[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła wzrok na jednego z oficerów.- Gdzie jest lekarz? - zapytała ponaglająco.- Nie wiem - odparł młody podporucznik ze sztabu Forneya.- PannoBeaumont, nic tu po pani.Ten człowiek jest jedną nogą w grobie.165SR Zanim Camilla zdążyła się odezwać, Gabriel wyłonił się z cienia i podszedł donich zdecydowanym krokiem.- Może będę mógł mu pomóc.Duvall sprawiał wrażenie rozdrażnionego, tymczasem Camilla z miejsca sięrozchmurzyła.- Wielebny Leland! Bóg nam pana zesłał w samą porę.Gabriel popatrzył na człowieka leżącego na stole operacyjnym.Wiele gokosztowało, by nie okazać niczego ponad duszpasterską troskę.W jego głowiekłębiły się pytania, lecz podszedł do Harry'ego, udając, że go nie zna.Położył murękę na czole.Było suche i rozpalone gorączką.Miał wychudzoną i zarośniętątwarz, zapadnięte policzki i błyszczące oczy.Spojrzał na Camillę.- Zgadzam się z porucznikiem Duvallem.Nic tu po pani, panno Beaumont.Może pani wyjaśnić tę nagłą troskę o.żołnierza z obozu wroga? Jeńca, jak sądzę?- Owszem, to jeniec - przyznała, obrzucając urażonym wzrokiem Gabriela.-Ale także istota ludzka! Potrzebował fachowej pomocy, więc nalegałam, byprzewiezć go do szpitala.Harry zemdlał.Prawdopodobnie cierpiał z powodu niedo-żywienia i wycieńczenia, a nie poważnego schorzenia.- Pewnego dnia ściągnie pani na siebie poważne kłopoty.Bezinteresownadobroć nie zawsze popłaca.Według mnie ten człowiek zapadł na chorobęSeptigariusa.Obydwaj mundurowi jak na komendę odskoczyli od stołu.- Na pewno? Skąd pan wie? - Duvall starannie wytarł ręce o mundur.- Wiele razy odprawiałem nabożeństwa żałobne w intencji ofiar tej plagi.Duvall złapał Camillę za łokieć.- Panno Beaumont, nalegam, by pozwoliła mi pani odprowadzić się do domu.Wyrwała mu się.166SR - Proszę wrócić do wartownika i powiedzieć mu, że ten człowiek jest zbytchory, by opuścić szpital.Wielebny Leland i ja dopilnujemy, żeby wrócił do aresztu,jak tylko dojdzie do siebie.- Ale.- Panie poruczniku, martwy jeniec na nic wam się nie przyda - zauważyłarozsądnie.- Nie oddadzą wam żywego konfederata za trupa unity.Pana wzywająobowiązki, a ja nie mam żadnych pilnych zajęć.Gabriel zrobił niezadowoloną minę na użytek zebranych, choć prawdęmówiąc, miał ochotę się uśmiechnąć.- Pani babka nie będzie zachwycona, gdy się dowie, że pozostaje pani wmiejscu pełnym zarazków i oddycha zainfekowanym powietrzem.- Przychodzę tu niemal codziennie.Zechce pan poinformować panią St Clair,że odłożyłam podróż na pózniej i że niebawem wrócę do domu?Duvall ukłonił się sztywno.- Mam nadzieję, że pani wie, co robi.- Skinąwszy na towarzysza, wyszedłwraz z nim na korytarz.Camilla zamknęła za nimi drzwi, po czym wróciła do Harry'ego i dotknęłajego bezwładnej dłoni.- Nie stój tak - ponagliła Gabriela.- Zrób coś!- Co mianowicie?- Nie wiem.Jesteś lekarzem.- Nie jestem le.- Och, skończ wreszcie z tymi bzdurami! Udawaj sobie, kogo chcesz, tylko minie wmawiaj, że nie jesteś lekarzem!- Nie krzycz.- Przestanę krzyczeć, kiedy się ruszysz i pomożesz Harry'emu.167SR Wpatrywali się w siebie w pełnym napięcia milczeniu.W końcu Gabrielwzruszył ramionami i przyłożył ucho do serca pacjenta.Potem uniósł jedną z jegopowiek i obejrzał zrenicę.%7łałował, że nie ma odpowiednich narzędzi.- Skąd on się tutaj wziął?- Nie wiem.- Camilla obserwowała bacznie każdy jego ruch.- Miałamwłaśnie wsiąść do pociągu, gdy spędzono ich z wozu w pobliżu składu kolejowego.- Wzdrygnęła się.- Prawie go nie poznałam.- A on? Poznał ciebie?- Chyba tak.- Pogładziła kuzyna po zarośniętym policzku.- Co mu jest?- Nic poważnego.Trzeba go nakarmić, napoić i położyć do łóżka.Potrzebujesnu.