[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już zdawaÅ‚o mu siÄ™ nieraz, że tyle tylko o bracie pamiÄ™ta, ile o każdym, naj-obojÄ™tniejszym i baróo dawno spotykanym czÅ‚owieku, że wcale on dla niego nie istnieje.Jednak óiÅ› znowu siÄ™ przekonaÅ‚, że tak nie byÅ‚o.Swoja krew, swój ból, swoja haÅ„ba! Nicnie pomoże.CaÅ‚Ä… goóinÄ™ po salonie choóiÅ‚, z myÅ›lami i wspomnieniami biÅ‚ siÄ™, oburzaÅ‚siÄ™, żółciÄ… pluÅ‚, a teraz znowu ten list przeklÄ™ty spod przycisku wyjÄ…Å‚ i czytać zaczÄ…Å‚, takzupeÅ‚nie jakby rozkosz ostrÄ… i podniecajÄ…cÄ… w mÄ™czeniu samego siebie znajdowaÅ‚:Kochany bracie,Zdaje siÄ™, że już ze trzy lata od ciebie wiadomoÅ›ci nie miaÅ‚em; na ostatniemoje i m nie zaszczyciÅ‚eÅ› mnie odpowieóiÄ….Ja jednak piszÄ™, aby ie iz tobÄ… mojÄ… radość, z dwóch przyczyn wynikajÄ…cÄ….Pierwsza przyczyna ta, żejuż, chwaÅ‚a Bogu, jestem od roku tajnym sowietnikiem, a jeżeli Bóg życiaprzedÅ‚użyć raczy, może mnie kiedy i z e em ena ie in e.a ieam nie twoje przesÄ…dy i uprzeóenia, zawsze to miÅ‚o mieć bratasenatora, a tymczasem i tajny sowietnik wstydu tobie nie robi.Przy tymna wypadek jakiego nieszczęścia czy ważnego interesu dobrze wieóieć, żew swoim roóonym bracie masz dobre plecy.Ot tak, powiodÅ‚o siÄ™ mniena sÅ‚użbie, za co dla naszego ojca wiecznÄ… mam wóiÄ™czność, bo gdybymw uniwersytecie nie byÅ‚ i nauki nie miaÅ‚, nigdy bym do tego stopnia, naktórym teraz stojÄ™, nie doszedÅ‚&Benedykt rÄ™ce z listem na kolana opuÅ›ciÅ‚; gorzki uÅ›miech błąóiÅ‚ mu pod dÅ‚ugimiwÄ…sami, oczy szklisto wpatrywaÅ‚y siÄ™ w przestrzeÅ„.Może przez wyobrazniÄ™ wywoÅ‚anastaÅ‚a przed nim postać ojca, której zapytywaÅ‚: Czy w tym celu?& czy dla takiego rezultatu? CzyÅ› mógÅ‚ przewióieć& spoóie-wać siÄ™?& Jeżeli z tamtego Å›wiata patrzysz& Wióisz& czy Stwórcy za nieÅ›miertelnośćóiÄ™kujesz?DrugÄ… przyczynÄ… radoÅ›ci Dominika, którÄ… óieliÅ‚ siÄ™ z dawno niewióianym bratem,byÅ‚o Å›wietne wydanie za mąż najstarszej córki.Za puÅ‚kownika wyszÅ‚a.Dla panny bezposagu byÅ‚a to partia Å›wietna.Jakkolwiek bowiem powoóiÅ‚o mu siÄ™ na sÅ‚użbie, fundu-szu nie zebraÅ‚ i córce posagu żadnego dać nie mógÅ‚.WyprawiÅ‚ jej tylko wesele Å›wietne,którego opis zajmowaÅ‚ caÅ‚Ä… stronicÄ™ listu.Jeden książę, dwóch baronów i czterech jene-rałów wesele to zaszczyciÅ‚o.ZresztÄ…, zięć jego sam za lat kilka pewno jeneraÅ‚em zostanie.Co siÄ™ tyczy dwóch jego synów, to jeden byÅ‚ jeszcze maÅ‚y, a drugi starszy, ksztaÅ‚ci, siÄ™w szkole wojennej, wielki do wojskowoÅ›ci pociÄ…g czujÄ…c.Potem kilkanaÅ›cie wierszy listuzajmowaÅ‚ opis zabaw i przyjemnoÅ›ci, które przez ostatniÄ… zimÄ™ napeÅ‚niaÅ‚y stolicÄ™.WÅ‚o-ska opera byÅ‚a szczytem doskonaÅ‚oÅ›ci, a kilka balów przewyższyÅ‚o przepychem wszystkiedotÄ…d wióiane&Nie dokoÅ„czywszy czytania Benedykt rzuciÅ‚ list na biurko.Jak te motylki ÊîuwajÄ…,ÊîuwajÄ… dokoÅ‚a lampy i na rachunkowe ksiÄ™gi padajÄ…! Rzezwy wiatr wnika przez wpóło-twarte okno.W domu i w sercu cicho, ciemno, ponuro.Kiedy to byÅ‚ taki sam wieczór? A!Po owej rozmowie z żonÄ…, w altanie.PamiÄ™ta.Wtedy po raz pierwszy dokÅ‚adnie rozpoznaÅ‚ObowiÄ…zek, Ojciec,ten sÅ‚odki egoizm i tÄ™ wóiÄ™ku peÅ‚nÄ… niedołężność ciaÅ‚a i ducha.Wtedy też powieóiaÅ‚Ojczyzna, Synsobie, że nie ma już żadnego brata.Trzech ich byÅ‚o, on jeden pozostaÅ‚.Cóż? Wszęóieto samo.Z trzech, a góieniegóie i z óiesiÄ™ciu, niekoniecznie braci, ale rówieÅ›ników,przyjaciół, jeden pozostaÅ‚.ZupeÅ‚nie tak, jakby z kogoÅ› wyciekÅ‚ strumieÅ„ krwi, a tylko tui ówóie pozostaÅ‚e jej krople tuÅ‚aÅ‚y siÄ™ po żyÅ‚ach z osobna, skurczone, skrzepÅ‚e& Ale costaÅ‚o siÄ™ wtedy, owego wieczora, kiedy do óisiejszego tak byÅ‚ podobny? CoÅ› go wtedyNad Niemnem 250pocieszyÅ‚o, podzwignęło& do tego miejsca przykuÅ‚o& Syn! I jak obraz ze zmroku najasny óieÅ„ wysuniÄ™ty stanÄ…Å‚ przed nim wyrazny, doskonale wióialny moment dalekiejprzeszÅ‚oÅ›ci.OtworzyÅ‚y siÄ™ drzwi pokoju, wbiegÅ‚a przez nie istota luóka mÅ‚oóiutka, swa-wolna, skaczÄ…ca i ze szczebiotem, z pieszczotÄ… wskoczyÅ‚a mu na kolana.Drobne ramionaobjęły jego szyjÄ™, niewinne oczy zajrzaÅ‚y w posÄ™pne zrenice, Å›wieże, óieciÄ™ce usta poca-Å‚unkami rozgÅ‚aóiÅ‚y wszystkie zmarszczki i wszystkie chmury pozdejmowaÅ‚y mu z twarzy. Wióiu! Kochasz ty Niemen? Lubisz ty te motylki? lubisz ten bór za Niemnem,w którego gÅ‚Ä™bi, w cieniu jodeÅ‚, zapomniany i nieuczczony twój stryj usypia snem wiecz-nym?òiecko już wtenczas to wszystko kochaÅ‚o, a on, pokusy i rady góie inóiej go wabiÄ…ceodepchnÄ…wszy, wziÄ…Å‚ znowu krzyż swój na barki i jeden z trzech tu pozostaÅ‚&Co to? Spieszne kroki ozwaÅ‚y siÄ™ w przylegÅ‚ym pokoju, otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi tesame, co wówczas do gabinetu wbiegÅ‚ zgrabny, wysmukÅ‚y, mÅ‚ody czÅ‚owiek.Znowuon! Tylko dorosÅ‚y teraz i tak dojrzaÅ‚y, jakby każdy rok przez niego przeżyty w widokachi wrażeniach życia, na ksztaÅ‚t ziarna w sokach ziemi, rósÅ‚ nad miarÄ™ i nabrzmiewaÅ‚.Przezpokój przylegÅ‚y biegÅ‚, ale u drzwi gabinetu zatrzymaÅ‚ siÄ™ i prÄ™dko oddychajÄ…c, chustkÄ…powiódÅ‚ po rozognionej i spotniaÅ‚ej twarzy.PrzybywaÅ‚ widać z miejsca napeÅ‚nionegoupaÅ‚em i Å›ciskiem, a gdy twarz odsÅ‚oniÅ‚, zdawać siÄ™ mogÅ‚o, że byÅ‚o ono także miejscemmÄ™czarni.NiewysÅ‚owiona mÄ™ka biÅ‚a mu z oczu i zmarszczkami wystÄ™powaÅ‚a na czoÅ‚o.Benedykt żywy ruch na fotelu uczyniÅ‚, naprzód siÄ™ podaÅ‚. Witold!WejÅ›cie syna byÅ‚o dla ojca niespoóiankÄ…. A co? SkÄ…d przychoóisz? CzegożeÅ› taki rozgrzany i zmÄ™czony?MÅ‚ody czÅ‚owiek, nie odpowiadajÄ…c, naprzód postÄ…piÅ‚ i przed ojcowskim biurkiemstanÄ…Å‚. Mój ojcze&ZawahaÅ‚ siÄ™, oczy spuÅ›ciÅ‚ i po kilku sekundach dopiero, zwykÅ‚ym sobie ruchem de-terminacji rÄ™ce w tyÅ‚ zakÅ‚adajÄ…c, z cicha dokoÅ„czyÅ‚: Przychoóę, mój ojcze, z ustami i sercem peÅ‚nymi& skarg! Na kogo? Czyich? zapytaÅ‚ Benedykt. Luókich& na ciebie, ojcze!Benedykt oczami bÅ‚ysnÄ…Å‚. Na mnie, cóż? Czy kogo na droóe zrabowaÅ‚em albo czyje óiecko na Å›niadaniezjadÅ‚em? Na wszystko ciÄ™ bÅ‚agam, ojcze zawoÅ‚aÅ‚ Witold porzuć ten ton drwiÄ…cy i roz-jÄ…trzony, z jakim przemawiasz, ilekroć pewnych stron życia dla mnie nad życie droższych,dotykamy!& MÅ‚ody jestem, to prawda& lecz cóżem winien temu, że natura zamiast ser-ca nie wÅ‚ożyÅ‚a mi w piersi busoli z igÅ‚Ä… zwróconÄ… ku droóe użycia, zysków i& Å›wietnejkariery.Wzrok Benedykta przemknÄ…Å‚ po leżącym na biurku liÅ›cie Dominika, jakby go kuniemu ostatnie wyrazy syna pociÄ…gnęły [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Już zdawaÅ‚o mu siÄ™ nieraz, że tyle tylko o bracie pamiÄ™ta, ile o każdym, naj-obojÄ™tniejszym i baróo dawno spotykanym czÅ‚owieku, że wcale on dla niego nie istnieje.Jednak óiÅ› znowu siÄ™ przekonaÅ‚, że tak nie byÅ‚o.Swoja krew, swój ból, swoja haÅ„ba! Nicnie pomoże.CaÅ‚Ä… goóinÄ™ po salonie choóiÅ‚, z myÅ›lami i wspomnieniami biÅ‚ siÄ™, oburzaÅ‚siÄ™, żółciÄ… pluÅ‚, a teraz znowu ten list przeklÄ™ty spod przycisku wyjÄ…Å‚ i czytać zaczÄ…Å‚, takzupeÅ‚nie jakby rozkosz ostrÄ… i podniecajÄ…cÄ… w mÄ™czeniu samego siebie znajdowaÅ‚:Kochany bracie,Zdaje siÄ™, że już ze trzy lata od ciebie wiadomoÅ›ci nie miaÅ‚em; na ostatniemoje i m nie zaszczyciÅ‚eÅ› mnie odpowieóiÄ….Ja jednak piszÄ™, aby ie iz tobÄ… mojÄ… radość, z dwóch przyczyn wynikajÄ…cÄ….Pierwsza przyczyna ta, żejuż, chwaÅ‚a Bogu, jestem od roku tajnym sowietnikiem, a jeżeli Bóg życiaprzedÅ‚użyć raczy, może mnie kiedy i z e em ena ie in e.a ieam nie twoje przesÄ…dy i uprzeóenia, zawsze to miÅ‚o mieć bratasenatora, a tymczasem i tajny sowietnik wstydu tobie nie robi.Przy tymna wypadek jakiego nieszczęścia czy ważnego interesu dobrze wieóieć, żew swoim roóonym bracie masz dobre plecy.Ot tak, powiodÅ‚o siÄ™ mniena sÅ‚użbie, za co dla naszego ojca wiecznÄ… mam wóiÄ™czność, bo gdybymw uniwersytecie nie byÅ‚ i nauki nie miaÅ‚, nigdy bym do tego stopnia, naktórym teraz stojÄ™, nie doszedÅ‚&Benedykt rÄ™ce z listem na kolana opuÅ›ciÅ‚; gorzki uÅ›miech błąóiÅ‚ mu pod dÅ‚ugimiwÄ…sami, oczy szklisto wpatrywaÅ‚y siÄ™ w przestrzeÅ„.Może przez wyobrazniÄ™ wywoÅ‚anastaÅ‚a przed nim postać ojca, której zapytywaÅ‚: Czy w tym celu?& czy dla takiego rezultatu? CzyÅ› mógÅ‚ przewióieć& spoóie-wać siÄ™?& Jeżeli z tamtego Å›wiata patrzysz& Wióisz& czy Stwórcy za nieÅ›miertelnośćóiÄ™kujesz?DrugÄ… przyczynÄ… radoÅ›ci Dominika, którÄ… óieliÅ‚ siÄ™ z dawno niewióianym bratem,byÅ‚o Å›wietne wydanie za mąż najstarszej córki.Za puÅ‚kownika wyszÅ‚a.Dla panny bezposagu byÅ‚a to partia Å›wietna.Jakkolwiek bowiem powoóiÅ‚o mu siÄ™ na sÅ‚użbie, fundu-szu nie zebraÅ‚ i córce posagu żadnego dać nie mógÅ‚.WyprawiÅ‚ jej tylko wesele Å›wietne,którego opis zajmowaÅ‚ caÅ‚Ä… stronicÄ™ listu.Jeden książę, dwóch baronów i czterech jene-rałów wesele to zaszczyciÅ‚o.ZresztÄ…, zięć jego sam za lat kilka pewno jeneraÅ‚em zostanie.Co siÄ™ tyczy dwóch jego synów, to jeden byÅ‚ jeszcze maÅ‚y, a drugi starszy, ksztaÅ‚ci, siÄ™w szkole wojennej, wielki do wojskowoÅ›ci pociÄ…g czujÄ…c.Potem kilkanaÅ›cie wierszy listuzajmowaÅ‚ opis zabaw i przyjemnoÅ›ci, które przez ostatniÄ… zimÄ™ napeÅ‚niaÅ‚y stolicÄ™.WÅ‚o-ska opera byÅ‚a szczytem doskonaÅ‚oÅ›ci, a kilka balów przewyższyÅ‚o przepychem wszystkiedotÄ…d wióiane&Nie dokoÅ„czywszy czytania Benedykt rzuciÅ‚ list na biurko.Jak te motylki ÊîuwajÄ…,ÊîuwajÄ… dokoÅ‚a lampy i na rachunkowe ksiÄ™gi padajÄ…! Rzezwy wiatr wnika przez wpóło-twarte okno.W domu i w sercu cicho, ciemno, ponuro.Kiedy to byÅ‚ taki sam wieczór? A!Po owej rozmowie z żonÄ…, w altanie.PamiÄ™ta.Wtedy po raz pierwszy dokÅ‚adnie rozpoznaÅ‚ObowiÄ…zek, Ojciec,ten sÅ‚odki egoizm i tÄ™ wóiÄ™ku peÅ‚nÄ… niedołężność ciaÅ‚a i ducha.Wtedy też powieóiaÅ‚Ojczyzna, Synsobie, że nie ma już żadnego brata.Trzech ich byÅ‚o, on jeden pozostaÅ‚.Cóż? Wszęóieto samo.Z trzech, a góieniegóie i z óiesiÄ™ciu, niekoniecznie braci, ale rówieÅ›ników,przyjaciół, jeden pozostaÅ‚.ZupeÅ‚nie tak, jakby z kogoÅ› wyciekÅ‚ strumieÅ„ krwi, a tylko tui ówóie pozostaÅ‚e jej krople tuÅ‚aÅ‚y siÄ™ po żyÅ‚ach z osobna, skurczone, skrzepÅ‚e& Ale costaÅ‚o siÄ™ wtedy, owego wieczora, kiedy do óisiejszego tak byÅ‚ podobny? CoÅ› go wtedyNad Niemnem 250pocieszyÅ‚o, podzwignęło& do tego miejsca przykuÅ‚o& Syn! I jak obraz ze zmroku najasny óieÅ„ wysuniÄ™ty stanÄ…Å‚ przed nim wyrazny, doskonale wióialny moment dalekiejprzeszÅ‚oÅ›ci.OtworzyÅ‚y siÄ™ drzwi pokoju, wbiegÅ‚a przez nie istota luóka mÅ‚oóiutka, swa-wolna, skaczÄ…ca i ze szczebiotem, z pieszczotÄ… wskoczyÅ‚a mu na kolana.Drobne ramionaobjęły jego szyjÄ™, niewinne oczy zajrzaÅ‚y w posÄ™pne zrenice, Å›wieże, óieciÄ™ce usta poca-Å‚unkami rozgÅ‚aóiÅ‚y wszystkie zmarszczki i wszystkie chmury pozdejmowaÅ‚y mu z twarzy. Wióiu! Kochasz ty Niemen? Lubisz ty te motylki? lubisz ten bór za Niemnem,w którego gÅ‚Ä™bi, w cieniu jodeÅ‚, zapomniany i nieuczczony twój stryj usypia snem wiecz-nym?òiecko już wtenczas to wszystko kochaÅ‚o, a on, pokusy i rady góie inóiej go wabiÄ…ceodepchnÄ…wszy, wziÄ…Å‚ znowu krzyż swój na barki i jeden z trzech tu pozostaÅ‚&Co to? Spieszne kroki ozwaÅ‚y siÄ™ w przylegÅ‚ym pokoju, otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi tesame, co wówczas do gabinetu wbiegÅ‚ zgrabny, wysmukÅ‚y, mÅ‚ody czÅ‚owiek.Znowuon! Tylko dorosÅ‚y teraz i tak dojrzaÅ‚y, jakby każdy rok przez niego przeżyty w widokachi wrażeniach życia, na ksztaÅ‚t ziarna w sokach ziemi, rósÅ‚ nad miarÄ™ i nabrzmiewaÅ‚.Przezpokój przylegÅ‚y biegÅ‚, ale u drzwi gabinetu zatrzymaÅ‚ siÄ™ i prÄ™dko oddychajÄ…c, chustkÄ…powiódÅ‚ po rozognionej i spotniaÅ‚ej twarzy.PrzybywaÅ‚ widać z miejsca napeÅ‚nionegoupaÅ‚em i Å›ciskiem, a gdy twarz odsÅ‚oniÅ‚, zdawać siÄ™ mogÅ‚o, że byÅ‚o ono także miejscemmÄ™czarni.NiewysÅ‚owiona mÄ™ka biÅ‚a mu z oczu i zmarszczkami wystÄ™powaÅ‚a na czoÅ‚o.Benedykt żywy ruch na fotelu uczyniÅ‚, naprzód siÄ™ podaÅ‚. Witold!WejÅ›cie syna byÅ‚o dla ojca niespoóiankÄ…. A co? SkÄ…d przychoóisz? CzegożeÅ› taki rozgrzany i zmÄ™czony?MÅ‚ody czÅ‚owiek, nie odpowiadajÄ…c, naprzód postÄ…piÅ‚ i przed ojcowskim biurkiemstanÄ…Å‚. Mój ojcze&ZawahaÅ‚ siÄ™, oczy spuÅ›ciÅ‚ i po kilku sekundach dopiero, zwykÅ‚ym sobie ruchem de-terminacji rÄ™ce w tyÅ‚ zakÅ‚adajÄ…c, z cicha dokoÅ„czyÅ‚: Przychoóę, mój ojcze, z ustami i sercem peÅ‚nymi& skarg! Na kogo? Czyich? zapytaÅ‚ Benedykt. Luókich& na ciebie, ojcze!Benedykt oczami bÅ‚ysnÄ…Å‚. Na mnie, cóż? Czy kogo na droóe zrabowaÅ‚em albo czyje óiecko na Å›niadaniezjadÅ‚em? Na wszystko ciÄ™ bÅ‚agam, ojcze zawoÅ‚aÅ‚ Witold porzuć ten ton drwiÄ…cy i roz-jÄ…trzony, z jakim przemawiasz, ilekroć pewnych stron życia dla mnie nad życie droższych,dotykamy!& MÅ‚ody jestem, to prawda& lecz cóżem winien temu, że natura zamiast ser-ca nie wÅ‚ożyÅ‚a mi w piersi busoli z igÅ‚Ä… zwróconÄ… ku droóe użycia, zysków i& Å›wietnejkariery.Wzrok Benedykta przemknÄ…Å‚ po leżącym na biurku liÅ›cie Dominika, jakby go kuniemu ostatnie wyrazy syna pociÄ…gnęły [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]