[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałam: Jacku MacChesney, czemu, do diabła ciężkiego, przestajeszakurat teraz? Nie jest ci dobrze?".- A on?- A on spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i odezwał się bardzo szczerze: Równa z ciebiebabka, Iva Lou.Ale ja nie jestem w tobie zakochany.A muszę być zakochany, żeby zrobić coświęcej".- Nie! - wrzeszczę.- Tak.Dokładnie tak powiedział.Zabawne, bo wcale mnie tym nie uraził.Nie czułamzażenowania, ani nic z tych rzeczy.Ale coś ci powiem: nie mogłam uwierzyć, że taki facet jeszczechodzi po ziemi.Nie od razu dałam za wygraną, ale on bardzo po dżentelmeńsku odrzucał moje zaloty,więc zapięłam stanik i pomyślałam: No, to koniec na dzisiaj".Sama nie wiem, chyba zaimponowałomi, że ma zasady.Nie chciałam, żeby łamał je dla mnie.Czułam do niego szacunek.Iva Lou wzrusza ramionami i czubkiem łyżeczki zbiera okruszki ciastka.- No i co ty na to? Wyobrażasz sobie coś podobnego?- Nie, to się nie mieści w głowie.Co innego mam odpowiedzieć?Przez chwilę siedzimy w milczeniu.Przypatruję się jej.Pochylona nad notatkami wygląda jakmała dziewczynka.Teraz widzę wyraznie, jaka była w dzieciństwie: ciekawa świata panienka o dużymapetycie.Co się stało z dziewczynką, którą ja kiedyś byłam? Dokąd odeszła?Kiedy miałam siedem lat, pani White zabrała naszą klasę na wycieczkę do Clinch Haven Farms.To dość wysoko w górach - pamiętam, jak się bałam w autokarze.Już na miejscu zachwycił mniekrajobraz: jasnozielone łąki ciągnęły się kilometrami niczym fałdy lukru, udekorowane kwiatami istadami krów, jak z obrazka na butelce z mlekiem.Pani White najpierw pokazała nam strumyk, którywił się wśród skał i wpadał do jeziorka.Zebrała nas na brzegu i tłumaczyła, skąd się bierze woda: żedeszcz spływa po zboczach, tworząc strugi, które łączą się ze sobą i zamieniają w rzeki.Pozwoliła nampić ze strumienia.Pokazała, jak uklęknąć i złożyć dłonie, żeby nie wzruszyć osadów z dna i nabraćczystej wody z powierzchni.Klęcząc, przyglądałam się kamieniom w przezroczystej strudze:szklistobrązowym i czarnym, jak stare guziki, które Mama trzymała w puszce po ciastkach w swojejszafce na przybory krawieckie.Potem wzdłuż strumienia poszliśmy do Buskers Farm.Pani Whiteopowiadała, że podróżnicy zawsze wędrują z prądem rzeki.Nawet teraz, kiedy się zgubię, dostarczającleki do domów w kotlinach, pamiętam, by kierować się linią wody, i zawsze znajduję drogę powrotnądo miasta.Z jakiegoś powodu ta prosta zasada utkwiła mi w pamięci do dziś, okazując się naderprzydatna.Buskers Farm wydała się nam olbrzymia: otwarte pole, stodoła i dom z wychodkiem.%7łartowaliśmy sobie z tego, chociaż niektóre z moich koleżanek wciąż korzystały z wychodków.RLTByłam z Niną Kaye Coughlin, moją najlepszą przyjaciółką.Miała proste, lśniąco rude włosy izadarty nosek pełen piegów.Kiedy się uśmiechała, jej przednie zęby pochylały się do wewnątrz,tworząc literę V", ale to wcale nie wyglądało najgorzej.Zwarte zęby oznaczają kogoś, kto ma dużo dopowiedzenia.W pewnej chwili szepnęłam do Niny, że powinnyśmy zajrzeć do stodoły.Oddzieliłyśmysię od grupy i poszłyśmy poszukać wejścia.Na polanie ujrzałyśmy wieprza: rozpięty na trzech długichsłupach, zwisał głową w dół, rozpruty od gardła po krocze.Dwóch robotników czyściło otwartą ranę,prawdopodobnie usuwali organy.Ręce mieli pełne maziowatych, sinoczerwonych wnętrzności.Pracowali bardzo skrupulatnie, odkładając poszczególne części na małą, czystą płachtę, naciągniętąsztywno na beczkę.Wieprz miał oczy szeroko otwarte, wzniesione ku niebu, niczym w modlitwie.Podnim wzbierała ciemnoczerwona kałuża: krew lała się obficie, żłobiąc w ziemi zagłębienie.Zamarłyśmy.Nina ściskała mnie za rękę tak mocno, że paznokciami orała mi skórę.W końcurobotnicy nas dostrzegli.W pierwszej chwili się zirytowali, ale widząc przerażenie w naszych oczach,złagodnieli.- Sprawiamy wieprza, dziewczynki - wyjaśnił jeden z nich.Nina Kaye wyglądała tak, jakby miała za chwilę zemdleć.Obie byłyśmy z miasta.Zwierzętagospodarskie oglądałyśmy na szkolnych wycieczkach i - znacznie pózniej - na letnich obozach.Opuściłyśmy krwawą scenę, przechodząc na drugą stronę stodoły.Nina płakała, ja ją pocieszałam. Nie boisz się?" - spytała. Nie możemy obie się bać" - odparłam.- Znowu to samo - mówi Iva Lou.- Zagubiona w przestworzach.- Przepraszam.- O czym myślałaś?- Jaka byłam kiedyś dzielna.Bullitt Park - szkolne boisko do gry w piłkę nożną, a zarazem park miejski - zazwyczaj spowijamgła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Powiedziałam: Jacku MacChesney, czemu, do diabła ciężkiego, przestajeszakurat teraz? Nie jest ci dobrze?".