[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstrzymał oddech i pogładził jej palce, rozkoszując się już niemalzapom-nianym dotykiem kobiety.Dziewczyna cofnęła rękę.Od strony tarasu nadchodzili Ngiamena i Anderson.Uczonykończyłwłaśnie zdanie:  To najlepszy sposób, żeby olśnić ludzi z NowegoJorkui Waszyngtonu. Ken domyślił się, że chodziło o muzeumskamieniałościi przygotowywaną wystawę wyjazdową. A jak to już: zrobimy,pomówięo tym kraju i zapytam prosto z mostu, kto wniesie wkład i w jakiejwysokości. To dobry plan.Mam nadzieję, że okaże się skuteczny  rzekłNgiamena. Na pewno  powiedział Anderson z olimpijskim spokojem.Poszlidalej, minąwszy Kena i Yinkę.Targowisko pod gołym niebem przy Muindi Mbingu Roadprzypominałobazar z  Księgi tysiąca i jednej nocy".Handlowano tam żywnością ikorze-niami, kozami i psami wartowniczymi, papugami i małpkami,bambusowymikrzesłami do ogrodu, mosiężnym rondlami i patelniami, perskimidywanamiwątpliwej wartości i obrączkami ze złota i srebra  bez próby.Jak naironięstragany ze świeżym mięsem poustawiano tuż obok rzędu bud owąskichdrzwiach, zasłoniętych trzepoczącymi kurtynami od prysznica.Mieszkały tamprostytutki.O ich imionach informowały umieszczone na zewnątrzmałedrewniane tabliczki.Dziewczyny były wesołe i przyjazne.W skąpychstrojach108 wychodziły na targowisko, by napić się kawy lub kupić coś do jedzenia,i zwykle wracały z klientem.Jedna nazwała się Madonna.Inną znanojako Annie Bez Guzika, gdyż za dodatkowym wynagrodzeniempokazywałagawiedzi, że nie ma  guzika", czyli łechtaczki.Aechtaczkę i część wargsromowych odcięto jej w wieku dojrzewania, pochodziła bowiem zwioski,gdzie nadal praktykowano obrzezywanie dziewcząt, co miało uczynićje wiernymi żonami.Tradycja ta przetrwała w rejonach wiejskich,chociażzostała prawnie zakazana.Annie wprawdzie nie stała się prawowiernąafrykańską żoną, ale ze swej ułomności uczyniła drobną atrakcję tu-rystyczną.Ken i Ngili, tryskający energią po prysznicu i szybkim obiedzie złożonym ze steku oraz githeri, potrawy z kukurydzy i fasoli, a takżematoke,ugandyjskiego ciasta z bananami  chodzili po targowisku szukającwalizkidla Randalla.Ken zapytał przyjaciela, o czym mówiono przy kawie natarasieNgiamenów.Ngili odpowiedział, że ojciec, usiłując znalezćkompromisowerozwiązanie, naciskał na niego, by przyjął proponowaną przez Cyrilafunkcjękustosza objazdowej wystawy skamieniałości, co stanowiłoby świetnąokazjędo spotkania czołowych paleontologów świata i dałoby się łatwopogodzićz obowiązkami dyplomatycznymi. Ale to nie to samo, Ngili, co powrót na sawannę i dokończeniepracprzy znalezisku.To jest nasze znalezisko, a może się okazaćniezwykłe!Wiem, że posiadamy jedynie kilka elementów łamigłówki, alemożemyznalezć ich więcej  przekonywał Ken wśród zgiełku MuindiMbinguRoad. Pomówię z twoim ojcem, jeśli sądzisz, że to pomoże. Nie  odparł ponuro Ngili. Nie powinieneś się w to mieszać. Och, na litość boską.Czy czas teraz na afrykańską etykietę? Toważnedla świata. Nie wiesz, czy aż tak ważne.A ja nie chcę urazić ojca. Czym miałbyś go urazić?  Widząc napięte rysy przyjaciela,Kendomyślił się, że nie otrzyma bezpośredniej odpowiedzi.Zastanawiałsię, czyJakub nie obawia się utraty uprzywilejowanej pozycji u bokuprezydentakraju, odznaczającego się zmiennym, nieprzewidywalnymcharakterem. Wyjaśniałoby to popis patriotyzmu i wierności krajowi, ale.kosztem syna.W tonie Ngilego już wyczuwał zapowiedz zdrady własnychideałów.Nie chcesz urazić ojca  warknął sfrustrowany, ale nade wszystkoniepewny,czy będzie w stanie kontynuować samotnie wielkie przedsięwzięcie.Onsię nie przejmuje tym, że urazi ciebie. Cóż ty wiesz  odparował Ngili. Cóż ty, do diabła, taknaprawdęwiesz o afrykańskich ojcach i synach?Oddalił się ostentacyjnie i przystanął przy stercie artykułówpodróżnych.Poprosił wyniośle w suahili o pokazanie jakichś walizek, wybrał jednąi targował się nieustępliwie.Ken wydobył zwitek banknotów, żebyzapłacićpołowę ceny.Ngili odsunął jego rękę, odliczył całą sumę z własnegoportfela,następnie chwycił walizkę.109  Słuchaj  rzekł z napięciem, kierując się poza teren targowiskamoja siostra cię lubi.Zachęcałeś ją do czegoś? Co?  Ken zaczął się śmiać.Sam pomysł, że mógł zachęcać doczegoś Yinkę, wydał mu się komiczny; zrobiłaby, co by chciała,bez żadnejzachęty.Korciło go, żeby powiedzieć  tak", ale zdał sobie sprawę,że Ngilinie jest w nastroju do żartów. Nigdy się do niej nie przystawiałem, jeśli o to ci chodzi  rzekłsztywno. Pewnie dlatego cię lubi. Nieprawda, Ngili, nie tak, jak sądzisz  rzekł uspokajająco iprzypo-mniał sobie miękkie, lecz mocne dotknięcie jej palców na swejdłoni,stwardniałej od wieloletniego używania młotka geologicznego.Widziałem to.Nawet w samochodzie zwracała się ciągle do ciebiei rzucała ci te spojrzenia.Nie zachęcaj jej więcej.Zgoda? W samochodzie rozładowywała oburzenie z powodu sytuacjipolitycz-nej.Yinka jest dużą dziewczynką i potrafi się o siebie zatroszczyć. To Afrykanka, a ty jesteś białym Amerykaniem  orzekłsurowoNgili. Tutaj troszczymy się o nasze siostry.Ty i ja to co innego,jesteśmymężczyznami i coś nas łączy  łączy nas przeszłość.Ale ciebie i jejnie łączynic.Rozumiesz?Wyprzedził Kena w drodze do zaparkowanego landrovera i terazprzestępował niecierpliwie z nogi na nogę.Ken przystanął przy kwadratowym placyku zagrodzonym pustymipudłamitekturowymi z nadrukiem firm produkujących komputery i telewizory: IBM", Apple",  Sony" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl