[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzięła go w ramiona z radością, bezoporów.Pocałunek, jakim go obdarzyła, ujawnił długoskrywaną w sercu tęsknotę.Kiedy Elaine otrząsnęła się ze snu, musiała spojrzećprawdzie w oczy.Mitchell Rath naprawdę ją całował.Czułajego spragnione usta i ciało, i to ją natychmiast otrzezwiło.Zszokowana zarówno swoim lubieżnym snem, jak i tym,że Mitch usiłował zbliżyć się do niej, kiedy spała, z całej siłyodepchnęła go.Była oburzona.Jak śmiał!- Złaz ze mnie! - zażądała w furii.- Cham! - A gdyniechętnie zaczął się wycofywać, dodała wściekle: - Tyłajdaku, śmiesz napastować mnie we śnie?- Myślałem, że ci zimno - odpowiedział ponuro.- Zimno?! - powtórzyła z gryzącą ironią.- I akurat tywiesz, jak mnie rozgrzać?Mitch chmurnie zmrużył oczy.- Pewnie.- Zaczerpnął powietrza.- Wiesz, pasjaminapastuję kobiety, takie mam hobby.- Uśmiechnął sięcynicznie.- Szkoda, że nie ma tu Claire, bo jej obecność dodałaby smaczku.Uwielbiam dobierać się do śpiących kobietw obecności ich najbliższych krewnych.Wstał i podszedł do kominka, by dołożyć do ognia.Elainespojrzała na siebie i stwierdziła, że koce są rozrzucone.Amoże on właśnie po nie sięgał, by ją przykryć, i wtedy ona.Zamknęła oczy, modląc się, żeby to nie była prawda.%7łebyjej sen pozostał tylko snem.Wbrew wszystkiemu miałanadzieję, że to nie ona pierwsza wyciągnęła do niego ręce.Odwróciła się w stronę Mitcha, który pogrzebaczempoprawiał drwa i spojrzała na niego z dezaprobatą.Strzelająceiskry wyskakiwały w górę, tańczące płomienie oświetlałyciepłym blaskiem jego piękną twarz.Nagle poczuła otaczająceją dotkliwe zimno.Szybko zebrała rozrzucone koce.Czyżbyrzeczywiście rozkopała się w niespokojnym śnie? Czy możeon je rozrzucił w swoich lubieżnych zamiarach?Na jej policzku wykwitł rumieniec wstydu.Może on tylkopróbował nakryć ją kocem, kiedy ona wyciągnęła ręce i.Schowała twarz w dłoniach.Paliła się ze wstydu.Poczekałachwilę, ale nie dochodził do niej żaden dzwięk z wyjątkiemśniegu rzucanego o szyby przez silne podmuchy wiatru.Zerknęła pomiędzy palcami, żeby sprawdzić, co robi Mitch.Nie klęczał już przy ogniu.Rozejrzawszy się wokół,stwierdziła, że leży w poprzek pokoju, a spod koców wystajemu tylko czubek głowy.Chciała go zawołać, przeprosić, wyjaśnić, że to był tylkosen, że pocałunek, który na nim wymusiła, nic nie znaczył, alenie mogła wydusić słowa.Z bólem doszła do wniosku, żeMitch na pewno chce zapomnieć o tym przykrym incydencie,a poza tym nie umiała kłamać.Nie dało się bowiem ukryć, żeten pocałunek wiele dla niej znaczył.Bardzo wiele.Nim doszła do pełnej świadomości po przebudzeniu,przeżyła cudowną chwilę.Nagle poczuła, że ktoś się niąopiekuje.To samo przeżywała w czasie balu, kiedy Mitch wkroczył do akcji po nieszczęsnej scenie urządzonej przezPaula.Teraz przypomniała sobie, jak Mitch załatwił tę sprawę,spokojnie, lecz zdecydowanie.To ciepłe, miłe uczuciezatrważało ją.Było zbyt silne, zbyt osobiste, tak jak pocałunkiMitcha.Czyż nie dostała już gorzkiej nauczki od Guya,aroganckiego, dominującego szaleńca, który chciał wszystkotrzymać w garści?Dobrze, Mitchell Rath może jej się podobać i dawaćpoczucie schronienia i bezpieczeństwa, ale przecież to dziwaki samotnik! Odpłynie w dal w tej samej chwili, kiedy dostanieto, po co przyjechał, czyli imperium Stubena.Nie powinnazachowywać się nieodpowiedzialnie i tracić dla tegomężczyzny głowy.Poniedziałkowy poranek przyniósł kolejne pół metraśniegu, a także, około południa, prąd.Cała trójka wyczołgałasię z chłodnego już schronienia, jednak jedyną osobą,sprawiającą wrażenie wyspanej, była Claire.W południe ciotka tarła marchewkę na swoją słynnąmięsno - warzywną zapiekankę.Mitch i Elaine pomagali jej wgrobowym milczeniu.Byli uwięzieni w domu, bo drogizostały zasypane i miało upłynąć wiele godzin, zanim stanąsię przejezdne.Oczywiście, gdyby - chodziło o sprawę życia iśmierci, można by się jakoś przebić przez zaspy, alepolowanie na Paula Stubena taka sprawą nie było.Chyba żedla Mitchella Ratha.- Kto pokroi paprykę? - spytała Claire.- Już posiekana -.odrzekła Elaine.- Cebula też.- Zwietnie.- Claire wysypała warzywa na ciasto i zaczęłaje zagniatać.Elaine sięgnęła po ziemniaka, żeby go obrać, lecz natrafiłana rękę Mitcha.- Ja obiorę ziemniaki - mruknęła, szybko zabierając swojądłoń. - Jak będziemy obierać razem, będzie szybciej.Nieodpowiedziała.Poczekała, aż Mitch wezmieziemniaka, a potem zanurzyła rękę w torbie.Obierającwarzywa, stali zbyt blisko siebie, ale głupio by było bezwidomego powodu zmykać w drugi koniec kuchni.Nie byłaprzecież dzieckiem.Nie będzie uciekała przed Mitchem tylkodlatego, że ją kilka godzin temu namiętnie pocałował.Claire włożyła potrawę do formy i wstawiła do pieca.- Wiecie, chyba dokończę przeglądać te ścinki, którechciałam wczoraj segregować.Potrzebne mi będą na nowypatchwork.- Umyła ręce nad zlewem.- Miejcie oko nazapiekankę.Zawołajcie mnie, jak będzie gotowa.Elaine odprowadziła ją pełnym niepokoju wzrokiem.Powyjściu ciotki w kuchni zapanowała nienaturalna cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl