azy tryskały z jej oczu,zupełnie ją oślepiając.Gdy jej gardło zaschło od krzyku, wsadziła palce wusta i ssała własną krew, patrząc na nieustępliwe dębowe drewno.Morgan.Tylko Morgan mógł jej teraz pomóc.Uniosła spódnicę i pomknęła w dół schodów, wykrzykując imię męża.Płuca bolały ją od krzyku, jak gdyby miały zaraz wybuchnąć.Przebiegłaprzez korytarz i wpadła w wilgotną chmurę torfowego dymu inieumytych mężczyzn.Zmierdzieli zatęchłym potem i słodową whisky.Jej pusty żołądek skręcił się.Sabrina137przepychając się między nimi, wołała Morgana.Potknęła się.Jeden zmężczyzn zdążył złapać ją za ramię, chroniąc przed upadkiem.Wbił wnią swój wzrok i ukazał bezzębny uśmiech.- Och dziewczyno, Morgana tutaj nie ma.Ja ci nie wystarczę? WSabrinie zagotował się gniew, który wcześniej tak usilniepróbowała tłumić.Z zadziwiającą siłą wyrwała ramię z jego uścisku.Ignorując śmiechy i gwizdy zdołała przedrzeć się przez ich szeregi.Praktycznie ślinili się na widok rozhisteryzowanej Sabriny.Odetchnęła zulgą, gdy tylko udało jej się przedostać przez tę chmarę.Jednakże lękznów ją ogarnął, gdy tylko zdała sobie sprawę, że nie było tam ani śladuMorgana.Gwizdy i wycie nagle ustąpiły miejsca drwiącej ciszy.Sabrina czułaprzeszywający męski wzrok na swoich plecach potęgowany jeszczedrapieżnym rozbawianiem.Ten właśnie moment wybrała Alwyn naodłączenie się od grupy chichoczących kobiet.Wolnym krokiem zbliżyłasię do Sabriny i stanęła naprzeciw niej, patrząc jej głęboko w oczy.Jejusta wykrzywiły się w tryumfującym uśmiechu.- Co jest dziewczyno? Ja nigdy nie miałam problemu z zatrzymaniemMorgana w swoim łóżku.Sabrina nie zauważyła żelaznych drzwi na końcu hallu otwierającychsię za jej plecami.Widziała tylko spisek.Uśmiech Alwyn zniknął, gdy Sabrina zacisnęła pięści i pchnęła ją podścianę.Oczy wszystkich kobiet zwrócone były na Sabrinę Cameron, damę zkrwi i kości, która ściągnęła twarz Alwyn ku swojej i wypaliła:- Mam już dość twoich pyskówek, ty prostacka ladacznico! (idzie docholery jest mój mąż?Ledwie powstrzymujący się od śmiechu, silny, męski głos przerwałnagle pełną zdziwienia ciszę.- Odwróć się dziewczyno.Jest tuż za tobą.138Rozdział 11Morgan stał w drzwiach.Jego obecność można było wyczuć wnienaturalnym bezruchu hallu.Jego szkocki pled i włosy spowijał mglistycień.Na jego ustach malowała się kusząca obietnica uśmiechu.DlaSabriny był to najbardziej upragniony i oczekiwany widok.Przez jeden nieuchwytny moment wydawał się jej być tak drogocennyi znajomy jak przystojny i uparty chłopiec, którym niegdyś był.Jej sercewezbrało emocjami.Pozwoliwszy roztrzęsionej Alwyn zsunąć się po ścianie na podłogę,Sabrina podbiegła do niego i chwyciła jego dużą, ciepłą dłoń.Zacisnęłarękę na jego palcach tak mocno, jakby nigdy nie miała zamiaru ich puścić.Poczęła cedzić słowa w panicznym pośpiechu.- Musisz ze mną iść Morgan! Ktoś morduje Enid.Proszę! Pośpiesz się,nim będzie za pózno! - na widok zmieszania w jego oczach, porzuciła swądumę i przyłożyła jego dłoń do swoich ust, zdając sobie sprawę, żeupokarza się na oczach zgrai wilków, których nic nie ucieszyłoby bardziejniż zapach i smak jej ki wi.- Morgan! Błagam cię! Powiedz, że jejpomożesz.Zrobię wszystko.Naprawdę wszystko!Jego rzęsy przysłoniły blask jego lekko zdziwionych oczu.Potarł jejusta palcami, lekko je rozchylając i powiedział łagodnie:- Powiedziałbym, że to zaproszenie, którego nawet głupiec niemógłby odrzucić [ Pobierz całość w formacie PDF ]