[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.RLTOkolona brodą twarz wspartego o laskę Williama Cerila, lorda Burghleya, zdradza-ła mękę płynącą z przymusu zachowania cierpliwości.Królowa pozostawała jeszcze w nocnym stroju obszytym futrem, z włosami w nie-ładzie.A w całej sypialni walały się porozrzucane buty, rozsypany perłowy proszek,wszędzie przerażone twarze.Rosamund wiedziała od Anne, że Elżbieta miewa napady złości co najmniej raz al-bo dwa razy dziennie, prędko jednak przechodzą i wszystko wraca do normy.Cała sztukapolegała na tym, żeby schodzić jej z drogi, aż burza przeminie.Rosamund stała więc nawpół ukryta za odsuniętymi kotarami łoża, ściskając kurczowo dłońmi stosik książeczekdo nabożeństwa.Wątpiła, by zdołała zachować taki spokój, jak lord Burghley.Na pewno przeżył jużwiele podobnych sytuacji i wiedział, jak przekonać królową, by nie postępowała wbrewwłasnym interesom.Tego ranka próbował ją nakłonić do ograniczenia świątecznych ob-chodów, gdyż ułatwiłoby to zapewnienie jej bezpieczeństwa.Królowa powinna jegozdaniem pozostać w prywatnych apartamentach do czasu schwytania i przesłuchania ta-jemniczego Pana Zamętu.Nie potrwa to z pewnością długo, pomyślała Rosamund, skoro wściekły lord Lei-cester i jego ludzie przeczesują pałac.Królowej jednak o tym nie informowano.- Wasza Wysokość - odparł Burghley.- Nikt nie zarzuci Waszej Wysokości tchó-rzostwa.Nie jest jednak rozsądne wchodzenie w tłum, kiedy zawiązano tu jakiś spisek.- Spisek! - warknęła Elżbieta.- To nie żaden spisek, tylko głupi świąteczny kawał.Ktoś chciał po prostu utrzeć nosa Leicesterowi.- Trudno się co do tego nie zgodzić z Waszą Wysokością - odparł cierpko Bur-ghley.- Nie możemy jednak być pewni, czy nie kryje się za tym coś poważnego.Już samfakt, że ktoś zdołał przeniknąć do sali, jest w najwyższym stopniu niepokojący.KiedyHiszpanie, Francuzi i królowa Szkotów kontaktują się ze sobą.- Nie wspominaj mi o królowej Szkotów! - krzyknęła Elżbieta.Służąca, która pró-bowała ostrożnie upiąć jej włosy, szybko się cofnęła.- Mdli mnie na samo jej imię.Naj-pierw lady Lennox błaga nieustannie, żebym pozwoliła jej bezużytecznemu synowi wy-RLTjechać do Edynburga, a teraz ty.Czy nie mogę cieszyć się świętami przynajmniej bezwspominania jej osoby?- Obawiam się, że nie wolno jej zlekceważyć - odparł Burghley.- Ona stanowi cią-głe zagrożenie, Wasza Wysokość.Zagrożenie przy samej naszej granicy i do tego stojąza nią Francuzi.Od dawna jej ambicje są dobrze znane.- Gdyby mnie posłuchała i wyszła za lorda Leicestera, te ambicje przestałyby miećznaczenie - mruknęła królowa, sięgając po butelkę z pachnidłem.Zaczęła się perfumować i powietrze przeniknęła woń fiołków.- Naprawdę sądzisz, że hrabia w końcu ulegnie? - zapytał Burghley.Elżbieta wzruszyła ramionami.- Nie teraz, kiedy uwagę Leicestera odwraca jakiś głupi psikus.- A jeśli to nie psikus, Wasza Wysokość?Królowa westchnęła.- Dobrze.Zwiększ liczebność straży w kaplicy i w korytarzach.Ale to wszystko,na co wyrażam zgodę!- Lepiej byłoby zostać tutaj, w prywatnych apartamentach - przekonywał.- Nie! - Elżbieta energicznie pokręciła głową, aż wysunęły się wpięte z takim tru-dem spinki do włosów.- Jest dzień Bożego Narodzenia, prawdopodobnie ostatniego dladrogiej pani Ashley, i chcę go normalnie obejść.Na ponure sprawy przyjdzie jeszcze ko-lej.- Wedle życzenia, Wasza Wysokość.- Burghley złożył ukłon i opuścił pokój, adamy dworu niezdecydowanie czekały.Królowa znów uderzyła w stół, posyłając biżuterię z powrotem na podłogę.- Co tak stoicie, musimy już iść do kościoła! A te rękawy nie pasują, przynieściezłote.W końcu była już ubrana w piękny zielono-złoty strój, włosy przytrzymywał cze-pek ze złotej siatki i opaska z drogimi kamieniami, z ramion zaś spływała obszyta futrempeleryna.Wyciągnęła upierścienioną dłoń po modlitewnik, a Rosamund pospiesznie po-dała jej książeczkę.- Dziękuję, lady Rosamund.Będziesz mi towarzyszyć w drodze do kaplicy?RLT- Oczywiście, Wasza Wysokość - odpowiedziała zaskoczona Rosamund.Co prawda wyznaczono jej miejsce na końcu orszaku, za innymi dwórkami, niemogła jednak przecież oponować.Pozostała więc przy boku Elżbiety, kiedy opuściły sy-pialnię i przemierzały niespiesznym krokiem kolejne sale i galerie, gdzie do świty przy-łączali się inni dworzanie.- Tańczyłaś wczoraj z naszym tajemniczym Panem Zamętu, prawda?Zadając cichym głosem pytanie, królowa uśmiechała się i odpowiadała skinieniemgłowy na głębokie ukłony mijanych dworzan.- Tak, Wasza Wysokość - odpowiedziała Rosamund [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.RLTOkolona brodą twarz wspartego o laskę Williama Cerila, lorda Burghleya, zdradza-ła mękę płynącą z przymusu zachowania cierpliwości.Królowa pozostawała jeszcze w nocnym stroju obszytym futrem, z włosami w nie-ładzie.A w całej sypialni walały się porozrzucane buty, rozsypany perłowy proszek,wszędzie przerażone twarze.Rosamund wiedziała od Anne, że Elżbieta miewa napady złości co najmniej raz al-bo dwa razy dziennie, prędko jednak przechodzą i wszystko wraca do normy.Cała sztukapolegała na tym, żeby schodzić jej z drogi, aż burza przeminie.Rosamund stała więc nawpół ukryta za odsuniętymi kotarami łoża, ściskając kurczowo dłońmi stosik książeczekdo nabożeństwa.Wątpiła, by zdołała zachować taki spokój, jak lord Burghley.Na pewno przeżył jużwiele podobnych sytuacji i wiedział, jak przekonać królową, by nie postępowała wbrewwłasnym interesom.Tego ranka próbował ją nakłonić do ograniczenia świątecznych ob-chodów, gdyż ułatwiłoby to zapewnienie jej bezpieczeństwa.Królowa powinna jegozdaniem pozostać w prywatnych apartamentach do czasu schwytania i przesłuchania ta-jemniczego Pana Zamętu.Nie potrwa to z pewnością długo, pomyślała Rosamund, skoro wściekły lord Lei-cester i jego ludzie przeczesują pałac.Królowej jednak o tym nie informowano.- Wasza Wysokość - odparł Burghley.- Nikt nie zarzuci Waszej Wysokości tchó-rzostwa.Nie jest jednak rozsądne wchodzenie w tłum, kiedy zawiązano tu jakiś spisek.- Spisek! - warknęła Elżbieta.- To nie żaden spisek, tylko głupi świąteczny kawał.Ktoś chciał po prostu utrzeć nosa Leicesterowi.- Trudno się co do tego nie zgodzić z Waszą Wysokością - odparł cierpko Bur-ghley.- Nie możemy jednak być pewni, czy nie kryje się za tym coś poważnego.Już samfakt, że ktoś zdołał przeniknąć do sali, jest w najwyższym stopniu niepokojący.KiedyHiszpanie, Francuzi i królowa Szkotów kontaktują się ze sobą.- Nie wspominaj mi o królowej Szkotów! - krzyknęła Elżbieta.Służąca, która pró-bowała ostrożnie upiąć jej włosy, szybko się cofnęła.- Mdli mnie na samo jej imię.Naj-pierw lady Lennox błaga nieustannie, żebym pozwoliła jej bezużytecznemu synowi wy-RLTjechać do Edynburga, a teraz ty.Czy nie mogę cieszyć się świętami przynajmniej bezwspominania jej osoby?- Obawiam się, że nie wolno jej zlekceważyć - odparł Burghley.- Ona stanowi cią-głe zagrożenie, Wasza Wysokość.Zagrożenie przy samej naszej granicy i do tego stojąza nią Francuzi.Od dawna jej ambicje są dobrze znane.- Gdyby mnie posłuchała i wyszła za lorda Leicestera, te ambicje przestałyby miećznaczenie - mruknęła królowa, sięgając po butelkę z pachnidłem.Zaczęła się perfumować i powietrze przeniknęła woń fiołków.- Naprawdę sądzisz, że hrabia w końcu ulegnie? - zapytał Burghley.Elżbieta wzruszyła ramionami.- Nie teraz, kiedy uwagę Leicestera odwraca jakiś głupi psikus.- A jeśli to nie psikus, Wasza Wysokość?Królowa westchnęła.- Dobrze.Zwiększ liczebność straży w kaplicy i w korytarzach.Ale to wszystko,na co wyrażam zgodę!- Lepiej byłoby zostać tutaj, w prywatnych apartamentach - przekonywał.- Nie! - Elżbieta energicznie pokręciła głową, aż wysunęły się wpięte z takim tru-dem spinki do włosów.- Jest dzień Bożego Narodzenia, prawdopodobnie ostatniego dladrogiej pani Ashley, i chcę go normalnie obejść.Na ponure sprawy przyjdzie jeszcze ko-lej.- Wedle życzenia, Wasza Wysokość.- Burghley złożył ukłon i opuścił pokój, adamy dworu niezdecydowanie czekały.Królowa znów uderzyła w stół, posyłając biżuterię z powrotem na podłogę.- Co tak stoicie, musimy już iść do kościoła! A te rękawy nie pasują, przynieściezłote.W końcu była już ubrana w piękny zielono-złoty strój, włosy przytrzymywał cze-pek ze złotej siatki i opaska z drogimi kamieniami, z ramion zaś spływała obszyta futrempeleryna.Wyciągnęła upierścienioną dłoń po modlitewnik, a Rosamund pospiesznie po-dała jej książeczkę.- Dziękuję, lady Rosamund.Będziesz mi towarzyszyć w drodze do kaplicy?RLT- Oczywiście, Wasza Wysokość - odpowiedziała zaskoczona Rosamund.Co prawda wyznaczono jej miejsce na końcu orszaku, za innymi dwórkami, niemogła jednak przecież oponować.Pozostała więc przy boku Elżbiety, kiedy opuściły sy-pialnię i przemierzały niespiesznym krokiem kolejne sale i galerie, gdzie do świty przy-łączali się inni dworzanie.- Tańczyłaś wczoraj z naszym tajemniczym Panem Zamętu, prawda?Zadając cichym głosem pytanie, królowa uśmiechała się i odpowiadała skinieniemgłowy na głębokie ukłony mijanych dworzan.- Tak, Wasza Wysokość - odpowiedziała Rosamund [ Pobierz całość w formacie PDF ]