[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paquita, kuzynka Jovera, która zaofiarowaÅ‚a siÄ™ mnÄ… zajÄ…Ä™, byÅ‚a kobietÄ… wnieokreÅ›lonym wieku, bardzo brzydkÄ… i bardzo tÄ™gÄ….ProwadziÅ‚a niewielki zieleniak nabazarze na placu Carmen, w samym centrum Madrytu, ijakoÅ› radziÅ‚a sobie sama, a musiaÅ‚atym zarobić na utrzymanie czworga dzieci, z których najstarsze miaÅ‚o dopiero siedem lat.Przez caÅ‚y dzieÅ„ trzymaÅ‚a je pod kluczem w swoim nÄ™dznym mieszkanku, jednopokojowejklitce z piecykiem do ogrzewania i gotowania.O ich ojcu nic nie wiedziaÅ‚em: może umarÅ‚,może zwiaÅ‚, może byÅ‚ uwiÄ™zionym anarchistÄ…, a może wrÄ™cz byÅ‚o kilku takich, co przyczynilisiÄ™ do przyjÅ›cia licznego potomstwa na Å›wiat.Dzieci bowiem, choć wszystkie w dośćpodobnym wieku, bardzo różniÅ‚y siÄ™ fizycznie: jedno ciemnowÅ‚ose, drugie rude, trzecie miaÅ‚oza dÅ‚ugi nos.Nigdy nie oÅ›mieliÅ‚em siÄ™ o nic pytać Paquity: strach mnie oblatywaÅ‚, bo zawszebyÅ‚a w zÅ‚ym humorze, oschÅ‚a, szorstka, a milczaÅ‚a jak gÅ‚az.PracowaÅ‚a caÅ‚ymi dniami doupadÅ‚ego i podejrzewam, że w ogóle nie miaÅ‚a specjalnych powodów do radoÅ›ci.Swoimiwielkimi jak bochny chleba dÅ‚oÅ„mi potrafiÅ‚a rozÅ‚upać na pół jabÅ‚ko; nigdy wiÄ™cej w życiu nie widziaÅ‚em, by ktoÅ› to robiÅ‚.Owo przepoÅ‚awianie jabÅ‚ek na pokaz byÅ‚o jej jedynÄ… sÅ‚aboÅ›ciÄ…,jedynÄ… rozkoszÄ…, na jakÄ… mogÅ‚a sobie pozwolić.Raz po raz prosili jÄ… o taki wystÄ™p chÅ‚opcy zsÄ…siedztwa albo klienci, a czasami też i ktoÅ› obcy, zwabiony opowieÅ›ciami o nadzwyczajnejmocy kramarki.Zawsze kazaÅ‚a siÄ™ prosić, potrzÄ…sajÄ…c gniewnie gÅ‚owÄ…:  Paradne! Paradne!Nie mam teraz czasu! Nie mam teraz czasu!.W koÅ„cu braÅ‚a jednak jabÅ‚ko do rÄ™ki, ze dwa, trzy razy obracaÅ‚a je w grubych palcach,żeby znalezć najwÅ‚aÅ›ciwszy chwyt, by nastÄ™pnie, ciach, jednym na pozór Å‚atwiutkim ruchempodzielić je na dwie równe połówki.I wtedy w kÄ…ciku jej ust pojawiaÅ‚ siÄ™ drobny ulotny Å›ladzadowolenia, uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ lekko, nieÅ›miaÅ‚o.Na bazarze woÅ‚ano na niÄ…  Samsonka.TobyÅ‚a dobra kobieta.Spora część tak ciężko zarabianych przez niÄ… pieniÄ™dzy przepadaÅ‚a wrÄ™kach towarzyszy anarchistów. Faceci, cha, cha.Wszyscy tacy sami.GaniajÄ… za babami albo za mrzonkami, alepracować, to nie - burczaÅ‚a niekiedy.Albo: Mogliby dać sobie spokój z tymi anarchistycznymi gÅ‚upotami i b z d u j d a m i (czylibujdami) i wziąć siÄ™ do roboty, jak ludzie.Ale mimo narzekaÅ„ zawsze ofiarowywaÅ‚a dla sprawy, ile tylko mogÅ‚a, byÅ‚a szczodratak, jak potrafiÄ… być jedynie ludzie ubodzy.Paquita należaÅ‚a do kobiet, które na przestrzenidziejów zajmowaÅ‚y siÄ™ sprawami życia codziennego, podczas gdy mężczyzni walczyli,odkrywali kontynenty, wynajdywali proch i trygonometriÄ™.Gdyby nie one, gdyby nie ichtroska o rzeczy tak przyziemne i nieznaczne jak wyżywienie, macierzyÅ„stwo i rzeczywistość,ludzkość wymarÅ‚aby tysiÄ…ce lat temu.Ja spaÅ‚em w kiosku z warzywami, co uznaÅ‚em za wyróżnienie, bo Å›wiadczyÅ‚o to, żePaquita uważaÅ‚a mnie za dorosÅ‚ego, a w każdym razie za wystarczajÄ…co dorosÅ‚ego, bym niemógÅ‚ spać z niÄ… w jednym pokoju.Poza tym traktowaÅ‚a mnie na równi ze swoimi dziećmi, ztymi samymi humorami i niezdarnÄ… czuÅ‚oÅ›ciÄ…, a nawet, kiedy mogÅ‚a, wypÅ‚acaÅ‚a mi dolÄ™pomocnika.Mimo to, po tylu popisach i chwale przeżytej u boku Durrutiego, kiepsko siÄ™dostosowywaÅ‚em do życia rzemieÅ›lników z placu Carmen.UpokarzaÅ‚o mnie, że muszÄ™ nosićkombinezon roboczy, bolaÅ‚a mnie, powodowana warunkami konspiracji, koniecznośćprzemilczenia mojej niedawnej, wspaniaÅ‚ej przeszÅ‚oÅ›ci.Na placu Carmen byÅ‚em jeszczejednym pomocnikiem poÅ›ród legionu brudnych, wygÅ‚odniaÅ‚ych pomocników.Gdybywiedzieli, że przyjechaÅ‚em z Ameryki, że podkÅ‚adaÅ‚em tam bomby, że z Durrutim napadaÅ‚emna banki! Gdyby wiedzieli, że mam na koncie trupa! - wzdychaÅ‚em po nocach sfrustrowany, przewracajÄ…c siÄ™ na sienniku.Dni spÄ™dzaÅ‚em na bijatykach z chÅ‚opakami.Krzyczeli na mnie BezrÄ™ki , a ja nie mogÅ‚em siÄ™ z tym pogodzić.TÅ‚ukÅ‚em siÄ™ chyba z każdym, chociaż mójkikut wciąż jeszcze byÅ‚ zaczerwieniony i wrażliwy i ledwie mogÅ‚em siÄ™ nim posÅ‚ugiwać.Alechyba caÅ‚kiem niezle mi szÅ‚o, bo w koÅ„cu zdoÅ‚aÅ‚em wbić im w gÅ‚owy mój prawdziwyprzydomek i znów byÅ‚em znany jako  Fortuna.TraktowaÅ‚em ten ciężki okres jako karÄ™ za bÅ‚Ä™dy, jako zapÅ‚atÄ™ za zadany ból i zamojego trupa, który nieustannie drÄ™czyÅ‚ moje sumienie.A jednak frustracja i - nuda wciążbyÅ‚y nie do zniesienia.Víctor zakazaÅ‚ mi mieszania siÄ™ w politykÄ™ pod jego nieobecność, aDurruti wymógÅ‚ na mnie obietnicÄ™, że bÄ™dÄ™ siÄ™ uczyÅ‚.StosowaÅ‚em siÄ™ do obydwu reguÅ‚, alepopadaÅ‚em w czarnÄ… rozpacz.BrakowaÅ‚o mi wyczynów, przygód i chwaÅ‚y [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl