[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od tej chwili nie interesuje pana nikt z Nadaszyna aniz okolicy.Zabraniam dalej zajmować się tą sprawą.I szczerzeradzę, teraz już jak ojciec, żeby pan się tu nie pojawiał.Ani wNadaszynie, ani w Ruścu, ani tym bardziej w Piastowie.Wracajpan do swojej pracy, pisz pan swoje sensacyjne artykuły, ale nieo Ziętarskim ani też o tej ostatniej sprawie.I radzę też, żeby prze-stał się pan na razie kontaktować z Bąkowskim i Ziętarską.Niejest wykluczone, że ktoś pana dobrze pilnuje.A kiedy się ten ktośzorientuje, że wie pan tyle co i Bąkowski, to wtedy może byćbardzo zle.Po co to panu? No, niech pan tak na zdrowy rozum tosobie przemyśli.Kontakt z tym pańskim Chrystusem myprzejmiemy.Jasna sprawa?172.Grzegorz już wiedział, że zabawa się skończyła.Najbardziejzaskoczyło go przypuszczenie Trzaski, że ktoś go może pilnieobserwować.Poczuł ciarki na plecach.- Wie pan co? Najlepiej by było, gdyby mnie pan zamknął, aprzy celi postawił pluton milicji.Wtedy by miał pan stuprocentowągwarancję, że nikt mnie nie ukatrupi i że w niczym już panu nieprzeszkodzę - zażartował dość blado, bo i wcale nie czuł się pewnie.- O, widzę, że już zaczyna pan myśleć.- Trzaska uśmiechnąłsię po raz pierwszy tego dnia.- Gdybym mógł, to z czystym su-mieniem bym zamknął, w pojedynce w dodatku.Ale jak już obajwiemy, o co chodzi, to przecież pan sam się może zamknąć.Na-prawdę, szczerze radzę, niech pan na siebie uważa.Niech panwraca do pracy, swoje robi, zapomni o wszystkim, a wtedy prze-stanie pan być dla nich, czy też dla niego, niewygodny.A terazradzę iść od razu na przystanek PKS-u i w żadne rozmowy tu sięz nikim nie wdawać.- Muszę jeszcze pójść do szpitala - bąknął niepewnie Grze-gorz.- A po jakiego diabła?- Potrzebne jest mi zaświadczenie ze szpitala.Od trzech ty-godni mam zwolnienie lekarskie.- Z powodu tej ręki? - zdziwił się Trzaska, któremu gips, wdodatku na lewej ręce, na pewno by w pracy nie przeszkadzał.- Nogę też miałem w gipsie - tłumaczył się Grzegorz.- A z tąręką nie jest wcale tak dobrze.W naszym zawodzie trzeba miećnie tylko tu - Grzegorz popukał się w głowę - ale także i końskiezdrowie.Myśli pan, że z taką ręką łatwo by mi było jezdzić poróżnych zadupiach?Trzaska już nie słuchał, wyraznie się spieszył.- Niech pan idzie do szpitala, ale jak się coś panu głupio wy-rwie, to ja naprawdę zagwarantuję szanownemu redaktorowi wie-lomiesięczny odpoczynek u siebie.173Grzegorz wstał z ulgą.Już wychodząc zapytał o sprawę sanda-łów.- Przestańcie się wreszcie martwić o naszą robotę - prychnąłzniecierpliwiony kapitan.- I niech pan pamięta, ze szpitala prostona przystanek i do Warszawy.Szedł do szpitala z bijącym sercem.Nie spieszył się, chciał siępo drodze rozluznić, uspokoić.Zymsowa nie wdawała się w dłuższą rozmowę.Była chybabardzo zmęczona albo czymś przybita.Wypisała zaświadczeniesama, zwalniając Grzegorza od pracy do dwudziestego sierpnia,poprosiła o przekazanie pozdrowień temu śmiesznemu rudziel-cowi (prawdopodobnie nie wiedziała o wypadku) i poszła doswojej roboty.Grzegorz, wychodząc z gabinetu, zobaczył młodego Wydrę.Siedział on na tarasie przy końcu długiego korytarza i chyba sięopalał.Grzegorz zawahał się, przypomniał sobie jednak wściekłe-go Trzaskę i skręcił ku wyjściu.Po dwóch krokach zatrzymał się,znów się zawahał.i po kilku sekundach stał już przed Wydrą.Pielęgniarz rzeczywiście opalał się.Gdy wyczuł obecnośćGrzegorza, otworzył oczy, spojrzał leniwie na dziennikarza iznowu wystawił twarz do słońca.- Dzień dobry, panie Wydra - Grzegorz czuł, że mówi jakbyobcym głosem.Pielęgniarz kiwnął tylko głową.- Wyjeżdżam już stąd.Wydra milczał dalej.- Nie udał mi się urlop w Nadaszynie, ale to nic, odbiję so-bie.Za kilka dni jadę do Paryża.%7ładnej reakcji.Co za głupoty wygaduję - myślał gorączkowo Grzegorz.Po coz tym Paryżem wyjechałem? Jak tego cholernego mruka rozru-szać? O co by zahaczyć?- Słyszałem o tym nieszczęściu - zaryzykował, ale Wydra174nawet nie drgnął.- Wie pan coś o swoim bracie? To on rzeczywi-ście tak urządził swoją żonę?Wydra otworzył oczy.- Ja z tym sukinsynem nie trzymam i jak go powieszą, to napewno nie będę płakać.- Ale ludzie mówią, że to jeszcze wcale nie wiadomo.Milicjapodobno szuka kelnera, tego, no jak mu tam?Wydra tylko mruknął:- Nie moja to sprawa.Nie da rady z tym osiłkiem - pomyślał zniechęcony bezsku-tecznymi zabiegami Grzegorz.A że Wydra znowu zamknął oczy,doszedł do wniosku, że pozostało mu już tylko albo spytaćwprost, albo natychmiast stąd pójść.- No to do widzenia panu.Znowu tylko kiwnięcie głową.- Mam jeszcze jedno pytanie - Grzegorz poczuł, że serce za-czyna włazić mu do gardła.Wydra niechętnie otworzył oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Od tej chwili nie interesuje pana nikt z Nadaszyna aniz okolicy.Zabraniam dalej zajmować się tą sprawą.I szczerzeradzę, teraz już jak ojciec, żeby pan się tu nie pojawiał.Ani wNadaszynie, ani w Ruścu, ani tym bardziej w Piastowie.Wracajpan do swojej pracy, pisz pan swoje sensacyjne artykuły, ale nieo Ziętarskim ani też o tej ostatniej sprawie.I radzę też, żeby prze-stał się pan na razie kontaktować z Bąkowskim i Ziętarską.Niejest wykluczone, że ktoś pana dobrze pilnuje.A kiedy się ten ktośzorientuje, że wie pan tyle co i Bąkowski, to wtedy może byćbardzo zle.Po co to panu? No, niech pan tak na zdrowy rozum tosobie przemyśli.Kontakt z tym pańskim Chrystusem myprzejmiemy.Jasna sprawa?172.Grzegorz już wiedział, że zabawa się skończyła.Najbardziejzaskoczyło go przypuszczenie Trzaski, że ktoś go może pilnieobserwować.Poczuł ciarki na plecach.- Wie pan co? Najlepiej by było, gdyby mnie pan zamknął, aprzy celi postawił pluton milicji.Wtedy by miał pan stuprocentowągwarancję, że nikt mnie nie ukatrupi i że w niczym już panu nieprzeszkodzę - zażartował dość blado, bo i wcale nie czuł się pewnie.- O, widzę, że już zaczyna pan myśleć.- Trzaska uśmiechnąłsię po raz pierwszy tego dnia.- Gdybym mógł, to z czystym su-mieniem bym zamknął, w pojedynce w dodatku.Ale jak już obajwiemy, o co chodzi, to przecież pan sam się może zamknąć.Na-prawdę, szczerze radzę, niech pan na siebie uważa.Niech panwraca do pracy, swoje robi, zapomni o wszystkim, a wtedy prze-stanie pan być dla nich, czy też dla niego, niewygodny.A terazradzę iść od razu na przystanek PKS-u i w żadne rozmowy tu sięz nikim nie wdawać.- Muszę jeszcze pójść do szpitala - bąknął niepewnie Grze-gorz.- A po jakiego diabła?- Potrzebne jest mi zaświadczenie ze szpitala.Od trzech ty-godni mam zwolnienie lekarskie.- Z powodu tej ręki? - zdziwił się Trzaska, któremu gips, wdodatku na lewej ręce, na pewno by w pracy nie przeszkadzał.- Nogę też miałem w gipsie - tłumaczył się Grzegorz.- A z tąręką nie jest wcale tak dobrze.W naszym zawodzie trzeba miećnie tylko tu - Grzegorz popukał się w głowę - ale także i końskiezdrowie.Myśli pan, że z taką ręką łatwo by mi było jezdzić poróżnych zadupiach?Trzaska już nie słuchał, wyraznie się spieszył.- Niech pan idzie do szpitala, ale jak się coś panu głupio wy-rwie, to ja naprawdę zagwarantuję szanownemu redaktorowi wie-lomiesięczny odpoczynek u siebie.173Grzegorz wstał z ulgą.Już wychodząc zapytał o sprawę sanda-łów.- Przestańcie się wreszcie martwić o naszą robotę - prychnąłzniecierpliwiony kapitan.- I niech pan pamięta, ze szpitala prostona przystanek i do Warszawy.Szedł do szpitala z bijącym sercem.Nie spieszył się, chciał siępo drodze rozluznić, uspokoić.Zymsowa nie wdawała się w dłuższą rozmowę.Była chybabardzo zmęczona albo czymś przybita.Wypisała zaświadczeniesama, zwalniając Grzegorza od pracy do dwudziestego sierpnia,poprosiła o przekazanie pozdrowień temu śmiesznemu rudziel-cowi (prawdopodobnie nie wiedziała o wypadku) i poszła doswojej roboty.Grzegorz, wychodząc z gabinetu, zobaczył młodego Wydrę.Siedział on na tarasie przy końcu długiego korytarza i chyba sięopalał.Grzegorz zawahał się, przypomniał sobie jednak wściekłe-go Trzaskę i skręcił ku wyjściu.Po dwóch krokach zatrzymał się,znów się zawahał.i po kilku sekundach stał już przed Wydrą.Pielęgniarz rzeczywiście opalał się.Gdy wyczuł obecnośćGrzegorza, otworzył oczy, spojrzał leniwie na dziennikarza iznowu wystawił twarz do słońca.- Dzień dobry, panie Wydra - Grzegorz czuł, że mówi jakbyobcym głosem.Pielęgniarz kiwnął tylko głową.- Wyjeżdżam już stąd.Wydra milczał dalej.- Nie udał mi się urlop w Nadaszynie, ale to nic, odbiję so-bie.Za kilka dni jadę do Paryża.%7ładnej reakcji.Co za głupoty wygaduję - myślał gorączkowo Grzegorz.Po coz tym Paryżem wyjechałem? Jak tego cholernego mruka rozru-szać? O co by zahaczyć?- Słyszałem o tym nieszczęściu - zaryzykował, ale Wydra174nawet nie drgnął.- Wie pan coś o swoim bracie? To on rzeczywi-ście tak urządził swoją żonę?Wydra otworzył oczy.- Ja z tym sukinsynem nie trzymam i jak go powieszą, to napewno nie będę płakać.- Ale ludzie mówią, że to jeszcze wcale nie wiadomo.Milicjapodobno szuka kelnera, tego, no jak mu tam?Wydra tylko mruknął:- Nie moja to sprawa.Nie da rady z tym osiłkiem - pomyślał zniechęcony bezsku-tecznymi zabiegami Grzegorz.A że Wydra znowu zamknął oczy,doszedł do wniosku, że pozostało mu już tylko albo spytaćwprost, albo natychmiast stąd pójść.- No to do widzenia panu.Znowu tylko kiwnięcie głową.- Mam jeszcze jedno pytanie - Grzegorz poczuł, że serce za-czyna włazić mu do gardła.Wydra niechętnie otworzył oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]