[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Osprzęt też był wzupełnie dobrym stanie.W ogóle to Mierosławski wolałby mieć bryg lub brygantynę,ine Adam był symbolem Wiosny Ludów, która tu kojarzyła się nie tylko z obaleniemdynastii Burbonów i zmianą nazwy wyspy, ale i ze zniesieniem niewolnictwa, pod- ale zdawał sobie sprawę, że dwa potężne gaflowe żagle i bryfok jego szkunera będądużo prostsze w obsłudze, pozwolą na łatwiejsze manewrowanie i ostrzejszą żeglugęstawy dobrobytu plantatorów.na wiatr.Z żywymi nie znalazł wspólnego języka, ba, próbowali mu nawet odebraćTymczasem na Moją Polskę zaokrętowała się załoga.Czas było ruszać,zmarłą napis na wspaniałym granitowym pomniku głosił wszem, że spoczywa tuRozalia Cayeux.Podobno nikt nie był pewien, jak należy napisać jego trudne nazwi- zwłaszcza, że kończył się zimowy monsun.Ruszać, ale dokąd? Z czym i po co? TegoMierosławski naprawdę nie wiedział.Majątku zdobywać nie chciał ani nie potrzebo-sko&wał.Ponieważ jednak Giguel wmawiał mu, że powinien płynąć, że musi coś robić,Po tygodniu pobytu zabrał swój kuferek z dworu Cayeux.Po drodze do portuwstąpił jeszcze na cmentarz i na błyszczącym granicie nagrobnej płyty Rozalii poło- zdecydował się na ładunek cukru na Wyspy Kokosowe.Potem z koprą popłynął do Singapuru.Z Singapuru Moja Polska poszła zżył garść suchych wrzosów, które przysłała mu z Polski jego siostra Ksawera.Godzi-nę pózniej był już na morzu, a po trzech dniach odszukał Giguela w Port Louis.Gigu- drewnem sandałowym do Manili, a stamtąd z linami manilowymi do Batawii.Powyjściu z Batawii kapitan wziął kurs w labirynt Wysp Sundajskich.Odwiedził dzie-el przywitał go jakby się dopiero wczoraj rozstali.siątki wysp, zatok, kotwicowisk.Handlował wszystkim czym się dało i ze wszystki- Wróciłeś do nas kapitanie, to dobrze.Mam tu coś dla ciebie.Wyjrzyj przezmi, którzy chcieli handlować.Stopniowo wciągał go hazard żeglugi na tych najtrud- Rwą kotwicę! Sztafok idzie w górę.O Boże, żeby tylko szkwał teraz nie przyszedł!niejszych chyba w świecie wodach, utarczki z piratami, wymykanie się holenderskim Już! Już płyną! Czy zmieszczą się w gardle? Może ni rzuci ich na skały.korwetom.Nigdy jeszcze tak różnorodne towary nie zapełniały ładowni Mojej Pol- Tłum biegł wzdłuż brzegu ku Fortowi Bednarzy. Moja Polska leżąc prawieski.Czego tam nie było: korzenie, perły, wódka ryżowa, kopra, a nawet malajskie na burcie rwała półwiatrem w bryzgach piany ku wyjściu.kirsy.Po trzech miesiącach żeglugi od wyspy do wyspy żagle szkunera zaczęły jed- Trzymaj na nawietrzną, na Fort Bednarzy, prawiej gamoniu ryczał Mie-nak się rozsypywać.Trzeba było wracać do cywilizacji.Le Capitaine Adam zdecy- rosławski.dował się na Mauritius i przy końcu pazdziernika rzucił kotwicę w Port Louis.Tłum zastygł w milczeniu, na ich oczach rozgrywał się pojedynek.Prąd spy-Wieczorem, 3 listopada, niebo zaciągnęła biaława mgiełka, wiatr przycichł, chał szkuner na skały Białego Fortu, ale coraz bliżej było wyjście.Jeszcze trzydzieściprzyszła martwa fala.Zachodzące słońce ubarwiło morze i ziemię na trupio żółto.W metrów, dwadzieścia, dziesięć& Ludziom wydawało się, że pióropusze piany napowietrzu czuło się coś dziwnego, groznego. Idzie cyklon półgłosem mówili skałach strzelają tuż za burtą.przerażeni ludzie w porcie, na uliczkach, w sklepach.Na statkach wywożono dodat- Przeszli!!! Przeszli!!! Sacrebleu! Ale diabły wcielone krzyczał tłum.kowe kotwice, opuszczano stengi i reje.W miasteczku umacniano dachy, opatrywano Na pokładzie Małej Polski też z niejednej piersi wyrwało się westchnienieokiennice i okna.Rano północną ćwiartkę horyzontu wypełnił wał potężnych chmur.ulgi.Statek teraz ciężko pracował na olbrzymiej oceanicznej fali.Wspinał się na stokiJak harcownicy nacierającej armii odrywały się od niego pojedyncze chmury i ciągnę- potężnych pagórków, gdzie wichura zatykała dech w piersi, a potem walił na dnoły na wyspę, głusząc wyciem wichru i szumem deszczu huk przyboju.Kilka domów parowów, gdzie żagle pozbawione wiatru łopotały bezsilnie.było już bez dachów, na rynku wichura zwaliła wiekowe drzewo mangowe.Wrak pinasy można było dostrzec tylko od czasu do czasu, gdy razem zeMierosławski i Giguel wykorzystując przerwę między szkwałami, wybrali szkunerem trafiał na grzbiety fal.Był coraz bliżej, jak cielsko martwego wielorybasię do Fortu Bednarzy, zamykającego od wschodu wejście do zatoki Port Louis.W przewalał się na falach.Mistrzostwo Mierosławskiego i jego szaleńcza odwaga obja-gardle między Fortem Bednarzy a Białym Fortem huczała kipiel przyboju.W porcie wiły się dopiero teraz.Sam stanął do steru, o powodzeniu akcji miały bowiem decy-las masztów chwiał się jak trzciny na wietrze.Gdy przyjaciele po przejściu kolejnego dować centymetry.Nie było innej szansy ratunku, jak tylko przejść tak blisko poszkwału weszli na jeden z blanków, na morzu pokazał się zza ściany ulewy ciemny napowietrznej pinasy, aby jej załoga mogła przeskoczyć na szkuner.Co więcej, nale-punkcik.Le Capitaine Adam sięgnął po lunetę.Długo patrzył ukryty za załomem żało to zrobić natychmiast po przejściu grzbietu fali.muru.Odległość do wraku malała w oczach, widać było jak na pokładzie ludzie Rybacka pinasa powiedział. Poszły im maszty.wczepieni w szczątki czegoś, co było masztami, nadburciem czekali gotowi do skoku. No to koniec z nimi szepnął Giguel.Z szumem wodospadu nadbiegł grzbiet fali.Potężne uderzenie wichury położyło Zobaczymy& statek na burtę.Przenikliwy świst wiatru, jęk olinowania i huk morza zagłuszał słowa.Po pięciu minutach Mierosławski był na pokładzie swego szkunera.Zawietrzna burta schowała się na chwilę w kipieli, gdy nadburcie wynurzyło się z Poruczniku! Załoga na pokład! Przygotować do stawiania sztafok i naj- wody, dziób Mojej Polski był na wysokości rufy pinasy.Czy tylko rybacki statekmocniejszy jaki pan ma bezan.Na bezanie trzy refy.nie wlecze za sobą masztów? Nie, rybacy dawno już odrąbali liny.Statki przesuwają Nie rozumiem& Kapitanie& Jak to& się obok siebie.Powoli, strasznie powoli, ułamki sekund znaczą wieczność [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Osprzęt też był wzupełnie dobrym stanie.W ogóle to Mierosławski wolałby mieć bryg lub brygantynę,ine Adam był symbolem Wiosny Ludów, która tu kojarzyła się nie tylko z obaleniemdynastii Burbonów i zmianą nazwy wyspy, ale i ze zniesieniem niewolnictwa, pod- ale zdawał sobie sprawę, że dwa potężne gaflowe żagle i bryfok jego szkunera będądużo prostsze w obsłudze, pozwolą na łatwiejsze manewrowanie i ostrzejszą żeglugęstawy dobrobytu plantatorów.na wiatr.Z żywymi nie znalazł wspólnego języka, ba, próbowali mu nawet odebraćTymczasem na Moją Polskę zaokrętowała się załoga.Czas było ruszać,zmarłą napis na wspaniałym granitowym pomniku głosił wszem, że spoczywa tuRozalia Cayeux.Podobno nikt nie był pewien, jak należy napisać jego trudne nazwi- zwłaszcza, że kończył się zimowy monsun.Ruszać, ale dokąd? Z czym i po co? TegoMierosławski naprawdę nie wiedział.Majątku zdobywać nie chciał ani nie potrzebo-sko&wał.Ponieważ jednak Giguel wmawiał mu, że powinien płynąć, że musi coś robić,Po tygodniu pobytu zabrał swój kuferek z dworu Cayeux.Po drodze do portuwstąpił jeszcze na cmentarz i na błyszczącym granicie nagrobnej płyty Rozalii poło- zdecydował się na ładunek cukru na Wyspy Kokosowe.Potem z koprą popłynął do Singapuru.Z Singapuru Moja Polska poszła zżył garść suchych wrzosów, które przysłała mu z Polski jego siostra Ksawera.Godzi-nę pózniej był już na morzu, a po trzech dniach odszukał Giguela w Port Louis.Gigu- drewnem sandałowym do Manili, a stamtąd z linami manilowymi do Batawii.Powyjściu z Batawii kapitan wziął kurs w labirynt Wysp Sundajskich.Odwiedził dzie-el przywitał go jakby się dopiero wczoraj rozstali.siątki wysp, zatok, kotwicowisk.Handlował wszystkim czym się dało i ze wszystki- Wróciłeś do nas kapitanie, to dobrze.Mam tu coś dla ciebie.Wyjrzyj przezmi, którzy chcieli handlować.Stopniowo wciągał go hazard żeglugi na tych najtrud- Rwą kotwicę! Sztafok idzie w górę.O Boże, żeby tylko szkwał teraz nie przyszedł!niejszych chyba w świecie wodach, utarczki z piratami, wymykanie się holenderskim Już! Już płyną! Czy zmieszczą się w gardle? Może ni rzuci ich na skały.korwetom.Nigdy jeszcze tak różnorodne towary nie zapełniały ładowni Mojej Pol- Tłum biegł wzdłuż brzegu ku Fortowi Bednarzy. Moja Polska leżąc prawieski.Czego tam nie było: korzenie, perły, wódka ryżowa, kopra, a nawet malajskie na burcie rwała półwiatrem w bryzgach piany ku wyjściu.kirsy.Po trzech miesiącach żeglugi od wyspy do wyspy żagle szkunera zaczęły jed- Trzymaj na nawietrzną, na Fort Bednarzy, prawiej gamoniu ryczał Mie-nak się rozsypywać.Trzeba było wracać do cywilizacji.Le Capitaine Adam zdecy- rosławski.dował się na Mauritius i przy końcu pazdziernika rzucił kotwicę w Port Louis.Tłum zastygł w milczeniu, na ich oczach rozgrywał się pojedynek.Prąd spy-Wieczorem, 3 listopada, niebo zaciągnęła biaława mgiełka, wiatr przycichł, chał szkuner na skały Białego Fortu, ale coraz bliżej było wyjście.Jeszcze trzydzieściprzyszła martwa fala.Zachodzące słońce ubarwiło