- A on?- A on spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i odezwał się bardzo szczerze: Równa z ciebiebabka, Iva Lou.Ale ja nie jestem w tobie zakochany.A muszę być zakochany, żeby zrobić coświęcej".- Nie! - wrzeszczę.- Tak.Dokładnie tak powiedział.Zabawne, bo wcale mnie tym nie uraził.Nie czułamzażenowania, ani nic z tych rzeczy.Ale coś ci powiem: nie mogłam uwierzyć, że taki facet jeszczechodzi po ziemi.Nie od razu dałam za wygraną, ale on bardzo po dżentelmeńsku odrzucał moje zaloty,więc zapięłam stanik i pomyślałam: No, to koniec na dzisiaj".Sama nie wiem, chyba zaimponowałomi, że ma zasady.Nie chciałam, żeby łamał je dla mnie.Czułam do niego szacunek.Iva Lou wzrusza ramionami i czubkiem łyżeczki zbiera okruszki ciastka.- No i co ty na to? Wyobrażasz sobie coś podobnego?- Nie, to się nie mieści w głowie.Co innego mam odpowiedzieć?Przez chwilę siedzimy w milczeniu.Przypatruję się jej.Pochylona nad notatkami wygląda jakmała dziewczynka.Teraz widzę wyraznie, jaka była w dzieciństwie: ciekawa świata panienka o dużymapetycie.Co się stało z dziewczynką, którą ja kiedyś byłam? Dokąd odeszła?Kiedy miałam siedem lat, pani White zabrała naszą klasę na wycieczkę do Clinch Haven Farms.To dość wysoko w górach - pamiętam, jak się bałam w autokarze.Już na miejscu zachwycił mniekrajobraz: jasnozielone łąki ciągnęły się kilometrami niczym fałdy lukru, udekorowane kwiatami istadami krów, jak z obrazka na butelce z mlekiem.Pani White najpierw pokazała nam strumyk, którywił się wśród skał i wpadał do jeziorka.Zebrała nas na brzegu i tłumaczyła, skąd się bierze woda: żedeszcz spływa po zboczach, tworząc strugi, które łączą się ze sobą i zamieniają w rzeki.Pozwoliła nampić ze strumienia.Pokazała, jak uklęknąć i złożyć dłonie, żeby nie wzruszyć osadów z dna i nabraćczystej wody z powierzchni.Klęcząc, przyglądałam się kamieniom w przezroczystej strudze:szklistobrązowym i czarnym, jak stare guziki, które Mama trzymała w puszce po ciastkach w swojejszafce na przybory krawieckie.Potem wzdłuż strumienia poszliśmy do Buskers Farm.Pani Whiteopowiadała, że podróżnicy zawsze wędrują z prądem rzeki.Nawet teraz, kiedy się zgubię, dostarczającleki do domów w kotlinach, pamiętam, by kierować się linią wody, i zawsze znajduję drogę powrotnądo miasta.Z jakiegoś powodu ta prosta zasada utkwiła mi w pamięci do dziś, okazując się naderprzydatna.Buskers Farm wydała się nam olbrzymia: otwarte pole, stodoła i dom z wychodkiem.%7łartowaliśmy sobie z tego, chociaż niektóre z moich koleżanek wciąż korzystały z wychodków.RLTByłam z Niną Kaye Coughlin, moją najlepszą przyjaciółką.Miała proste, lśniąco rude włosy izadarty nosek pełen piegów.Kiedy się uśmiechała, jej przednie zęby pochylały się do wewnątrz,tworząc literę V", ale to wcale nie wyglądało najgorzej.Zwarte zęby oznaczają kogoś, kto ma dużo dopowiedzenia.W pewnej chwili szepnęłam do Niny, że powinnyśmy zajrzeć do stodoły.Oddzieliłyśmysię od grupy i poszłyśmy poszukać wejścia.Na polanie ujrzałyśmy wieprza: rozpięty na trzech długichsłupach, zwisał głową w dół, rozpruty od gardła po krocze.Dwóch robotników czyściło otwartą ranę,prawdopodobnie usuwali organy.Ręce mieli pełne maziowatych, sinoczerwonych wnętrzności.Pracowali bardzo skrupulatnie, odkładając poszczególne części na małą, czystą płachtę, naciągniętąsztywno na beczkę.Wieprz miał oczy szeroko otwarte, wzniesione ku niebu, niczym w modlitwie.Podnim wzbierała ciemnoczerwona kałuża: krew lała się obficie, żłobiąc w ziemi zagłębienie.Zamarłyśmy.Nina ściskała mnie za rękę tak mocno, że paznokciami orała mi skórę.W końcurobotnicy nas dostrzegli.W pierwszej chwili się zirytowali, ale widząc przerażenie w naszych oczach,złagodnieli.- Sprawiamy wieprza, dziewczynki - wyjaśnił jeden z nich.Nina Kaye wyglądała tak, jakby miała za chwilę zemdleć.Obie byłyśmy z miasta.Zwierzętagospodarskie oglądałyśmy na szkolnych wycieczkach i - znacznie pózniej - na letnich obozach.Opuściłyśmy krwawą scenę, przechodząc na drugą stronę stodoły.Nina płakała, ja ją pocieszałam. Nie boisz się?" - spytała. Nie możemy obie się bać" - odparłam.- Znowu to samo - mówi Iva Lou.- Zagubiona w przestworzach.- Przepraszam.- O czym myślałaś?- Jaka byłam kiedyś dzielna.Bullitt Park - szkolne boisko do gry w piłkę nożną, a zarazem park miejski - zazwyczaj spowijamgła [ Pobierz całość w formacie PDF ]