[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie jakbym wróciła do punktu, w którym się to wszystkozaczęło spaceruję po Londynie tak jak inni turyści, stoję wkolejce do British Museum i do Victoria and Albert.Co półgodziny sprawdzam telefon, żywiąc płonną nadzieję, że Dominicskontaktuje się ze mną.Najwyrazniej nie mam na co liczyć.Przypuszczalnie uznał mnie za beznadziejny przypadek i dałsobie ze mną spokój.Teraz, kiedy już odbył swoją niepojętąpokutę pewnie mnie nie potrzebuje.Wciąż nie mogę się pożegnać z nadzieją na to, że chce omnie walczyć, może nawet się zmienić.Mija jednak godzina zagodziną a żadna wiadomość nie przychodzi.Wracam do mieszkania póznym popołudniem, zgrzana i zmęczonaCelia czeka na mnie, teraz spokojna i zrelaksowana po tym, jak sięrozpakowała.- Napijesz się herbaty, jak sądzę ogłasza i przygotowujeimbryk earl greya, który podaje z pysznymi morelowymiciasteczkami.Kiedy sączymy herbatę, rozmawiając o tym iowym, Celia nagle przerywa:- O, właśnie sobie przypominam.Gdy wczoraj weszłam domieszkania, na wycieraczce w przedpokoju leżał lisi do ciebie.Położyłam go na stoliku i zamierzałam ci od razu wręczyć,ale zupełnie zapomniałam.Zobaczyłam go dopiero dzisiaj już potwoim wyjściu.Odkładam szybko filiżankę i pędzę do przedpokoju.Znajomakremowa koperta jest zaadresowana do mnie pismem Dominica.Rozdzieram ją szybko drżącymi rękami.W środku znajdujęodręcznie zapisaną kartkę.Droga Beth,Twoja odwaga i hart ducha wzbudzają we mnie ogromny podziw iszacunek.To, o co poprosiłem poprzedniej nocy, wymagało od Ciebiewielkiego poświęcenia.Wiem, że popchnąłem Cię na granice Twoichmożliwości, i doskonale rozumiem, że dalej nie mogłaś się już posunąć.Jeżeli któreś z nas powinno się wyrzec swoich potrzeb, to ja, Beth, a nieTy.Zachowywałem się bardzo egoistycznie i dostałem nauczkę, że nieprzybliża mnie to do tego, czego najbardziej pragnę, to znaczy do Ciebie.Miałem swoją szansę, wiem o tym.Wytrwałaś przy mnie dłużej niżjakakolwiek inna kobieta.Ale i tak to spieprzyłem.Po tym, co sięwydarzyło między nami, nie śmiem mieć na nic nadziei, ale gdybyś chciałaporozmawiać, będę u siebie dziś wieczorem.Jeśli nie dostanę od Ciebie wiadomości, zrozumiem, że nie życzysz sobiedalszego kontaktu, i uszanuję to.Mam nadzieję, że Ty i Adam będziecie razem szczęśliwi.Uściski,DxPS Buduar jest do Twojej dyspozycji.Korzystaj z niego, jak długo Cibędzie potrzebny.Zamieram ze zgrozy.Czekał na mnie zeszłego wieczoru.Kiedyjadłam kolację z Celią, on był u siebie, mając nadzieję, że przyjdęporozmawiać.A z listu wynika, że chce się zmienić, wyraża gotowość pójść innądrogą. O mój Boże.Czy już za pózno?.Zpieszę do salonu i patrzę do mieszkania naprzeciwko.Półrzezroczyste zasłony są zasunięte, ale widzę, że ktoś się tamporusza. Jest u siebie.Jeszcze zdążę.Zwracam się do Celii, która siedzi na sofie i obserwuje mnie zniejakim zdziwieniem.- Muszę wyjść.Nie wiem, kiedy wrócę.- Skoro musisz, kochanie - mówi, gładząc De Havillandazwiniętego na jej kolanach. Do zobaczenia.Wychodzę w takim pośpiechu, że nawet się z nią nie żegnam. ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYKilka oszalałych minut, żeby się dostać z jednej część ibudynku do drugiej, i oto pędzę korytarzem w stronę mieszkaniaDominica.Dobijam się do drzwi. Dominic, jesteś tam? To ja, Beth!Dręcząca chwila oczekiwania, a potem słyszę zbliżające się kroki.Drzwi otwierają się na oścież, ukazując wysoką, smukłą postaćVanessy. Co ona tu robi?!. A, Beth - mówi chłodno.- No, no. Gdzie jest Dominie? - wysapuję.- Muszę się z nim zobaczyć.-Trochę na to za pózno, nie sądzisz? Odwraca się na pięciei wchodzi do środka.Idę za nią, wciąż walcząc z zadyszką. Co to znaczy?Zwraca się w moją stronę i przeszywa mnie twardym spojrzeniem. Czy nie narobiłaś już dość kłopotów? pyta zimnym tonem- Przewróciłaś wszystko do góry nogami.Zanim się pojawiłaśbyło porządnie poukładane. Ja.nie.nie rozumiem.Co takiego zrobiłam?Vanessa przechodzi do salonu, a ja za nią.Okropnie jestznalezć się tu bez Dominica.Jakby brakowało niezbędnej iskryżycia.Cóż, oczywiście spowodowałaś problem, oto co zrobiłaś.Wbija we mnie wzrok. Dominica nie ma.Wyjechał.-Wyjechał? - Krew odpływa mi z twarzy.Zaraz zemdleję -Dokąd?- To naprawdę nie twój interes, ale jeśli już musisz wiedziećjest w drodze do Rosji.Wezwał go szef i niewątpliwie zabawi tamjakiś czas.- Jak długo?Vanessa wzrusza ramionami.- Tygodnie.Miesiące.Nie wiem.Zawsze stawia się nawezwanie szefa.Z Rosji może polecieć do Nowego Jorku albo doLos Angeles, Belize czy na koło podbiegunowe.Kto wie?- Ale.on mieszka tutaj.- Mieszka tam, gdzie to konieczne.A jeśli musi być gdzieśindziej, na pewno się tam nie nudzi. Chodzi po pokoju,zbierając jakieś rzeczy i wkładając je do płóciennej torby.- Tak żewygląda na to, iż twój wakacyjny romansik dobiegł końca.Gapię się na nią, wciąż nie ogarniając sytuacji.Ile ona wie otym, co zaszło? Są sobie bliscy z Dominikiem, ale czy aż tak, bysię jej zwierzał z naszych intymnych spraw?V anessa zatrzymuje się i odwraca do mnie.Twarz makamienną gdy kładzie rękę na biodrze i stwierdza:Myślę, że jesteś głupia, jeśli mogę wyrazić swoje zdanie.Byłgotów zrobić dla ciebie więcej niż dla kogokolwiek innego.Chciałsię spróbować zmienić.A ty to odrzuciłaś.- Ale to pomyłka - mówię bez tchu, wreszcie odzyskując głos.-Pomyślał, że jestem z powrotem z Adamem, a to nieprawda Imiałam się z nim spotkać wczoraj wieczorem, ale dostałamwiadomość dopiero teraz.Vanessa wzrusza ramionami, jakby te szczegóły były dla niej zbytnużące.- Mniejsza o powody, straciłaś szansę. Uśmiecha sięponuro Ptaszek definitywnie odleciał.Większość kobietzrobiłabywszystko, by go zdobyć, bez względu na jego słabostki.Nie sądzę,żebyś dostała drugą szansę.Jej słowa przeszywają mnie boleśnie.Czy naprawdę byłamaż taka głupia?Nagle nachyla się ku mnie z niemal życzliwym wyrazemtwarzy Oczy jej łagodnieją, gdy mówi:- Wracaj do domu i zapomnij o nim.Dla własnego dobra,naprawdę.To nie miało szans powodzenia, tyle jest oczywiste.Miałaś swoje chwile radości.Wracaj tam, gdzie twoje' miejsce.Kiedy tak patrzę na nią, nagle ulatuje ze mnie duch walki. Pewnie ma rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Prawie jakbym wróciła do punktu, w którym się to wszystkozaczęło spaceruję po Londynie tak jak inni turyści, stoję wkolejce do British Museum i do Victoria and Albert.Co półgodziny sprawdzam telefon, żywiąc płonną nadzieję, że Dominicskontaktuje się ze mną.Najwyrazniej nie mam na co liczyć.Przypuszczalnie uznał mnie za beznadziejny przypadek i dałsobie ze mną spokój.Teraz, kiedy już odbył swoją niepojętąpokutę pewnie mnie nie potrzebuje.Wciąż nie mogę się pożegnać z nadzieją na to, że chce omnie walczyć, może nawet się zmienić.Mija jednak godzina zagodziną a żadna wiadomość nie przychodzi.Wracam do mieszkania póznym popołudniem, zgrzana i zmęczonaCelia czeka na mnie, teraz spokojna i zrelaksowana po tym, jak sięrozpakowała.- Napijesz się herbaty, jak sądzę ogłasza i przygotowujeimbryk earl greya, który podaje z pysznymi morelowymiciasteczkami.Kiedy sączymy herbatę, rozmawiając o tym iowym, Celia nagle przerywa:- O, właśnie sobie przypominam.Gdy wczoraj weszłam domieszkania, na wycieraczce w przedpokoju leżał lisi do ciebie.Położyłam go na stoliku i zamierzałam ci od razu wręczyć,ale zupełnie zapomniałam.Zobaczyłam go dopiero dzisiaj już potwoim wyjściu.Odkładam szybko filiżankę i pędzę do przedpokoju.Znajomakremowa koperta jest zaadresowana do mnie pismem Dominica.Rozdzieram ją szybko drżącymi rękami.W środku znajdujęodręcznie zapisaną kartkę.Droga Beth,Twoja odwaga i hart ducha wzbudzają we mnie ogromny podziw iszacunek.To, o co poprosiłem poprzedniej nocy, wymagało od Ciebiewielkiego poświęcenia.Wiem, że popchnąłem Cię na granice Twoichmożliwości, i doskonale rozumiem, że dalej nie mogłaś się już posunąć.Jeżeli któreś z nas powinno się wyrzec swoich potrzeb, to ja, Beth, a nieTy.Zachowywałem się bardzo egoistycznie i dostałem nauczkę, że nieprzybliża mnie to do tego, czego najbardziej pragnę, to znaczy do Ciebie.Miałem swoją szansę, wiem o tym.Wytrwałaś przy mnie dłużej niżjakakolwiek inna kobieta.Ale i tak to spieprzyłem.Po tym, co sięwydarzyło między nami, nie śmiem mieć na nic nadziei, ale gdybyś chciałaporozmawiać, będę u siebie dziś wieczorem.Jeśli nie dostanę od Ciebie wiadomości, zrozumiem, że nie życzysz sobiedalszego kontaktu, i uszanuję to.Mam nadzieję, że Ty i Adam będziecie razem szczęśliwi.Uściski,DxPS Buduar jest do Twojej dyspozycji.Korzystaj z niego, jak długo Cibędzie potrzebny.Zamieram ze zgrozy.Czekał na mnie zeszłego wieczoru.Kiedyjadłam kolację z Celią, on był u siebie, mając nadzieję, że przyjdęporozmawiać.A z listu wynika, że chce się zmienić, wyraża gotowość pójść innądrogą. O mój Boże.Czy już za pózno?.Zpieszę do salonu i patrzę do mieszkania naprzeciwko.Półrzezroczyste zasłony są zasunięte, ale widzę, że ktoś się tamporusza. Jest u siebie.Jeszcze zdążę.Zwracam się do Celii, która siedzi na sofie i obserwuje mnie zniejakim zdziwieniem.- Muszę wyjść.Nie wiem, kiedy wrócę.- Skoro musisz, kochanie - mówi, gładząc De Havillandazwiniętego na jej kolanach. Do zobaczenia.Wychodzę w takim pośpiechu, że nawet się z nią nie żegnam. ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYKilka oszalałych minut, żeby się dostać z jednej część ibudynku do drugiej, i oto pędzę korytarzem w stronę mieszkaniaDominica.Dobijam się do drzwi. Dominic, jesteś tam? To ja, Beth!Dręcząca chwila oczekiwania, a potem słyszę zbliżające się kroki.Drzwi otwierają się na oścież, ukazując wysoką, smukłą postaćVanessy. Co ona tu robi?!. A, Beth - mówi chłodno.- No, no. Gdzie jest Dominie? - wysapuję.- Muszę się z nim zobaczyć.-Trochę na to za pózno, nie sądzisz? Odwraca się na pięciei wchodzi do środka.Idę za nią, wciąż walcząc z zadyszką. Co to znaczy?Zwraca się w moją stronę i przeszywa mnie twardym spojrzeniem. Czy nie narobiłaś już dość kłopotów? pyta zimnym tonem- Przewróciłaś wszystko do góry nogami.Zanim się pojawiłaśbyło porządnie poukładane. Ja.nie.nie rozumiem.Co takiego zrobiłam?Vanessa przechodzi do salonu, a ja za nią.Okropnie jestznalezć się tu bez Dominica.Jakby brakowało niezbędnej iskryżycia.Cóż, oczywiście spowodowałaś problem, oto co zrobiłaś.Wbija we mnie wzrok. Dominica nie ma.Wyjechał.-Wyjechał? - Krew odpływa mi z twarzy.Zaraz zemdleję -Dokąd?- To naprawdę nie twój interes, ale jeśli już musisz wiedziećjest w drodze do Rosji.Wezwał go szef i niewątpliwie zabawi tamjakiś czas.- Jak długo?Vanessa wzrusza ramionami.- Tygodnie.Miesiące.Nie wiem.Zawsze stawia się nawezwanie szefa.Z Rosji może polecieć do Nowego Jorku albo doLos Angeles, Belize czy na koło podbiegunowe.Kto wie?- Ale.on mieszka tutaj.- Mieszka tam, gdzie to konieczne.A jeśli musi być gdzieśindziej, na pewno się tam nie nudzi. Chodzi po pokoju,zbierając jakieś rzeczy i wkładając je do płóciennej torby.- Tak żewygląda na to, iż twój wakacyjny romansik dobiegł końca.Gapię się na nią, wciąż nie ogarniając sytuacji.Ile ona wie otym, co zaszło? Są sobie bliscy z Dominikiem, ale czy aż tak, bysię jej zwierzał z naszych intymnych spraw?V anessa zatrzymuje się i odwraca do mnie.Twarz makamienną gdy kładzie rękę na biodrze i stwierdza:Myślę, że jesteś głupia, jeśli mogę wyrazić swoje zdanie.Byłgotów zrobić dla ciebie więcej niż dla kogokolwiek innego.Chciałsię spróbować zmienić.A ty to odrzuciłaś.- Ale to pomyłka - mówię bez tchu, wreszcie odzyskując głos.-Pomyślał, że jestem z powrotem z Adamem, a to nieprawda Imiałam się z nim spotkać wczoraj wieczorem, ale dostałamwiadomość dopiero teraz.Vanessa wzrusza ramionami, jakby te szczegóły były dla niej zbytnużące.- Mniejsza o powody, straciłaś szansę. Uśmiecha sięponuro Ptaszek definitywnie odleciał.Większość kobietzrobiłabywszystko, by go zdobyć, bez względu na jego słabostki.Nie sądzę,żebyś dostała drugą szansę.Jej słowa przeszywają mnie boleśnie.Czy naprawdę byłamaż taka głupia?Nagle nachyla się ku mnie z niemal życzliwym wyrazemtwarzy Oczy jej łagodnieją, gdy mówi:- Wracaj do domu i zapomnij o nim.Dla własnego dobra,naprawdę.To nie miało szans powodzenia, tyle jest oczywiste.Miałaś swoje chwile radości.Wracaj tam, gdzie twoje' miejsce.Kiedy tak patrzę na nią, nagle ulatuje ze mnie duch walki. Pewnie ma rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]