[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewykluczone, że pacjentka narysowała scenę bitwy z czasówrzymskich.%7łołnierzy podpalających wioskę i wieszających miesz-kańców lub niewolników na krzyżach.Gdy Verdetti i Valducci w końcu wychodzą, w gabinecie od ra-zu zjawia się Federico.Wita się z Tomem grzecznym skinieniem głowy, po czym przy-ciszonym głosem długo rozmawia z Valentiną.Tom jeszcze raz zerka na kartkę.Nagle ogarnia go gwałtownafala senności.Siłą woli, niemal podtrzymując powieki, przygląda się obojgużandarmom, którzy zapisują coś w notatnikach, stukają w klawiatu-rę komputera i co chwilę do kogoś dzwonią.236I nagle kończą.Zbierają płaszcze, wyłączają lampę na biurku i żegnają się przy-jaznym Ciao!.Federico nawet posyła Tomowi wymuszonyuśmiech.- Do domu! - oznajmia Valentina, triumfalnie klaszcząc smu-kłymi dłońmi.- A w każdym razie do tego, co chwilowo służy namza dom.Tom wstaje.Każda komórka jego ciała jest zmęczona.Każdyruch wywołuje u niego bolesne jęknięcie.- Co sądzisz o tym rysunku? - pyta Valentina, gdy schodzą dosamochodu.- Być może to nic nie znaczy.Oboje jesteśmy wykończeni, aw tym stanie wydaje ci się, że za każdym rogiem widzisz potwora.Porozmawiajmy o tym jutro, jak trochę się prześpimy.Valentina uważa, że Tom zbyt pochopnie lekceważy rysunek,ale widzi też, że były ksiądz nie ma w tej chwili ochoty na dłuższedyskusje na ten temat.Na zewnątrz tymczasem zrobiło się jeszcze zimniej.Każdy od-dech zmienia się w obłok pary w mroznym powietrzu przedświtu.Dzięki Bogu fiat nie zdążył jeszcze się wychłodzić.Valentina wy-jeżdża z parkingu i gładko podrzuca nowy temat rozmowy:- Wygląda na to, że nasza przyjaciółka ma kolejną osobo-wość.- Niech zgadnę, kolejna legendarna Rzymianka?- Nie, tym razem nie.- Valentina zastanawia się przez chwilę.- Hm, prawdopodobnie jednak jest rzymianka, tyle że współczesną.- To znaczy?- Anna Fratelli.Tak się nazywa najnowsze alter ego.Podobnojest wredna i klnie jak szewc.To ona kontrolowała pacjentkę pod-czas ucieczki przed Louisa i jej szefem.237Obojgu jednocześnie przychodzi do głowy ta sama myśl, ale toValentina odzywa się pierwsza:- Może to nie jest alternatywna osobowość, tylko prawdziwa.Z opisu wynika, że jest dość silna, żeby przetrwać samodzielnie.- Tak myślisz?- A dlaczego nie? Przecież pod tymi wszystkimi alternatyw-nymi osobowościami gdzieś musi tkwić prawdziwa osoba.- No tak.Louisa nazwała ją gospodarzem.Tom wyciera zaparowaną szybę i wygląda w ciemność.- W Los Angeles miałem znajomego gliniarza, który pomagałmi w centrum pomocy społecznej w Compton.Czarnoskóry ol-brzym.Nazywa się Danny Moses.- Moses? Jak Mojżesz?- Tak.To zawsze bawiło bandziorów z Compton.Wołali nanas: Idzie Mojżesz i kolo od Jezusa!.Zarykiwali się ze śmiechu,jakby usłyszeli najlepszy dowcip na świecie.W każdym razie Dan-ny miał talent do szukania uciekinierów.Twierdził, że zawszeuciekają do miejsc, które znają i czują się w nich bezpieczni.Dodomu, do przyjaciół albo w miejsca, które regularnie odwiedzali.Kilkoro dzieciaków, które okradały kościół, znalezliśmy w przyko-ścielnej świetlicy.Valentina zaczyna rozumieć.- Czyli uważasz, że Anna wróciła do szpitala? Czy do Co-smedinu?Tom nie jest pewien.Prawie żałuje, że opowiedział jej tę historyjkę.- Nie wiem.Jest zimno jak w piekle na tysiąc lat przed rozpa-leniem pierwszego ognia, a Anna poruszała się na piechotę, więcmusiała kierować się gdzieś niedaleko.Możliwe, że nawet nieoddaliła się za bardzo od miejsca, w którym zostawiła Louisę i tegojej zboczonego szefa.238- Valducci? Uważasz, że wygląda na zboczeńca?- Niech mi Bóg wybaczy osądzanie książki po okładce, aletak, wygląda jak zboczeniec.Możesz mi wierzyć, spotkałem wżyciu dość katolickich księży, żeby rozpoznać objawy.Valentina śmieje się i skręca w kierunku Cosmedinu.- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli szybko obejrzymymiejsce, w którym Louisa ostatni raz ją widziała? To tylko kilkakilometrów stąd, a ja będę spokojnie spała, wiedząc, że to spraw-dziliśmy.Tom drapie się po głowie.- Jasne.Chociaż nie ma takiej potrzeby.Valentina patrzy na niego ze zdziwieniem.- Znam inne sposoby na to, żebyś mogła spokojnie zasnąć.Znacznie przyjemniejsze sposoby.57.Po drodze do Cosmedinu Valentina wykonuje kilka telefonówdo funkcjonariuszy pełniących nocny dyżur na dyspozytorni.Tomskrupulatnie zapisuje adresy, które mu podaje.Kiedy dojeżdżają do Piazza della Bocca della Verit, w notatni-ku widnieje pięć adresów kobiet imieniem Anna Fratelli.Tylkojedna z nich ma dwadzieścia siedem lat i mieszka w Cosmedinie.Valentina wyłącza silnik.Ma poczucie winy.239Pomimo makabrycznej pory, dzwoni do Federica.Telefon po-rucznika Assante jest wyłączony, co odrobinę poprawia jej nastrój.Zostawia mu rzeczową wiadomość, informując go, dokąd pojechałai po co.Szczegółów dowie się następnego dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niewykluczone, że pacjentka narysowała scenę bitwy z czasówrzymskich.%7łołnierzy podpalających wioskę i wieszających miesz-kańców lub niewolników na krzyżach.Gdy Verdetti i Valducci w końcu wychodzą, w gabinecie od ra-zu zjawia się Federico.Wita się z Tomem grzecznym skinieniem głowy, po czym przy-ciszonym głosem długo rozmawia z Valentiną.Tom jeszcze raz zerka na kartkę.Nagle ogarnia go gwałtownafala senności.Siłą woli, niemal podtrzymując powieki, przygląda się obojgużandarmom, którzy zapisują coś w notatnikach, stukają w klawiatu-rę komputera i co chwilę do kogoś dzwonią.236I nagle kończą.Zbierają płaszcze, wyłączają lampę na biurku i żegnają się przy-jaznym Ciao!.Federico nawet posyła Tomowi wymuszonyuśmiech.- Do domu! - oznajmia Valentina, triumfalnie klaszcząc smu-kłymi dłońmi.- A w każdym razie do tego, co chwilowo służy namza dom.Tom wstaje.Każda komórka jego ciała jest zmęczona.Każdyruch wywołuje u niego bolesne jęknięcie.- Co sądzisz o tym rysunku? - pyta Valentina, gdy schodzą dosamochodu.- Być może to nic nie znaczy.Oboje jesteśmy wykończeni, aw tym stanie wydaje ci się, że za każdym rogiem widzisz potwora.Porozmawiajmy o tym jutro, jak trochę się prześpimy.Valentina uważa, że Tom zbyt pochopnie lekceważy rysunek,ale widzi też, że były ksiądz nie ma w tej chwili ochoty na dłuższedyskusje na ten temat.Na zewnątrz tymczasem zrobiło się jeszcze zimniej.Każdy od-dech zmienia się w obłok pary w mroznym powietrzu przedświtu.Dzięki Bogu fiat nie zdążył jeszcze się wychłodzić.Valentina wy-jeżdża z parkingu i gładko podrzuca nowy temat rozmowy:- Wygląda na to, że nasza przyjaciółka ma kolejną osobo-wość.- Niech zgadnę, kolejna legendarna Rzymianka?- Nie, tym razem nie.- Valentina zastanawia się przez chwilę.- Hm, prawdopodobnie jednak jest rzymianka, tyle że współczesną.- To znaczy?- Anna Fratelli.Tak się nazywa najnowsze alter ego.Podobnojest wredna i klnie jak szewc.To ona kontrolowała pacjentkę pod-czas ucieczki przed Louisa i jej szefem.237Obojgu jednocześnie przychodzi do głowy ta sama myśl, ale toValentina odzywa się pierwsza:- Może to nie jest alternatywna osobowość, tylko prawdziwa.Z opisu wynika, że jest dość silna, żeby przetrwać samodzielnie.- Tak myślisz?- A dlaczego nie? Przecież pod tymi wszystkimi alternatyw-nymi osobowościami gdzieś musi tkwić prawdziwa osoba.- No tak.Louisa nazwała ją gospodarzem.Tom wyciera zaparowaną szybę i wygląda w ciemność.- W Los Angeles miałem znajomego gliniarza, który pomagałmi w centrum pomocy społecznej w Compton.Czarnoskóry ol-brzym.Nazywa się Danny Moses.- Moses? Jak Mojżesz?- Tak.To zawsze bawiło bandziorów z Compton.Wołali nanas: Idzie Mojżesz i kolo od Jezusa!.Zarykiwali się ze śmiechu,jakby usłyszeli najlepszy dowcip na świecie.W każdym razie Dan-ny miał talent do szukania uciekinierów.Twierdził, że zawszeuciekają do miejsc, które znają i czują się w nich bezpieczni.Dodomu, do przyjaciół albo w miejsca, które regularnie odwiedzali.Kilkoro dzieciaków, które okradały kościół, znalezliśmy w przyko-ścielnej świetlicy.Valentina zaczyna rozumieć.- Czyli uważasz, że Anna wróciła do szpitala? Czy do Co-smedinu?Tom nie jest pewien.Prawie żałuje, że opowiedział jej tę historyjkę.- Nie wiem.Jest zimno jak w piekle na tysiąc lat przed rozpa-leniem pierwszego ognia, a Anna poruszała się na piechotę, więcmusiała kierować się gdzieś niedaleko.Możliwe, że nawet nieoddaliła się za bardzo od miejsca, w którym zostawiła Louisę i tegojej zboczonego szefa.238- Valducci? Uważasz, że wygląda na zboczeńca?- Niech mi Bóg wybaczy osądzanie książki po okładce, aletak, wygląda jak zboczeniec.Możesz mi wierzyć, spotkałem wżyciu dość katolickich księży, żeby rozpoznać objawy.Valentina śmieje się i skręca w kierunku Cosmedinu.- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli szybko obejrzymymiejsce, w którym Louisa ostatni raz ją widziała? To tylko kilkakilometrów stąd, a ja będę spokojnie spała, wiedząc, że to spraw-dziliśmy.Tom drapie się po głowie.- Jasne.Chociaż nie ma takiej potrzeby.Valentina patrzy na niego ze zdziwieniem.- Znam inne sposoby na to, żebyś mogła spokojnie zasnąć.Znacznie przyjemniejsze sposoby.57.Po drodze do Cosmedinu Valentina wykonuje kilka telefonówdo funkcjonariuszy pełniących nocny dyżur na dyspozytorni.Tomskrupulatnie zapisuje adresy, które mu podaje.Kiedy dojeżdżają do Piazza della Bocca della Verit, w notatni-ku widnieje pięć adresów kobiet imieniem Anna Fratelli.Tylkojedna z nich ma dwadzieścia siedem lat i mieszka w Cosmedinie.Valentina wyłącza silnik.Ma poczucie winy.239Pomimo makabrycznej pory, dzwoni do Federica.Telefon po-rucznika Assante jest wyłączony, co odrobinę poprawia jej nastrój.Zostawia mu rzeczową wiadomość, informując go, dokąd pojechałai po co.Szczegółów dowie się następnego dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]