[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jadę pożegnać Stolnika,W nadziei, że gdy ujrzy wiernego stronnika,Dawnego przyjaciela, prawie domownika,Z którym pił i wojował przez tak długie lata,Teraz żegnającego i kędyś w kraj świataJadącego - że może starzec się poruszyI pokaże mi przecież trochę ludzkiej duszy,Jak ślimak rogów!Ach! kto choć na dnie serca ma dla przyjacielaChoćby iskierkę czucia, gdy się z nim rozdziela,Dobędzie się iskierka ta przy pożegnaniu,Jako ostatni płomyk życia przy skonaniu!Raz ostatni dotknąwszy przyjaciela skroni,Częstokroć najzimniejsze oko łzę uroni!*"Biedna, słysząc o moim odjezdzie, pobladła,Bez przytomności, ledwie że trupem nie padła,Nie mogła nic przemówić, aż się jej rzuciłyStrumieniem łzy - poznałem, jak jej byłem miły!*Pomnę, pierwszy raz w życiu jam się łzami zalałZ radości i z rozpaczy, zapomniał się, szalał.134Już chciałem znowu upaść ojcu jej pod nogi,Wić się jak wąż u kolan, wołać: Wtem Stolnik posępny,Zimny jako słup soli, grzeczny, obojętny,Wszczął dyskurs, o czem? o czem? O córki weselu!W tej chwili! O Gerwazy! uważ, przyjacielu,Masz ludzkie serce!.Stolnik rzekł:Nie pamiętam już zgoła, co mu na to rzekłem,Podobno nic - na konia wsiadłem i uciekłem!"*"Jacku! - zawołał Klucznik.- Mądre ty przyczynyWynajdujesz; cóż? one nie zmniejszą twej winy!Bo wszakże zdarzało się już nieraz na świecie,%7łe kto pokochał pańskie lub królewskie dziecię,Starał się gwałtem zdobyć, przemyślał wykradać,Mścił się otwarcie - ale tak chytrze śmierć zadać!Panu polskiemu! w Polszcze, i w zmowie z Moskalem!""Nie byłem w zmowie! -Jacek odpowiedział z żalem.-Gwałtem porwać? wszak mógłbym, zza krat i zza klamekWydarłbym ją, rozbiłbym w puch ten jego zamek!Miałem za sobą Dobrzyn i cztery zaścianki.Ach, gdyby ona była jak nasze szlachcianki,Silna i zdrowa! gdyby ucieczki, pogoniNie zlękła się i mogła słuchać szczęku broni!Lecz ona biedna! tak ją rodzice pieścili,Słaba, lękliwa! był to robaczek motyli,Wiosenna gąsieniczka! I tak ją zagrabić,Dotknąć ją zbrojną ręką - byłoby ją zabić.Nie mogłem! Nie.Mścić się otwarcie, szturmem zamek zwalić w gruzy,Wstyd, boby powiedziano, żem mścił się rekuzy!Kluczniku, twoje serce poczciwe nie umieUczuć, ile jest piekła w obrażonej dumie.Szatan dumy zaczął mi lepsze plany raić:Zemścić się krwawo, ale powód zemsty taić,Nie bywać w zamku, miłość z serca wykorzenić,Puścić w niepamięć Ewę, z inną się ożenić,A potem, potem jaką wynalezć zaczepkę,Pomścić się.I zdało mi się zrazu, żem już serce zmienił,I rad byłem z wymysłu, i - jam się ożeniłZ pierwszą, którąm napotkał dziewczyną ubogą!ylem zrobił - jakże byłem ukarany srogo!Nie kochałem jej.Biedna matka Tadeusza,Najprzywiązańsza do mnie, najpoczciwsza dusza -Ale ja dawną miłość i złość w sercu dusił,Byłem jakby szalony, darmom siebie musiłZająć się gospodarstwem albo interesem;Wszystko na próżno! Zemsty opętany biesem,Zły, opryskliwy, znalezć nie mogłem pociechy135W niczem na świecie -i tak z grzechów w nowe grzechy.Zacząłem pić.I tak niedługo żona ma z żalu umarłaZostawiwszy to dziecię, a mnie rozpacz żarła!*Jakże mocno musiałem kochać tę niebogę,Tyle lat! gdziem ja nie był! a dotąd nie mogęJej zapomnieć i zawżdy jej postać kochanaStoi mi przed oczyma jakby malowana!Piłem, nie mogłem zapić pamięci na chwilęAni pozbyć się, chociaż przebiegłem ziem tyle!Teraz oto w habicie jestem Bożym sługą,Na łożu, we krwi.O niej mówiłem tak długo! -W tej chwili, o tych rzeczach mówić? Bóg wybaczy!Musicie wiedzieć, w jakim żalu i rozpaczyPopełniłem.Było to właśnie wkrótce po jej zaręczynach;Wszędzie gadano tylko o jej zaręczynach:Powiadano, że Ewa, gdy brała obrączkęZ rąk Wojewody, mdlała, że wpadła w gorączkę,%7łe ma początki suchot, że ustawnie szlocha;Zgadywano, że kogoś potajemnie kocha.Ale Stolnik, jak zawsze, spokojny, wesoły,Dawał na zamku bale, zbierał przyjacioły,Mnie już nie prosił - na cóż byłem mu potrzebny?Mój bezład w domu, bieda, mój nałóg haniebnyPodały mnie na wzgardę i na śmiech przed światem!Mnie, com niegdyś, rzec mogę, trząsł całym powiatem!Mnie, którego Radziwiłł nazywał: kochanku!Mnie, com kiedy wyjeżdżał z mojego zaścianku,To liczniejszy dwór miałem niżeli książęcy!Kiedym szablę dostawał, to kilka tysięcySzabel błyszczało wkoło, strasząc zamki pańskie!A potem ze mnie dzieci śmiały się włościańskie!Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy!Jacek Soplica! - Kto zna, co jest czucie pychy."Tu Bernardyn osłabiał i upadł na łoże,A Klucznik rzekł wzruszony: "Wielkie sądy Boże!Prawda! prawda! więc to ty? i tyżeś to, JackuSoplico? pod kapturem? żyłeś po żebracku!Ty, którego pamiętam, gdy zdrowy, rumiany,Piękny szlachcic, gdy tobie pochlebiały pany,Gdy za tobą kobiety szalały! Wąsalu!Nie tak to dawno.takeś zestarzał się z żalu!Jakżem ciebie nie poznał po owym wystrzale,Kiedyś tak do niedzwiedzia trafił doskonale?Bo nad ciebie nie miała strzelca Litwa nasza,Byłeś także po Maćku pierwszy do pałasza!Prawda! o tobie niegdyś śpiewały szlachcianki: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jadę pożegnać Stolnika,W nadziei, że gdy ujrzy wiernego stronnika,Dawnego przyjaciela, prawie domownika,Z którym pił i wojował przez tak długie lata,Teraz żegnającego i kędyś w kraj świataJadącego - że może starzec się poruszyI pokaże mi przecież trochę ludzkiej duszy,Jak ślimak rogów!Ach! kto choć na dnie serca ma dla przyjacielaChoćby iskierkę czucia, gdy się z nim rozdziela,Dobędzie się iskierka ta przy pożegnaniu,Jako ostatni płomyk życia przy skonaniu!Raz ostatni dotknąwszy przyjaciela skroni,Częstokroć najzimniejsze oko łzę uroni!*"Biedna, słysząc o moim odjezdzie, pobladła,Bez przytomności, ledwie że trupem nie padła,Nie mogła nic przemówić, aż się jej rzuciłyStrumieniem łzy - poznałem, jak jej byłem miły!*Pomnę, pierwszy raz w życiu jam się łzami zalałZ radości i z rozpaczy, zapomniał się, szalał.134Już chciałem znowu upaść ojcu jej pod nogi,Wić się jak wąż u kolan, wołać: Wtem Stolnik posępny,Zimny jako słup soli, grzeczny, obojętny,Wszczął dyskurs, o czem? o czem? O córki weselu!W tej chwili! O Gerwazy! uważ, przyjacielu,Masz ludzkie serce!.Stolnik rzekł:Nie pamiętam już zgoła, co mu na to rzekłem,Podobno nic - na konia wsiadłem i uciekłem!"*"Jacku! - zawołał Klucznik.- Mądre ty przyczynyWynajdujesz; cóż? one nie zmniejszą twej winy!Bo wszakże zdarzało się już nieraz na świecie,%7łe kto pokochał pańskie lub królewskie dziecię,Starał się gwałtem zdobyć, przemyślał wykradać,Mścił się otwarcie - ale tak chytrze śmierć zadać!Panu polskiemu! w Polszcze, i w zmowie z Moskalem!""Nie byłem w zmowie! -Jacek odpowiedział z żalem.-Gwałtem porwać? wszak mógłbym, zza krat i zza klamekWydarłbym ją, rozbiłbym w puch ten jego zamek!Miałem za sobą Dobrzyn i cztery zaścianki.Ach, gdyby ona była jak nasze szlachcianki,Silna i zdrowa! gdyby ucieczki, pogoniNie zlękła się i mogła słuchać szczęku broni!Lecz ona biedna! tak ją rodzice pieścili,Słaba, lękliwa! był to robaczek motyli,Wiosenna gąsieniczka! I tak ją zagrabić,Dotknąć ją zbrojną ręką - byłoby ją zabić.Nie mogłem! Nie.Mścić się otwarcie, szturmem zamek zwalić w gruzy,Wstyd, boby powiedziano, żem mścił się rekuzy!Kluczniku, twoje serce poczciwe nie umieUczuć, ile jest piekła w obrażonej dumie.Szatan dumy zaczął mi lepsze plany raić:Zemścić się krwawo, ale powód zemsty taić,Nie bywać w zamku, miłość z serca wykorzenić,Puścić w niepamięć Ewę, z inną się ożenić,A potem, potem jaką wynalezć zaczepkę,Pomścić się.I zdało mi się zrazu, żem już serce zmienił,I rad byłem z wymysłu, i - jam się ożeniłZ pierwszą, którąm napotkał dziewczyną ubogą!ylem zrobił - jakże byłem ukarany srogo!Nie kochałem jej.Biedna matka Tadeusza,Najprzywiązańsza do mnie, najpoczciwsza dusza -Ale ja dawną miłość i złość w sercu dusił,Byłem jakby szalony, darmom siebie musiłZająć się gospodarstwem albo interesem;Wszystko na próżno! Zemsty opętany biesem,Zły, opryskliwy, znalezć nie mogłem pociechy135W niczem na świecie -i tak z grzechów w nowe grzechy.Zacząłem pić.I tak niedługo żona ma z żalu umarłaZostawiwszy to dziecię, a mnie rozpacz żarła!*Jakże mocno musiałem kochać tę niebogę,Tyle lat! gdziem ja nie był! a dotąd nie mogęJej zapomnieć i zawżdy jej postać kochanaStoi mi przed oczyma jakby malowana!Piłem, nie mogłem zapić pamięci na chwilęAni pozbyć się, chociaż przebiegłem ziem tyle!Teraz oto w habicie jestem Bożym sługą,Na łożu, we krwi.O niej mówiłem tak długo! -W tej chwili, o tych rzeczach mówić? Bóg wybaczy!Musicie wiedzieć, w jakim żalu i rozpaczyPopełniłem.Było to właśnie wkrótce po jej zaręczynach;Wszędzie gadano tylko o jej zaręczynach:Powiadano, że Ewa, gdy brała obrączkęZ rąk Wojewody, mdlała, że wpadła w gorączkę,%7łe ma początki suchot, że ustawnie szlocha;Zgadywano, że kogoś potajemnie kocha.Ale Stolnik, jak zawsze, spokojny, wesoły,Dawał na zamku bale, zbierał przyjacioły,Mnie już nie prosił - na cóż byłem mu potrzebny?Mój bezład w domu, bieda, mój nałóg haniebnyPodały mnie na wzgardę i na śmiech przed światem!Mnie, com niegdyś, rzec mogę, trząsł całym powiatem!Mnie, którego Radziwiłł nazywał: kochanku!Mnie, com kiedy wyjeżdżał z mojego zaścianku,To liczniejszy dwór miałem niżeli książęcy!Kiedym szablę dostawał, to kilka tysięcySzabel błyszczało wkoło, strasząc zamki pańskie!A potem ze mnie dzieci śmiały się włościańskie!Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy!Jacek Soplica! - Kto zna, co jest czucie pychy."Tu Bernardyn osłabiał i upadł na łoże,A Klucznik rzekł wzruszony: "Wielkie sądy Boże!Prawda! prawda! więc to ty? i tyżeś to, JackuSoplico? pod kapturem? żyłeś po żebracku!Ty, którego pamiętam, gdy zdrowy, rumiany,Piękny szlachcic, gdy tobie pochlebiały pany,Gdy za tobą kobiety szalały! Wąsalu!Nie tak to dawno.takeś zestarzał się z żalu!Jakżem ciebie nie poznał po owym wystrzale,Kiedyś tak do niedzwiedzia trafił doskonale?Bo nad ciebie nie miała strzelca Litwa nasza,Byłeś także po Maćku pierwszy do pałasza!Prawda! o tobie niegdyś śpiewały szlachcianki: [ Pobierz całość w formacie PDF ]