- A choroba Septa-Septi.Gabriel się roześmiał.- Nie ma czegoś takiego.- Wystraszyłeś mnie - rzuciła oskarżycielskim tonem Camilla.- I dobrze.Może dzięki temu zastanowisz się, nim popełnisz kolejne głupstwo.- Zrobiłabym to jeszcze raz, gdybym musiała - oznajmiła bez wahania.Cała ona: bezinteresowna, impulsywna i nierozsądna.Skończywszy badaniechorego, spojrzał na Camillę.- Gdybym wiedział, przez co przeszedł, byłoby mi łatwiej go leczyć.Jest wtakim stanie, że pewnie będzie spał tydzień, szkopuł w tym, że za tydzień może jużbyć martwy.- Ale przecież mówiłeś, że to nic groznego.- Nie jestem cudotwórcą.Trzeba go obserwować.Przygryzła wargę.- W takim razie.zabieram go do domu.- Oszalałaś? Nie możesz tego zrobić.Jest jeńcem, żołnierzem unii.Co powietwój ojciec?168SR - Na pewno go nie wyrzuci.Jamie mu na to nie pozwoli.- Przecież wciąż kwateruje u was sztab Forneya, prawda?- No tak, ale.- Konfederaci nie wydadzą ci jeńca, a nawet gdyby, do całej twojej rodzinnyprzylgnie opinia sympatyków unii.- Babka jest zażartą zwolenniczką secesji, ojciec finansuje transporty zapasówi wojska, a brat przemyca broń dla konfederatów.Krótka obecność choregokrewnego z pewnością nie zrobi z nas podejrzanych, nawet jeśli ów krewny nosigranatowy, a nie szary mundur.Gabriel przypomniał sobie rozmowy z przedstawicielami StrażyObywatelskiej, które odbył, nim pozwolono mu wjechać do miasta.Camilla niemogła jednak wiedzieć, jak niepewny status mają Beaumontowie.Spróbował zatemz innej beczki.- Skoro nic innego do ciebie nie przemawia, pomyśl o bezpieczeństwieHarry'ego.- Cały czas o nim myślę.Umrze, jeśli nie zapewnimy mu właściwiej opieki.Sam to przed chwilą powiedziałeś.Musisz mi pomóc, Gabrielu.Wiem, że maszwpływy, i możesz ich nakłonić, by oddali go pod moją opiekę.Miała rację.Jeśli wezmie sprawy w swoje ręce, być może uda mu się zapobieckatastrofie.Sytuacja z dnia na dzień się komplikowała.Wykonywanie misji wmiejscu, gdzie jest się rozpoznawanym, miało pewne zalety, niemniej niosło takżespore zagrożenie.- Dobrze.Zobaczę, co da się zrobić.Radość, która odmalowała się na twarzy Camilli, ubodła go w samo serce.Ona kocha Harry'ego! Zamknął oczy, jakby to mogło odpędzić ból.Panie dopomóż,jeśli tam jesteś.- Babcia?!169SR Odwrócił się i ujrzał w drzwiach Delythię St Clair wspartą na ramieniugenerała Forneya.- Co tu się, do licha, wyprawia? - Starsza pani weszła do środka i zbliżyła siędo wnuczki.- Nie dość, że cała rodzina się o ciebie martwi, bo umyśliłaś sobiewyjechać, ot tak, dla kaprysu, to jeszcze po drodze adoptowałaś jankeskiego jeńca!- Wiesz, kim jest ten jeniec, babciu?Starsza pani zignorowała pytanie i kiwnęła głową Gabrielowi.- Witam, wielebny Lelandzie.Camilla tupnęła ze złością.- To nie jest jakiś Jankes! To Harry!Matrona zmarszczyła czoło.- Dziecko drogie, rozum ci odjęło?- Pani St Clair - odezwał się Gabriel - proszę podejść i przekonać się nawłasne oczy, że to pani wnuk.- Nie mam wnuka, który nosi wrogi mundur! - Zerknęła na Forneya, któryuśmiechnął się ze zrozumieniem i poklepał ją po dłoni.- To rodzina ze stronyEzekiela wydała na świat takich zdrajców.- Pomaszerowała do stołu operacyjnego ispojrzała na pacjenta.- Nigdy w życiu nie widziałam tego człowieka.Camillo,natychmiast wracasz do domu.Wielebny Lelandzie, zechce pan dopilnować, bytemu człowiekowi zapewniono ludzkie traktowanie i odprowadzono go tam, skądprzyszedł.Pismo Zwięte każe nam miłować wrogów i modlić się za naszychprześladowców, ale nawet ja wzbraniałbym się przed tym, by udzielić schronieniajankeskiemu żołnierzowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl