[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak myślisz, czy będę dobra w łóżku? - zapytała z westchnieniem, po czym oparła mu głowę na ramieniu i dodała:- Mam nadzieję, że nie jestem oziębła.- Na to raczej nie ma szans.Cade poczuł, że ciśnienie mu podskoczyło.To z powoduBailey, która delikatnie ssała jego ucho.Sięgnęła pod jego koszulę i zaczęła gładzić go po plecach, lekko drapiąc paznokciami.ZAGINIONA GWIAZDA * 69- Masz taki miły smak - stwierdziła z aprobatą, muskającustami jego szyję.- Tak mi gorąco.A tobie też?Cade zaklął, a potem wpił się ustami w jej wargi.Bailey smakowała jak dojrzały, rozgrzany owoc.Zatracił sięw niej, w tych jej gorących, cudownych ustach.Była tak uległa, a zarazem tak kusicielska.Kiedy odchyliłagłowę, poddając szyję pod jego pocałunki, żaden święty w niebienie byłby w stanie jej się oprzeć.Przesunął wargami po tejgładkiej, białej szyi.Słyszał westchnienia Bailey i czuł, że zaprasza go każdym swoim grzesznym gestem.Mógł ją teraz wziąć bez trudu.Popchnąłby ją po prostu nadywan i zanurzył się w jej ciało.Już sobie wyobrażał tę aksamitnągłębię i rytm, który byłby tylko ich własnym rytmem.Ale choć wiedział, że byłoby to właściwe i cudowne, wiedział też, że nie mogło się to stać tutaj i teraz.- Nigdy nie pragnąłem nikogo tak jak ciebie.- Zanurzyłdłoń w jej włosy i odwrócił jej głowę tak, by ich oczy się spotkały.- Do diabła, Bailey, skup się na chwilę.Spójrz na mnie.Przecież nie widziała nic innego.I nie chciała też niczegoinnego.Ciało miała lekkie jak wiatr, a umysł wyzuty ze wszystkiego, prócz Cade'a.- Pocałuj mnie jeszcze raz, Cade.Robisz to tak cudownie.Modląc się o to, by starczyło mu siły woli, nachylił się nadnią i spróbował zapanować nad własnym wzburzonym oddechem.- Następnym razem, kiedy cię pocałuję, będziesz wiedziała,o co chodzi.- Wstał, pociągając ją za sobą.- Kręci mi się w głowie.- Chichocząc, położyła mu głowęna ramieniu.- A komu się nie kręci? - Z heroicznym samozaparciem70 * ZAGINIONA GWIAZDApodprowadził Bailey do sofy i pomógł jej się położyć.- Zdrzemnij się trochę.- Dobrze.- Bailey posłusznie zamknęła oczy.- A ty tu zostań.Kiedy jesteś przy mnie, czuję się taka bezpieczna.- Oczywiście, że tu będę - zapewnił.Przeczesał palcamiwłosy i patrzył, jak Bailey zapada w sen.Przyjdzie jeszcze takidzień, że oboje będą się z tego śmiali, pomyślał.Może wtedy,kiedy będą mieli wnuki.Gdy uznał, że Bailey śpi już głęboko, zabrał się znowu dopracy.Kopała w ziemi.Słońce świeciło jak latarka na szafirowym niebie.Otaczający ją krajobraz był skalisty - w spalonych odcieniachczerwieni, brązu i lawendy.Nad spękaną ziemią bladozielone krzewy wydzielały cierpki, gryzący zapach szałwi.Pracowała z.zapałem, łopatką i małym młoteczkiem.W cieniu spiczastego głazu siedziały dwie kobiety i przyglądałyjej się uważnie.Była bardzo z siebie zadowolona, a kiedy spojrzałana nie z uśmiechem, poczuła się niemal szczęśliwa.Jedna z kobiet miała krótką, rudą czuprynę, połyskującąjakmiedz, oraz drobną twarz o ostrych, lisich rysach.A choć oczybyły przysłonięte słonecznymi okularami, Bailey doskonale wiedziała, że są ciemnozielone.Druga miała włosy czarne jak heban, ukryte pod szerokimsłomkowym kapeluszem, którego rondo zdobiły drobne, czerwone kwiatki.Gdyby go zdjęła, nie skrępowane niczym włosy opadłyby gęstą falującą kaskadci aż do pasa.Stanowiły doskonałeuzupełnienie przepięknej twarzy o bladokremowej cerze i niewiarygodnie błękitnych oczach.Patrząc na nie, Bailey poczuła miłość, która brała się z.po-ZAGINIONA GWIAZDA * 71czucia silnej więzi oraz.wspólnoty.Głosy ich brzmiały w jejuszach jak muzyka -jak odległa piosenka, z której udało jej sięwychwycić jedynie luzne fragmenty.Mam ochotę na zimne piwo.Cokolwiek, byle zimne.Jak myślisz, kiedy ona wreszcie skończy?Do końca życia.Na przyszły rok do Paryża.Zdecydowanie.Trzeba ją trzymać z daleka od tych skał.No i od tych lizusów.Kategorycznie.Na myśl o tym, że o niej mówki, uśmiechnęła się łagodnie.Obchodziła je tak bardzo, że wciąż o niej rozmawiały.Pojedziez nimi do Paryża.Teraz jednak natknęła się na bardzo ciekawąformację i miała nadzieję, że znajdzie coś godnego uwagi, coś,co będzie mogła zabrać ze sobą i przestudiować, a potem przerobić na coś ładnego dla przyjaciółek.Trzeba mieć do tego cierpliwość i dobre oko.Podzieli sięz.przyjaciółkami tym, co uda jej się dzisiaj znalezć.A potem, nagle, niebieskie kamienie dosłownie posypały jejsię na rękę.Trzy absolutnie doskonałe, niebieskie diamenty,o niebywałej wręcz, wielkości i połysku.Patrzyła na nie z przyjemnością raczej niż.z zaskoczeniem, obracając je w ręku.I wtedyciało jej wypełniła dziwna moc i siła.Burza nadciągała szybko i nieuchronnie, zasłaniając prażące słońce.Czarne cienie zaległy nad ziemią.Teraz czuła już tylkopanikę i gwałtowną potrzebę pospiechu.Szybko, szybko.Kamieńdla każdej z nich, zanim będzie za pózno.Zanim ciemność roze-drze błyskawica.Było już jednak za pózno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Jak myślisz, czy będę dobra w łóżku? - zapytała z westchnieniem, po czym oparła mu głowę na ramieniu i dodała:- Mam nadzieję, że nie jestem oziębła.- Na to raczej nie ma szans.Cade poczuł, że ciśnienie mu podskoczyło.To z powoduBailey, która delikatnie ssała jego ucho.Sięgnęła pod jego koszulę i zaczęła gładzić go po plecach, lekko drapiąc paznokciami.ZAGINIONA GWIAZDA * 69- Masz taki miły smak - stwierdziła z aprobatą, muskającustami jego szyję.- Tak mi gorąco.A tobie też?Cade zaklął, a potem wpił się ustami w jej wargi.Bailey smakowała jak dojrzały, rozgrzany owoc.Zatracił sięw niej, w tych jej gorących, cudownych ustach.Była tak uległa, a zarazem tak kusicielska.Kiedy odchyliłagłowę, poddając szyję pod jego pocałunki, żaden święty w niebienie byłby w stanie jej się oprzeć.Przesunął wargami po tejgładkiej, białej szyi.Słyszał westchnienia Bailey i czuł, że zaprasza go każdym swoim grzesznym gestem.Mógł ją teraz wziąć bez trudu.Popchnąłby ją po prostu nadywan i zanurzył się w jej ciało.Już sobie wyobrażał tę aksamitnągłębię i rytm, który byłby tylko ich własnym rytmem.Ale choć wiedział, że byłoby to właściwe i cudowne, wiedział też, że nie mogło się to stać tutaj i teraz.- Nigdy nie pragnąłem nikogo tak jak ciebie.- Zanurzyłdłoń w jej włosy i odwrócił jej głowę tak, by ich oczy się spotkały.- Do diabła, Bailey, skup się na chwilę.Spójrz na mnie.Przecież nie widziała nic innego.I nie chciała też niczegoinnego.Ciało miała lekkie jak wiatr, a umysł wyzuty ze wszystkiego, prócz Cade'a.- Pocałuj mnie jeszcze raz, Cade.Robisz to tak cudownie.Modląc się o to, by starczyło mu siły woli, nachylił się nadnią i spróbował zapanować nad własnym wzburzonym oddechem.- Następnym razem, kiedy cię pocałuję, będziesz wiedziała,o co chodzi.- Wstał, pociągając ją za sobą.- Kręci mi się w głowie.- Chichocząc, położyła mu głowęna ramieniu.- A komu się nie kręci? - Z heroicznym samozaparciem70 * ZAGINIONA GWIAZDApodprowadził Bailey do sofy i pomógł jej się położyć.- Zdrzemnij się trochę.- Dobrze.- Bailey posłusznie zamknęła oczy.- A ty tu zostań.Kiedy jesteś przy mnie, czuję się taka bezpieczna.- Oczywiście, że tu będę - zapewnił.Przeczesał palcamiwłosy i patrzył, jak Bailey zapada w sen.Przyjdzie jeszcze takidzień, że oboje będą się z tego śmiali, pomyślał.Może wtedy,kiedy będą mieli wnuki.Gdy uznał, że Bailey śpi już głęboko, zabrał się znowu dopracy.Kopała w ziemi.Słońce świeciło jak latarka na szafirowym niebie.Otaczający ją krajobraz był skalisty - w spalonych odcieniachczerwieni, brązu i lawendy.Nad spękaną ziemią bladozielone krzewy wydzielały cierpki, gryzący zapach szałwi.Pracowała z.zapałem, łopatką i małym młoteczkiem.W cieniu spiczastego głazu siedziały dwie kobiety i przyglądałyjej się uważnie.Była bardzo z siebie zadowolona, a kiedy spojrzałana nie z uśmiechem, poczuła się niemal szczęśliwa.Jedna z kobiet miała krótką, rudą czuprynę, połyskującąjakmiedz, oraz drobną twarz o ostrych, lisich rysach.A choć oczybyły przysłonięte słonecznymi okularami, Bailey doskonale wiedziała, że są ciemnozielone.Druga miała włosy czarne jak heban, ukryte pod szerokimsłomkowym kapeluszem, którego rondo zdobiły drobne, czerwone kwiatki.Gdyby go zdjęła, nie skrępowane niczym włosy opadłyby gęstą falującą kaskadci aż do pasa.Stanowiły doskonałeuzupełnienie przepięknej twarzy o bladokremowej cerze i niewiarygodnie błękitnych oczach.Patrząc na nie, Bailey poczuła miłość, która brała się z.po-ZAGINIONA GWIAZDA * 71czucia silnej więzi oraz.wspólnoty.Głosy ich brzmiały w jejuszach jak muzyka -jak odległa piosenka, z której udało jej sięwychwycić jedynie luzne fragmenty.Mam ochotę na zimne piwo.Cokolwiek, byle zimne.Jak myślisz, kiedy ona wreszcie skończy?Do końca życia.Na przyszły rok do Paryża.Zdecydowanie.Trzeba ją trzymać z daleka od tych skał.No i od tych lizusów.Kategorycznie.Na myśl o tym, że o niej mówki, uśmiechnęła się łagodnie.Obchodziła je tak bardzo, że wciąż o niej rozmawiały.Pojedziez nimi do Paryża.Teraz jednak natknęła się na bardzo ciekawąformację i miała nadzieję, że znajdzie coś godnego uwagi, coś,co będzie mogła zabrać ze sobą i przestudiować, a potem przerobić na coś ładnego dla przyjaciółek.Trzeba mieć do tego cierpliwość i dobre oko.Podzieli sięz.przyjaciółkami tym, co uda jej się dzisiaj znalezć.A potem, nagle, niebieskie kamienie dosłownie posypały jejsię na rękę.Trzy absolutnie doskonałe, niebieskie diamenty,o niebywałej wręcz, wielkości i połysku.Patrzyła na nie z przyjemnością raczej niż.z zaskoczeniem, obracając je w ręku.I wtedyciało jej wypełniła dziwna moc i siła.Burza nadciągała szybko i nieuchronnie, zasłaniając prażące słońce.Czarne cienie zaległy nad ziemią.Teraz czuła już tylkopanikę i gwałtowną potrzebę pospiechu.Szybko, szybko.Kamieńdla każdej z nich, zanim będzie za pózno.Zanim ciemność roze-drze błyskawica.Było już jednak za pózno [ Pobierz całość w formacie PDF ]