[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstali snadz wśród nocy i dokądściś poszli.Dokąd? Nie za-stanawiałby się nad tym Teleżuk w innym czasie, bo małoż to dokąd niedorosłe chłopcytakie latać mogą! Ale teraz miał podejrzenie pewne i obawy.niedobrze określone.nieja-sne, ale miał.Powstały w nim one już wtedy, gdy z Julkiem i dziatkowickim panem brońw Dębowym Rogu zakopaną odkopując spostrzegł, że ziemia poruszoną była, że ktoś tu ponich z rydlem około niej chodził.A potem Julek i dziatkowicki pan z wielkim zdziwie-niem spostrzegli, że pudło z pistoletami odbite i że w nim dwóch pistoletów brakuje.Apotem jeszcze i dwóch noży jakichś, co to ich panowie sztyletami czy kindżałami nazywa-li, zabrakło.Ale długo o tym nikt wtedy nie mówił; czasu nie było.Tylko znowu kiedyJulka do Dziatkowicz wiózł, prosić on jego zaczął, aby chłopców na oku miał, aby przedwłasnym dzieciństwem strzegł ich, bo kto wie, jakie głupstwa do głowy przychodzić immogą.Wszystko to Teleżuk miarkował sobie w głowie, jedno do drugiego przykładając,aż teraz zaniepokoił się i wszystkie kąty ogrodu obszedłszy, szerokimi krokami ku wsi97chłopskiej poszedł.Bawił dość długo, a powrócił snadz z powziętą wiadomością jakąś, boz wielkim pośpiechem konia do wozu założywszy, nikogo w domu ze snu nie budząc, zabramę dworku wyjechał i skierował się w stronę lasów horeckich.O tym, co teraz działosię i dziać się miało w tych lasach, od pani Teresy wiedział.Konia zaprzęgając i potem nawozie siedząc, często z ust wydawał dzwięk przeciągły: Aaaaa! Aaaaa!Dziwienie się wielkie i zgryzota w tym dzwięku brzmiały.I wyglądał Teleżuk na wozieswym ponuro, czasem tylko gniewnie.- Oj, dałby ja im za to, dałby!Biczem w powietrzu szeroko zamachnął, znowu głowę na pierś opuścił i i w posępnykamień, kształt człowieka na wozie mający, zastygł.A oni, gdy Teleżuk w pogoń za nimi z Leszczynki wyjeżdżał, już Kanał Królewskiwpław przepłynąwszy ku horeckiemu dworowi zmierzali.Nie wytrzymali tedy, poszli.Na wieść o bliskiej bitwie, o wojsku już nadchodzącym,rozbujała się ich wyobraznia tak szeroko i mocno, krew w żyłach chłopięcych zawrzała takgorąco, że wszystkie inne uczucia umilkły, wahania ustały.Zród nocy, pod lipą, w świetlepobłyskujących zza jej gałęzi gwiazd najnowszą odzież skórzanymi paskami przewiązaną iniekoniecznie całe obuwie przywdzieli, pistolety i kindżały za odzieżą schowali i wszystkoto rękoma z niecierpliwości drżącymi uczyniwszy, cichutko odeszli.Do partii poszli.A jeżeli naczelnik nie zechce ich tam przyjąć? Może i on tak jak inni bębnami ich na-zwie, do domu wracać każe?Myśl to była piorunująca, ale otrząsnęli się z niej prędko.Nie, tak być nie może! Naczelnik wielkim człowiekiem jest, a ludzie wielcy wszystkowiedzą i rozumieją.On ich zrozumie, on im powie: Zostańcie, rycerze młodzi! Walczcie znami i z nami zwyciężcie lub zgińcie!Zwyciężyć albo zginąć! Co za czar w trzech tych wyrazach! I naczelnik wypowie je donich niezawodnie, a Julek zawstydzi się, że choć brat i - bohater, tak, bo pomimo wszyst-ko bohaterem jest jednak, ich zrozumieć nie potrafił i - ocenić! Tak; nie potrafił on ocenićw nich takiej samej odwagi i takiego samego rzutu do bohaterstwa, jakie w nim były.Te-raz przekona się.Drogę do dworu horeckiego dobrze znali.Gdy Inka cztery lata z panną Awiczówną sięuczyła, matka jezdziła tam często i ich z sobą czasem zabierała.Niezbyt daleka to zresztąbyła droga.Trzy mile niespełna.Rozkosznie ją w kilka godzin przebyli, bo cudne byłyświeżość i jasność poranku i cudniejszymi jeszcze napełniające je uczucia.Czuli się krzep-cy, silni, letcy, nade wszystko wolni.Zdawało się im, że okowy jakieś z nich opadły i że lecą, nie idą, ale wprost na niewi-dzialnych skrzydłach lecą ku przygodom nadzwyczajnym i zadziwiającym, ku czynompotężnym, do których prężyły się ich ramiona i zaciskały drobne pięści, ku słońcu jakie-muś wirującemu w oddaleniu ogromnym i rozrzucającemu na świat cały olśniewające, cza-rujące kolory i blaski.Mieli zamiar przejść koło dworu horeckiego w sposób taki, aby przez nikogo tam spo-strzeżonymi nie zostać i w pobliżu dworu tego, w miejscu dobrze im znanym do lasuwejść.Lecz z pewnej już odległości dostrzegli, że we dworze dzieje się coś niezwykłego.Jakiś tłum ludzi na dziedzińcu rozległym, jakieś błyski metalowe w powietrzu, jakaśwrzawa grubych głosów.Za zasłoną krzaczystych wierzb, które ścieżkę polną obrzeżały,zbliżyli się jeszcze nieco, wzrok wytężając i jednocześnie zaszeptali:- %7łołnierze! Wojsko!Z łatwością domyśleć się mogli, że wojsko to wkrótce pójść miało tam, dokąd i oni dą-żyli.Jednocześnie z tym domysłem uczuli oblewające ich od stóp do głowy gorąco.Gorą-98co zapału i niecierpliwości.Ach! znalezć się już tam - znalezć się co prędzej tam, gdziebędzie walka, niebezpieczeństwo, pole do urzeczywistnienia marzeń tak długo snutych,ambicyj tak długo skrywanych, bo przez ludzi nie zrozumianych i poniewieranych.Tylejednak rozwagi im zostało, że zrozumieli potrzebę odejścia stąd jak najszybszego i przed-ostania się do lasu w miejscu od tego odległym.Tak uczynili.Jak myszy polne po zago-nach i miedzach, pod krzakami i drzewami, głębią rowów u brzegów pól prześliznęli się,przesmyknęli i daleko, tam dokąd już z horeckiego dworu żaden błysk ani odgłos nie do-chodził, do lasu wbiegli.Tu zziajani, bez tchu prawie, cali jeszcze od przeprawy przez wo-dę mokrzy, na mchy leśne pod sosnami upadli.- Ot, szczęście! - szybko i głośno oddychając zawołał Olek.Janek nic nie odpowiedział, ale na bladawej twarzy, ku przezierającym przez sosny błę-kitom niebieskim zwróconej, miał wyraz ekstazy.Porwał się też wkrótce z ziemi.- Chodzmy!Olek, choć nieco cięższym ruchem, na nogach stanął.- Chodzmy!Dobrze! lecz w którą stronę lasu skierować się im wypada? Wiedzieli, że był ogromny iłączył się z lasami innymi, a w jakim punkcie jego znajduje się to, ku czemu dążą, skądżeim wiedzieć? Pierwsza to była troska, która po opuszczeniu Leszczynki na nich spadła,lecz nie przywiązywali do niej wagi wielkiej.Olek zawołał:- Ot, wielkie rzeczy! Będziemy lasem iść, iść, iść, aż znajdziemy.- Zapewne! Nie połową kuli ziemskiej przecież jest ten las! Coś przecież dojrzymy czyusłyszymy, co nam wskazówki jakiejś udzieli.Poszli i - szli, szli, szli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wstali snadz wśród nocy i dokądściś poszli.Dokąd? Nie za-stanawiałby się nad tym Teleżuk w innym czasie, bo małoż to dokąd niedorosłe chłopcytakie latać mogą! Ale teraz miał podejrzenie pewne i obawy.niedobrze określone.nieja-sne, ale miał.Powstały w nim one już wtedy, gdy z Julkiem i dziatkowickim panem brońw Dębowym Rogu zakopaną odkopując spostrzegł, że ziemia poruszoną była, że ktoś tu ponich z rydlem około niej chodził.A potem Julek i dziatkowicki pan z wielkim zdziwie-niem spostrzegli, że pudło z pistoletami odbite i że w nim dwóch pistoletów brakuje.Apotem jeszcze i dwóch noży jakichś, co to ich panowie sztyletami czy kindżałami nazywa-li, zabrakło.Ale długo o tym nikt wtedy nie mówił; czasu nie było.Tylko znowu kiedyJulka do Dziatkowicz wiózł, prosić on jego zaczął, aby chłopców na oku miał, aby przedwłasnym dzieciństwem strzegł ich, bo kto wie, jakie głupstwa do głowy przychodzić immogą.Wszystko to Teleżuk miarkował sobie w głowie, jedno do drugiego przykładając,aż teraz zaniepokoił się i wszystkie kąty ogrodu obszedłszy, szerokimi krokami ku wsi97chłopskiej poszedł.Bawił dość długo, a powrócił snadz z powziętą wiadomością jakąś, boz wielkim pośpiechem konia do wozu założywszy, nikogo w domu ze snu nie budząc, zabramę dworku wyjechał i skierował się w stronę lasów horeckich.O tym, co teraz działosię i dziać się miało w tych lasach, od pani Teresy wiedział.Konia zaprzęgając i potem nawozie siedząc, często z ust wydawał dzwięk przeciągły: Aaaaa! Aaaaa!Dziwienie się wielkie i zgryzota w tym dzwięku brzmiały.I wyglądał Teleżuk na wozieswym ponuro, czasem tylko gniewnie.- Oj, dałby ja im za to, dałby!Biczem w powietrzu szeroko zamachnął, znowu głowę na pierś opuścił i i w posępnykamień, kształt człowieka na wozie mający, zastygł.A oni, gdy Teleżuk w pogoń za nimi z Leszczynki wyjeżdżał, już Kanał Królewskiwpław przepłynąwszy ku horeckiemu dworowi zmierzali.Nie wytrzymali tedy, poszli.Na wieść o bliskiej bitwie, o wojsku już nadchodzącym,rozbujała się ich wyobraznia tak szeroko i mocno, krew w żyłach chłopięcych zawrzała takgorąco, że wszystkie inne uczucia umilkły, wahania ustały.Zród nocy, pod lipą, w świetlepobłyskujących zza jej gałęzi gwiazd najnowszą odzież skórzanymi paskami przewiązaną iniekoniecznie całe obuwie przywdzieli, pistolety i kindżały za odzieżą schowali i wszystkoto rękoma z niecierpliwości drżącymi uczyniwszy, cichutko odeszli.Do partii poszli.A jeżeli naczelnik nie zechce ich tam przyjąć? Może i on tak jak inni bębnami ich na-zwie, do domu wracać każe?Myśl to była piorunująca, ale otrząsnęli się z niej prędko.Nie, tak być nie może! Naczelnik wielkim człowiekiem jest, a ludzie wielcy wszystkowiedzą i rozumieją.On ich zrozumie, on im powie: Zostańcie, rycerze młodzi! Walczcie znami i z nami zwyciężcie lub zgińcie!Zwyciężyć albo zginąć! Co za czar w trzech tych wyrazach! I naczelnik wypowie je donich niezawodnie, a Julek zawstydzi się, że choć brat i - bohater, tak, bo pomimo wszyst-ko bohaterem jest jednak, ich zrozumieć nie potrafił i - ocenić! Tak; nie potrafił on ocenićw nich takiej samej odwagi i takiego samego rzutu do bohaterstwa, jakie w nim były.Te-raz przekona się.Drogę do dworu horeckiego dobrze znali.Gdy Inka cztery lata z panną Awiczówną sięuczyła, matka jezdziła tam często i ich z sobą czasem zabierała.Niezbyt daleka to zresztąbyła droga.Trzy mile niespełna.Rozkosznie ją w kilka godzin przebyli, bo cudne byłyświeżość i jasność poranku i cudniejszymi jeszcze napełniające je uczucia.Czuli się krzep-cy, silni, letcy, nade wszystko wolni.Zdawało się im, że okowy jakieś z nich opadły i że lecą, nie idą, ale wprost na niewi-dzialnych skrzydłach lecą ku przygodom nadzwyczajnym i zadziwiającym, ku czynompotężnym, do których prężyły się ich ramiona i zaciskały drobne pięści, ku słońcu jakie-muś wirującemu w oddaleniu ogromnym i rozrzucającemu na świat cały olśniewające, cza-rujące kolory i blaski.Mieli zamiar przejść koło dworu horeckiego w sposób taki, aby przez nikogo tam spo-strzeżonymi nie zostać i w pobliżu dworu tego, w miejscu dobrze im znanym do lasuwejść.Lecz z pewnej już odległości dostrzegli, że we dworze dzieje się coś niezwykłego.Jakiś tłum ludzi na dziedzińcu rozległym, jakieś błyski metalowe w powietrzu, jakaśwrzawa grubych głosów.Za zasłoną krzaczystych wierzb, które ścieżkę polną obrzeżały,zbliżyli się jeszcze nieco, wzrok wytężając i jednocześnie zaszeptali:- %7łołnierze! Wojsko!Z łatwością domyśleć się mogli, że wojsko to wkrótce pójść miało tam, dokąd i oni dą-żyli.Jednocześnie z tym domysłem uczuli oblewające ich od stóp do głowy gorąco.Gorą-98co zapału i niecierpliwości.Ach! znalezć się już tam - znalezć się co prędzej tam, gdziebędzie walka, niebezpieczeństwo, pole do urzeczywistnienia marzeń tak długo snutych,ambicyj tak długo skrywanych, bo przez ludzi nie zrozumianych i poniewieranych.Tylejednak rozwagi im zostało, że zrozumieli potrzebę odejścia stąd jak najszybszego i przed-ostania się do lasu w miejscu od tego odległym.Tak uczynili.Jak myszy polne po zago-nach i miedzach, pod krzakami i drzewami, głębią rowów u brzegów pól prześliznęli się,przesmyknęli i daleko, tam dokąd już z horeckiego dworu żaden błysk ani odgłos nie do-chodził, do lasu wbiegli.Tu zziajani, bez tchu prawie, cali jeszcze od przeprawy przez wo-dę mokrzy, na mchy leśne pod sosnami upadli.- Ot, szczęście! - szybko i głośno oddychając zawołał Olek.Janek nic nie odpowiedział, ale na bladawej twarzy, ku przezierającym przez sosny błę-kitom niebieskim zwróconej, miał wyraz ekstazy.Porwał się też wkrótce z ziemi.- Chodzmy!Olek, choć nieco cięższym ruchem, na nogach stanął.- Chodzmy!Dobrze! lecz w którą stronę lasu skierować się im wypada? Wiedzieli, że był ogromny iłączył się z lasami innymi, a w jakim punkcie jego znajduje się to, ku czemu dążą, skądżeim wiedzieć? Pierwsza to była troska, która po opuszczeniu Leszczynki na nich spadła,lecz nie przywiązywali do niej wagi wielkiej.Olek zawołał:- Ot, wielkie rzeczy! Będziemy lasem iść, iść, iść, aż znajdziemy.- Zapewne! Nie połową kuli ziemskiej przecież jest ten las! Coś przecież dojrzymy czyusłyszymy, co nam wskazówki jakiejś udzieli.Poszli i - szli, szli, szli [ Pobierz całość w formacie PDF ]