[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbował kilkakrotnie doczepić i czwarty, ale nieudawało mu się, gdyż łańcuch ten nie był wystarczająco luzny.Wreszcie trzy łańcuchy zaczepione do haka zostały mocno naciągnięte.Ci, którzy bylinimi związani, zaczęli z niepokojem spoglądać za siebie i szukać przyczyny skrępowaniaruchów.Hak zaczął się wznosić.Spojrzałem ku górze, pózniej na dół - tam, gdzie drugikoniec głównego łańcucha opasany był na bębnie, w ciemnym rogu, a nieduża postać w strojubłazna kręciła korbą.Sześciu ministrów zostało uniesionych w powietrze.Książę Prospero i jeden z ministrów, który był z nim połączony łańcuchem, zostali naziemi.Jakiś cień przemknął koło mnie.Ruszyłem do mojej tarczy.Peters podbiegł do ściany.Wyrwał pochodnię z rąk kariatydy.Skoczył na środek,gdzie zwisało sześciu ministrów, którzy wcześniej przyglądali się Trippetcie tańczącej kuśmierci.Podpalił każdego z nich.Smoła paliła się bardzo łatwo.Płomienie objęły wszystkich.Słychać było okrzyki rozpaczy i strachu, ale ginęły wśród zawodzenia i wrzasków żywychpochodni, wijących i skręcających się z bólu.Aańcuchy pobrzękiwały i szczękały; cienierzucane na ściany sali wykonywały szalony taniec.Piekielny, przerazliwy dzwięk wypełniałcałą przestrzeń.Pózniej zorientowałem się, że to śmiech Petersa.Powstała ogólna panika.Miałem już szablę w dłoni.Sześciu ministrów kręciło się nahaku, wrzeszczało i płonęło.Peters wydał z siebie straszliwy ryk, zablokował bęben, którym kręcił, i wstał.Chciałzrobić kilka kroków, ale zatrzymał go potok napierających osób.Wielki, ciemny zegar zaczął wybijać północ.Zanim ucichły dzwięki ostatniegouderzenia, wszyscy nagle oniemieli i zastygli w bezruchu, jakby jakiś podmuch odebrałzebranym władzę nad zmysłami i ciałem.Znalazł się jednak wyjątek.Zauważyłem tę postać, gdyż jedynie ona się poruszała,wyłoniwszy się z ciemnego narożnika, który mógł kryć jakieś przejście.Ponadto spojrzeniawszystkich skupiał dziwaczny strój.Była to wysoka figura zmarłego zabranego przezczerwony mór - przed którą, uciekali wszyscy znajdujący się w sali.Postać ta przemieszczałasię niezdarnie, niezgrabnie; miała cerę jednocześnie białą jak płótno i czerwoną jak krew, gdyprzechodziła między obszarami cienia i blasku powodowanymi przez to koszmarne zródłopłomieni; sztywno stąpała spowita w obłok trupiego zapachu; odziana w zatęchły strój;prostacko zachowująca się, o przerażającym wyglądzie.Szła naprzód, stanowiąc doskonałeuosobienie nastroju całej gromady patrzących na ten dramat.Wrażenie grozy spotęgowało się pod wpływem nagłego objawienia, że nie jest totylko kwestia maski, pudru, szminek czy wreszcie przebrania.Znałem tego człowieka,widziałem go przy wejściu do tunelu, gdzie Peters ściągnął z niego błazeński kostiumi czapkę z dzwonkami.Był to Fortunato - opanowany przez zarazę pijaczyna, kompanMontresora, zmarły, trup, nieboszczyk, ale ożywiony, wprawiony w ruch, idący przejściemmiędzy rozstępującymi się przerażonymi gapiami.Doszedł do Prospera, objął go.Książękrzyknął w tym momencie i zwalił się na posadzkę, ukazując stopy spętane łańcuchamii pociągając za sobą ostatniego z ministrów.Przerazliwa cisza ustąpiła hałasowi i rozgardiaszowi.Rozedrgane ręce dobyły 92sztyletów.Wywijałem szablą na wszystkie strony i zawołałem Petersa.Chwyciłem pochodnięi wskazałem mu drogę w kierunku, gdzie według mnie, znajdowało się ukryte przejście.Peters przebił się przez tłum i podążył za mną.Wcześniej rzucił ostatnie spojrzenie na dzieło,którego dokonał, i swego martwego towarzysza Emersona. Ostatnie dni i sny wypełniła krew.Słyszę gruzliczy kaszelwśród nieskończonego rytmu życia.Zmierć czai się i udaje, żena nikogo nie czyha.Edgar Allan Poe [bez tytułu] 93X Edgar Poe nie żyje.Zmarł przedwczoraj w Baltimore.Wiadomość ta wywoła u wieluwstrząs, ale zasmuci nielicznych.Poeta był znany i szanowany w całym kraju; miałczytelników w Anglii i innych częściach Europy.Grono jego przyjaciół było bardzo wąskiei żal po jego śmierci przejawi się głównie stwierdzeniem, że literatura straciła jednąz najwspanialszych, aczkolwiek kapryśnych gwiazd. Daily Tribune , Nowy Jork  Ludwig (Rufus Griswold)Szliśmy przejściem, w którym natknęliśmy się na schody prowadzące w dół dokolejnego korytarzyka biegnącego pod dziedzińcem.Peters był nadal oszołomionyi wyczerpany.Na początku nie odzywałem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl