[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Topaz był silnym przywódcą.Teraz para się mojo z człowiekiem z Disu.Mojo z człowiekiem z Disu? Mojo to czarna magia.Chodziło pewnie o Langa.Wspominającnieoczekiwane przyjęcie u Jamona, żałowałam, że nie wiem, czemu właściwie się odbyło. No dobrze, Pas, strażniku ceremonii.Muszę się dostać do Wieżowego Miasta, i to migiem.Pokiwał głową w zamyśleniu. Zabierzemy cię do granicy, Oja.Dalej iść nie możemy, bo rzucą się na nas.Tego chcesz? Nie, Pas  odpowiedziałam pośpiesznie. Wystarczy do granicy.Ruszajmy!  Lada chwilamógł mnie dorwać terro.Jednakże Pas się wahał, bił się z myślami. To co mamy robić, kiedy odejdziesz?Tłum zamarł w napięciu, jakby im wszystkim chodziło po głowie to samo pytanie.Najchętniej bym wypaliła: A skąd mam wiedzieć, do cholery?Tylko czy tak się odpowiada gromadzie nożowników, którzy się martwią, że nie wiadomoczemu zostaną nagle zostawieni sami sobie? Nie! Robi się chwacką minę i mówi: Wezwę was, gdy nadejdzie pora.Taka odpowiedz najwyrazniej uradowała Pasa.Szmer ściszonych głosów świadczył opowszechnym zadowoleniu.I nagle coś mi strzeliło do łba.Może nie pomogę Bras, ale przecież było tu więcejzabiedzonych dzieciaków. Wiesz co, Pas? Póki nie dostaniecie ode mnie wiadomości, wykonacie pewne zadanie.Co było do przewidzenia, wypiął pierś z poczuciem ważności. Czego sobie życzysz, Oja? Chcę, żebyście dali jeść wszystkim małym, głodującym sierotom.Nawet w tym mętnym świetle wyraznie dostrzegłam jego zszokowaną minę. Ale.ale tu bieda, brakuje jedzenia. wydukał.Mam nadzieję, że swoim zjadliwym uśmiechem nie przyniosłam ujmy wizerunkowi Oi. Wiem, musicie sobie jakoś poradzić.* * *Razem ze Stolowskim i czterema Muenami skierowałam się na północny wschód, w stronęDisu.Po drodze gryzłam się losem Bras, lecz tropienie interrogatora mijało się z celem.To on mnie znajdzie.I przekona się, że wystawienie Bras na talerzu z przystawkami byłokiepskim pomysłem.Jeśli zobaczę jego szkieletową japę, rozkwaszę ją na oczach milionowej widowni.Jak? To się jeszcze zobaczy.* * *Kiedy przemierzaliśmy krainę voodoo, Stolowski dreptał za mną tak blisko, że jego oddechchłodził mnie pod pachami.Starałam się oddychać równo i głęboko, inaczej dawno bym dupnęła gościa.Jak trzeba,mogę być cierpliwa.Muenowie, których Pas wybrał do eskorty, pod względem otyłości niewiele mu ustępowali,lecz włosy mieli luzno rozpuszczone, opadały na kark lśniącą falą.Kobiety na tym terenie krótkosię strzygły, co w moim odczuciu dawało praktyczne korzyści.Długie włosy podczas walki tofatalna sprawa, gorzej niż biżuteria.Znałam faceta z północnej dzielnicy, który chwalił się swoimszczęśliwym sygnetem.%7ładen kastet się nie umywał, tak mówił.Pewnego razu nadział się nainterrogatora.Ten mu bez ceregieli wyrwał cały palec.Luzne włosy też mogą załatwićczłowieka.Dlatego swoje dredy zawsze związywałam.Rankiem byłam już tak zmordowana, że rozbolały mnie zęby.Stolowski też już gonił resztkąsił, ale nie zostawał w tyle.Na pewno bał się, że znowu go porzucę.Wczesnym przedpołudniem sznury ludzi na chodnikach i w wąskich przejściach wręcztamowały oddech.%7łar uwięziony pod prymitywnymi dachami przypiekał jak otwarta kuchenkamikrofalowa.I jeszcze ten powalający smród niemytego ciała, i ta paplanina o zwykłych,codziennych problemach.Mogłam tylko zgadywać, ile już przeszliśmy.Na szczęście kompas wskazywał, że wciążpodążamy na północny wschód, czyli, na moje oko, w samo serce Trójki.Gdybym teraz wpadła na interrogatora, to obawiam się, że kiepsko byłoby u mnie zrefleksem.Zmęczenie, tłumy, skwar.W głowie mi się kręciło.Odezwałam się więc do najbliższego z Muenów, którzy dla bezpieczeństwa otoczyli nasluznym półokręgiem. Muszę coś zjeść. Sięgnęłam do kieszeni po ostatniego kredyta.Tego co przedtemdawałam Bras.Mueno podszedł do mnie, odsunął moją rękę i zniknął.Po chwili wrócił z dwiemagigantycznymi tortillami, nafaszerowanymi tłustym mięchem i kawałkami niezidentyfikowanejmaterii organicznej.Kto siedem dni w tygodniu żywi się pro-substami, powiedziałby: niebo w gębie.Mój żołądeksię burzył, ale jakoś to wszystko zmłóciłam.Stolowski miał mniejsze możliwości. Po zjedzeniu trzech czwartych zrzygał się na swoje bose nogi.Szkoda jedzenia.Maszerowaliśmy nieprzerwanie w tym samym kierunku.W końcu słońce przestało prażyć, więc musiało już być pózne popołudnie.Kilka razyoparłam się pokusie wskoczenia na motorower albo na malucha.Mam swoją dumę.W pewnej chwili z głuchym pomrukiem minął mnie jadący na pół pary gaz-gaz.Rzucił misię w oczy, bo w ciasnym śródmieściu nieczęsto można spotkać prawdziwy motocykl.W dodatkukierowca wlepiał we mnie gały, nim zjechał na bok i zgubił się w tłumie.Zastanawiałam się, czynie był to ktoś ze Wspólnoty, ale trudy wędrówki nie pozwalały mi skupić myśli.Stolowski wisiał między dwoma Muenami jak ubite zwierzę na żerdzi.Czasem pojękiwał.Obiecałam sobie, że zaraz po rozstaniu ze świtą wyszukam kryjówkę, w której się wyśpimy.Sama już słaniałam się na nogach, lecz śpiąc pod opieką koleżków Pasa, nie czułabym siębezpiecznie.Okazało się, że jesteśmy już prawie na miejscu.Od pół godziny zauważałam drobne różnicew architekturze zabudowy.jeśli architektura to nie za duże słowo.Trójka składa się przede wszystkim z kręgów budynków, połączonych ze sobą pasażami,dziedzińcami i placami po dawnych parkach lub stawach.Te  dziury wypełniały się zwykleszałasami i usmarkanymi namiotami.Z niektórych ewakuowali się ludzie (jak stamtąd, gdzieznalazłam Bras)  zwykle dlatego, że pod popękanym chodnikiem pokazywała się zatruta ziemia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl