[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pan pewnie ma do mnie żal, że ja pana wtedy nieposłuchałem.Ale ja ją tak strasznie kochałem, że gotówbyłem zrobić wszystko, żeby tylko wróciła. Głos mudrżał, ale panował nad sobą. Nie wiem, co bym zrobił na pana miejscu, panieGajda pojednawczo odpowiedział Grosz. Gdybym pana posłuchał, to może by ich pan tamnawet kiedyś złapał, ale to, że żmiję w domu chowam,to by się mogło nigdy nie wydać. Zabawa w policjantów i złodziei polega na tym,że oni zawsze biegną przed nami, ale w końcu to mywygrywamy. Zawsze? Gajda uśmiechnął się przekornie.Po tylu latach mogłoby się wydawać, że ludzie znają sięjak łyse konie.Charakterek to ona miała, nie powiem.Potrafiła tak człowieka omotać, że nawet nie wiedziałkiedy, a ona już postawiła na swoim.No ale to nibywszystko dla domu było albo dla dziecka& A to sięw głowie nie mieści, najgorszy wróg by tego nie zrobił. To się nazywa samouprowadzenie i niestety sięzdarza, najczęściej nastolatkom. To stara dupa jest! Jaka tam z niej nastolatka? Onasama by tego nie wymyśliła.Ktoś musiał jej w tym po-magać.Kto mnie po mieście jak psa ganiał? Te wszystkietelefony.Ktoś to musiał robić!417 Pana żona odmówiła składania wyjaśnień, potemzmieniła strategię i zaczęła kłamać. Czyli kryje tych bandziorów! Zdaje pan sobie sprawę, że nie o wszystkim mogęz panem mówić. Jasne, jasne.Zastanawia mnie ten pierwszy SMS.Pamięta pan, na samym początku, przysłała mi wiado-mość, że ją porwali.Po co to było? Cały czas podrzucali nam fałszywe tropy, żebyprzekonać pana, że policja to stado baranów i nie wartoz nimi współpracować. Można chyba sprawdzić, z kim jeszcze kontakto-wała się przez ten telefon, tak? Można potwierdził Grosz. Musiała poznać jakiegoś gnoja, który ją do tegonamówił.Ile ona może za to dostać? Jeżeli nie zacznie współpracować, to ładnychparę lat. Wie pan, co jest w tym najgorsze? Gajda za-czynał wymiękać, w jego oczach pojawiły się łzy.Człowiek traci wiarę w drugiego człowieka, za któregorękę by sobie dał odjąć, w matkę naszego dziecka.Grosz wstał i poklepał go po ramieniu.Gospodarzzerwał się na równe nogi i objął kurczowo komisarza jakostatnią deskę ratunku.Zupełnie się rozkleił. Co z tego, że ja miałem te baby, jedną czy drugą,co z tego? Ja tylko dla niej żyłem.Przecież te oprychymogły mnie zabić, no nie tak?418Policjant bezradnie rozłożył ręce, sugerując, że do-strzega taką możliwość.Dolał gospodarzowi brandy i za-dzwonił po taksówkę.W świetle lampy przed posesją skrzyły się drobnepłatki śniegu.Księżyc uśmiechał się do mieszkańcówplanety, życząc im spokojnej nocy.Gajda odprowadziłGrosza do furtki.Raz jeszcze podziękował mu za wszyst-ko i przeprosił za swoją gwałtowność.Pokryta śniegiem droga okazała się niezwykle śliska.Taksówka wolno jechała w stronę Warszawy.Grosz pró-bował odgadnąć, dlaczego mąż zatrzymanej kobiety niespytał go, kiedy będzie mógł odebrać swoje pieniądze.Z całą pewnością o nich nie zapomniał.Ta historia kryław sobie jeszcze kilka tajemnic.Kiedy wysiadł przed domem, nabrał ochoty naspacer.Wziął z lodówki kawałek kiełbasy, którą kupiłw swoim sklepie, dwie pomarańcze i postanowił odwie-dzić Apacza.Ozdobiona białym puchem zrujnowanaświątynia Minerwy wyglądała w świetle księżyca jak de-koracja filmu grozy.Zza domu wybiegł mu na spotkanieczarny kundelek nigdy wcześniej go tu nie widział.Wygłodzony i zziębnięty pies wyczuł na dłoniach Groszazapach kiełbasy i zaczął zębami atakować torbę, w którejten przyniósł jedzenie.Za szybą migotało mdłe światło lampy naftowej.Drzwibyły otwarte.W piwnicy panowało przerazliwe zimno.Apacz spał oparty o ścianę, znużony lekturą książki, któ-ra wypadła mu z dłoni.Policjant podniósł tom z podłogii rzucił okiem na okładkę Beniowski Słowackiego.419Dotknął ręki pustelnika i objął palcami jego nadgar-stek.Nie wyczuł pulsu, a skóra wydała mu się lodowata.Uniósł powiekę Apacza i poczuł, jak sopel lodu przebijamu serce.Starzec nie żył.Ostatni wolny człowiek, jakie-go znał, przeszedł już na drugą stronę.Miał spokojnątwarz, umarł we śnie.Nie chciał oglądać kolejnej zimyw ruinach swojego domu.Grosz zadzwonił po radiowóz i karetkę.Powtarzałsobie w myślach, że nie powinien tego robić, ale cie-kawość zwyciężyła.Wyciągnął z pieca pudełko po cy-garach, w którym widział listy.Było zbyt ciemno, żebycokolwiek przeczytać.Usłyszał kroki na zewnątrz.Policjanci z radiowozu powiedzieli mu, że ktoś sprawujeopiekę prawną nad Apaczem, ale sprawdzą to dopierojutro.Chwilę pózniej przyjechał ambulans pogrzebowy.Komisarz poprosił, żeby powiadomili go, w której kost-nicy zostanie złożone ciało.Napisał odręczne oświadcze-nie, że jeżeli nie odnajdzie się nikt z rodziny, on zajmiesię pogrzebem.Wracając do domu, z każdym krokiem coraz bardziejpotrzebował alkoholu.Zmierć Apacza, jak każda śmierć,była czymś nieuniknionym, ale wstrząsnęła nim z nie-spodziewaną siłą.Ze zjawiskiem umierania spotykał sięna co dzień i nie robiło już ono na nim wrażenia, aleteraz wydawało mu się, że ziemia pod nim faluje.Powizycie ojca, kiedy zobaczył jego zniszczoną chorobątwarz, pomyślał, że on też wkrótce umrze, ale nie wy-wołało to w nim żadnych emocji.A teraz przepełniał go420żal.Czuł się winny samotności Apacza powinien cośzrobić, żeby ten człowiek nie siedział tam w tym zimnie,kiedy on parzył się wrzątkiem i obżerał przysmakamipani Helenki.W domu nawet nie zdjął płaszcza, nalał sobie brandydo kieliszka i opadł na kanapę.Pudełko z listami uwiera-ło go pod pachą.Wyjął je i położył na stole.Nie będzieich teraz czytał, rozpoczęła się żałoba.Nigdy do nich niezajrzy.Zabrał je, żeby zostało mu coś na pamiątkę powielkim samotniku.Po drugim kieliszku postanowił, żeułoży mowę pogrzebową.Po trzecim, że wygłosi ją nadgrobem Apacza.Sprawdził w encyklopedii, że imię indiańskiegowodza Winnetou w przekładzie Karola Maya znaczy Płonąca Woda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Pan pewnie ma do mnie żal, że ja pana wtedy nieposłuchałem.Ale ja ją tak strasznie kochałem, że gotówbyłem zrobić wszystko, żeby tylko wróciła. Głos mudrżał, ale panował nad sobą. Nie wiem, co bym zrobił na pana miejscu, panieGajda pojednawczo odpowiedział Grosz. Gdybym pana posłuchał, to może by ich pan tamnawet kiedyś złapał, ale to, że żmiję w domu chowam,to by się mogło nigdy nie wydać. Zabawa w policjantów i złodziei polega na tym,że oni zawsze biegną przed nami, ale w końcu to mywygrywamy. Zawsze? Gajda uśmiechnął się przekornie.Po tylu latach mogłoby się wydawać, że ludzie znają sięjak łyse konie.Charakterek to ona miała, nie powiem.Potrafiła tak człowieka omotać, że nawet nie wiedziałkiedy, a ona już postawiła na swoim.No ale to nibywszystko dla domu było albo dla dziecka& A to sięw głowie nie mieści, najgorszy wróg by tego nie zrobił. To się nazywa samouprowadzenie i niestety sięzdarza, najczęściej nastolatkom. To stara dupa jest! Jaka tam z niej nastolatka? Onasama by tego nie wymyśliła.Ktoś musiał jej w tym po-magać.Kto mnie po mieście jak psa ganiał? Te wszystkietelefony.Ktoś to musiał robić!417 Pana żona odmówiła składania wyjaśnień, potemzmieniła strategię i zaczęła kłamać. Czyli kryje tych bandziorów! Zdaje pan sobie sprawę, że nie o wszystkim mogęz panem mówić. Jasne, jasne.Zastanawia mnie ten pierwszy SMS.Pamięta pan, na samym początku, przysłała mi wiado-mość, że ją porwali.Po co to było? Cały czas podrzucali nam fałszywe tropy, żebyprzekonać pana, że policja to stado baranów i nie wartoz nimi współpracować. Można chyba sprawdzić, z kim jeszcze kontakto-wała się przez ten telefon, tak? Można potwierdził Grosz. Musiała poznać jakiegoś gnoja, który ją do tegonamówił.Ile ona może za to dostać? Jeżeli nie zacznie współpracować, to ładnychparę lat. Wie pan, co jest w tym najgorsze? Gajda za-czynał wymiękać, w jego oczach pojawiły się łzy.Człowiek traci wiarę w drugiego człowieka, za któregorękę by sobie dał odjąć, w matkę naszego dziecka.Grosz wstał i poklepał go po ramieniu.Gospodarzzerwał się na równe nogi i objął kurczowo komisarza jakostatnią deskę ratunku.Zupełnie się rozkleił. Co z tego, że ja miałem te baby, jedną czy drugą,co z tego? Ja tylko dla niej żyłem.Przecież te oprychymogły mnie zabić, no nie tak?418Policjant bezradnie rozłożył ręce, sugerując, że do-strzega taką możliwość.Dolał gospodarzowi brandy i za-dzwonił po taksówkę.W świetle lampy przed posesją skrzyły się drobnepłatki śniegu.Księżyc uśmiechał się do mieszkańcówplanety, życząc im spokojnej nocy.Gajda odprowadziłGrosza do furtki.Raz jeszcze podziękował mu za wszyst-ko i przeprosił za swoją gwałtowność.Pokryta śniegiem droga okazała się niezwykle śliska.Taksówka wolno jechała w stronę Warszawy.Grosz pró-bował odgadnąć, dlaczego mąż zatrzymanej kobiety niespytał go, kiedy będzie mógł odebrać swoje pieniądze.Z całą pewnością o nich nie zapomniał.Ta historia kryław sobie jeszcze kilka tajemnic.Kiedy wysiadł przed domem, nabrał ochoty naspacer.Wziął z lodówki kawałek kiełbasy, którą kupiłw swoim sklepie, dwie pomarańcze i postanowił odwie-dzić Apacza.Ozdobiona białym puchem zrujnowanaświątynia Minerwy wyglądała w świetle księżyca jak de-koracja filmu grozy.Zza domu wybiegł mu na spotkanieczarny kundelek nigdy wcześniej go tu nie widział.Wygłodzony i zziębnięty pies wyczuł na dłoniach Groszazapach kiełbasy i zaczął zębami atakować torbę, w którejten przyniósł jedzenie.Za szybą migotało mdłe światło lampy naftowej.Drzwibyły otwarte.W piwnicy panowało przerazliwe zimno.Apacz spał oparty o ścianę, znużony lekturą książki, któ-ra wypadła mu z dłoni.Policjant podniósł tom z podłogii rzucił okiem na okładkę Beniowski Słowackiego.419Dotknął ręki pustelnika i objął palcami jego nadgar-stek.Nie wyczuł pulsu, a skóra wydała mu się lodowata.Uniósł powiekę Apacza i poczuł, jak sopel lodu przebijamu serce.Starzec nie żył.Ostatni wolny człowiek, jakie-go znał, przeszedł już na drugą stronę.Miał spokojnątwarz, umarł we śnie.Nie chciał oglądać kolejnej zimyw ruinach swojego domu.Grosz zadzwonił po radiowóz i karetkę.Powtarzałsobie w myślach, że nie powinien tego robić, ale cie-kawość zwyciężyła.Wyciągnął z pieca pudełko po cy-garach, w którym widział listy.Było zbyt ciemno, żebycokolwiek przeczytać.Usłyszał kroki na zewnątrz.Policjanci z radiowozu powiedzieli mu, że ktoś sprawujeopiekę prawną nad Apaczem, ale sprawdzą to dopierojutro.Chwilę pózniej przyjechał ambulans pogrzebowy.Komisarz poprosił, żeby powiadomili go, w której kost-nicy zostanie złożone ciało.Napisał odręczne oświadcze-nie, że jeżeli nie odnajdzie się nikt z rodziny, on zajmiesię pogrzebem.Wracając do domu, z każdym krokiem coraz bardziejpotrzebował alkoholu.Zmierć Apacza, jak każda śmierć,była czymś nieuniknionym, ale wstrząsnęła nim z nie-spodziewaną siłą.Ze zjawiskiem umierania spotykał sięna co dzień i nie robiło już ono na nim wrażenia, aleteraz wydawało mu się, że ziemia pod nim faluje.Powizycie ojca, kiedy zobaczył jego zniszczoną chorobątwarz, pomyślał, że on też wkrótce umrze, ale nie wy-wołało to w nim żadnych emocji.A teraz przepełniał go420żal.Czuł się winny samotności Apacza powinien cośzrobić, żeby ten człowiek nie siedział tam w tym zimnie,kiedy on parzył się wrzątkiem i obżerał przysmakamipani Helenki.W domu nawet nie zdjął płaszcza, nalał sobie brandydo kieliszka i opadł na kanapę.Pudełko z listami uwiera-ło go pod pachą.Wyjął je i położył na stole.Nie będzieich teraz czytał, rozpoczęła się żałoba.Nigdy do nich niezajrzy.Zabrał je, żeby zostało mu coś na pamiątkę powielkim samotniku.Po drugim kieliszku postanowił, żeułoży mowę pogrzebową.Po trzecim, że wygłosi ją nadgrobem Apacza.Sprawdził w encyklopedii, że imię indiańskiegowodza Winnetou w przekładzie Karola Maya znaczy Płonąca Woda [ Pobierz całość w formacie PDF ]