[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coop wiedział, że przyjdą roztopy.Wiosennedeszcze i grad.Ale wraz z nimi pojawi się zieleń i zrebaki będą hasać napastwiskach.I tego, uzmysłowił sobie Coop, właśnie pragnął.Znowu zobaczyć świeżązieleń i hasające konie.%7łyć.Gdy zbliżali się już do domu, Sam gwizdnął cicho. Jest twoja babka, stoi na ganku, podparta pod boki.Dostanie nam się.137RLTCoop posłał dziadkowi łagodne spojrzenie. Nam"? Radz sobie sam.Dziadek specjalnie poprowadził konia na podwórko. Wyglądacie na bardzo zadowolonych z siebie, jeżdżąc konno na mroziejak para głupków.A teraz pewnie w nagrodę chcielibyście kawy i placka. Nie powiem: nie.Nikt nie piecze takiego placka jak moja Lucille.Prychnęła, zrobiła naburmuszoną minę i odwróciła się plecami. Jeśli złamie sobie nogę podczas zsiadania, ty będziesz się nimzajmował, Cooper. Dobrze, babciu.Odczekał, aż babka zniknie w kuchni, a potem zeskoczył z konia, żebypomóc Samowi zsiąść. Ja zajmę się końmi, a ty zajmij się nią.Nie zazdroszczę ci.Podprowadził Sama do drzwi i przezornie się ulotnił.Rozsiodłał konie i zdjął im uprząż.Ponieważ nie musiał jechać do miasta,zajął się drobnymi naprawami, które odkładał od jakiegoś czasu.Nie był taksprawny jak dziadek, jeśli chodzi o roboty ciesielskie, ale jakoś sobie radził.Rzadko walił się młotkiem w kciuk.Kiedy skończył, poszedł obejrzeć barak.Była to zwykła chata, długa,niska i prymitywna, widoczna z domu i z padoku.Ale stała wystarczająco daleko, żeby nie wchodzili sobie z dziadkami wdrogę stwierdził Coop.Bo musiał przyznać, że trochę mu brakowałoprywatności.Barak służył głównie jako składzik, choć korzystano z niego sezonowo,albo jako kwatera dla najemnych pracowników, gdy była potrzeba ipieniądze żeby zatrudnić jednego czy dwóch.138RLTTeraz były i pieniądze, on je miał, i potrzeba, bo dziadkom przydałaby siępomoc.Po wyremontowaniu baraku można pomyśleć, czyby nie przekształcićschowka na uprząż w stajni w kwaterę dla stałego pomocnika.Coop wiedział jednak, że takie zmiany trzeba wprowadzać powoli.Krokpo kroku.Wszedł do starego baraku.Prawie tak samo zimno jak na zewnątrz pomyślał, i zaczął się zastanawiać, kiedy ostatnio palono w pękatym piecyku.W baraku były dwie prycze, stary stół, kilka krzeseł.W kuchni może dałobysię coś usmażyć, ale do wielkiego gotowania się nie nadawała.Podłoga była zniszczona, ściany brudne.W powietrzu unosiła się wońtłuszczu i chyba potu.Daleko temu do mieszkania w Nowym Jorku pomyślał.Ale z tym jużskończył.Musiał się zastanowić, co zrobić, żeby dało się tu żyć.Gdyby pokombinować, wystarczyłoby jeszcze miejsca na małe biuro.Przydałoby mu się jedno tutaj, a drugie w mieście.Nie chciał chodzić do domui korzystać z gabinetu dziadków za każdym razem, gdy miał coś dozałatwienia.Sypialnia, łazienka, kuchnia to wymagało poważnego remontu igabinet.Tyle wystarczy.Nie zamierzał przyjmować gości.Gdy kończył oględziny, snując plany, przypomniał sobie o placku.Miałnadzieję, że babci już przeszedł gniew.Wrócił do domu, otrzepał buty ze śniegu i wszedł do kuchni.A tam,niech to szlag, siedziała Lil i jadła placek przy stole.Babcia rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale wstała, żeby wyjąć dla niegotalerz.139RLT Wejdz i usiądz.Twój dziadek poszedł się zdrzemnąć, bo jestwykończony po tej waszej przejażdżce.Lil musiała zadowolić się moimtowarzystwem, chociaż przejechała tę całą drogę, żeby zobaczyć się z Samem. Hm rzucił jedynie Coop.Zdjął kurtkę i płaszcz. Posiedz z Lil.Ja muszę pójść na górę i zajrzeć do niego. Energiczniepostawiła placek i kubek kawy na stole, a potem wyszła. Cholera. Nie jest taka zła, tylko udaje. Lil odkroiła widelczykiem kawałekplacka. Powiedziała mi, że przejażdżka bardzo dobrze Samowi zrobiła, alewściekła się, że pojechaliście, nic jej nie mówiąc.W każdym razie placek jestpyszny.Usiadł i wziął pierwszy kęs. Uhm. Wygląda na zmęczoną. Nie odpuści sobie; ani trochę nie zwolni tempa.Jeśli ma dziesięć minut,żeby usiąść i odpocząć, zawsze znajdzie jakieś zajęcie.Kłócą się całymidniami jak para dziesięciolatków.A potem. Urwał, bo przyłapał się na tym,że mówi do niej jak dawniej, jak przed laty.Zanim się skończyło.Wzruszył ramionami i ukroił następny kawałek placka. Przepraszam. Nie ma za co.Ja też się o nich martwię.Słyszałam, że zamierzaszodnowić barak. Wieści szybko się rozchodzą.Zdecydowałem się na to zaledwie kilkagodzin temu.140RLT Jestem tu prawie od pół godziny.Wystarczająco długo, żebydowiedzieć się, co nowego.Więc naprawdę zamierzasz zostać. Zgadza się.Czy to jakiś problem?Uniosła brwi. Dlaczego?Ponownie wzruszył ramionami i skupił się na placku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Coop wiedział, że przyjdą roztopy.Wiosennedeszcze i grad.Ale wraz z nimi pojawi się zieleń i zrebaki będą hasać napastwiskach.I tego, uzmysłowił sobie Coop, właśnie pragnął.Znowu zobaczyć świeżązieleń i hasające konie.%7łyć.Gdy zbliżali się już do domu, Sam gwizdnął cicho. Jest twoja babka, stoi na ganku, podparta pod boki.Dostanie nam się.137RLTCoop posłał dziadkowi łagodne spojrzenie. Nam"? Radz sobie sam.Dziadek specjalnie poprowadził konia na podwórko. Wyglądacie na bardzo zadowolonych z siebie, jeżdżąc konno na mroziejak para głupków.A teraz pewnie w nagrodę chcielibyście kawy i placka. Nie powiem: nie.Nikt nie piecze takiego placka jak moja Lucille.Prychnęła, zrobiła naburmuszoną minę i odwróciła się plecami. Jeśli złamie sobie nogę podczas zsiadania, ty będziesz się nimzajmował, Cooper. Dobrze, babciu.Odczekał, aż babka zniknie w kuchni, a potem zeskoczył z konia, żebypomóc Samowi zsiąść. Ja zajmę się końmi, a ty zajmij się nią.Nie zazdroszczę ci.Podprowadził Sama do drzwi i przezornie się ulotnił.Rozsiodłał konie i zdjął im uprząż.Ponieważ nie musiał jechać do miasta,zajął się drobnymi naprawami, które odkładał od jakiegoś czasu.Nie był taksprawny jak dziadek, jeśli chodzi o roboty ciesielskie, ale jakoś sobie radził.Rzadko walił się młotkiem w kciuk.Kiedy skończył, poszedł obejrzeć barak.Była to zwykła chata, długa,niska i prymitywna, widoczna z domu i z padoku.Ale stała wystarczająco daleko, żeby nie wchodzili sobie z dziadkami wdrogę stwierdził Coop.Bo musiał przyznać, że trochę mu brakowałoprywatności.Barak służył głównie jako składzik, choć korzystano z niego sezonowo,albo jako kwatera dla najemnych pracowników, gdy była potrzeba ipieniądze żeby zatrudnić jednego czy dwóch.138RLTTeraz były i pieniądze, on je miał, i potrzeba, bo dziadkom przydałaby siępomoc.Po wyremontowaniu baraku można pomyśleć, czyby nie przekształcićschowka na uprząż w stajni w kwaterę dla stałego pomocnika.Coop wiedział jednak, że takie zmiany trzeba wprowadzać powoli.Krokpo kroku.Wszedł do starego baraku.Prawie tak samo zimno jak na zewnątrz pomyślał, i zaczął się zastanawiać, kiedy ostatnio palono w pękatym piecyku.W baraku były dwie prycze, stary stół, kilka krzeseł.W kuchni może dałobysię coś usmażyć, ale do wielkiego gotowania się nie nadawała.Podłoga była zniszczona, ściany brudne.W powietrzu unosiła się wońtłuszczu i chyba potu.Daleko temu do mieszkania w Nowym Jorku pomyślał.Ale z tym jużskończył.Musiał się zastanowić, co zrobić, żeby dało się tu żyć.Gdyby pokombinować, wystarczyłoby jeszcze miejsca na małe biuro.Przydałoby mu się jedno tutaj, a drugie w mieście.Nie chciał chodzić do domui korzystać z gabinetu dziadków za każdym razem, gdy miał coś dozałatwienia.Sypialnia, łazienka, kuchnia to wymagało poważnego remontu igabinet.Tyle wystarczy.Nie zamierzał przyjmować gości.Gdy kończył oględziny, snując plany, przypomniał sobie o placku.Miałnadzieję, że babci już przeszedł gniew.Wrócił do domu, otrzepał buty ze śniegu i wszedł do kuchni.A tam,niech to szlag, siedziała Lil i jadła placek przy stole.Babcia rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale wstała, żeby wyjąć dla niegotalerz.139RLT Wejdz i usiądz.Twój dziadek poszedł się zdrzemnąć, bo jestwykończony po tej waszej przejażdżce.Lil musiała zadowolić się moimtowarzystwem, chociaż przejechała tę całą drogę, żeby zobaczyć się z Samem. Hm rzucił jedynie Coop.Zdjął kurtkę i płaszcz. Posiedz z Lil.Ja muszę pójść na górę i zajrzeć do niego. Energiczniepostawiła placek i kubek kawy na stole, a potem wyszła. Cholera. Nie jest taka zła, tylko udaje. Lil odkroiła widelczykiem kawałekplacka. Powiedziała mi, że przejażdżka bardzo dobrze Samowi zrobiła, alewściekła się, że pojechaliście, nic jej nie mówiąc.W każdym razie placek jestpyszny.Usiadł i wziął pierwszy kęs. Uhm. Wygląda na zmęczoną. Nie odpuści sobie; ani trochę nie zwolni tempa.Jeśli ma dziesięć minut,żeby usiąść i odpocząć, zawsze znajdzie jakieś zajęcie.Kłócą się całymidniami jak para dziesięciolatków.A potem. Urwał, bo przyłapał się na tym,że mówi do niej jak dawniej, jak przed laty.Zanim się skończyło.Wzruszył ramionami i ukroił następny kawałek placka. Przepraszam. Nie ma za co.Ja też się o nich martwię.Słyszałam, że zamierzaszodnowić barak. Wieści szybko się rozchodzą.Zdecydowałem się na to zaledwie kilkagodzin temu.140RLT Jestem tu prawie od pół godziny.Wystarczająco długo, żebydowiedzieć się, co nowego.Więc naprawdę zamierzasz zostać. Zgadza się.Czy to jakiś problem?Uniosła brwi. Dlaczego?Ponownie wzruszył ramionami i skupił się na placku [ Pobierz całość w formacie PDF ]