morze i ziemię na trupio żółto.W metrów, dwadzieścia, dziesięć& Ludziom wydawało się, że pióropusze piany napowietrzu czuło się coś dziwnego, groznego. Idzie cyklon półgłosem mówili skałach strzelają tuż za burtą.przerażeni ludzie w porcie, na uliczkach, w sklepach.Na statkach wywożono dodat- Przeszli!!! Przeszli!!! Sacrebleu! Ale diabły wcielone krzyczał tłum.kowe kotwice, opuszczano stengi i reje.W miasteczku umacniano dachy, opatrywano Na pokładzie Małej Polski też z niejednej piersi wyrwało się westchnienieokiennice i okna.Rano północną ćwiartkę horyzontu wypełnił wał potężnych chmur.ulgi.Statek teraz ciężko pracował na olbrzymiej oceanicznej fali.Wspinał się na stokiJak harcownicy nacierającej armii odrywały się od niego pojedyncze chmury i ciągnę- potężnych pagórków, gdzie wichura zatykała dech w piersi, a potem walił na dnoły na wyspę, głusząc wyciem wichru i szumem deszczu huk przyboju.Kilka domów parowów, gdzie żagle pozbawione wiatru łopotały bezsilnie.było już bez dachów, na rynku wichura zwaliła wiekowe drzewo mangowe.Wrak pinasy można było dostrzec tylko od czasu do czasu, gdy razem zeMierosławski i Giguel wykorzystując przerwę między szkwałami, wybrali szkunerem trafiał na grzbiety fal.Był coraz bliżej, jak cielsko martwego wielorybasię do Fortu Bednarzy, zamykającego od wschodu wejście do zatoki Port Louis.W przewalał się na falach.Mistrzostwo Mierosławskiego i jego szaleńcza odwaga obja-gardle między Fortem Bednarzy a Białym Fortem huczała kipiel przyboju.W porcie wiły się dopiero teraz.Sam stanął do steru, o powodzeniu akcji miały bowiem decy-las masztów chwiał się jak trzciny na wietrze.Gdy przyjaciele po przejściu kolejnego dować centymetry.Nie było innej szansy ratunku, jak tylko przejść tak blisko poszkwału weszli na jeden z blanków, na morzu pokazał się zza ściany ulewy ciemny napowietrznej pinasy, aby jej załoga mogła przeskoczyć na szkuner.Co więcej, nale-punkcik.Le Capitaine Adam sięgnął po lunetę.Długo patrzył ukryty za załomem żało to zrobić natychmiast po przejściu grzbietu fali.muru.Odległość do wraku malała w oczach, widać było jak na pokładzie ludzie Rybacka pinasa powiedział. Poszły im maszty.wczepieni w szczątki czegoś, co było masztami, nadburciem czekali gotowi do skoku. No to koniec z nimi szepnął Giguel.Z szumem wodospadu nadbiegł grzbiet fali.Potężne uderzenie wichury położyło Zobaczymy& statek na burtę.Przenikliwy świst wiatru, jęk olinowania i huk morza zagłuszał słowa.Po pięciu minutach Mierosławski był na pokładzie swego szkunera.Zawietrzna burta schowała się na chwilę w kipieli, gdy nadburcie wynurzyło się z Poruczniku! Załoga na pokład! Przygotować do stawiania sztafok i naj- wody, dziób Mojej Polski był na wysokości rufy pinasy.Czy tylko rybacki statekmocniejszy jaki pan ma bezan.Na bezanie trzy refy.nie wlecze za sobą masztów? Nie, rybacy dawno już odrąbali liny.Statki przesuwają Nie rozumiem& Kapitanie& Jak to& się obok siebie.Powoli, strasznie powoli, ułamki sekund znaczą wieczność [ Pobierz całość w formacie PDF ]