[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Przykucał już szósty (a może siódmy?) raz w ciągu ostatnich dwóchgodzin, wydalając cuchnącą ciecz.Między kolejnymi wypróżnieniamitak byłwyczerpany i zmożony bólami brzucha, że musiał leżeć.Nie panowałnadmięśniami odbytu, więc zdjął spodnie i zostawił je na trawie.Możliwe, że zatruł się mięsem kreta, ale najpewniej wodą.Byław tymokrutna ironia, gdyż biegunka odwodni go tak bardzo, że jeśli chciałprzeżyć jeszcze parę godzin będzie musiał uzupełnić zapas wody,pijącznowu.Miał na sobie tylko spodnie, koszulę, slipy i wełniane skarpety,którenosił do terenowych butów.Nie mógł pod żadnym pozorem ichzabrudzić.Rozebrał się do naga i został w samych butach.Złożył ubranie natrawie,dziękując nocy, że zaciągnęła kurtynę współczucia nad jegoponiżeniem.Nawet gdyby w tym momencie pojawił się Hendrijks, Ken nieczułby siębardziej zmaltretowany czy bliski końca.Pomiędzy atakami kładł sięnaplecach i delikatnie masował brzuch, usiłując namówić jelita dospokoju. Nojuż przymilał się dość mnie ukarałyście."Ale nie chciały mu wybaczyć.Czuł taki ból, jakby przebijano mu krzyż żelaznym prętem.Wstał księżyc i ataki się nasiliły.Dostał wysokiej gorączki i drżałtak, aższczękały mu zęby.Zastanawiał się, czy nie zjeść trochę trawy albo niepożućkory, aby zająć czymś żołądek, ale brakło mu sił, by narwać zdzbeł albodowlec się do drzewa.Wiedział, że niebawem nadejdzie chwila, kiedy już nie zdoławstać, tylkozacznie robić pod siebie.Co gorsza, znów poczuł pragnienie, którepaliło muwnętrzności i wysuszało usta.Pod wpływem gorączki miał wrażenie, żeoddycha ogniem.W pewnej chwili usłyszał, że głośno majaczy.Dał wykład odwunożnościi odpowiadał na pytania audytorium.Kiedy pytania się skończyły,stwierdził,194 że pije wodę z kałuży u końca potoku.Kałuża kurczyła się, więc kiedypodpełznie do niej następnym razem, zapewne nie będzie już wody.Odszedł na chwiejnych nogach.Jakimś cudem czuł się nieco lepiej.Atakibiegunki następowały rzadziej, chyba raz na godzinę.Potem raz nadwie, trzygodziny.W pewnym momencie natknął się na swoje slipy, wciągnął je,alenie odnalazł spodni i koszuli.Czuł tak dotkliwe bóle, że przy ubieraniuażjęczał.Usiłował wrócić pod drzewo mungongo, lecz zamiast tegoznalazł sięna jakimś jałowym terenie.Nad głową świecił mamiąco księżyc.Kenczuł siętak wyczerpany, że spodziewał się, iż serce samo przestanie mu bić.Będącw takim stanie, usłyszał dzwięk bębnów.Ale to nie bębny były, leczwielkiekrople deszczu, padające rzadko i spokojnie na zdzbła traw i liście.Mgły znad szczytu opadały rzęsistym, leniwym deszczem, ostatnimw przedłużającej się porze deszczowej.Ken, zamknąwszy oczy, leżał natrawie z otwartymi ustami, spijając kojący smak deszczówki.Krztusiłsięi kaszlał.Omdlał wśród padającego deszczu.Kiedy odzyskał przytomność, leżał w jakimś ciasnym i mrocznympomieszczeniu i oddychał chłodnym powietrzem o przenikliwej woniniczymzapach łajna nietoperza w jaskini.Być może wpadł w jakąś dziurę izanieczyś-cił ją własnymi odchodami.Nie mógł tego stwierdzić.Nadal czuł sięniezwykle słabo, choć, na szczęście, gorączka minęła.Skądś padał odblask światła, ale nie widział jego zródła.Leżał naplecach,nie odczuwał chwilowo bólów brzucha, ale był tak wyczerpany, że niemógłunieść ramion, choć wiedział, że dotykają chłodnej, wilgotnej ziemi.Czując się jak pogrzebana mumia, śledził wzrokiem, chyba przezwielegodzin, stopniową zmianę oświetlenia.Wreszcie uniósł się na łokciach,pochwili usiadł i zaraz poczuł dojmujący ból, walnąwszy głową w niskiskalnystrop.Leżąc na plecach, wyczołgał się niezgrabnie do miejsca, gdzie byłowięcej przestrzeni.Uniósł wzrok i zobaczył okrągły szarawy otwór,któryokazał się wylotem skalnego komina.Tunel prowadził do otworu napowierzchni, ukrytego wśród rosnących zarośli, które w promieniachsłońcawyglądały dziwnie pięknie i przejrzyście.Ken znajdował się zapewnetylkoparę stóp pod ziemią, ale cały tunel, przez który niegdyś wydobywałysię gazywulkaniczne, był długi i chyba niełatwy do sforsowania.Mimo to świadomość, że nie został żywcem pogrzebany i że praw-dopodobnie nie jest więzniem, przyniosła mu ulgę.Kominem tym dałosięwspiąć do góry.Wystarczy, że poczeka na powrót sił.Przenikające przez otwór światło słoneczne stawało się corazmocniejszei w miarę jak w jaskini robiło się jaśniej, Ken zauważał, że kominwykorzystywano już od pewnego czasu choć nie czuł się właściwieuprawniony, żeby narzekać na brzydkie zapachy.Częśćciemnoszarego1954Dante, poeto światowej sławy wzniósł inwokację Ken Ow swej �Boskiej komedii� zapomniałeś wymienić wśródnajstraszliwszych tortur piekielnych afrykańską biegunkę."Przykucał już szósty (a może siódmy?) raz w ciągu ostatnichdwóchgodzin, wydalając cuchnącą ciecz.Między kolejnymi wypróżnieniamitak byłwyczerpany i zmożony bólami brzucha, że musiał leżeć.Nie panowałnadmięśniami odbytu, więc zdjął spodnie i zostawił je na trawie.Możliwe, że zatruł się mięsem kreta, ale najpewniej wodą.Byław tymokrutna ironia, gdyż biegunka odwodni go tak bardzo, że jeśli chciałprzeżyć jeszcze parę godzin będzie musiał uzupełnić zapas wody,pijącznowu.Miał na sobie tylko spodnie, koszulę, slipy i wełniane skarpety,którenosił do terenowych butów.Nie mógł pod żadnym pozorem ichzabrudzić.Rozebrał się do naga i został w samych butach.Złożył ubranie natrawie,dziękując nocy, że zaciągnęła kurtynę współczucia nad jegoponiżeniem.Nawet gdyby w tym momencie pojawił się Hendrijks, Ken nieczułby siębardziej zmaltretowany czy bliski końca.Pomiędzy atakami kładł sięnaplecach i delikatnie masował brzuch, usiłując namówić jelita dospokoju. Nojuż przymilał się dość mnie ukarałyście."Ale nie chciały mu wybaczyć.Czuł taki ból, jakby przebijano mu krzyż żelaznym prętem.Wstał księżyc i ataki się nasiliły.Dostał wysokiej gorączki i drżałtak, aż szczękały mu zęby.Zastanawiał się, czy nie zjeść trochę trawy albo niepożućkory, aby zająć czymś żołądek, ale brakło mu sił, by narwać zdzbeł albodowlec się do drzewa.Wiedział, że niebawem nadejdzie chwila, kiedy już nie zdoławstać, tylkozacznie robić pod siebie.Co gorsza, znów poczuł pragnienie, którepaliło muwnętrzności i wysuszało usta.Pod wpływem gorączki miał wrażenie, żeoddycha ogniem.W pewnej chwili usłyszał, że głośno majaczy.Dał wykład odwunożnościi odpowiadał na pytania audytorium.Kiedy pytania się skończyły,stwierdził,194 że pije wodę z kałuży u końca potoku.Kałuża kurczyła się, więc kiedypodpełznie do niej następnym razem, zapewne nie będzie już wody.Odszedł na chwiejnych nogach.Jakimś cudem czuł się nieco lepiej.Atakibiegunki następowały rzadziej, chyba raz na godzinę.Potem raz na dwie,trzygodziny.W pewnym momencie natknął się na swoje slipy, wciągnął je,alenie odnalazł spodni i koszuli.Czuł tak dotkliwe bóle, że przy ubieraniuażjęczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
."Przykucał już szósty (a może siódmy?) raz w ciągu ostatnich dwóchgodzin, wydalając cuchnącą ciecz.Między kolejnymi wypróżnieniamitak byłwyczerpany i zmożony bólami brzucha, że musiał leżeć.Nie panowałnadmięśniami odbytu, więc zdjął spodnie i zostawił je na trawie.Możliwe, że zatruł się mięsem kreta, ale najpewniej wodą.Byław tymokrutna ironia, gdyż biegunka odwodni go tak bardzo, że jeśli chciałprzeżyć jeszcze parę godzin będzie musiał uzupełnić zapas wody,pijącznowu.Miał na sobie tylko spodnie, koszulę, slipy i wełniane skarpety,którenosił do terenowych butów.Nie mógł pod żadnym pozorem ichzabrudzić.Rozebrał się do naga i został w samych butach.Złożył ubranie natrawie,dziękując nocy, że zaciągnęła kurtynę współczucia nad jegoponiżeniem.Nawet gdyby w tym momencie pojawił się Hendrijks, Ken nieczułby siębardziej zmaltretowany czy bliski końca.Pomiędzy atakami kładł sięnaplecach i delikatnie masował brzuch, usiłując namówić jelita dospokoju. Nojuż przymilał się dość mnie ukarałyście."Ale nie chciały mu wybaczyć.Czuł taki ból, jakby przebijano mu krzyż żelaznym prętem.Wstał księżyc i ataki się nasiliły.Dostał wysokiej gorączki i drżałtak, aższczękały mu zęby.Zastanawiał się, czy nie zjeść trochę trawy albo niepożućkory, aby zająć czymś żołądek, ale brakło mu sił, by narwać zdzbeł albodowlec się do drzewa.Wiedział, że niebawem nadejdzie chwila, kiedy już nie zdoławstać, tylkozacznie robić pod siebie.Co gorsza, znów poczuł pragnienie, którepaliło muwnętrzności i wysuszało usta.Pod wpływem gorączki miał wrażenie, żeoddycha ogniem.W pewnej chwili usłyszał, że głośno majaczy.Dał wykład odwunożnościi odpowiadał na pytania audytorium.Kiedy pytania się skończyły,stwierdził,194 że pije wodę z kałuży u końca potoku.Kałuża kurczyła się, więc kiedypodpełznie do niej następnym razem, zapewne nie będzie już wody.Odszedł na chwiejnych nogach.Jakimś cudem czuł się nieco lepiej.Atakibiegunki następowały rzadziej, chyba raz na godzinę.Potem raz nadwie, trzygodziny.W pewnym momencie natknął się na swoje slipy, wciągnął je,alenie odnalazł spodni i koszuli.Czuł tak dotkliwe bóle, że przy ubieraniuażjęczał.Usiłował wrócić pod drzewo mungongo, lecz zamiast tegoznalazł sięna jakimś jałowym terenie.Nad głową świecił mamiąco księżyc.Kenczuł siętak wyczerpany, że spodziewał się, iż serce samo przestanie mu bić.Będącw takim stanie, usłyszał dzwięk bębnów.Ale to nie bębny były, leczwielkiekrople deszczu, padające rzadko i spokojnie na zdzbła traw i liście.Mgły znad szczytu opadały rzęsistym, leniwym deszczem, ostatnimw przedłużającej się porze deszczowej.Ken, zamknąwszy oczy, leżał natrawie z otwartymi ustami, spijając kojący smak deszczówki.Krztusiłsięi kaszlał.Omdlał wśród padającego deszczu.Kiedy odzyskał przytomność, leżał w jakimś ciasnym i mrocznympomieszczeniu i oddychał chłodnym powietrzem o przenikliwej woniniczymzapach łajna nietoperza w jaskini.Być może wpadł w jakąś dziurę izanieczyś-cił ją własnymi odchodami.Nie mógł tego stwierdzić.Nadal czuł sięniezwykle słabo, choć, na szczęście, gorączka minęła.Skądś padał odblask światła, ale nie widział jego zródła.Leżał naplecach,nie odczuwał chwilowo bólów brzucha, ale był tak wyczerpany, że niemógłunieść ramion, choć wiedział, że dotykają chłodnej, wilgotnej ziemi.Czując się jak pogrzebana mumia, śledził wzrokiem, chyba przezwielegodzin, stopniową zmianę oświetlenia.Wreszcie uniósł się na łokciach,pochwili usiadł i zaraz poczuł dojmujący ból, walnąwszy głową w niskiskalnystrop.Leżąc na plecach, wyczołgał się niezgrabnie do miejsca, gdzie byłowięcej przestrzeni.Uniósł wzrok i zobaczył okrągły szarawy otwór,któryokazał się wylotem skalnego komina.Tunel prowadził do otworu napowierzchni, ukrytego wśród rosnących zarośli, które w promieniachsłońcawyglądały dziwnie pięknie i przejrzyście.Ken znajdował się zapewnetylkoparę stóp pod ziemią, ale cały tunel, przez który niegdyś wydobywałysię gazywulkaniczne, był długi i chyba niełatwy do sforsowania.Mimo to świadomość, że nie został żywcem pogrzebany i że praw-dopodobnie nie jest więzniem, przyniosła mu ulgę.Kominem tym dałosięwspiąć do góry.Wystarczy, że poczeka na powrót sił.Przenikające przez otwór światło słoneczne stawało się corazmocniejszei w miarę jak w jaskini robiło się jaśniej, Ken zauważał, że kominwykorzystywano już od pewnego czasu choć nie czuł się właściwieuprawniony, żeby narzekać na brzydkie zapachy.Częśćciemnoszarego1954Dante, poeto światowej sławy wzniósł inwokację Ken Ow swej �Boskiej komedii� zapomniałeś wymienić wśródnajstraszliwszych tortur piekielnych afrykańską biegunkę."Przykucał już szósty (a może siódmy?) raz w ciągu ostatnichdwóchgodzin, wydalając cuchnącą ciecz.Między kolejnymi wypróżnieniamitak byłwyczerpany i zmożony bólami brzucha, że musiał leżeć.Nie panowałnadmięśniami odbytu, więc zdjął spodnie i zostawił je na trawie.Możliwe, że zatruł się mięsem kreta, ale najpewniej wodą.Byław tymokrutna ironia, gdyż biegunka odwodni go tak bardzo, że jeśli chciałprzeżyć jeszcze parę godzin będzie musiał uzupełnić zapas wody,pijącznowu.Miał na sobie tylko spodnie, koszulę, slipy i wełniane skarpety,którenosił do terenowych butów.Nie mógł pod żadnym pozorem ichzabrudzić.Rozebrał się do naga i został w samych butach.Złożył ubranie natrawie,dziękując nocy, że zaciągnęła kurtynę współczucia nad jegoponiżeniem.Nawet gdyby w tym momencie pojawił się Hendrijks, Ken nieczułby siębardziej zmaltretowany czy bliski końca.Pomiędzy atakami kładł sięnaplecach i delikatnie masował brzuch, usiłując namówić jelita dospokoju. Nojuż przymilał się dość mnie ukarałyście."Ale nie chciały mu wybaczyć.Czuł taki ból, jakby przebijano mu krzyż żelaznym prętem.Wstał księżyc i ataki się nasiliły.Dostał wysokiej gorączki i drżałtak, aż szczękały mu zęby.Zastanawiał się, czy nie zjeść trochę trawy albo niepożućkory, aby zająć czymś żołądek, ale brakło mu sił, by narwać zdzbeł albodowlec się do drzewa.Wiedział, że niebawem nadejdzie chwila, kiedy już nie zdoławstać, tylkozacznie robić pod siebie.Co gorsza, znów poczuł pragnienie, którepaliło muwnętrzności i wysuszało usta.Pod wpływem gorączki miał wrażenie, żeoddycha ogniem.W pewnej chwili usłyszał, że głośno majaczy.Dał wykład odwunożnościi odpowiadał na pytania audytorium.Kiedy pytania się skończyły,stwierdził,194 że pije wodę z kałuży u końca potoku.Kałuża kurczyła się, więc kiedypodpełznie do niej następnym razem, zapewne nie będzie już wody.Odszedł na chwiejnych nogach.Jakimś cudem czuł się nieco lepiej.Atakibiegunki następowały rzadziej, chyba raz na godzinę.Potem raz na dwie,trzygodziny.W pewnym momencie natknął się na swoje slipy, wciągnął je,alenie odnalazł spodni i koszuli.Czuł tak dotkliwe bóle, że przy ubieraniuażjęczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]